Tego błędu Arsenal nie może znów popełnić. Zeszłoroczny miał poważne konsekwencje. "Im szybciej, tym lepiej"
Arsenal ma realną szansę na mistrzostwo Anglii. Aby było to jednak możliwe, londyńczycy nie mogą popełnić błędu z ubiegłego roku. Kolejne przespanie zimowego okienka transferowego miałoby dla nich poważne konsekwencje.
Zero. Tylu właśnie piłkarzy ofensywnych, nie licząc juniorów, miał na ławce Mikel Arteta w ostatnim meczu Arsenalu z Newcastle. Jedynymi nominalnymi napastnikami lub skrzydłowymi wśród rezerwowych byli 19-latkowie: Nathan Butler-Oyedeji i Marquinhos. Obaj łącznie uzbierali w karierze jedną minutę na poziomie Premier League (kilkadziesiąt sekund Brazylijczyka przeciwko Brentford kilka miesięcy temu).
To jak na drużynę walczącą o tytuł mistrzowski sytuacja wręcz absurdalna. Arsenal, mimo że z impetem prze w tym sezonie do przodu i prowadzi w tabeli, ma niezwykle krótką “kołdrę”. Marząc o zwycięstwie w końcowej klasyfikacji Premier League, musi poszerzyć kadrę.
Związane ręce
Oczywiście, taki a nie inny kształt ławki rezerwowych z Newcastle (i innych starciach po mundialu) wynika z kontuzji. Poważnego urazu doznał Gabriel Jesus. Od dłuższego czasu z problemami zdrowotnymi zmaga się Emile Smith Rowe, mogący grać na lewej flance, jako schodzący skrzydłowy. Na domiar złego, przed świętami posypał się także Reiss Nelson, który grywał dotychczas mało, ale obecnie i on byłby dla Artety na wagę złota. Niestety, szpital w ofensywie połączony ze zbyt wąską kadrą ogranicza Hiszpanowi pole manewru. Do tego stopnia, że przeciwko “Srokom” menedżer wpuścił na boisko jedynie obrońcę, Takehiro Tomiyasu. Zmiana z przodu, za wycieńczonych Gabriela Martinelliego lub Bukayo Sakę, byłaby przy bezbramkowym wyniku idealnym planem. Nowy zawodnik mógłby dać słynny impuls, świeżą krew, więcej polotu i dynamiki. Nic z tego. Na razie Arteta ma związane ręce.
Ale nawet gdyby wszyscy piłkarze byli zdrowi, Arsenal potrzebowałby nowego skrzydłowego. Bo Smith Rowe klasycznym skrzydłowym nie jest, a Nelson, jak bardzo by nie doceniać jego starań, nie prezentuje poziomu godnego zespołu walczącego o mistrzostwo Anglii. Saka i Martinelii, mimo że grają w tym sezonie naprawdę zjawiskowo i skutecznie, nie są robotami. Należy im się oddech, zmiana przy słabszym występie, przy zmęczeniu. Zmiana bez dużej utraty jakości dla ogółu.
Stąd “Kanonierzy” powinni zadbać o sprowadzenie nowego bocznego napastnika. Zimowe okienko to świetna okazja, by łatać dziury i uzupełniać braki kadrowe, których nie dało się z różnych względów uzupełnić latem. W ubiegłym roku na Emirates Stadium tego zabrakło. Po styczniowym odejściu Pierre-Emericka Aubameyanga londyńczycy nie sprowadzili nowej “dziewiątki”. Po tym, jak starania o Dusana Vlahovicia spełzły na niczym, klub nie zrealizował żadnego planu “B”. W efekcie w drugiej fazie sezonu Arsenalowi brakowało strzelca wyborowego i musiał męczyć się w ataku z nieskutecznym Alexandre Lacazettem. Skończyło się serią pudeł Francuza, wypadnięciem z TOP4 i brakiem Ligi Mistrzów. W Londynie mogli żałować, że zeszłej zimy nie podjęli ryzyka i nie załatali dziury w pierwszej linii. Nawet jeśli po sezonie trafili w środek tarczy z transferem Gabriela Jesusa.
Bez powtórki
Teraz sytuacja jest znacznie poważniejsza. “Armatki” przewodzą tabeli i mają szansę, by doprowadzić do sensacji, zgarniając tytuł mistrzowski kosztem Manchesteru City. Do tego potrzebują jednak wzmocnienia siły rażenia. Mikel Arteta wprost powiedział, że ma zbyt mało “szabel”, ale jednocześnie odesłał z pytaniami o transfery do dyrektora sportowego Edu Gaspara i zarządu.
Gasparowi nie można zarzucić bierności. Brazylijczyk pracuje w pocie czoła, by sprowadzić do Londynu Mychajło Mudryka z Szachtara Donieck. Arsenal złożył już dwie oferty za Ukraińca, w tym drugą o łącznej wartości bliskiej 70 mln euro. “Górnicy” nie palą się jednak do sprzedaży skrzydłowego, oczekując znacznie większych pieniędzy i przywołując stumilionowy transfer Antony’ego z Ajaksu do Manchesteru United jako przykład. Co więcej, do rozmów włączyła się wyjątkowo rozrzutna i działająca z rozmachem Chelsea. Mimo że “Kanonierzy” nadal mają być na pole position wyścigu o Mudryka, nie sposób przewidzieć, jak ta saga się zakończy. Nawet biorąc pod uwagę determinację piłkarza, zmotywowanego, by dołączyć do drużyny Mikela Artety.
Płacenie gigantycznych pieniędzy za Mudryka i pozyskanie go za wszelką cenę nie jest rozwiązaniem problemów. Szczególnie, że to zawodnik nadal niesprawdzony szerzej w poważnej piłce. Licytacja z Chelsea Arsenalowi raczej nie jest na rękę, klub z Emirates pokazał to już latem przy próbie ściągnięcia Raphinhi, gdy w pewnym momencie po prostu zrezygnował z finansowej bitwy.
Nie może jednak dojść do powtórki z rozrywki z roku 2022. Wówczas skupienie się na Vlahoviciu i uganianie za nim większość czasu sprawiło, że nie udało się wypracować sensownej alternatywy. Teraz Arsenal zwyczajnie nie ma czasu, by zwlekać, a co gorsza odpuścić temat transferu skrzydłowego. Kadra jest wąska, a terminarz napięty - dwa następne ligowe spotkania lidera to starcia z Tottenhamem i Manchesterem United. Nawet z wracającym Smith Rowem ofensywne możliwości “The Gunners” są dość małe.
Kto, jeśli nie Mudryk? Na rynku dostępne są ciekawe i tańsze opcje, jak choćby Marcus Thuram z Gladbach. Nie zamknęły się też drzwi do przynajmniej czasowego sprowadzenia Joao Felixa z Atletico. Niezależnie jednak od tego, kto miałby dołączyć do Arsenalu - im szybciej to zrobi, tym lepiej dla drużyny. Szkoda marnować taką szansę na historyczny wynik na koniec sezonu. Szczególnie, że “Kanonierzy” naprawdę grają zachwycająco.