Tę kompromitację widział cały świat. A i tak prześcignął gwiazdy

Tę kompromitację widział cały świat. A i tak prześcignął gwiazdy
screen/DAZN
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski05 Sep · 15:00
Przez lata był co najwyżej piłkarskim średniakiem. W końcu znalazł jednak miejsce, w którym wyrósł na gwiazdę. Gdyby w piłce nożnej rozdawali nagrody za charakter, Ante Budimir regularnie gościłby na piedestale.
Poprzedni sezon był dla niego przełomowy, zdecydowanie najlepszy w karierze. Mimo że liga hiszpańska stoi młodymi diamentami, czasem nawet nastoletnimi, to weterani też znajdą swoje miejsce. Ante Budimir jest dowodem na to, że prawdziwe życie może rozpocząć się po trzydziestce. W poprzednich miesiącach większość kibiców na Półwyspie Iberyjskim żyła popisami Jude’a Bellinghama, Artema Dowbyka czy Alexandra Sorlotha, aczkolwiek niepozorny snajper Osasuny po cichu też kolekcjonował trafienia.
Dalsza część tekstu pod wideo
Chorwat był jednym z najlepszych strzelców ligi hiszpańskiej, chociaż do historii przeszła jego dość efektowna wpadka. W połowie kwietnia do Pampeluny przyjechała Valencia, odnosząc zwycięstwo 1:0. W doliczonym czasie gry Budimir stanął przed szansą na strzelenie gola, ale koncertowo zmarnował rzut karny. Podszedł do piłki, zatrzymał się, a potem kopnął ją w tak niezgrabny sposób, jakby pierwszy raz gościł na boisku. Z całą pewnością była to najłatwiejsza interwencja Giorgiego Mamardaszwiliego przy bronieniu jedenastki. Zagranie stało się viralem, filmik zrobił grube wyświetlenia w mediach społecznościowych. Cała sytuacja jest jednak tylko anegdotką, która nie powinna przysłonić całej historii niezmordowanego 33-latka.

Dziecko wojny

Historia Budimira, podobnie jak wielu obecnych reprezentantów "Vatrenich", została naznaczona grozą wojny. Urodził się w Zenicy na terenie Bośni i Hercegowiny, ale kiedy miał kilka miesięcy, jego rodzina musiała uciekać do ciotki mieszkającej w Chorwacji. Niedługo potem stracił ojca w wypadku samochodowym. Odskocznią okazał się futbol.
- Zacząłem grać w piłkę na ulicach w Chorwacji. Na początku byłem najwyższy, więc postawiono mnie na bramce. Stadion HNK Gorica był położony 200 metrów od domu i pewnego dnia powiedziałem mamie, że chcę tam grać. W klubie zmieniono mi pozycję i przesunięto na atak. Mówili, że wyglądam trochę jak Marco van Basten, więc może to dlatego - z uśmiechem przyznał na łamach El Mundo.
- Jak przeżywam to, że jestem nazywany “dzieckiem wojny”? Nie rozmawiam wiele na ten temat, ale na pewno to ukształtowało nasze pokolenie. Kiedy jedziesz na mundial, patrzysz na koszulkę reprezentacji, zdajesz sobie sprawę, że za te barwy ktoś musiał przelać krew. To dodaje ci siły. Dlatego ludzie z Bałkanów są właśnie tacy - dodał.
Inter Zapresić wyciągnął go z Goricy, płacąc zaledwie 20 tys. euro. W kolejnych latach Budimir stał się małym obieżyświatem. Zwiedzał takie kluby, jak St. Pauli, Crotone, Sampdoria czy Mallorca. W żadnej z tych drużyn nie rozegrał nawet 100 spotkań. Jego wyraźne ograniczenia utrudniały mu zrobienie wielkiej kariery. Mówimy bowiem o napastniku, którego liczba atutów nie należy do największych. Przede wszystkim potrafi fantastycznie grać głową, wystarczy dośrodkować piłkę, a on zamieni się w linie lotnicze Air Ante. Znacznie gorzej wygląda, kiedy futbolówka znajduje się w dolnych rejonach boiska. Nie ma wyjątkowej wizji gry, nie jest szczególnie przydatny poza polem karnym. Aby móc wykorzystać najmocniejsze strony, potrzebuje konkretnie przygotowanego środowiska. Takim stała się Osasuna.

Cesarz El Sadar

Budimir trafił do Pampeluny w 2020 roku. Mallorca bez większego żalu oddała na wypożyczenie napastnika, który nie sprawdził się na Balearach. Tymczasem na El Sadar szybko stał się liderem ofensywy. Ograniczenia techniczne i szybkościowe okazały się niewielkim problemem. Cały zespół został bowiem ustawiony w taki sposób, aby Chorwat mógł skupić się jedynie na finalizacji ataków. Za jego plecami operowali diabelnie kreatywni Aimar Oroz czy Chimy Avila. W efekcie napastnik, który dotychczas był symbolem nieskuteczności, nagle strzelił 11 goli w 30 meczach. Kąsał wyżej notowanych rywali pokroju Atletico, Athletiku czy Villarrealu. Nic dziwnego, że nawet nie myślał o powrocie do macierzystego klubu.
- Przekazałem już Mallorce chęć pozostania tutaj. W Pampelunie gram w piłkę, wracam do domu i jestem szczęśliwy. Czuję, że Osasuna to jeden z niewielu klubów, który jest własnością kibiców. Mamy stadion na 24 000 miejsc i co roku sprzedaje się 23 000 karnetów. Czujesz to wsparcie w mieście, na ulicach. Widzisz, że ludzie żyją miłością do drużyny. Gdybym miał porównać Pampelunę do Majorki, to tam można spotkać Anglików, Niemców, turystów z innego kraju. Pod tym względem Pampeluna jest być może bardziej tradycyjna. Czułem się komfortowo, mieszkając w obu miejscach, ale chciałbym zostać w Osasunie - stwierdził wówczas w wywiadzie dla Diario de Navarra. - W przeszłości często zmieniałem drużyny, bo nigdy wcześniej nie byłem w takim klubie, jak Osasuna. Tutaj czuję się szczęśliwy - to już słowa z ubiegłorocznej konferencji, na której przedłużył umowę do końca sezonu 2026/27.
Warto podkreślić, że sam transfer nie był wcale prosty do zrealizowania. Mallorca nie ułatwiła transakcji i odwołała się do klauzuli odstępnego wynoszącej aż 8 mln euro. W Premier League włodarze nawet się po tyle nie schylają, ale hiszpańskiej kluby operują w innych realiach. Osasuna przy dużym wysiłku zapłaciła taką kwotę, bijąc swój rekord transferowy. Poprzednim najdroższym zakupem był Ruben Garcia sprowadzony za raptem 3,5 mln euro. Budimir kosztował ponad dwa razy więcej, ale dziś nikt w Nawarze nie żałuje choćby jednego wydanego centa.
- Jeśli Budimir mówi, że będzie za kwadrans druga, przyjedzie za kwadrans druga. Nie musisz się o to martwić. Ma obsesję na punkcie pracy, jest bardzo metodyczny. Zawsze opuszcza ośrodek treningowy jako ostatni, ponieważ po treningach wykonuje dodatkowe ćwiczenia. Taki już jest - opisał go Abraham Romero, dziennikarz El Mundo.

Historyczny sezon

Budimir od ponad czterech lat pozostaje liderem ofensywy Osasuny. W końcu stał się jednak kimś więcej niż idolem lokalnej społeczności. W minionych rozgrywkach kibice z całej Hiszpanii musieli podziwiać jego kolejne występy. Zakończył sezon z imponującym dorobkiem 17 trafień, zajmując piąte miejsce w wyścigu o Trofeo Pichichi. Do Bellinghama i Lewandowskiego stracił tylko dwa gole, a wyprzedził inne wielkie gwiazdy pokroju Viniciusa Juniora czy Antoine’a Griezmanna. Po raz pierwszy od 1937 roku jakikolwiek zawodnik Osasuny strzelił więcej niż 15 goli w jednym sezonie La Liga.
Co ważne, Budimir po raz kolejny w karierze udowodnił, że nie przeszkodzi mu żadna przeciwność losu. Na początku roku doznał złamania szczęki w starciu z Las Palmas, ale ani myślał o dłuższej rekonwalescencji. Dziennik Marca podawał, że w Czechach błyskawicznie wykonano dla niego specjalną maskę z włókna węglowego. Dzięki temu spokojnie zagrał w następnej kolejce ligowej. Gdyby kręcono remake Zorro, może nawet miałby szansę na angaż w roli głównej. Z kolei wspomniany wcześniej mecz z Valencią, kiedy zmarnował karnego, zakończył z trzema połamanymi żebrami. Ponownie skrócił rehabilitację do absolutnego minimum, aby pomóc drużynie na finiszu rozgrywek.
Warto też podkreślić, że Budimir nagle nie stał się innym piłkarzem. W wieku 32-33 lat trudno przemodelować swój styl gry. Można jedynie opanować do perfekcji już przyswojone elementy. Tak oto Chorwat poprawił się pod względem skuteczności, strzelając 17 goli przy tylko 31 celnych strzałach. W minionym roku wygrywał średnio 5,8 pojedynku powietrznego na 90 minut, co stanowiło najlepszy wynik wśród wszystkich zawodników ofensywnych w lidze hiszpańskiej. Przykrył tym samym gigantyczne braki w zakresie kreacji. Jego celność podań nie przekracza bowiem 55%. W trzech z poprzednich pięciu sezonów nie zanotował ani jednej asysty. On nie jest i nigdy nie będzie namiastką Karima Benzemy czy Harry’ego Kane’a, czyli napastników w typie 9,5. To rasowy snajper, któremu trzeba wrzucić piłkę w pole karne. On już będzie wiedział, co z nią zrobić.
- To był bardzo udany sezon, ale wszystko rozpoczęło się od dobrego okresu przygotowawczego. Bardzo ważne jest utrzymanie odpowiedniej formy fizycznej. To był fundament, na którym później zbudowałem swoje występy. Jestem bardzo szczęśliwy z tego, jak wszystko się poukładało. Nie czuję się idolem El Sadar, ale widzę, że ludzie mnie wspierają, mówią miłe słowa, kiedy wychodzę na ulicę. Dziękuję im za to wsparcie - opowiedział w rozmowie z marką Kosner, sponsorem Osasuny.

Późny debiut

Kariera reprezentacyjna potwierdza, że Budimir jest piłkarzem długo dojrzewającym. Dopiero w wieku 29 lat otrzymał pierwsze powołanie do seniorskiej kadry. Premierowy występ od razu okrasił asystą ze Szwajcarią. Pod swoje skrzydła wziął go nieśmiertelny Luka Modrić, który przeżył już kilka dobrych pokoleń w ekipie “Vatrenich”.
- Gra z Luką to dla mnie zaszczyt. Wszyscy wiemy, jakim jest zawodnikiem. Ale potem widzisz go na treningach, jak przygotowuje się do każdych zajęć, jak wykonuje każde ćwiczenie. To też świetny kolega. Pamiętam, że kiedy debiutowałem, powiedział, że mam jedynie cieszyć się grą. Podkreślił, że ja mam czerpać radość, a pozostałych dziesięciu zawodników postara się jeszcze mocniej. To było coś naprawdę wyjątkowego - stwierdził w rozmowie z Goal.com.
Ostatnie występy napastnika w reprezentacji nie były szczególnie oszałamiające. Podczas EURO 2024 cała Chorwacja wyglądała jak cień drużyny, która sięgała po medale na mistrzostwach świata w 2018 i 2022 roku. Modrić i spółka pożegnali się z niemieckim turniejem już po fazie grupowej. Budimir w sumie rozegrał 122 minuty, notując w tym czasie pięć strzałów i zaledwie osiem celnych podań. Krótko mówiąc, zawiódł. Warto jednak przypomnieć, że to właśnie jego bramka w ogóle wprowadziła zespół na ten turniej. W ostatnim meczu eliminacyjnym “Vatreni” pokonali Armenię 1:0, dzięki czemu uniknęli baraży.
Po nieudanym EURO w kadrze Chorwacji doszło do pewnych zmian. Marcelo Brozović i Domagoj Vida zakończyli kariery reprezentacyjne. Budimir zdecydowanie nie wysyła sygnałów, aby chciał pójść w ich ślady. Kilka miesięcy temu Zlatko Dalić podkreślił, że w jego drużynie zawsze będzie miejsce dla zawodnika, który regularnie strzela gole, nie występując w czołowej ekipie. Osasuna rozpoczęła co prawda ten sezon od zdobycia siedmiu punktów w siedmiu kolejkach, ale raczej nikt nie typuje jej do walki o najwyższe lokaty.
Teraz snajper z Pampeluny powinien po raz pierwszy w karierze zagrać z Polską. I już możemy współczuć naszym stoperom, którym przyjdzie z nim rywalizować. Niepozorny 33-latek teoretycznie jest powolny, niezbyt zwrotny, próżno spodziewać się po nim jakichkolwiek prób dryblingu. Zawsze wie jednak, gdzie się ustawić, kiedy wyskoczyć i co zrobić, aby umieścić piłkę w siatce. Dzięki temu, zachowując odpowiednie proporcje, już nie tylko podobieństwo wizualne może go łączyć z Marco van Bastenem.

Przeczytaj również