"Tamto wydarzenie to dowód jego siły". Ten Hag zmienił wszystko. Na takiego trenera w United czekali od lat
Aż do minionej niedzieli Manchester United czekał ponad pięć lat na zdobycie tytułu. Był to okres najdłuższej posuchy w XXI-wiecznej historii "Czerwonych Diabłów". Ale każda seria - nawet ta najgorsza - ma swój kres. Tak też stało się w wypadku giganta angielskiego futbolu, który powrócił na mistrzowski szlak dzięki zwycięstwu nad Newcastle United w finale Carabao Cup. Powrócił tam w dużej mierze dzięki Erikowi ten Hagowi.
Carabao Cup często traktuje się dość pogardliwie. Te rozgrywki zyskały nawet rangę trzeciorzędnego pucharu. To lekceważące podejście jest jednak obalane zawsze wtedy, gdy dochodzi do wielkiego finału. Jakikolwiek klub tam był nie trafił, jego kibice przeżywają 90 minut ekstazy lub horroru, zaś Wembley nigdy nie świeci pustkami. Dowodem na to ostatnie starcie Newcastle i Manchesteru United.
Oddani fanatycy "Srok" przybyli na legendarny stadion tak tłumnie, że pod tym względem wręcz zdziesiątkowali rywali. Ich zachowanie było przy tym w pełni naturalne, bo zasłużony przecież zespół niebywale długo czekał na jakikolwiek sukces. Pięknie opowiadał o tym Alan Shearer, którego świadectwo możecie przeczytać TUTAJ. Znamienne jest jednak to, że w niedzielnym finale z wewnętrzną posuchą zmagało się nie tylko Newcastle, ale też Manchester United, który walczył o swoje pierwsze trofeum od sezonu 2016/17 zakończonego triumfem w Lidze Europy pod wodzą Jose Mourinho.
Ponad pięć lat nicości to nie jest coś, do czego fani "Czerwonych Diabłów" zdołali przywyknąć. Być może dlatego ich ostateczne zwycięstwo smakowało tak wyjątkowo - co z tego, że to "tylko" Carabao Cup. Liczy się sam fakt uzupełnienia gabloty - stanowi on bowiem dowód na to, że drużyna z Old Trafford znowu może być wielka, a Erik ten Hag jawi się jako ktoś, na kogo czerwona strona Manchesteru czekała z utęsknieniem. Takiej atmosfery w zespole nie było od czasów sir Alexa Fergusona.
Jak najlepsi
Puchar Ligi jest oczywiście pierwszym trofeum, po które Holender sięgnął w trakcie swojej wyspiarskiej kariery, wszak trwa ona zaledwie 7 miesięcy, więc 53-latek innych okazji po prostu nie miał. Warto jednak zauważyć, że już teraz zaczął podążać drogą najlepszych w historii Premier League - premierowe brytyjskie tytuły w dorobku Gerarda Houllier, Jose Mourinho, Manuela Pellegriniego i Pepa Guardioli to właśnie Puchar Ligi. Grono jest zatem cokolwiek zacne, a uzupełniają je jeszcze cenieni Michael Laudrup czy Steve McClaren.
Trener United nie zamierza przy tym spoczywać na laurach. Niezwykle wymowna stała się scena tuż po zakończeniu starcia z Newcastle, gdy szkoleniowiec został wezwany przed telewizyjne kamery. Były opiekun Ajaksu przyszedł z pucharem w dłoniach, postawił go na stole, udzielił krótkiego wywiadu i odszedł, zostawiając trofeum. Dziennikarze zwrócili mu uwagę, a Ten Hag zareagował w najlepszy możliwy sposób.
- Ten mogę zostawić, ponieważ są inne puchary. Ten już jest nasz - rzucił Holender, pokazując swoją mentalność i zapowiadając, że Manchester United będzie walczył o więcej.
Zespół z Old Trafford w istocie ma na to szanse. W Lidze Europy z kwitkiem odprawił FC Barcelonę, w Pucharze Anglii przygotowuje się do rywalizacji z West Hamem, natomiast w Premier League cały czas ma nadzieje na mistrzostwo. Strata do pierwszego Arsenalu wynosi obecnie osiem punktów, ale historia pokazywała, że nie taką stratę można jeszcze odrobić. Tym bardziej, że do końca pozostało nie pięć, ale 14 kolejek.
Cały ten sen United, rozpoczęty w niedzielne popołudnie, prawdopodobnie nie byłby jednak możliwy, gdyby nie kilka odważnych decyzji ze strony trenera. Dotyczyły one nie tylko kwestii stricte taktycznych, ale kadrowych. Podziękowanie niektórym zawodnikom, uważanym za niekwestionowanych liderów, stało się kluczem do sukcesu "Czerwonych Diabłów". Historia z Cristiano Ronaldo pokazała, że to Holender od początku miał rację - pozbycie się Portugalczyka stanowiło dowód siły, chociaż wiele osób początkowo kwestionowało prawo 53-latka do postawienia się piłkarzowi, który sam stawiał się na pozycji świętej krowy.
Próba charakterów
Przeciwstawienie się zawodnikowi uchodzącemu za jednego z najlepszych w historii wymagało nie lada odwagi, tym bardziej, że Ten Hag był dopiero na początku swojej przygody w Anglii. Szybko pokazał jednak, że nie pozwoli się zdominować. To cecha szczególnie ważna, gdy zarządzasz szatnią przepełnioną gwiazdami - wszyscy wiemy, że wystarczy tylko jeden piłkarz, stawiający własną rację na piedestale, aby zupełnie zdestabilizować szatnię. Holender na takie działanie nie pozwolił.
Pamiętny wywiad Cristiano Ronaldo był pokazem buty, arogancji i braku szacunku nie tylko do przełożonego, ale też klubowych kolegów. CR7 starał się zdyskredytować absolutnie wszystko, co dzieje się na Old Trafford. Być może część jego uwag była celna, być może miał trochę racji naświetlając problemy infrastrukturalne, lecz nie znaczy to, iż nikt w Manchesterze nie zdawał sobie z nich sprawy. Wręcz przeciwnie - wszyscy mieli świadomość istniejących problemów, co tylko potęgowało gorycz po erupcji egoizmu gwiazdora z Madery. "Czerwone Diabły" mierzyły się wówczas z kiepskimi wynikami sportowymi, a napastnik, zamiast starać się cokolwiek zmienić, znowu wybrał siebie.
Tym samym nie pozostawił Ten Hagowi żadnego pola manewru. Gdyby 53-latek zbagatelizowałby to zachowanie, straciłby szatnię. Musiał zatem zgodzić się na prawdziwą próbę charakterów i po kilku miesiącach wydaje się, że to on odniósł kompletne zwycięstwo. W momencie, gdy Cristiano Ronaldo strzela gole w Arabii Saudyjskiej, uśpiony gigant powoli budzi się do życia i sięga po pierwszy puchar od pięciu lat. Być może zabrzmi to jak burzenie świętości, ale gdyby w pierwszej linii ognia na Newcastle wyszedł nie Wout Weghorst, ale Cristiano Ronaldo, nie byłoby tak ważnego triumfu.
A przecież to właśnie były trener Ajaksu opowiadał się za sprowadzeniem swojego rodaka, co było ruchem nie tyle nieoczywistym, co początkowo absurdalnym. Rosły snajper okazał się jednak idealnym uzupełnieniem układanki i człowiekiem, który dla "Czerwonych Diabłów" wskoczy w ogień. W świetle przydomku klubu z Old Trafford wydaje się to szczególnie istotnym gestem.
Tańczący z pucharami
Odejście CR7 pozwoliło również rozwinąć skrzydła młodym piłkarzom. W końcu w momencie kryzysu z Portugalczykiem informowano, że początkujący gracze mają pewien problem z zachowaniem napastnika, który nie figurował jako idealny wzorzec.
Tymczasem obecnie nie ma żadnego śladu po jakimkolwiek niezadowoleniu. Te Hag znalazł sposób, aby dotrzeć do każdego - powoli odbudował Jadona Sancho, dał coraz więcej szans Aaronowi Wan-Bissace, Fred zyskał niespotykaną wcześniej pozycję w drużynie, Bruno Fernandes odzyskał blask, natomiast Harry Maguire - odsunięty przecież od pierwszego składu - jest nadal traktowany jak bardzo ważny zawodnik.
Obrońca w meczu z Newcastle United wszedł dopiero w końcówce, ale z miejsca otrzymał opaskę kapitańską od wspomnianego Fernandesa. Nawet jeśli ostatecznie pożegna się z Old Trafford to nie jako ktoś, kogo fani będą chcieli wywieźć na taczce.
Wreszcie wydaje się, że Ten Hag, nieco wbrew zrzędliwym legendom Manchesteru United, znalazł sposób na dogadanie się z nową generacją gwiazd. Jego taniec z Anthonym i Lisandro Martinezem - kolejną dwójką, za którą Holender od początku się opowiadał - stał się symbolem niedzielnego finału Carabao Cup.
Symbolem nowego Manchesteru United. Manchesteru United powracającego, silnego, odbudowującego swoją pozycję. Wreszcie Manchesteru United Erika ten Haga, który jawi się jako ktoś, kto jeszcze nie raz i nie dwa zatańczy z trofeum wywalczonym na chwałę zespołu z Old Trafford.
- Ja po prostu kocham United. Kiedy widzę nasze koszulki, kiedy widzę naszą więź z fanami, kiedy widzę Old Trafford, kiedy widzę takie dziedzictwo, które zostawił sir Alex. W United rozwinęło się tak wielu wielkich graczy i robi to duże wrażenie - my chcemy zrobić to samo. Ten zespół chce tworzyć własną historię, własne dziedzictwo. Kiedy nadarzyła się taka okazja, pomyślałem, że to odpowiedni klub dla mnie. Chcę być jego częścią - powiedział 53-latek zaraz po swoim pierwszym triumfie.