Talent Liverpoolu z depresją zniszczony przez samotność. Wrócił do gry po 3 latach. "Nie chciałem tu być"
W 2016 roku został wytransferowany przez Liverpool do Bournemouth za 15 milionów funtów. Był to doskonały biznes "The Reds", bo Jordon Ibe nie nadawał się na ten poziom. W 2021 roku niedoszły gwiazdor Premier League przyznał się do depresji. Przez długi czas było o nim cicho. Przepadł. Od ponad trzech lat nie grał w piłkę. Dopiero teraz wrócił.
Kariery w Premier League Jordon Ibe już nie zrobi, ale nie to jest dla niego najważniejsze. 28-latek właśnie wrócił do gry w piłkę nożną po ponad trzech latach przerwy. Wszedł na kilka minut w starciu Ebbsfleet vs Oldham Athletic. To National League, piąty poziom rozgrywkowy w Anglii.
Post, który zmienił wszystko
Nie grał już w sezonie 2019/20 w Bournemouth. To te rozgrywki, które przerwano na ponad trzy i pół miesiąca przez COVID-19. Wtedy latem wygasł mu kontrakt, ale od marca wiedział, że go tu nie chcą. Wybrał ofertę klubu, który świetnie znał - Derby County.
Tam kiedyś wypożyczył go Liverpool. Można uznać ten okres (jesień 2014) za kluczowy w jego karierze. Dzięki temu wywalczył miejsce w “The Reds” na rundę wiosenną i na kolejny sezon. Później dyrektor klubu z Anfield, Michael Edwards, wycisnął z Bournemouth więcej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. 15 mln funtów. "Wisienki" pobiły rekord transferowy, ufając głównie potencjałowi Jordona Ibe'a. Liverpool się nie zapierał. Przecież chłopak rozegrał ponad 1100 ligowych minut i strzelił tylko jednego gola w Premier League w sezonie 2015/16. Pożegnano się z nim bez żalu.
Druga przygoda Ibe’a z Derby nie była udana. To zaledwie trzy minuty rozegrane w pierwszej drużynie i ogromne kłopoty z samoakceptacją. Wiele osób mogło się zastanawiać - co takiego dzieje się z chłopakiem, którego porównywano kiedyś do Raheema Sterlinga. Nie gra i w zasadzie... nie wiadomo dlaczego. Nagle przepadł i go nie ma przez jakieś niewyjaśnione okoliczności.
Tak naprawdę od dawna zmagał się z kłopotami psychicznymi, jednak o nich nie opowiadał. Wstydził się. Wiedzieli tylko najbliżsi. Dopiero 22 stycznia 2021 roku piłkarz przerwał milczenie i opublikował odważny, bardzo szczery post na Instagramie. Przyznał, że kiedy był w trakcie pisania, to łzy lały mu się strumieniami po policzkach.
- Chcę przeprosić wszystkich moich fanów na całym świecie. Znalazłem się w ciemnym miejscu z powodu depresji. To nie jest żaden mój plan medialny, by nagłośnić swoje nazwisko. Po prostu naprawdę jest mi ciężko. Doceniam miłość i wiadomości od wszystkich. Te czasy są trudne z powodu pandemii. Mam pełne wsparcie ze strony rodziny i klubu Derby County. Naprawię siebie i tę sytuację, w którą jestem zaangażowany w 100 procentach. Zrobię to nie tylko dla mojej rodziny, bliskich przyjaciół czy córki, ale dla samego siebie.
Odludek
Nie dość, że nie miał klubu latem 2021 roku, to jeszcze złamał nogę. Wiadomo, nikt przecież nie weźmie połamańca. Paradoks jest taki, że mimo kłopotów było mu łatwiej, bo kilka miesięcy wcześniej wyjawił publicznie wspomniany sekret. Czuł, że ludzie go wspierają. Ryan Conway z The Athletic podpytał o Ibe'a pracowników Derby. Niektórzy wcześniej opisywali go jako miłego, gdy jest w dobrym nastroju, ale... nie był taki za często. Raczej robił za niezrozumiałego odludka, samotnika. To widać, skoro przychodzi raz, drugi, ósmy z słuchawkami na uszach na stołówkę i nie chce z nikim rozmawiać.
Nie spotykał się prywatnie z kolegami z zespołu. Gdy został gdzieś zaproszony, odmawiał. Po treningach wracał do domu. Nikogo w swój ponury świat nie wciągał. Nie nawiązywał bliższych relacji. Wydawał się zagubiony. Ktoś inny mógłby to też ocenić inaczej i powiedzieć, że "znalazła się gwiazdeczka". Takie wrażenie miał właśnie Jordon Ibe, że w ten sposób na niego patrzą i się nim brzydzą. Wolał jednak to niż otwarcie się.
Złamana noga i refleksje
W listopadzie 2021 roku (10 miesięcy po głośnym poście na Instagramie) nadal nie miał klubu, ale rozwinął w Sport Bible temat najtrudniejszego dla siebie momentu. Jego refleksja jest taka, że wtedy... uratował sobie życie. Odtąd ludzie zaczęli go inaczej postrzegać. Nie widzieli w nim już gwiazdora z Liverpoolu, który spóźnia się na treningi i nie chce się integrować.
- To był najciemniejszy okres w moim życiu. Szczerze mówiąc, było to wołanie o pomoc. Poczułem, że muszę zabrać głos, bo jeśli nie, to... nie wiem, co mogłoby się wydarzyć. Dobrze, że to zrobiłem. Nie próbuję sprawić, żeby ludzie mi współczuli. Czuję, że bardzo ważne było po prostu to, żebym otwarcie o tym powiedział, także mojej rodzinie, bo nie wiadomo, co może potem z tego wyniknąć. Tak naprawdę to walczę z depresją od czterech lat (czyli od 2017 - przyp. red.).
- Krytyka jest ostra. Widziałem wiele osób dyskutujących w socialach i myślę, że najbardziej bolały mnie te negatywne komentarze. Bo to ja jestem swoim największym krytykiem. Naprawdę jestem bardzo krytyczny wobec siebie i zawsze staram się być lepszy. Starałem się więc nie logować zbyt często na Twittera ani Instagrama, ale wciąż widziałem, jak wiele osób wtrącało swoje trzy grosze na temat przebiegu mojej kariery. Ten post w styczniu miał także na celu poinformować wszystkich, że nie leżę i się nie relaksuję, gdy nie gram w piłkę.
Jordon Ibe czasami blokował się, by nie wracać do tematu. Później jednak zdał sobie sprawę, że być może pomoże kilku lub kilkunastu osobom. Nie musi o tym nawet wiedzieć. Chodzi o to, że najtrudniej jest się otworzyć, a jeśli mówi o tym głośno piłkarz z przeszłością Premier League, to odważniejszy będzie też zwykły człowiek. Patrzcie, nawet jego to dotknęło, to i mnie może. Dlatego Ibe po dziesięciu miesiącach postanowił rozgrzebać te rany.
Turcja, czyli kompletna klapa
W styczniu 2022 roku, czyli rok po opublikowaniu posta i po poradzeniu sobie ze złamaniem, powędrował w dość niespodziewanym kierunku - do drugiej ligi tureckiej. Podpisał trzy i pół letni kontrakt z Adanasporem.
- Bóg jeden wie, ile to dla mnie znaczy. Próby i cierpienia, przez które przeszedłem. Dziękuję ci, Jezu. Dziękuję Adanasporowi za przywrócenie mnie na właściwe tory - tak to skwitował na Instagramie. Do dziś ma w profilu kilka fotek w pomarańczowej koszulce, ale nigdy tam nie zadebiutował. Dwa razy znalazł się na ławce rezerwowych. Nie dostał nawet minutki. Kontrakt został rozwiązany latem, mimo że klub oficjalnie poinformował o długiej umowie. Kompletna klapa.
Skromne owacje w piątej lidze
Kilka dni temu wszedł na boisko w barwach Ebbsfleet. Wrócił. Nieważne, że w piątej lidze angielskiej i przy kilku nieśmiałych brawach. Ważne, że poczuł meczową atmosferę po ponad trzech latach przerwy.
Z jednej strony skrzydłowy przez trzy lata w ogóle nie grał w piłkę nożną, z drugiej przecież jeszcze cztery lata temu biegał po boiskach Premier League w koszulce Bournemouth. Dopiero potem rozpoczął się zjazd niżej i niżej. 27-latek znalazł się na ławce rezerwowych podczas starcia w czwartej rundzie kwalifikacyjnej Pucharu Anglii ze Slough Town. Było to w październiku 2023 roku. W styczniu 2024 także nie podniósł się z ławki rezerwowych w spotkaniach ligowych. Tak przyznał na stronie oficjalnej nowego klubu:
- Ciężko pracowałem, żeby móc skupić się na piłce nożnej i uwierzyć w siebie oraz w to, że mogę dać coś od siebie na boisku. Boisko to miejsce, w którym uwielbiam być i gdzie jestem najbardziej szczęśliwy, ale najpierw musiałem wyzdrowieć i się dobrze przygotować, by dać sobie tę szansę. Sposób, w jaki Ebbsfleet mi pomógł i mnie w to wszystko wprowadził, był naprawdę pomocny.
Trauma
W jego życiu wydarzyła się jeszcze inna, straszna rzecz, która prawdopodobnie siedzi w nim do dzisiaj. Mniej więcej wtedy pojawiły się objawy depresji i zespołu stresu pourazowego. 6 listopada 2016 roku został napadnięty. Jeden z czterech sprawców przyłożył mu nóż do gardła. Złodzieje zabrali mu Rolexa wartego 25 tysięcy dolarów. Rzecznik policji stwierdził, że na szczęście nie doszło do poważniejszych konsekwencji. Doszło, ale... w psychice Ibe'a. Co z tego, że nikt go nie dźgnął nożem, skoro od tej chwili zaczął mieć stany lękowe. Będąc z córką w sklepie, oglądał się za siebie. Dzwonił nagle po ludziach, bo czuł w powietrzu coś podejrzanego. Momentami “schizował”. Sam o tym mówił, że chciał być dziesięć kroków przed wszystkimi i nie dać się już tak zaskoczyć.
A sam napad? 20-letni wówczas piłkarz wracał spokojnie do domu po treningu, aż tu nagle czwórka złodziei uderzyła w tył jego samochodu. On sam kontra czterech gości. Wyszedł z samochodu i to był jego błąd. Jeden gość zaczął wymachiwać nożem, inny miał spluwę. Wszystko to dokładnie zaplanowali. Wiedzieli, kiedy będzie kończył trening i gdzie mają zaczekać. Do zdarzenia doszło zaledwie kilka dni po próbie napadu na Andy’ego Carrolla. Sprawcy wiedzieli, że Ibe ma Rolexa. Nie miał go na ręce, gdy wysiadł z auta, a jednak chcieli właśnie konkretnie ten zegarek. Dopiero po pięciu latach Jordon opowiedział o tym szerzej w wywiadzie na kanale Baller Talk na YouTube. Mówił, że złodzieje spali w aucie siedem godzin, żeby tylko na niego "zapolować". Tam też zresztą dużo dokładniej poruszył temat depresji i powiedział co go dobiło i całkowicie już złamało:
- Podczas pandemii COVID-19, na początku, kluby normalnie trenowały. Bournemouth pozwoliło mi odejść. Zostały cztery miesiące, a oni mówią, że mogę odejść... Musiałem o siebie zawalczyć. Opiekować się córką od czasu do czasu. Jedynie ona sprawiała, że miałem dobry nastrój, ale i tak byłem pogrążony w depresji. Nie chcę tego mówić, bo być może jest to lekceważące w stosunku do mojej córki, ale po prostu nie chciałem tu wtedy być i płakać w większości tego covidowego czasu
- Moja mama nie spała w nocy. Nie mogła w ogóle spać. Dzwoniła do kuzyna, który jest w moim wieku, żeby ze mną został. Po to, żebym nie zrobił niczego głupiego. Byłem w takim cholernym dołku człowieku, jak nigdy. Żadnej nadziei. Po co żyję? Takie myśli dręczyły mi głowę. Zwłaszcza dlatego, że mieszkałem całkowicie sam, bo nie byłem już z ekspartnerką, a moja córka została razem z nią. Miałem czas, żeby po prostu siedzieć i myśleć.
Kariera Jordona Ibe'a nie potoczyła się tak, jak oczekiwało od niego wielu kibiców Liverpoolu. W sezonie 2015/16 miał być następcą Raheema Sterlinga. Do dziś jego najbardziej elektryzującym występem w koszulce "The Reds" jest spektakularny powrót z wypożyczenia i derbowe starcie z Evertonem. Chodził tam, jak dzik. Takich występów już nie powtórzy, ale ważne, żeby doceniał to, z czego udało mu się wyjść.