Takiego trenera brakuje Polsce. Znów awansował na EURO, w nowej ojczyźnie go kochają. "Uratowałem godność"
Jego kariera trenerska długo nie mogła nabrać rozpędu. Gdy znalazł się na zakręcie - bez pracy, zarobków i rozważając porzucenie futbolu, dostał ofertę, która odmieniła jego życie. Dała mu nie tylko życiową szansę, ale i… nową ojczyznę. Oto Marco Rossi, bohater narodowy Węgier.
Węgrzy właśnie świętowali awans na trzecie z rzędu mistrzostwa Europy. Takiej serii nie mieli jeszcze nigdy. Ostatnie dwa wyjazdy na EURO to dzieło uwielbianego w kraju selekcjonera Marco Rossiego. 59-letni Włoch pierwszy raz trafił na Węgry, gdy znajdował się o krok od rezygnacji z kariery trenerskiej. Ten wyjazd zupełnie odmienił jego życie. Rossi wyprowadził kadrę z kryzysu, budując solidnego europejskiego średniaka, umiejącego rzucić rękawice zdecydowanie wyżej notowanym rywalom. Stał się twarzą tej zmiany, choć przed opuszczeniem Włoch, tułając się po niższych ligach, znajdował się w poważnym dołku.
Chciał rzucić trenerkę
Marco Rossi był niezłym zawodnikiem. Rozegrał kilkadziesiąt meczów w Serie A i ponad 150 na jej zapleczu. Występował m.in. w Torino czy Sampdorii, ale zaliczył też przygodę w Eintrachcie Frankfurt i wyjazd do Meksyku. Dzielił szatnię z Ruudem Gullitem czy Roberto Mancinim. Choć jego piłkarskie CV wyglądało przyzwoicie, nie dawało gwarancji udanego startu na ławce trenerskiej.
W nowej roli zaczynał od młodzieżówek, potem wylądował w niższych ligach. Lumezzane, Pro Patria, Spezia, Scafatese, Cavese - oto lista drużyn, które prowadził w ojczyźnie. Wszystkie na poziomie Serie C i Serie D. Nigdzie nie odnosił spektakularnych sukcesów. W 2011 roku, po rozstaniu z ostatnim z wymienionych klubów, telefony przestały dzwonić. Nie odzywały się przez kilkanaście miesięcy. No, może poza ofertami zakładającymi, że trener sam opłaci swój angaż.
- To był trudny okres, przez trzy lata nie zarobiłem ani jednego euro, nie przywiozłem do domu żadnych pieniędzy. Dostałem trzy oferty, ale powiedziano mi, że będę musiał zapłacić za trenowanie w Serie C. Czułem się zniesmaczony. (...) Nie miałem depresji, ale byłem w bardzo bliskim jej stanie - można przeczytać jego słowa na portalu “Fanpage.it”.
W końcu ofertę pracy poza piłką złożył mu brat. Mógł pracować u niego w firmie księgowej. Taki ruch dałby pewny zarobek i stabilność rodzinie. Choć ta opcja go kusiła, Rossi dostał inną, zaskakującą propozycję, która wszystko zmieniła. Do Włocha odezwał się Honved Budapeszt. Wyjazd na Węgry w normalnych warunkach nie stanowiłby oczywistego wyboru, ale okazał się życiową szansą. I Rossi zamierzał z niej skorzystać.
Nowy kraj, nowy Rossi
Po wyjeździe za granicę włoski trener, w pewnym sensie, narodził się na nowo. Po pierwsze, zamiast pracować w niższych ligach, poza szczeblem centralnym, wylądował w krajowej elicie. Po drugie, już na samym starcie wykręcił naprawdę imponujący wynik. Jego ekipa zakończyła debiutancki sezon 2012/13 na podium - pierwszym od niemal 20 lat.
Bardzo udany początek oznaczał oczywiście wysoko postawioną poprzeczkę. Gdy więc w kolejnych rozgrywkach nie udało się nawiązać do świetnych rezultatów, Włoch podjął decyzję o ustąpieniu ze stanowiska. Z klubem pożegnał się serią pięciu przegranych spotkań ligowych, z zaledwie jednym strzelonym golem. Rozbrat nie trwał długo. Rossi w lutym 2015 roku, po niespełna ośmiu miesiącach, ponownie objął stery w Honvedzie. Pierwszy pełny sezon po powrocie przyniósł ósme miejsce. Drugi, 2016/17, zakończył się jednak mistrzostwem kraju. Tytułem sensacyjnym, bo, po pierwsze, Honved nie należał do klubów najbogatszych, regularnie bijących się w czołówce, a po drugie - czekał na taki sukces aż 24 lata. Wtedy trener uznał, że to odpowiedni moment na kolejne rozstanie.
- Zostałem mistrzem, więc zapisałem się w historii tego fantastycznego klubu. Wykonałem swoje zadanie, wspaniałe zadanie i, jak to mówią, dobrze kończyć, będąc na szczycie. Dokładnie tak zrobię - cytowało jego słowa węgierskie “Nemzeti Sport”.
Następnie Włoch podpisał umowę z Dunajską Stredą - słowacką drużyną, mocno związaną z mniejszością węgierską. Poprowadził ją do trzeciego miejsca w lidze, ponownie przerywając długie oczekiwanie na finisz na podium (także 24 lata). Finisz na tak wysokiej lokacie rozpoczął udaną dla klubu erę corocznej walki w czołówce. Rossi w niej jednak nie uczestniczył. Dostał bowiem ofertę, której odrzucenie zakrawałoby o szaleństwo.
Odrodzeni Węgrzy
Gdy latem 2018 roku odezwał się telefon od węgierskiej federacji, trener nie musiał się zastanawiać. Na Węgrzech wciąż bardzo go cenili, a posada selekcjonera drużyny narodowej stanowiła niebywałe wyróżnienie. Kadra potrzebowała człowieka gotowego, by ją odbudować. Ledwie dwa lata wcześniej grała na pierwszym od prawie pięciu dekad EURO, ale w międzyczasie zaliczyła bolesny zjazd i potrafiła nawet przegrać z Andorą. Zatrudnienie Rossiego odwróciło trend. Choć zaczął on od przegranej z Finlandią, szybko nadeszły sukcesy - oczywiście na miarę tego, do czego w poprzednich dekadach przyzwyczaiła kibiców reprezentacja Węgier. Nowy selekcjoner wprowadził drużynę na mistrzostwa Europy i awansował z nią do Dywizji A Ligi Narodów, choć startował na jej trzecim poziomie. Kraj go pokochał, a na organizowanym w kilku państwach EURO 2020 dostał niepowtarzalną szansę: poprowadził reprezentację na wielkim turnieju przed własnymi kibicami, bo ta dwa grupowe spotkania rozgrywała w Budapeszcie.
Odpadnięcie w grupie nie zmieniło spojrzenia na jego pracę. Choć z Portugalią “Madziarzy” przegrali 0:3, z Niemcami i Francuzami rywalizowali jak równy z równym, urywając im po punkcie. Reprezentacja Węgier imponowała wyborną organizacją i zacięciem. Powszechnie zwracano uwagę na świetną pracę selekcjonera, który podniósł drużynę z kryzysu.
I choć na mistrzostwa świata w Katarze Węgrom ponownie nie udało się awansować (lepsi okazali się Anglicy, Polacy oraz Albańczycy), nikt nawet nie myślał o rozstaniu z Rossim. Włoski szkoleniowiec stał się twarzą reprezentacji, a jego świetną pracę potwierdziły występy w Lidze Narodów 2022. Przeciwko Włochom, Niemcom i Anglii Węgrzy powinni zostać rozbici w drobny mak, tymczasem wygrali trzy spotkania - m.in. triumfując 4:0 na Wembley - i do końca bili się o miejsce w play-offach.
Bohater narodowy
Dzięki jego pracy futbol znowu stał się cool nad Balatonem. Cały kraj pokochał prowadzoną przez Rossiego kadrę. Wkład Włocha został doceniony w wyjątkowy sposób: w październiku przyznano mu węgierskie obywatelstwo. Stosowny dokument 59-latek odebrał z rąk prezydent Kataliny Novak.
- Fakt, że nastolatkowie mogą być zapalonymi kibicami reprezentacji w czasach, gdy modnie jest dopingować międzynarodowe gwiazdy, sam w sobie stanowi wielkie osiągnięcie - cytowało ją “Nemzeti Sport”. - Wszyscy pamiętamy czasy, gdy pod wodzą Marco Rossiego osiągaliśmy świetne wyniki na mistrzostwach Europy, których mecze grano również w Budapeszcie.
Wyróżnienie stanowiło piękne zwieńczenie niesamowitej drogi selekcjonera. Niewiele ponad dekadę temu stał on na krawędzi, chciał skończyć z futbolem. Znajdował się w mentalnym dołku, nie widząc sensu w tym, co robił. Wtedy wyjechał z ojczyzny i otworzył nowy rozdział. Teraz jest bohaterem narodowym.
- Lubię Węgrów i to, jak okazują szacunek. Czuję się tu jak w domu, będę wdzięczny Węgrom do końca życia - stwierdził w rozmowie z “World Soccer”. - To tutaj dostałem okazję, żeby zostać trenerem i uratować swoją godność w momencie, gdy było mi bardzo ciężko. Jestem pewien, że zawsze będzie mnie z tym krajem łączyć jakaś więź.
Niedawno napisał kolejny rozdział pięknej opowieści. Drugi raz wprowadził kadrę na EURO. Gdy przejmował jej stery, nikt nie śmiał nawet tego przewidzieć. Bo kto wpadłby na pomysł, że uda się zaliczyć eliminacyjną kampanię bez porażki, a nawet cały rok kalendarzowy, pełen meczów o stawkę, bez chociaż jednej przegranej? Aktualna seria trwa od września 2022 roku - to już 12 spotkań odkąd musiał uznać wyższość w starciu z prowadzącym Włochy kolegą z Sampdorii, Mancinim.
Pełna kibiców Puskas Arena fetowała w ostatnią niedzielę sukces nie tylko reprezentacji, ale i uwielbianego selekcjonera. Selekcjonera, który poznał smak piłkarskiego niebytu, ale się z niego wyrwał, aby doświadczyć własnego futbolowego nieba. I to nie byle gdzie, bo w drugiej, przybranej ojczyźnie.