Takiego okienka w Arsenalu nie było od lat. A to jeszcze nie koniec. "Ten transfer właściwie nie ma wad"
Brak Ligi Mistrzów nie powstrzymuje Arsenalu przed dokonywaniem ciekawych transferów. “Kanonierzy” właśnie pozyskali Ołeksandra Zinczenkę, a Mikel Arteta mówi wprost: to jeszcze nie koniec wzmocnień. Takiego okienka nie było na Emirates Stadium od lat.
Kibice Arsenalu mogli mieć sporo obaw przed rozpoczęciem letniego okna transferowego. Na finiszu ostatniego sezonu “The Gunners” rzutem na taśmę wypadli z czołowej czwórki Premier League i tym samym awansowali jedynie do Ligi Europy, a nie Ligi Mistrzów. Wydawało się, że brak obecności w tych elitarnych rozgrywkach mocno ograniczy działania londyńczyków w trakcie mercato. Nic bardziej mylnego. Co istotne, “Armatki” wreszcie nie czekają do ostatnich dni sierpnia. Na niespełna dwa tygodnie przed inauguracją nowego sezonu Mikel Arteta dostał już kilka konkretnych wzmocnień składu. Są jeszcze luki do uzupełnienia, trzeba także zrobić porządek z piłkarzami, których Hiszpan nie widzi w drużynie, ale optymizm na Emirates jest wskazany.
Utalentowany i wszechstronny 22-letni pomocnik Fabio Vieira z FC Porto. Skrojony na miarę Arsenalu Gabriel Jesus, wciąż w kwiecie piłkarskiego wieku, a już z ogromnym doświadczeniem i dużą liczbą trofeów w gablocie, w dodatku mający świetne relacje z Mikelem Artetą. Ołeksandr Zinczenko, o którym w dużej mierze można napisać to samo co o brazylijskim napastniku. Do tego nowa bramkarska “dwójka”, czyli Amerykanin Matt Turner, a także nastoletni talent, oczywiście z Brazylii, Marquinhos. Skrzydłowy ściągnięty z Sao Paulo, w którym Arsenal widzi podobny diament do Gabriela Martinellego.
Często słusznie krytykowany dyrektor sportowy Edu Gaspar wraz z Artetą wykonali jak na razie kawał dobrej roboty. Właściciele klubu, rodzina Kroenke, dali zaś dowód, że ufają projektowi prowadzonemu przez hiszpańskiego menedżera. Wiosną trener “Kanonierów” dostał nowy kontrakt, a latem sporo grosza na transfery. Koniec z zaciskaniem pasa i skąpstwem. Z drugiej strony londyńczycy, nauczeni utopieniem pieniędzy w błocie na Nicolasa Pepe, zachowują ostrożność przy szastaniu pieniędzmi. Nie weszli z Manchesterem United w licytację o Lisandro Martineza, za którego “Czerwone Diabły” ostatecznie zapłaciły, razem z bonusami, ok. 67 mln euro. Odpuścili temat Raphinhi, gdy na stół dużą sumę położyła Chelsea, która zresztą i tak przegrała rywalizację o byłego już gracza Leeds z Barceloną. Odważnie, ale z głową - taką maksymę na rynku transferowym zdaje się wyznawać duet Edu-Arteta.
Mądre łatanie dziur
Arsenal przede wszystkim należy pochwalić za mądre łatanie dziur, które były aż nadto widoczne w momentach decydujących o przegraniu walki o TOP4 z Tottenhamem. Priorytet stanowił nowy środkowy napastnik, skuteczniejszy (co nietrudne) od pożegnanego bez żalu Alexandre’a Lacazette’a. Klub wybrał najlepszą możliwą z dostępnych opcji, bo transfer Gabriela Jesusa z perspektywy “Kanonierów” właściwie nie ma wad. Reprezentant Brazylii nigdy w pełni nie grał pierwszych skrzypiec w barwach Manchesteru City, a tutaj dostał status topowej gwiazdy i zaufanie, którego potrzebował. Jego występy w okresie przygotowawczym są bardziej niż obiecujące.
Dobrze wygląda też współpraca Jesusa z Eddiem Nketiahem. Anglik docelowo ma pełnić rolę numeru dwa na pozycji “dziewiątki”, ale wszechstronność obu zawodników sprawia, że Mikel Arteta może swobodnie dokonywać rotacji w pierwszej linii. I to bez obaw, że drastycznie obniży poziom gry ofensywnej. Nketiah bowiem nie zamierza spuszczać z tonu po udanej końcówce ubiegłego sezonu, którą właściwie zapewnił sobie nowy, aż pięcioletni kontrakt na Emirates. 23-latek dojrzał piłkarsko, fizycznie i taktycznie. Przed nim rok próby. Eddie musi udowodnić, że faktycznie jest napastnikiem na poziom czołowej szóstki Premier League. Test zaczyna z wysokiego pułapu. Co więcej, nie ma podstaw sądzić, by nagle mocno obniżył loty.
Piekielnie zdolny Fabio Vieira powinien zaś być odpowiednią alternatywą dla Martina Odegaarda na czerwono-białej “kierownicy”. Portugalczyk błyszczał w FC Porto (sześć goli, 14 asyst w rozgrywkach 2021/22) i zasłużenie dostał szansę sprawdzenia się w mocniejszej lidze. Arsenal sprowadził go z zaskoczenia, bez przecieków medialnych, po cichu i sprawnie. To kolejny piłkarz wyglądający na jakby uszytego pod system gry preferowany przez Mikela Artetę. Vieira może też grać jako “ósemka” i na skrzydłach, mimo że najlepiej czuje się właśnie w roli “dziesiątki”.
Ołeksandr Zinczenko, którego transfer “The Gunners” dopiero co potwierdzili, to drugi, po Jesusie, zaufany “żołnierz” Hiszpana z czasów jego pracy u boku Pepa Guardioli. Ukrainiec nie ukrywał zresztą, że to właśnie postać Artety stanowiła główną motywację jego przenosin na Emirates. Zważywszy na wieczne problemy zdrowotne Kierana Tierneya, Zinczenko sporo się pewnie nagra na lewej obronie, choć świetnie wygląda również jako środkowy pomocnik. Niemniej, przy ewentualnych kontuzjach Tierneya lepiej mieć do dyspozycji doświadczonego “Zinę” niż chaotycznego Nuno Tavaresa. Kolejny problem kadrowy został rozwiązany.
Gigantycznym wzmocnieniem jakości defensywy Arsenalu powinien być także William Saliba. Francuz wrócił z wypożyczenia do Marsylii, gdzie należał do najlepszych obrońców ligi francuskiej. Teraz wreszcie ma dostać prawdziwą szansę występów w barwach “Kanonierów”. Czekał prawie trzy lata, ale Arteta nie ukrywa, że mocno liczy na kapitalnie rozwijającego się stopera. Klub przygotował już dla Saliby nowy kontrakt. Tercet środkowych defensorów Saliba-Gabriel-Ben White wygląda naprawdę imponująco. Szczególnie, że dopiero co Mikel Arteta musiał męczyć się z takimi piłkarzami jak Shkodran Mustafi, Sokratis, David Luiz czy będący na wylocie z Londynu Pablo Mari. Upgrade niepodważalny.
Teraz porządek
5 sierpnia Arsenal rozpocznie nowy sezon Premier League derbową potyczką z Crystal Palace. Przez te kilkanaście dni na Emirates może sporo się jeszcze wydarzyć.
- Wykonaliśmy to, co sobie zaplanowaliśmy. Ale jest jeszcze kilka rzeczy do zrobienia - powiedział opiekun “The Gunners”, mówiąc o potrzebie ruchów zarówno do klubu, jak i z klubu.
Kogo jeszcze potrzebuje Arsenal? W oczy rzuca się brak nowej, klasycznej “ósemki” do rywalizacji z Granitem Xhaką. Oczywiście, doraźnie na tej pozycji mogą zagrać Vieira, Zinczenko czy utalentowany Sambi Lokonga, ale jak na rywalizację na kilku frontach obecny zasób kadrowy wydaje się zbyt ubogi. Fani “Kanonierów” czekają na Youriego Tielemansa z Leicester. Fabrizio Romano podawał, że Belg przebiera nogami, by przenieść się do Londynu, warunki kontraktu z nowym klubem ustalił już w kwietniu, a teraz czeka na ruch ze strony Arsenalu. Kwota odstępnego nie powinna stanowić problemu, najpierw jednak londyńczycy muszą odchudzić kadrę z piłkarzy Artecie zbędnych. Podobnie sytuacja wygląda z nowym prawoskrzydłowym (to druga pozycja wymagająca “podrasowania”), gdzie przewijają się takie nazwiska jak Cody Gakpo z PSV czy, co ciekawe, Leroy Sane.
Miejsca kolejnym nabytkom mają zwolnić zawodnicy z dwóch grup. Pierwszą tworzą ci, którzy niedawno wrócili z wypożyczeń, ale mimo tego nie widnieją w planach Hiszpana. Zaliczymy do niej Pablo Mariego, Ainsleya Maitlanda-Nilesa, Hectora Bellerina, Alexa Runarssona, Lucasa Torreirę i prawdopodobnie Reissa Nelsona. Drugie grono to trio z nikłymi szansami na grę - Bernd Leno, Nicolas Pepe oraz Nuno Tavares. Arsenal najchętniej pożegnałby wszystkich, co nie będzie łatwe, bo o ile np. Torreira, po dobrym sezonie we Włoszech, budzi duże zainteresowanie, o tyle potencjalni kupcy skąpią jak na razie gotówki. Podobnie Fulham nie paliło się, by spełnić żądania AFC dot. Leno. Najbliżej odejścia są więc Tavares (zdaniem Gianluki Di Marzio trafi na proste wypożyczenie do Atalanty) oraz Mari (trafił na celownik Fenerbahce, gdzie trenuje znający go Jorge Jesus). Bellerin czeka zaś, aż Betis uzbiera pieniądze, by go wykupić.
Zdają egzamin
Trzeba się zatem uzbroić w cierpliwość. Edu i Arteta dotychczasowymi ruchami zapracowali na kredyt zaufania. Niezależnie od tego, ile uda im się jeszcze zrobić przed startem sezonu, jedno jest pewne: Arsenal przystąpi do niego silniejszy. Odpowiednio wzmocniony, z głębią składu, ze znacznie mniejszymi brakami w kadrze niż w maju. Na takie okienko, po smutnym finiszu ubiegłej kampanii, czekali sympatycy “Kanonierów”. Wygląda na to, że ci, którzy posłuchali się Mikela Artety mówiącego “trust the process”, mogą zrelaksowani, a jednocześnie podekscytowani szykować się do kolejnego roku oglądania popisów swoich ulubieńców. Wszystko zweryfikuje boisko, ale jak na razie Arsenal zdaje egzamin pozaboiskowy. Sporo jest do zrobienia, nie sposób jednak nie docenić tego, co zrobiono dotychczas.