Takich kibiców nie ma nikt na świecie. Popularnością przebili ukochany klub

Takich kibiców nie ma nikt na świecie. Popularnością przebili ukochany klub
Shutterstock.com
Jan - Piekutowski
Jan Piekutowski11 Sep · 19:00
Właściwie każdy klub ma znanych kibiców. Ale ilu z tych fanów potrafiło wyprzedać bilety na 17 koncertów i cieszyć się opinią jednego z najważniejszych zespołów w historii?
Byli w stanie porzucić samych siebie, rozstać się, chociaż są braćmi. Przez 15 długich lat nie było szans na wspólne koncerty, mówiono głównie o waśniach, przypominano sytuacje, gdy jeden próbował urwać drugiemu głowę za pomocą gitary. Liam i Noel Gallagher nienawidzili się, a z tej nienawiści uczynili jeden ze znaków rozpoznawalnych Oasis. Nie znaczy to jednak, że ich charaktery wykute są wyłącznie z negatywnych emocji.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ich serca wypełnia wiele miłości. Do muzyki, do swoich dzieci, do Beatlesów, Nirvany. Do Manchesteru City, którego nigdy nie porzucili, a od którego byli znacznie, znacznie więksi. Teraz, przy okazji powrotu, znów, choćby na moment, zdeklasowali swój ukochany klub pod względem popularności. Żaden z ostatnich meczów "The Citizens", nawet finał Ligi Mistrzów, nie może konkurować z wrzawą i zainteresowaniem, które niosła ze sobą sprzedaż biletów na koncerty zaplanowane w 2025 roku.

Rodzinna sprawa

Większość kibicowskich historii zaczyna się tak samo. Ulubiony klub wybieramy na podstawie sukcesów, sympatii wyrażanych przez starszych członków rodziny lub zainteresowania wynikającego z uporczywego grania w Football Managera czy też FIFĘ. W wypadku braci Gallager przesądził ojciec.
Thomas Gallagher był twardym Irlandczykiem. Dużą część swojego życia poświęcił pracy w sektorze handlu budowlanego. Jednocześnie, jak większość Wyspiarzy, był pochłonięty futbolem. Jako mieszkaniec Manchesteru miał dwie zasadnicze opcje - United albo City. Postawił na tych drugich, chociaż z "Czerwonymi Diabłami" sympatyzowali jego bracia. Szkopuł w tym, że Thomas Gallagher rodzeństwa nienawidził.
- Oni wszyscy są Irlandczykami, którzy przybyli tutaj i postanowili, że będą wspierać Manchester United. Mój ojciec wybrał City, tylko po to, żeby ich wku**ić. Nic innego za tym nie stało. W gruncie rzeczy ja i Liam powinniśmy kibicować United - stwierdził Noel Gallagher, cytowany przez Sporting News. - Pierwszy raz poszedłem na stadion w 1971 roku, miałem cztery lata. City grało wtedy z Newcastle United. To wystarczyło, to był mój zespół. Wtedy to City było lepszą drużyną w mieście, United grali w drugiej lidze. Ale w następnych latach, gdy sytuacja zupełnie się zmieniła, zastanawiałem się, dlaczego ojciec mimo wszystko nie poszedł ze mną na Old Trafford - dodał.
Mimo oczywistych trudności związanych z fatalnymi wynikami "The Citizens" obaj Gallagherowie pozostali związani z drużyną. Przeżyli spadek do drugiej ligi, powrót, kolejny spadek, awans i lata bycia średniakiem Premier League. Miłość do futbolu okazała się niezwykle silna. Być może rekompensowała fakt, jak okrutnym człowiekiem był Thomas Gallagher.
Ani Liam, ani Noel, ani Paul (trzeci z braci) nie mają kontaktu z ojcem. Nie jest to kwestia ostatnich lat, ale czterech dekad. Drogi rozeszły się w 1986 roku, gdy Thomas i Peggy wzięli rozwód. Thomas okazał się przemocowcem, pobił swoją żonę, co raz na zawsze skreśliło go w oczach synów. Za wychowanie chłopców odpowiadała matka, to ona zapewniała im dach nad głową i jedzenie. To ona była rodzicem. Z Thomasem łączył ich tylko futbol.
Nic więc dziwnego, że Peggy została uhonorowana piosenką "Live Forever", jedną z najlepszych w całym repertuarze Oasis, zaś o ojcu muzycy po prostu nie mówią. Został wymazany z ich życia. W przeciwieństwie do Manchesteru City.

U szczytu sławy

Oasis zostało założone w 1991 roku, transformując się z grupy Rain. Początkowo w zespole był jedynie Liam, który przejął rolę głównego wokalisty od Chrisa Huttona. Noel był pod wrażeniem sukcesów brata, ale uważał, że zespół stać na dużo więcej. Zaproponował, że dołączy do Oasis pod warunkiem otrzymania roli lidera i głównego tekściarza. W gruncie rzeczy nikt nie protestował, stosik z pomysłami Noela okazał się niemal tak duży, jak jego ego.
W ciągu trzech kolejnych lat grupa uparcie pracowała na swój komercyjny sukces, co było jednym z podstawowych celów. Płyta "Definitely Maybe" okazała się gigantycznym sukcesem, symbolem czasów świetności britpopu. Bracia Gallagher zdetronizowali nawet "Parklife" od Blur. "Definitely Maybe" z miejsca wskoczyło na szczyt listy popularności w Wielkiej Brytanii, był wówczas najlepiej sprzedającym się debiutem w historii. Na całym świecie rozeszło się 15 milionów egzemplarzy.
Gallagherowie się jednak nie zatrzymywali. Chociaż już w 1994 roku doszło do pierwszego rozłamu - Liam uderzył Noela tamburynem podczas koncertu w USA - to kilkanaście miesięcy później ukazało się "(What's the Story) Morning Glory?". Płyta, przesycona najbardziej znanymi piosenkami zespołu, sprzedawała się jak szalona. Przebiła próg 22 milionów na świecie. Oasis w bitwie o popularność i pieniądze pokonało wtedy Michaela Jacksona, Queen, Bruce'a Springsteena, Eltona Johna, No Doubt czy Ace of Base.
Muzyczna ekipa z Manchesteru znajdowała się u szczytu popularności. "The Citizens" zaś wręcz przeciwnie, rok 1995 okazał się niebywale symboliczny. Oasis podbiło świat muzyki, Manchester United zdobył trzeci tytuł mistrzowski, Manchester City spadł do drugiej ligi. Gallagherowie, a przede wszystkim Noel, wciąż pojawiali się na stadionie ukochanego klubu, gdzie byli gwiazdami większymi niż którykolwiek z piłkarzy.
A przecież pod sportowym względem miało być jeszcze gorzej. Gdy Oasis wydało swoją trzecią płytę, "The Citizens" występowali na trzecim poziomie rozgrywkowym. W Manchesterze faktycznie rządziły dwa zespoły, ale żaden z nich nie grał tydzień w tydzień na Maine Road.
- Za każdym razem, gdy Oasis radziło sobie dobrze, Man City było g*wniane. Wydawało się, że istnieje pewna zależność. Chociaż w 1989 pokonaliśmy United 5:1, to było coś. Pamiętam, że byłem chory, a moja mama biegała ze słodkimi napojami, winogronami i papierem. W pewnym momencie przyłapała mnie jak szaleję, tracę rozum. Myślałem wtedy, że to pier***ony cud - ocenił Liam w rozmowie z Four Four Two.
W kolejnych lata cudu nie było. Były pieniądze, które z "The Citizens" uczyniły molocha na skalę światową.

Odwrócenie ról

Do 2009 roku Oasis wydało jeszcze cztery albumy, ale ich sprzedaż była słaba. Britpop powoli wygasał, a grupa przestawała oferować coś nowego pod względem muzycznym. "Standing on the Shoulder of Giants", "Heathen Chemistry", "Don't Believe the Truth" i "Dig Out Your Soul" sprzedały się w łącznym nakładzie gorzej niż "(What's the Story) Morning Glory?". Poza "Don't Believe the Truth" żadna płyta nie przekroczyła pięciu milionów nabyców.
Wraz z postępującym spadkiem popularności pojawiało się coraz więcej problemów wewnętrznych. Bracia nigdy nie stronili od używek, już ich występ na Glastonbury 1994 stał pod znakiem narkotykowego zjazdu Noela. Jakby tego było mało, Gallagherowie podążali drogą swego ojca i zaczęli się otwarcie nienawidzić. Bójki były już na porządku dziennym, Liam potrafił zarzucić Noelowi, że jego córka tak naprawdę nie jest jego, Noel przyznawał się, że przez lata manipulował bratem i w końcu doszło do starcia, które bezpośrednio wiodło do wieloletniego rozłamu Oasis. Zespół rozpadł się po koncercie w Paryżu, znowu rękoczyny, znowu rzucanie gitarami.
Przez kilkanaście następnych lat Gallagherowie byli medialnymi wrogami. Urządzili sobie wzajemny festiwal obrzucania błotem, wyzywania od najgorszych. Chociaż spekulacje o powrocie pojawiały się regularnie, to długo wydawało się, że realnych szans na to nie ma.
- Nie słucham jego albumów, nie znoszę jego głosu. Mam wrażenie, że to nieskomplikowana muzyka dla nieskomplikowanych ludzi. Tworzy ją nieskomplikowany mężczyzna. Gdyby umieścić w jednym pokoju moich dwóch synów - jeden ma 9 lat, drugi 11 - to po 45 minutach wypuściliby lepszy singiel niż Liam - rzucił Noel w wywiadzie "Lubiłem moją mamę, zanim urodziła Liama".
Jednocześnie Manchester City, zgodnie ze słowami młodszego z Gallagherów, radził sobie coraz lepiej. Oasis rozpadło się na moment przed największymi sukcesami klubu. Gdy bracia mieli ochotę się pozabijać, zespół był przejmowany przez fundusz ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Wpływ fortuny na losy zespołu był gigantyczny, zamiast walki w środku tabeli pojawiła się piąta, a następnie trzecia lokata. Już w 2010 roku Liam przyznał, że wyniki "The Citizens" sprawiają, że koniec Oasis jest dla niego mniej bolesny.
Niemniej, chociaż zespół już nie funkcjonował, wciąż pozostawał bardzo ważny dla samego miasta. Manchester kojarzono nie tylko z dwoma wielkimi klubami, ale też legendarną grupą muzyczną. Dość powiedzieć, że Oasis niemal ściągnęło na The Etihad Daniele De Rossiego.
- To był zespół mojej młodości. Znam ich piosenki na pamięć, dorastałem i słuchałem ich muzyki. Podobali mi się ci goście, to byli prawdziwi bohaterowie. Nie zawsze byli konwencjonalni lub przyjaźni, ale naprawdę podobał mi się stereotyp, który reprezentowali – gwiazdy rocka na całego. Kilka lat temu prowadzono rozmowy na temat mojego transferu do Manchesteru City. Czymś, co ekscytowało mnie w tym pomyśle, była możliwość spotkania Gallagherów. Ale nie chciałem wyjeżdżać z Rzymu - zdradził Włoch w rozmowie z klubowymi mediami Romy.
Liam i Noel długo przychodzili na stadion angielskiego giganta, chociaż unikali się wzajemnie. Sytuacja zmieniła się po kilku latach, gdy Liam wypalił, że ma dość The Etihad, gdyż stadion zbyt mocno przypomina "pier**loną operę". Tym samym większą popularność na trybunach zdobywał Noel. To on wpadał w objęcia Pepa Guardioli, to on świętował mistrzostwo wbiegając na boisko, to on wzrokiem oceniał kibiców robiących "Poznań".
Ale na stadionie, ale w szatni wciąż brzmiało "Wonderwall". Ich "Wonderwall".

Powrót legendy

Kult Gallagherów okazał się wieczny. Gdy 27 sierpnia gruchnęła wyczekiwana wiadomość o powrocie zespołu, świat oszalał. Internetowe kolejki po bilety liczyły kilkadziesiąt tysięcy osób, ceny za noclegi w miastach koncertowych poszybowały. Pojawiły się nawet historie fanów, którzy dostali jedynie wejściówki dla osób z niepełnosprawnością, toteż teraz przeczesują portale aukcyjne w poszukiwaniu używanych wózków inwalidzkich. I nawet jeśli opowieści te nie mają ścisłego związku z prawdą, to doskonale obrazują skalę zainteresowania wznowieniem działalności Oasis. Była ona tak wielka, że prawie wyimaginowana.
W ciągu tygodnia Liam i Noel znów przejęli władzę nad Manchesterem. Stali się najbardziej popularnym zespołem, w lokalnej prasie bardziej skupiano uwagę na nich, niż na wynikach "Czerwonych Diabłów" i "The Citizens". Głos zabrali sportowcy z obu stron barykady. Ekscytacji nie krył nawet Gary Neville, chociaż w 2010 roku Liam określił go mianem "skur**ela, znienawidzonego piłkarza". Były reprezentant Anglii w dniu powrotu wrzucił na Instagrama gitarę podpisaną przez Noela.
Czy jednak takiemu podejściu można się dziwić? Dla Brytyjczyków Oasis jest przecież znakiem absolutnej świetności, melodią czasów wspominanych z rozrzewnieniem. Słusznie stwierdził Stan Collymore - Anglia przeżywała rozkwit w połowie lat 90., wtedy wszystko eksplodowało. Premier League, Primrose Hill, Harry Potter, szczyt popularności Partii Pracy, rave, britpop, magazyn Loaded, ubrania od McQueena, a w samym centrum znajdowało się Oasis. Teraz do tego centrum wróciło.
Najbliższe koncerty braci zaplanowano na 2025 rok. Szanse na to, że do tego momentu się nie pozabijają są mniejsze niż na kolejne zwycięstwo Manchesteru City w Premier League.

Przeczytaj również