Taki piłkarz to skarb. Był sensacją, jest bohaterem. Liczby szokują
Zakłada koszulkę reprezentacji, jak superbohater pelerynę. I ratuje skórę kolegom. To najlepsza rzecz, jaka mogła się przytrafić Niemcom pod względem sportowym i PR-owym. Niclas Fuellkrug jest sympatyczny, szczery, a na boisku diablo-skuteczny. Kompletna odwrotność tego, co działo się wokół niemieckiej piłki w ostatnich latach.
Statystyki są jak spódniczka mini. Pokazują dużo, ale nie to, co najważniejsze. W przypadku liczb Niclasa Fuellkruga - w pełni mówią o tym, jakim jest piłkarzem. Właśnie schował do szafy trzy duże nazwiska. Dietera Muellera, Olivera Bierhoffa i Andre Schuerrle. Cała trójka przestała być najlepszymi niemieckimi jokerami na mistrzostwach świata i Europy.
Od zeszłej niedzieli “zluzował” ich pewien piłkarz Borussii Dortmund, który ma na koncie cztery gole na dwóch największych imprezach. Miłośnicy symetrii będą zachwyceni: dwa trafienia na mundialu, dwa trafienia na EURO. Wszystkie z ławki i wszystkie jednocześnie genialne, sprytne, niezwykle ważne. Co więcej, jeśli Fuellkrug nadal będzie skuteczny wchodząc z ławki, może zabrać swojemu rodakowi rekord mistrzostw Europy. Do tej pory tylko Dieter Mueller trafił trzykrotnie będąc zmiennikiem.
Ówczesnemu zawodnikowi 1. FC Koeln zajęło to jeszcze mniej czasu, niż Fuellkrugowi zdobycie dwóch bramek na tegorocznej imprezie. Podczas swojego debiutu w 1976 roku, w półfinale przeciwko Jugosławii, wszedł w 79. minucie, po 180 sekundach celnym trafieniem doprowadził do dogrywki, a w niej skompletował hat-trick i dał Niemcom awans do pamiętnego finału, gdzie Panenka zapewnił tytuł Czechosłowakom. Nikt w Niemczech nie obraziłby się, gdyby snajper Borussii powtórzył wyczyn Muellera.
Nie potrzebuje wielu akcji, żeby stworzyć decydujące momenty. W meczu przeciwko Szwajcarii precyzyjne uderzenie głową wystarczyło, aby został wybrany zawodnikiem meczu. W pierwszej kolejce ligowych zmagań wszedł na drugą zmianę boiskowej szychty, gdy Szkoci byli myślami w szatni i odliczali minuty do końca upokorzenia. Dostali jeszcze cios od Fuellkruga. Trafienie prosto w okienko było jednym z najładniejszych w tej fazie mistrzostw.
Chłopak bez zęba na przedzie
31-latek z Hanoweru ma dwa znaki towarowe. Po pierwsze strzela dużo goli. Zwłaszcza w reprezentacji “Die Mannschaft”. Drugi to bardzo wyraźne braki w uzębieniu, co można podziwiać przy radości po każdej zdobytej bramce. I właśnie na początku wyjaśnijmy rzecz, która intryguje niemal każdego kibica. Pseudonim piłkarza to “die Luecke”, czyli “przerwa”, wzięła się oczywiście od dziury między zębami. Ale skąd pochodzi?
Legendy mówiły, że napastnik stracił zęba podczas rutynowej walki o piłkę, jakich stoczył w swojej karierze setki, jeśli nie tysiące. Ale nic bardziej mylnego. Przerwa istnieje od urodzenia. Zwyczajnie małemu Niclasowi nie wykształcił się jeden ząb.
- Nosiłem aparat ortodontyczny, żeby poszerzyć tę lukę. To wszystko po to, aby zapewnić wystarczająco dużo miejsca na wstawienie sztucznego zęba - tłumaczył jakże ważką kwestię tabloidowi Bild osiem lat temu.
Najwyraźniej Fuellkrug nie zdecydował się jeszcze na implant. Być może nie widzi powodu, by usunąć to, z czego jest znany. On sam teraz przekonuje, że mogłoby to zmienić jego życie na gorsze. Wiele osób widzi jego defekty w uzębieniu jako pozytywną, sympatyczną rzecz. W międzyczasie poznał swoją obecną żonę Lisę, dla której pusta przestrzeń w uśmiechu małżonka to żaden problem. Całkowicie akceptują go też kibice - dla nich najważniejsze, by napastnik regularnie przynosił gole, walczył, dominował w powietrzu. Żeby cieszył grą. Z zębem. Lecz bez zęba.
Dwunasty zawodnik
Lukę wypełnił, ale w niemieckiej kadrze. Jest jednocześnie zadaniowcem, jak i pierwszym rezerwowym do ratowania wyniku. Moment wyjątkowej ligowej formy w barwach Werderu Brema zbiegł się z powołaniami na mundial w Katarze. Skorzystał na nieskończonym po odejściu na emeryturę Miroslava Klose poszukiwaniu skutecznej “dziewiątki”. Hansi Flick próbował wtedy alternatywnych rozwiązań, ostatecznie uznał, że Fuellkrug będzie “zabezpieczeniem na każdą porę roku”. Piłkarz pasuje do różnych rozwiązań i do różnych scenariuszy.
Zadebiutował w ostatnim towarzyskim meczu przed katarskim turniejem. Następnie, już podczas imprezy, zagrał łącznie mniej niż 70 minut, a strzelił dwukrotnie (przeciwko Hiszpanii i Kostaryce) i raz asystował. Dziś jego statystyki w kadrze wyglądają obłędnie, nawet gdyby był podstawowym napastnikiem. 13 goli w 19 meczach. 13 razy wchodził na boisko jako zmiennik i siedmiokrotnie w tej roli trafiał do bramki. Pokonuje bramkarza średnio raz na… 58 minut. Trudno byłoby znaleźć takiego napastnika w innej reprezentacji.
Wciąż ciężko mu przebić się do pierwszego składu u Juliana Nagelsmanna, chociaż w ankiecie przeprowadzonej przez Bilda, aż 90 procent ze 140 tysięcy ankietowanych widzi go na boisku od początku. Na EURO rywalizuje o plac z Kaiem Havertzem, ale nie da się ich zupełnie porównać. Są jak dzień i noc. Jeden wiąże się się dwoma ofensywnymi pomocnikami Florianem Wirtzem i Jamalem Musialą, tworząc spektakularne kreatywne trio, które potrafi rozpracować najbardziej cofniętą defensywę rywala.
Drugi to oczywistość, gdy wszystkie inne środki zawiodły. Wprowadzasz Fuellkruga na 15-20 ostatnich minut i wiesz, że obrońcy będą cierpieć, a bramkarz za chwilę zacznie wyciągać piłkę z siatki. Jest jak doświadczony weselny wujek, który wjeżdża na parkiet dwie godziny po północy, kiedy inni słaniają się na nogach. I prawie zawsze robi show. Z uśmiechem na ustach.
Przodownik pracy
Teraz wygląda to inaczej, ale jeszcze przed 2020 rokiem życie sportowe Fuellkruga przechodziło przez wiele zakrętów. Wzloty i upadki, awanse i spadki między pierwszą a drugą Bundesligą, operacje kolana, średnia mniej niż dziesięć goli w sezonie. Wszystko zmieniło się, gdy pięć lat temu przeszedł do Werderu. 19-bramkowy sezon na zapleczu Bundesligi zwieńczony awansem, błyskawiczny start w kolejnej kampanii, 13 trafień w pierwszych dziesięciu meczach. Wykształcił umiejętności dla archetypowego środkowego napastnika. W powietrzu doskonały, w grze tyłem do bramki - najlepszy w Niemczech.
Jak to się stało, że stał się jednym z najbardziej pożądanych napastników na chwilę przed ukończeniem trzydziestu lat? Przybrał siedem kilogramów na samych mięśniach. Na treningach pracuje za trzech.
- Zwykle przyjeżdżam jako pierwszy. I wychodzę z ośrodka treningowego gasząc światło. Rozpoczynam od sali gimnatycznej, kończę na siłowni. Kopanie piłki jest pomiędzy - mówił Bildowi.
Klasyczna historia o trudach, mękach i odkupieniu piłkarza.
Prawdopodobnie Fuellkrug nigdy nie przebije się wyjściowego składu Niemców. Pozostanie jokerem, gościem od misji ratunkowych, dwunastym zawodnikiem. Futbol składa się jednak nie tylko z posągowych postaci, superpiłkarzy, jednym tchem wymienianych legend dyscypliny. To także głośne historie cichych bohaterów. Niclas idealnie się do nich wpasowuje. Bez zęba na przedzie, groteskowo ociężały, niezdarny. Jednocześnie aktywny, niezawodny, bezpieczny i zawsze dostępny. Ułożony. Po prostu niemiecki.