Tak narodził się lider kadry. Chłopiec zmienił się w Pana Piłkarza

Tak narodził się lider kadry. Chłopiec zmienił się w Pana Piłkarza
Andrzej Surma / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski06 Sep · 13:25
W klubie może grać w kratkę albo wcale, ale podczas zgrupowań kadry przechodzi samego siebie. Wykorzystał kryzys, aby odrodzić się niczym feniks z popiołów. Ostatnimi czasy Nicola Zalewski wyrósł na największego bohatera reprezentacji Polski.
Jose Mourinho przyznał niedawno, że gdyby miał do dyspozycji trzech Sebastianów Szymańskich, to najchętniej wystawiłby ich wszystkich w linii pomocy. Słowa legendarnego “Mou” można odnieść do innego z Polaków, których miał okazję trenować. Jak przyjemnie byłoby widzieć w kadrze kilku Nicoli Zalewskich. Zawodników odważnych, bezkompromisowych, idących na każdą piłkę, jakby była ostatnią w ich karierze. Końcówka meczu ze Szkocją była ukoronowaniem spektakularnego okresu wychowanka Romy w biało-czerwonych barwach. Dziś słusznie postrzegamy 22-latka jako jednego z liderów drużyny, jego pozycja jest niepodważalna, nie ma żadnych głosów w stylu: “A może na lewym wahadle sprawdzić tego czy tamtego”. Nie. To miejsce musi zostać zagospodarowane przez dziecko Wiecznego Miasta, które wiecznie chce imponować formą w reprezentacji.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Zalewski to był absolutnie najlepszy polski piłkarz w meczu ze Szkocją. Śmiem twierdzić, że za kadencji Michała Probierza to nasz najlepszy zawodnik. Który polski piłkarz w ostatnich latach miał takie pokrętło w nodze i taką odwagę w rozgrywaniu piłki do przodu? Być może tylko Jakub Błaszczykowski - powiedział po meczu Tomasz Włodarczyk, redaktor naczelny Meczyki.pl.

Rzymskie wakacje

Wystrzał Zalewskiego nie jest czymś oczywistym, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze perypetie w kadrze. Początek był udany, ponieważ w debiucie we wrześniu 2021 r. asystował z San Marino. Później w miarę regularnie występował w poprzedniej edycji Ligi Narodów. Czesław Michniewicz chciał zbudować zawodnika, który zabezpieczyłby lewą flankę. Podczas mistrzostw świata niestety nastąpiła jednak negatywna weryfikacja. Wychowanek “Giallorossich” rozpoczął pierwszy mecz z Meksykiem w wyjściowym składzie i kompletnie zawiódł. Przegrywał pojedynki, łatwo tracił piłki, odbijał się od rywali. Wyglądało to tak, jakby chłopiec stanął do walki w nie swojej kategorii wagowej.
- Wiem, że zawodnicy debiutujący na wielkim turnieju byli troszkę poddenerwowani przed rozpoczęciem meczu. Widziałem to choćby po Nicoli, który zazwyczaj gra na wyższym poziomie niż dzisiaj - powiedział Michniewicz po meczu z Meksykiem na antenie TVP Sport.
W przerwie spotkania z Meksykiem Zalewski został zdjęty. Później wszedł tylko w końcówce starcia z Francją, po którym nasza kadra wróciła do domu. Niewiele dobrego można też powiedzieć o grze wahadłowego za kadencji Fernando Santosa. Był to tak ciemny okres polskiej piłki, że właściwie na poczynania większości reprezentantów należałoby spuścić zasłonę milczenia.
Warto jednocześnie przypomnieć, że w momencie zmiany selekcjonera Nicola znajdował się w absolutnym kryzysie. W Romie grał ogony, jeśli już pojawiał się na murawie, to raczej nie przekonywał. Dodatkowo doszedł temat skandalicznych pomówień na temat rzekomego obstawiania meczów u bukmachera. Fabrizio Corona oskarżył Polaka o udział w głośnej aferze i dopiero po jakimś czasie okazało się, że skompromitowany paparazzo najzwyczajniej w świecie kłamał. Zalewski oczywiście wiedział, że jest niewinny, ale pewnie krążące w mediach plotki nie pomagały mu w skupieniu się wyłącznie na grze w piłce. Nic dziwnego, że musiał zrobić poważny krok w tył.
- Nicola sam był bardzo chętny, dlatego chwała dla niego, że chciał grać w U-21, odbudować się. Może w klubie docenią to, że podjął taką decyzję i odbuduje się, będzie grał, wróci ze zgrupowania i będzie podstawowym zawodnikiem - pochwalił Probierz na jednej z październikowych konferencji.
W tym momencie trzeba pochwalić Zalewskiego. Nie każdy piłkarz zaakceptowałby bowiem konieczność odbudowania się w reprezentacji młodzieżowej. Szczególnie, że nie mówimy tutaj o niedoświadczonym juniorze, ale o zawodniku, który miał już na koncie prawie 100 meczów na seniorskim poziomie. Występy na mundialu, w Lidze Europy i w wielkich hitach Serie A. Co najważniejsze, w ekipie U-21 potwierdził, że przerasta ten poziom i to o kilka półek. W meczu z Estonią zaliczył asystę i pięknego gola. Wysłał jasny sygnał - jestem za dobry, żeby grać z rówieśnikami.

Nico ponad prawem

Zalewski wrócił do pierwszej reprezentacji w wielkim stylu. Podczas listopadowego zgrupowania Polska zdobyła trzy bramki, a on brał udział przy dosłownie każdej z nich. W sparingu z Łotwą zaliczył dwie asysty. Przeciwko Czechom w swoim stylu napędził akcję na lewej flance, odjechał rywalowi, wrzucając szósty bieg. Następnie posłał kąśliwą centrę, po której piłka spadła pod nogi Jakuba Piotrowskiego. Wtedy wiedzieliśmy, że na naszych oczach rodzi się nowy filar reprezentacji.
- Trener Probierz odegrał bardzo dużą rolę. Czuję, że mi ufa, wierzy we mnie, to dla mnie bardzo ważna osoba. Tęskniłem za grą w pełnym wymiarze czasowym. Jak piłkarz gra, to zawsze chce wyjść na boisko i zrobić różnicę. Ja zawsze gram po to, żeby robić różnicę. Teraz wyszło, te asysty są jednak nieważne. Ważne jest to, że wygraliśmy i dobrze zagraliśmy. Ale jak nie wygramy następnego meczu z Walią, to ten z Estonią będzie bez sensu - mówił po półfinale baraży przed kamerami TVP Sport.
I właśnie takie słowa chcielibyśmy słyszeć z ust każdego kadrowicza. Grać po to, żeby robić różnicę. Brzmi jak totalne podstawy futbolu, ale dobrze wiemy, że często wprowadzenie tej mantry w życie sprawiało trudność naszym zawodnikom. Ile razy w przeszłości kibice łapali się za głowy, widząc postawę zachowawczą, wycofaną, momentami wręcz strachliwą. Na zasadzie próby unikania błędów, zamiast szukania okazji. Tymczasem przyjeżdża gracz wychowany we Włoszech, który nie boi się stracić piłki, przegrać pojedynku. Wie, że każda kolejna akcja jest szansą, aby zrobić coś nieszablonowego, co może diametralnie odmienić losy spotkania.
Oczywiście, że wciąż wiele brakuje mu do bycia topowym wahadłowym. To nie jest bowiem tak, że jego występy w kadrze są krystaliczne. W ostatnim meczu ze Szkocją grał przeciętnie do momentu wywalczenia karnego pod koniec pierwszej połowy. Na EURO to po jego złym wybiciu piłki Holendrzy zdobyli bramkę wyrównującą. Z Austrią też nie ustrzegł się pomyłek. Ale właśnie w tym rzecz. Popełnia błędy, ale te nie deprymują go w kolejnych sytuacjach. W trudniejszych chwilach nagle nie zmienia swojego stylu gry na bardziej bezpieczny. Dalej robi swoje, szuka dryblingów, rzuca rywalom wyzwanie, sprawia, że murawa na lewej flance po prostu się pali.
Dodatkowo imponuje fenomenalnym przygotowaniem fizyczno-motorycznym. Gol ze Szkocją nie był przecież jedynym strzelonym przez niego w samej końcówce. Kilka miesięcy temu zapewnił zwycięstwo w końcówce meczu towarzyskiego z Turcją. W doliczonym czasie gry starcia z Holandią też oddał bardzo groźny strzał, po którym Bart Verbruggen z trudem odbił piłkę. Wreszcie mamy w kadrze gracza, który faktycznie potrafi rosnąć z każdą minutą.

Dwie twarze

- Widać, że Nicola staje się coraz ważniejszą postacią w reprezentacji, że nabiera pewności siebie. To świetna wiadomość nie tylko dla kadry, ale przede wszystkim dla samego zawodnika. Oczywiście on wciąż jest młody, w tym wieku powinien się rozwijać, cały czas iść do przodu. Potencjał ma bardzo duży i trzeba obserwować, jak to będzie wyglądało w perspektywie kolejnych lat - ocenił Robert Lewandowski po triumfie na Hampden Park.
Warto też zwrócić uwagę na to, że mamy do czynienia z wyjątkiem, jeśli chodzi o dzielenie kariery na klubową i reprezentacyjną. W ostatnich latach w mediach i wśród kibiców wielokrotnie przewijał się temat potencjalnego braku umiejętności przełożenia gry w klubie na występy w kadrze. Na zgrupowania przyjeżdżali zawodnicy teoretycznie w bardzo dobrej formie, którzy zakładali koszulkę z “orzełkiem” na piersi i nagle grali co najwyżej na ułamek możliwości. Zalewski to zupełna odwrotność. 22-latek dopiero w narodowych barwach prezentuje maksimum potencjału.
Paradoksalnie to w meczach reprezentacji jest prawdziwym gladiatorem, a nie przy okazji codziennej gry na Stadio Olimpico. Patrząc na ostatnie dni, znamienna była akcja z końcówki meczu Juventus - Roma. W doliczonym czasie gry Polak miał piłkę na lewym skrzydle, przed sobą niedoświadczonego Nicolo Savonę, a obok Manu Kone, który czekał niekryty na 16. metrze. Zalewski wybrał najgorsze możliwe rozwiązanie, biegnąc do linii końcowej i nie tworząc żadnego zagrożenia. Ten sam zawodnik w kadrze pewnie zanotowałby asystę lub wpadł w pole karne i oddał strzał lub zmusił rywala do popełnienia faulu.
Na pierwszy rzut oka widać różnicę w grze Zalewskiego. Zarówno w kadrze, jak i w Romie na koncie po dwa gole i siedem asyst. Sęk w tym, że w reprezentacji potrzebował do tego 87 meczów mniej. Czy jest to problem? Dla kibiców ekipy Daniele De Rossiego na pewno. Ale jako fani “maszyny” Michała Probierza możemy być jedynie zadowoleni z jakości gwarantowanej przez wahadłowego w trakcie zgrupowań. On na co dzień nie musi błyszczeć w Serie A, daleko mu do nadania tytułu Bello di notte. Może być nawet delikatnie wypychany z klubu przez włoskie media, czego świadkami byliśmy w minionym okienku. Ale wszystkie te problemy znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, kiedy Nicola ubiera biało-czerwony strój. Ta koszulka staje się jego kostiumem piłkarskiego superbohatera. Takiego, którego potrzebowała cała Polska.

Przeczytaj również