Tak może wyglądać skład Polski na el. MŚ. Oto jedenastka. "Skończmy z tym castingiem"
Dość eksperymentów, rotacji i loterii. Czas, by reprezentacja Polski miała wyklarowany kręgosłup drużyny i mniej więcej znany skład wyjściowy. Sprawdzamy, co wiemy, jeśli chodzi o jedenastkę na start eliminacji MŚ. Wszystkie dziury trzeba załatać.
Michał Probierz mocno wziął sobie do serca słowa, że zakończona ostatecznie klęską Liga Narodów to dobra okazja, by zrobić przegląd reprezentacyjnych wojsk. Testował dużo i często, a wytypowanie wyjściowej jedenastki zwykle graniczyło z cudem. Dziwnie zarządzał częścią piłkarzy, na czele z Mateuszem Boguszem, który jest najlepszym przykładem “miotania się” selekcjonera. Można mieć też sporo uwag do zarządzania zespołem w trakcie spotkań. Sprawdzanie możliwości to jedno, ale kadrą w ostatnich miesiącach rządził nieporządek, nie tylko ten na boisku, gdy trzeba grać w obronie. Casting na niektórych pozycjach byłby zrozumiały, gdyby do czegoś prowadził.
Tymczasem dziś nadal nie wiemy, kto jest najlepszym wyborem na najbardziej newralgiczne miejsce (“szóstka”). Nie wiemy, kogo trener widzi jako wsparcie Roberta Lewandowskiego, bo Kacper Urbański jesienią dwukrotnie dostał “ogony”, a wspomniany Bogusz wędrował między podstawowym składem a okrągłym zerem minut. Pewnie nie znalibyśmy też odpowiedzi na pytanie, kim obudować obronę wokół Jana Bednarka, ale tutaj “pomogła” kontuzja Pawła Dawidowicza, która umożliwiła wejście Kamilowi Piątkowskiemu. Jest także znak zapytania na prawym wahadle, gdzie opcji akurat nie brakuje, tyle że trener nie wykreował żadnego pewniaka do gry.
To problem, bo wszystko wskazuje na to, że czas loteryjnego plebiscytu na kadrowicza się skończył. W marcu rozpoczynają się eliminacje MŚ 2026. Część drużyn wprawdzie wejdzie do gry dopiero we wrześniu, ale Polska ma większe szanse na obecność w pięciozespołowej grupie, co oznacza natychmiastowe przystąpienie do batalii o mundial. Gdyby trafiła do czterozespołowej, Michał Probierz niespodziewanie “kupiłby” jeszcze pół roku zapasu na budowę drużyny. Ale może już wystarczy tych eksperymentów - te ostatnie wskazały nam, że najlepiej po prostu nie wydziwiać, nie szukać drogi na około, nie kombinować. Skończyć z tym castingiem. Nie oczekiwać, że “zagruzowani” piłkarze bez wielu minut w klubach nagle będą ważnymi postaciami kadry.
Do marcowych meczów pozostały jeszcze cztery miesiące, ale warto dziś sobie odpowiedzieć na pytanie, jak może wtedy wyglądać docelowy skład reprezentacji Polski. Bo nawet jeśli los sprezentuje trenerowi kilka dodatkowych sparingów, to powinny one służyć zgrywaniu wyklarowanej jedenastki, a nie kolejnemu kręceniu się w kółko.
Bramkarz
Po rezygnacji Wojciecha Szczęsnego Michał Probierz wymyślił, że sprawdzi duet Łukasz Skorupski - Marcin Bułka, dając im obu po trzy mecze. Sensacji nie było: “Skorup” udowodnił, że zasługuje na bluzę z numerem jeden. Bułka właściwie ani razu nie wysłał jasnego sygnału, by posadzić starszego kolegę na ławkę. Po meczu ze Szkocją selekcjoner wprawdzie unikał deklaracji o postawieniu na Skorupskiego w eliminacjach, ale nie wyobrażamy sobie innego scenariusza. Możemy jedynie żałować, że doświadczony golkiper nie miał więcej okazji na zgranie z linią obrony. Ta zresztą też była non stop wymieniana.
Obrona
Nie zanosi się na jakiekolwiek odejście od używanego od początku kadencji systemu z trójką środkowych obrońców. Problem w tym, że Liga Narodów wyłoniła tylko jednego absolutnego pewniaka, czyli Jana Bednarka. Piłkarz Southampton był najrówniejszym stoperem ostatniego roku. Jak wygląda defensywa bez niego widzieliśmy w drugiej połowie z Portugalią i obu połowach ze Szkocją - jeszcze gorzej niż wcześniej. Co istotne, Bednarek może się pochwalić regularną grą w klubie i to na poziomie Premier League.
Poza nim selekcjoner testował Dawidowicza, Kiwiora, Walukiewicza i Piątkowskiego. Jesienne mecze dały nam odpowiedź, czy można traktować pierwszego z nich jako zawodnika na wyjściowy skład reprezentacji. Nie można. Ani dotychczasowymi występami (przypomnijcie sobie też Austrię), ani zdrowiem Dawidowicz nie przekonuje. Znacznie lepiej od niego wyglądał Kamil Piątkowski, który może czuć się wygranym listopadowego zgrupowania. Już miesiąc wcześniej z Chorwacją dał pozytywną zmianę, a teraz dwukrotnie był najpewniejszym punktem obrony, popełniał najmniej błędów. On także nie ma kłopotów z rytmem meczowym, w Salzburgu występuje niemal do deski do deski. Nieco przypadkowo - bo w pierwotnej hierarchii selekcjonera zajmował dopiero piąte miejsce - wyrósł nam więc drugi przyzwoity kandydat do jedenastki.
Trzecim prawdopodobnie będzie Jakub Kiwior. Selekcjoner próbował ustawienia bez niego, ale wyszło, że obecnie nikogo lepszego ta kadra na ten moment nie ma, choć obrońca Arsenalu notorycznie przeplata świetne momenty z beznadziejnymi. Brakuje mu pewności, a trudno ją zdobyć, będąc rezerwowym. W klubie dzieje się podobnie - Kiwior grający to Kiwior znacznie, znacznie lepszy, widzieliśmy to na przełomie zimy i wiosny, gdy wskoczył do składu “Kanonierów” i zbierał pozytywne recenzje. Pozostaje liczyć, że za dwa miesiące będzie już w innym zespole, jako starter, a nie łatający dziury zmiennik.
Zdrowy i grający zestaw Piątkowski-Bednarek-Kiwior wydaje się najlepszym. Nie idealnym, ale dającym jakąkolwiek nadzieję, że reprezentacja wreszcie przestanie pozwalać rywalom na ośmieszanie jej defensywy. Dalej zaczynają się schody, bo Walukiewicz, mimo że pewniejszy od Dawidowicza, zupełnie nie radził sobie jako centralny stoper. Lepiej wyglądał jako pół prawy w trójce, wydaje się, że będzie po prostu pierwszym do wejścia. Więcej nazwisk selekcjoner nie wykreował, ale też sytuacja w tyłach jest wyjątkowo biedna - Salamon słusznie zniknął z kadry po EURO, dowołanie Wieteski przemilczymy, z Kędziory i Pedy szybko zrezygnowano. Mateusz Skrzypczak i Ariel Mosór leczyli z kolei teraz kontuzje. Może któryś z nich okaże się wsparciem w eliminacjach? Przyda się jakakolwiek alternatywa.
Wahadła
Lewe wahadło niepodważalnie dla Nicoli Zalewskiego, który przerzucony na prawą stronę traci sporo atutów, co widzieliśmy przeciwko Szkocji. Ale z prawym już jest kłopot. Trener Probierz zrobił tam kolejny casting, w którym wzięli udział: Frankowski, Kamiński, Bereszyński, Marczuk i Ameyaw. Pierwszy obniżył loty i nie daje dziś żadnej gwarancji. Drugi kazał na siebie chwilę czekać, jednak ze Szkocją wreszcie wszedł na oczekiwany poziom. Dał tym samym nadzieję, że istnieje bardziej dynamiczna i wielowymiarowa opcja za “Franka”. Ale czy pójdziemy w niego w ciemno, czy zostawił konkurencję za sobą? No nie. Finisz Ligi Narodów pozwolił uwierzyć, że zamiast Frankowskiego może grać Kamiński czy odkurzony Bereszyński (w wersji bardziej defensywnej), natomiast całościowo nadal nie mamy żadnej odpowiedzi. Loteria. A Matty Cash czeka na powrót.
Środek pola
Przy założeniu, że w drugiej linii są trzy miejsca, dwa z nich zajmują Piotr Zieliński i Sebastian Szymański. Pomocnik Fenerbahce od meczu z Francją na EURO stał się podstawowym piłkarzem i opuścił tylko jedno spotkanie, w Porto z powodów zdrowotnych. Dobre i to, że pojawił się drugi pewniak obok “Ziela”, co najważniejsze regularnie grający. Ten duet nie pozostawia wątpliwości.
Tych za to jest całe mnóstwo na pozycji numer “sześć”. Jesienią ujrzeliśmy tam:
- dwukrotnie Zielińskiego (eksperyment nieudany, do kosza),
- Maxiego Oyedele (eksperyment nieudany, za wcześnie, do kosza),
- Jakuba Modera po raz pierwszy (kiepski występ z Chorwacją),
- Tarasa Romanczuka (wcześniej ignorowanego mimo gry na EURO),
- znów Modera (bardzo słaby występ ze Szkocją).
Michał Probierz był uparty, ale nie zdołał magicznie sprawić, że mający cztery minuty na koncie w lidze Moder wszedł na, polecimy klasykiem, “international level”. Pomocnik Brighton ani razu nie dowiózł, wyglądał ociężale, niepewnie, chaotycznie. Widać po nim brak gry w klubie po powrocie do kontuzji, ponadto średnio pasuje on profilem na potrzebną tej kadrze “szóstkę”. W optymalnej dyspozycji, o ile zmieni zimą klub, może się drużynie narodowej przydać, ale jako alternatywa wyżej. Dajmy sobie spokój z testowaniem go na siłę jako najgłębiej ustawionego pomocnika.
Mimo gorszej drugiej połowy z Portugalią, najlepiej w tej roli odnalazł się Taras Romanczuk. Cóż za zaskoczenie! - powiedzielibyśmy, gdybyśmy byli złośliwi. Filar Jagiellonii to kolejny zawodnik dziwnie zarządzany przez Michała Probierza. Obronił się jako zadaniowiec z Walią, pozytywnie wypadł na EURO z Holandią, po czym po turnieju został schowany do szafy. Z jakich powodów? Nie wiadomo. Nie było go ani we wrześniu, ani w październiku - nawet w szerokiej kadrze! Za to gdy już wrócił, to od razu do pierwszej jedenastki. Łatwo się można pogubić. A mówimy o piłkarzu grającym non stop po 90 minut. W lidze, w pucharach. Z formą, doświadczeniem, predyspozycjami, by być “szóstką” numer jeden. Selekcjoner szukał na około, mając pod nosem kandydata “na dziś”. A że Romanczuk ma 33 lata? Budujemy zespół na eliminacje MŚ, nie na EURO 2028. Znów apel do Michała Probierza: nie szukajmy na siłę rozwiązań z kosmosu, gdy pod ręką są te bardziej logiczne.
Wymowne zresztą, że w drugiej połowie za Modera przeciwko Szkocji wszedł - i dał radę - Bartosz Slisz. Pierwszy, któremu selekcjoner zaufał na dłużej, ale w końcu odstawiony od składu. Jasne, nie wyglądał najlepiej, momentami bardzo słabo, jednak spadek w hierarchii zanotował bolesny. Trudno zbudować cokolwiek trwałego, popadając w skrajności ze skrajność. Dodajmy, że Slisz jest przynajmniej zawodnikiem grającym regularnie w niezłej lidze. To już sporo w obecnej sytuacji, gdy trzeba ratować się “zardzewiałym” zawodnikiem Brighton.
- Romanczuk ze Sliszem nie byli nawet powołani w październiku. Tutaj trener nie pomaga. Wiem, że odwaga, jakiś plan na przyszłość i granie ofensywne, ale na kluczowej pozycji, zwłaszcza w przypadku reprezentacji Polski, która musi zatykać kolejne dziury w ofensywie i tę wilgoć przeciskającą się z każdej strony zatrzymywać, to jest eksperymentowanie na tej pozycji. To mało powiedziane, to jest po prostu chaos, totalny bajzel na tej pozycji. To jest coś, co na pewno mocno nam podcina skrzydła - punktował na kanale Meczyki.pl Marcin Gazda z Eleven Sports.
Amen.
Atak
Jak bardzo potrzebny jest tej drużynie zdrowy Robert Lewandowski, widzieliśmy w dwóch ostatnich meczach. Ani Krzysztof Piątek, ani Adam Buksa, ani Karol Świderski nie weszli należycie w buty kapitana. Na “Lewego” trzeba chuchać i dmuchać, wierząc, że pomoże zespołowi w eliminacjach w pełnym wymiarze. Pozostaje znaleźć mu etatowego partnera, na co była okazja we wrześniu i październiku. Selekcjoner losował: zaczął od Piątka, następny był Bogusz, kolejny Świderski, a ostatni, przez pół godziny z Chorwacją, Kacper Urbański. Zero szans na zgranie, bez ciągłości, miotanie się. Efekt: problem identyczny co przed startem Ligi Narodów.
Urbańskiego można dorzucić do listy dziwnie prowadzonych kadrowiczów. Wydawałoby się, że okres wokół EURO na dobre ugruntował jego pozycję w podstawowym składzie. Probierz jednak kombinował - o ile najpierw korzystał z niego niżej, bo niżej też grał Zieliński, o tyle dwukrotnie wpuszczał jedynie na “ogony” - w domu z Portugalią i Szkocją. Oczywiście, “Urbi” miał słabsze momenty, ale to zupełnie zrozumiałe. W przeciwieństwie do wyborów trenera z nim związanych. Jakże inaczej by było, gdyby panowała zdrowa hierarchia: “jedynką” w roli drugiego napastnika jest Urbański, a wariantami B i C Bogusz ze Świderskim. Tymczasem my znowu niewiele wiemy, bo selekcjoner wysyłał sprzeczne sygnały.
Jedenastka na el. MŚ
Składając wszystko w całość, warto policzyć, ile ta kadra ma niepodważalnych ogniw. Bednarek, Zalewski, Szymański, Zieliński, Lewandowski - to zaledwie pięć nazwisk. Inni byli ostatnio elementami rotacji. Zakładając jednak, że Michał Probierz da sobie spokój z żonglowaniem piłkarzami podstawowego składu, do powyższego grona dorzucamy Skorupskiego w bramce i Piątkowskiego w obronie. Obaj grają regularnie i nie powinno się to zmienić. Znak zapytania stawiamy przy Kiwiorze, który będzie pewniakiem, o ile przyjedzie w marcu na kadrę w rytmie meczowym. Pozostają do obsadzenia trzy miejsca: prawe wahadło, “szóstka” i drugi napastnik. Widzimy tu:
- rywalizację Frankowski vs Kamiński z zabezpieczeniem w postaci Bereszyńskiego,
- Romanczuka i Slisza,
- grającego w klubie Urbańskiego, z alternatywą Boguszem i Świderskim w odwodzie.
Kwestia, czy podobnie sądzi selekcjoner. Dotychczas w jego wyborach zwykle próżno było szukać konsekwencji i ciągłości myśli. Taryfa ulgowa się już jednak skończyła. Czas, by ta reprezentacja wreszcie miała odpowiedni kształt. Każde inne działanie będzie obraniem kursu na katastrofę.