"Kolega z podwórka" i "niezniszczalny robot". Tak Leeds pokochało Klicha. "Kibice nie mogą się pogodzić"
W środę Mateusz Klich rozegrał swój ostatni mecz w barwach Leeds United. Żaden z kibiców, którzy przyszli tego dnia na Elland Road, nie miał wątpliwości, że był to jeden z najlepszych i najważniejszych piłkarzy klubu w ostatnich latach. A wielu chciałoby, żeby został na dłużej.
- To był wspaniały, pełen sukcesów czas. Na pewno będę tęsknił za Leeds i nigdy go nie zapomnę - powiedział Klich w prawdopodobnie ostatnim wywiadzie w białej koszulce z numerem 43. Po meczu z West Hamem (2:2) w 19. kolejce Premier League takie koszulki z jego nazwiskiem założyli wszyscy piłkarze Leeds, a także menedżer Jesse Marsch i dyrektor sportowy Victor Orta. Zrobili dla niego pożegnalny baner, nie zabrakło łez i ulubionej przyśpiewki kibiców na temat Polaka.
To właśnie Orta sprowadził nieznanego zawodnika z holenderskiego Twente za skromne 1,5 miliona funtów latem 2017 roku. Klich był jednym z jego pierwszych transferów. Na początku zupełnie nie odnalazł się w Championship. Po zaledwie pięciu występach jesienią i tylko jednym w pierwszym składzie, menedżer Thomas Christiansen odesłał go na wypożyczenie z powrotem do Holandii, do Utrechtu.
Marcelo dostrzegł złoto
Gdy wrócił do Yorkshire, Christiansena już nie było. Był nowy menedżer, Marcelo Bielsa, który odmienił - albo, jak mówią niektórzy, uratował - karierę Polaka. - Dostrzegł złoto tam, gdzie jego poprzednik nie widział nic - tak o Klichu pisał "The Athletic". Pierwszy sparing przed sezonem 2018/19 zaczął na środku obrony, ale potem stał się już nieodzowną częścią drugiej linii w ekscytującej drużynie Bielsy.
W tamtym sezonie wystąpił we wszystkich meczach ligowych od początku - 46 fazy zasadniczej i dwóch play-offach. I niemal we wszystkich do końca. Był jedynym takim zawodnikiem. Już w dwóch pierwszych strzelał gole, sezon skończył z dziesięcioma trafieniami i dziewięcioma asystami. Bielsa cenił go przede wszystkim za inteligentną grę bez piłki. Polak stworzył pamiętny tercet z Pablo Hernandezem i Kalvinem Phillipsem, dziś piłkarzem Manchesteru City.
Szybko zyskał też sympatię trybun. Już po kilkunastu występach powstała o nim piosenka. "20, 30 jardów, gdziekolwiek pojedziemy. 40, 50 jardów - Klich strzela gole" - śpiewają do dziś kibice Leeds.
Dirty Leeds
Niewielu było zawodników, który tak zżyłby się z kibicami LUFC. Pamiętam, jak odwiedziłem go w Leeds w lutym 2019 roku. - Grając w Anglii ma się wrażenie, że Leeds nikt nie lubi i ludzie bardzo by nie chcieli, żebyśmy awansowali do Premier League. Mówi się na nas "dirty Leeds" - mówił mi wtedy. I widać było, że doskonale się w tym czuje - my kontra cała reszta.
Kilka razy, po bramkach, prowokował rywali nawiązując do bieżących wydarzeń w lidze. Jak przeciwko Derby County, gdy menedżer "The Rams", Frank Lampard, zarzucał Bielsie, że wysłał swojego szpiega na ich obiekty treningowe. 12 klubów Championship podpisało wtedy petycję, by ukarać Leeds. A Bielsa i tak dalej robił to samo.
Klich poszedłby za nim w ogień, choć nie mieli żadnej bliskiej relacji z ekscentrycznym trenerem. Bielsa nie przyjaźnił się ze swoimi piłkarzami. - Nie chciałbym stracić do was sympatii - mówił. Drużyna miała grać pięknie i wygrywać, tylko to go interesowało. Treningi nie były przyjemne. Były niezwykle intensywne i skupiały się wyłącznie na przygotowaniu pod kolejnego rywala. Żadnych gierek, żadnych strzałów, do tego codziennie siłownia. Ale były efekty.
- Mateusz był bardzo zmęczony. Ale w przeszłości zawsze mówił, że potrzebuje dwóch-trzech dni po meczu na regenerację. Teraz czuje, że może grać następnego dnia - chwaliła przygotowanie u Bielsy mama Klicha, Małgorzata, w rozmowie z "The Athletic" trzy lata temu.
W kwietniu 2019 roku, w ostatnim domowym meczu sezonu zasadniczego, przeciw Aston Vilii, strzelił chyba najbardziej kontrowersyjnego gola w karierze. Na murawie leżał kontuzjowany piłkarz gości, Jonathan Kodjia, ale Leeds kontynuowało akcję, którą bramką skończył Polak. Momentalnie wybuchła wielka awantura. Wtedy to Bielsa nakazał swoim piłkarzom, by pozwolili rywalom wyrównać.
Jeden z nich nie chciał się na to zgodzić, co widać w poniższym fragmencie. Obrońca Pontus Jansson mimo wszystko próbował przerwać akcję "The Villans". To był jego przedostatni występ dla Leeds. Po sezonie został sprzedany do Brentford, gdzie gra do dziś.
W tamtym sezonie "Pawiom" towarzyszyły kamery Amazona. I najwyraźniej przyniosły pecha, bo choć przez cały sezon zajmowali pierwsze albo drugie miejsce, to na ostatniej prostej spadli na trzecią pozycję i musieli grać w play-offach, w których ulegli Derby. Przez baraże do Premier League awansowała… Aston Villa.
Spełnienie marzeń
Wyczekiwany powrót do elity nastąpił rok później. Bezpośrednio, z pierwszego miejsca i znowu z kluczową rolą Klicha. 45 meczów w pierwszym składzie, odpoczywał tylko na wyjeździe z Derby, w przedostatniej kolejce, gdy awans był już pewny. Wcześniej, w listopadzie, podpisał nowy kontrakt na cztery i pół roku, a w grudniu jego gol z Middlesbrough został wybrany trafieniem miesiąca w Championship.
Do Premier League też wszedł z buta. Strzelał gole w dwóch pierwszych meczach - przegranym 3:4 z Liverpoolem i wygranym 4:3 z Fulham. W sumie skończył ten bardzo udany sezon z czterema golami, pięcioma asystami i dziewiątym miejscem w tabeli, tylko dwa punkty za Arsenalem i trzy za Tottenhamem. Po sezonie pojechał na Euro 2020 (rozgrywane w 2021 roku) i też był graczem pierwszego składu u Paulo Sousy. Osiągnął szczyt.
Drugi sezon dla beniaminka okazał się jednak dużo trudniejszy. Nieodpowiednio wzmocnione Leeds traciło bardzo dużo goli i w końcu, po serii czterech wysokich porażek z rzędu, w lutym 2022 roku, nastąpiło rozstanie z Bielsą. Prowadził zespół w 170 meczach. Nigdzie indziej nie pracował tak długo. Zostawił drużynę na 16. miejscu w tabeli. Skończyła sezon na… 17., ale cudem się utrzymała, głównie dzięki słabości Burnley, które uzbierało trzy punkty mniej.
Argentyńczyka zastąpił Amerykanin. Jesse Marsch latem dostał mocne, transferowe wsparcie zarządu. Ściągnął, między innymi, dwóch nowych środkowych pomocników - Tylera Adamsa i Marca Rocę. Już wiosną widać było, że dla Klicha przewiduje rolę co najwyżej rezerwowego. W tym sezonie Polak nie zagrał żadnego meczu w pierwszym składzie. W trzech ostatnich wchodził na boisko kolejno w 65., 64. i 63. minucie.
Obudźmy w sobie Klicha
Wielu kibiców nie może pogodzić się z tym, że ich ulubieniec odchodzi. Część z nich wolałaby oglądać w pierwszym składzie Klicha, a nie Rocę. Rozstanie jest tym trudniejsze, że w ostatnim meczu z West Hamem 32-latek pokazał, że może jeszcze sporo dać drużynie. Wchodząc z ławki razem z Jackiem Harrisonem rozruszali ofensywę Leeds. Gospodarze wyrównali, Rodrigo był nawet bliski zwycięskiego gola na 3:2, ale Łukasz Fabiański miał na ten wieczór inne plany i w końcówce uratował punkt dla WHU.
Wygląda na to, że decyzja o odejściu zapadła bardziej po stronie piłkarza niż klubu, gdzie miał jeszcze półtora roku kontraktu. W pożegnalnym liście do społeczności Leeds Klich wyznaje, że "nigdy nie cieszyło go siedzenie na ławce i chce grać jak najwięcej w najbliższych latach, dlatego zamyka ten rozdział". Po długim namyśle przenosi się za Ocean, do Waszyngtonu i prowadzonego przez Wayne’a Rooneya DC United.
- Długo dyskutowaliśmy. "Klichy" dostał ofertę, która dawała nieco więcej stabilizacji jemu i jego rodzinie. W ostatnich tygodniach do końca nie było wiadomo, jaką decyzję podejmie. (…) Nie będzie łatwo go stracić i szczerze mówiąc chyba obaj nie jesteśmy przekonani w pełni, że to jest dobra decyzja - wyznał Marsch po meczu z West Hamem.
Kibice martwią się tym transferem również dlatego, że w kadrze nie ma zastępcy dla Klicha. Ale czy jego da się tak naprawdę zastąpić? Jeszcze raz oddajmy głos menedżerowi.
- Mamy w składzie dużo jakości, ale jego osobowość, jego odwaga sprawiają, że trudno będzie go zastąpić. Powiedziałem nawet drużynie, że jeśli chcemy być gotowi na rywalizację do końca w tym sezonie, to każdy musi znaleźć w sobie "wewnętrznego Klicha".
Na koniec, o krótkie podsumowanie kariery reprezentanta Polski w Yorkshire poprosiłem też osoby na co dzień z bliska śledzące jego karierę w Leeds. - brytyjskiego dziennikarza i polskiego kibica LUFC.
Jonathan Buchan, dziennikarz "BBC" zajmujący się Leeds:
- Jest tak wiele wspomnień, z boiska i spoza niego. W naszej pamięci na pewno zapadnie strzelony przez niego pierwszy gol w erze Bielsy. To był zwiastun czegoś wyjątkowego w historii klubu. Z przyjemnością oglądało się jego ciągłą zdolność irytowania przeciwników z uśmiechem na ustach. Pamiętam jak pojawił się na premierze serialu Amazona sam, podczas gdy większość jego kolegów przybyła z partnerkami i rodzinami. Na czerwonym dywanie, pozując do zdjęć, zrobił więc to, co na zdjęciu. To tylko jeden, zabawny moment, ale pokazuje on dobrze jego charakter. Charakter, który był ważny dla całego zespołu w stresującej walce o awans do Premier League.
Krzysztof Wrzal, kibic Leeds:
- Historia Klicha w Leeds to dla mnie kibicowsko droga dość kręta i wyboista. Nie ukrywam, że w momencie jego transferu miałem sporo wątpliwości, bo z jednej strony cieszył mnie pierwszy Polak w Leeds, a z drugiej nie byłem przekonany, że on się do tej drużyny nada. Początki w Leeds miał trudne, kontuzje, nie najlepsze stosunku z Christensenem, głupi błąd w Cardiff i w zasadzie wydawało się, że moje pierwotne obawy się sprawdziły. Następnego lata byłem przekonany, że Marcelo Bielsa go "odpali", ale Klich był innego zdania i latem 2018 zaczął udowadniać wszystkim, ze mną na czele, że jest wyjątkową osobistością.
- Jego pierwszy gol z faworyzowanym Stoke w pierwszym meczu sezonu to symboliczne otwarcie najpiękniejszego okresu w moim kibicowskim życiu. Może i zwykła bramka, żadna spektakularna, ale z boiskowych wydarzeń Klicha właśnie to wykończenie zapamiętam najbardziej. Wtedy narodziła się wspaniała ekipa i narodził się genialny, niezniszczalny piłkarz-robot, który wychodził w pierwszym składzie w każdym następnym z 91 meczów ligowych. Ten, w którym nie wyszedł, także znajduje się w szczególnym miejscu w pamięci mojej jak i pewnie każdego kibica Leeds. Przed meczem z Derby, poprzednie dni przyniosły wieści o najpierw awansie, a potem wygraniu ligi przez Leeds. Piłkarze skupili się na świętowaniu, a Instagram Klicha był przez ten czas miejscem, gdzie można było zobaczyć, jak wyjątkową postacią poza boiskiem jest Mateusz. Jego stan w tym czasie był przedmiotem żartów nawet Angusa Kinneara w programach meczowych czy przemówień na zakończenie sezonu. Z relacji dziennikarzy można wyczytać, że w tych dniach jego samochód nie ruszał się z parkingu w Thorp Arch. W samym meczu z Derby Klicha zagrać nie był w stanie, ale jego popisy na trybunach (wtedy rezerwowi byli rozproszeni na stadionie) przeszły do historii. Przez spotkanie Klich prowadził jednoosobowy młyn, tańczył breakdance, a na koniec razem z kolegami odpalił racę na Pride Park.
- Świętowanie awansu zakończył namalowaniem graffiti na jednym z murów przy Elland Road, który zostanie trwałym pomnikiem Klicha w Yorkshire. On w Leeds dał się zapamiętać nie tylko jako świetny piłkarz, nie schodzący poniżej pewnego poziomu, ale także jako niezwykle barwna osobowość. Jest dla kibiców Leeds takim kolegą z podwórka, który został zawodowym piłkarzem. Był bardzo ludzki, namacalny, prawdziwy. Poczucie humoru, dystans do siebie, zabawne odpowiedzi na Twiterze, a i przede wszystkim jego "poddymianie" na boisku - to zostanie w pamięci na zawsze. Kibice Leeds nawet stworzyli pewnego rodzaju wyrażenie: shithousery zastąpiono Klichousery. Mateusz uwielbiał sobie robić jaja na boisku. Pamiętam jak w jednym meczu, chyba z Boltonem, sytuacja była dość nerwowa, przy linii było jakieś starcie i jeden z rywali strasznie się zagotował, to Mateusz podszedł do niego i chcąc ugasić pożar wylał trochę wody na kark rywala.