Tajna broń Czesława Michniewicza? Zaufany piłkarz wreszcie w formie. "Ma potencjał, by zaistnieć w kadrze"
Jeszcze niedawno był, bo … był. W Legii nie zachwycał, ot, ligowiec. Nie było przy tym właściwie meczu, w którym nie popełniłby poważnego błędu. Czasem kończyło się to stratą bramki, czasem nie, ale miał w tym pewną powtarzalność. Jednocześnie długo nie mógł potwierdzić opinii bramkostrzelnego. A dziś Mateusz Wieteska po raz pierwszy jest na zgrupowaniu reprezentacji Polski.
Mateusz Wieteska stosownie uczcił wiadomość o powołaniu od selekcjonera Czesława Michniewicza. W zaległym meczu przeciwko Bruk-Bet Termalice (4:1) nie tylko bezbłędnie dowodził grą obronną swojego zespołu, ale też zdobył trzecią bramkę dla Legii Warszawa. Długo to trwało, ale wydaje się, że 25-latek wreszcie osiągnął życiową formę, a wiele wskazuje na to, że to nie koniec jego popisów.
Urodzony w Warszawie obrońca jest wiosną liderem zespołu, który w 2022 r. stracił tylko cztery bramki w ośmiu spotkaniach i ani razu więcej niż jednej w meczu. Dla porównania dołujący jesienią "Wojskowi" tracili w Ekstraklasie średnio 1,66 gola. Ale już wtedy trudno było mieć pretensje do Wieteski, który należał do najlepszych piłkarzy zespołu. W indeksie Instat klasyfikowano go jedynie za Josue. Poprawił też w końcu statystyki strzeleckie - do siatki rywali trafił już czterokrotnie, co ciekawe, zawsze po podaniach Josue. Ma też jedną asystę. Rozegrał przy tym już 41 meczów w sezonie i w każdym z nich wystąpił od początku.
Po prostu dobry
Wieteska swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Pogoni Grodzisk Mazowiecki. Tam bardzo szybko zwrócił na siebie uwagę Legii.
- Podglądała go na boisku w kadrze Mazowsza i w lidze, gdzie Pogoń Grodzisk rocznik 1996 grywała przeciwko Legii. I od gimnazjum Wieteska przeniósł się do Warszawy - opowiada "Raffi", wieloletni ekspert od młodzieżowej piłki w portalu “legionisci.com”.
To było 12 lat temu. Przy Łazienkowskiej “Wietes” od początku radził sobie bardzo dobrze. Na tyle, że tu również grał w drużynie z rocznika 1996 r., a z czasem nawet z kolegami starszymi o dwa lata.
- Grywał tam przede wszystkim dlatego, że był po prostu dobry, zwłaszcza technicznie, a do tego miał dobre warunki fizyczne i przy nich solidną zwrotność - zauważa "Raffi".
Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że wszyscy lubili Wieteskę. Nie gwiazdorzył, był pracowity i nie miał większych kryzysów formy. W Legii grał na wszystkich pozycjach na "kręgosłupie" - od środka obrony, przez (najczęściej) defensywną pomoc, przez "ósemkę", "dziesiątkę", aż nawet do ataku.
- Grał tylko w osi środkowej, bo miał ku temu predyspozycje, a równocześnie jednak sprinterem nigdy nie był i nie jest do dziś. No i raczej nie liderował, nie podrywał kolegów na boisku, był nieco w cieniu, ale zawsze robił co do niego należało - twierdzi nasz rozmówca.
Jako zawodnik zaawansowany technicznie, dobrze wyprowadzający piłkę i stosunkowo rzadko się w tym mylący, Wieteska stopniowo był przesuwany do tyłu. Wreszcie trenerzy podjęli decyzję, że najlepsze miejsce dla niego to środek obrony, gdzie będzie mógł się rozwijać jako nowoczesny stoper.
Pozytywna bezczelność
Wieteska pokonywał kolejne szczeble, rozwijał się, grał w Centralnej Lidze Juniorów i w rezerwach. Wyróżniał się na tyle, że latem 2014 r. trener Henning Berg pozwolił mu zadebiutować w pierwszej drużynie w meczu o Superpuchar z Zawiszą.
- To był wtedy taki warchlak - śmieje się Igor Lewczuk, który zagrał wówczas z nim w parze na środku obrony. - Mateusz jeszcze odstawał fizycznie, nie był zbudowany jak środkowy obrońca, ale już zachowywał spokój w grze, dobrze radził sobie z piłką przy nodze. Przede wszystkim jednak wiedział czego chce w piłce, w przeciwieństwie do kilku jego rówieśników, których do zespołu wprowadzał trener Berg - zauważa doświadczony defensor.
W 2014 r. Wieteska zagrał w trzech meczach - i to by było na tyle na długie dwa lata. Trzeba jednak pamiętać, że wtedy przy Łazienkowskiej panował tłok na środku defensywy. A “Wietes” nie marnował czasu. Ogrywał się w rezerwach, występował w I lidze w Dolcanie Ząbki, regularnie grał w młodzieżowych reprezentacjach. Systematycznie się rozwijał.
- W drugiej drużynie zadebiutował u mnie w meczu z WKS Wieluń. Sztab był zaskoczony tą decyzją, ale byłem jej pewien. Mateusz miał 17 lat, ale grał niezwykle dojrzale, cechowała go pozytywna bezczelność. Przyglądałem mu się od dłuższego czasu, rozmawiałem z jego trenerami. Był gotowy - wspomina trener Jacek Magiera.
Gdy Legia wchodziła do Ligi Mistrzów, trenował z zespołem, a wreszcie zagrał cały mecz przeciwko Arce Gdynia za kadencji Besnika Hasiego. Jego ciężką pracę docenił też Magiera, który w międzyczasie przejął drużynę i wpuścił go na boisko w 69. minucie spotkania w Dortmundzie przeciwko Borussii. Wieteska pozostaje dziś jedynym piłkarzem w kadrze stołecznych, który wystąpił wówczas w Champions League.
- Decyzja o tym, że Mateusz zagra w Dortmundzie, zapadła sporo wcześniej. Wiedzieliśmy, że po remisie z Realem kluczowym dla nas meczem będzie spotkanie przeciwko Sportingowi. Wyjazd do Dortmundu potraktowaliśmy jako okazję do pokazania się, ale i do nauki. To była dla Wieteski nagroda za wytrwałość i pracowitość. Po meczu mówił, że przez wysoką intensywność gry czuł się jakby rozegrał pełne 90 minut w Ekstraklasie. Zobaczył, jaka to różnica i wyciągnął wnioski. Myślę, że dużo mu to dało - opowiada Magiera.
Zimą 2017 r. podczas zgrupowania w Benidormie trenerzy mieli zadecydować, który ze środkowych obrońców odejdzie na wypożyczenie. O pozostanie w klubie rywalizowali raczej do tamtej pory zawodzący Maciej Dąbrowski i właśnie "Wietes". W treningach obaj wyglądali bardzo dobrze, ale Dąbrowski do tego prezentował się świetnie w sparingach, Wieteska zaś nie zagrał zbyt dobrze w spotkaniu przeciwko Arminii Bielefeld i to w końcu przeważyło.
- Mateusz był bardzo zawiedziony, nie kwapił się do wyjazdu. W Warszawie miał swoją strefę komfortu. Rozmawialiśmy, wytłumaczyłem mu, że to dla niego najlepsze rozwiązanie, mamy na niego konkretny plan, tylko musi nadal ciężko pracować. Wziął to sobie do serca - wspomina Magiera.
Dąbrowski zanotował w Legii rundę życia, ale i 20-latek nie mógł być zawiedziony. Trafił do Chrobrego Głogów i zrobił furorę na I-ligowych boiskach. Mimo tego nie wrócił do Legii. Zapadła decyzja, by go sprzedać, ale z prawem do pierwokupu na korzystnych warunkach. Wieteska trafił do Górnika Zabrze, gdzie został jednym z odkryć sezonu. Łącznie zagrał w 42 meczach, dołożył do tego siedem goli, a zabrzanie wrócili do europejskich pucharów po 24 latach przerwy. W Warszawie bacznie przyglądano się progresowi środkowego obrońcy i uznano, że warto wykorzystać możliwość odkupienia go z Górnika. Wieteska latem 2018 r. znów pojawił się więc w stolicy.
Żołnierz
I od razu stał się podstawowym zawodnikiem zespołu, który dopiero co trzeci raz z rzędu zdobył mistrzostwo. Wieteska grał u Deana Klafuricia, w systemie z trójką obrońców, a potem u Ricardo Sa Pinto w czteroosobowym bloku obronnym.
- Jemu chyba najmniej czasu zajęło przestawienie się do trójką obrońców. To uwidacznia jego zmysł taktyczny. Nie widać wielkiej różnicy też czy gra z lewej, czy z prawej strony w parze stoperów, dobrze radzi również sobie jako ten środkowy w trójce - twierdzi dobrze znający Wieteskę, pragnący zachować anonimowość skaut jednego z klubów Ekstraklasy.
Gdy jednak zespół przejął Aleksandar Vuković, “Wietes” stracił miejsce w składzie, a Legia mistrzostwo. W nowym sezonie rywalizacja na środku obrony stała się jeszcze bardziej zacięta. Do zespołu wrócił Igor Lewczuk i to on w parze z Arturem Jędrzejczykiem był pierwszym wyborem “Vuko”.
- Bardzo pomogły mu te wypożyczenia. Zyskał doświadczenie, nabrał pewności siebie. To zaprocentowało. Gdy wróciłem z Francji, musiałem się mocno napocić rywalizując z nim o miejsce w składzie. Obu nam to dobrze zrobiło - mówi Lewczuk.
Potem jednak dużo grali w trójkę, bo "Jędza” z konieczności występował na prawej obronie. Sezon 2019/20 Wieteska zakończył drugim mistrzostwem w karierze, ale pierwszym, do którego się w pełni przyczynił.
Następnie, latem, nabawił się kontuzji, a do gry wrócił po miesiącu w debiutanckim meczu trenera Czesława Michniewicza przeciw Dricie Gnjilane. W kolejnym spotkaniu odnowił mu się jednak uraz biodra. Gdy się wyleczył, został nie tylko podstawowym środkowym obrońcą, ale i jednym z czołowych “żołnierzy” Michniewicza, z którym doskonale znali się po współpracy w kadrze U-21. Wieteska grał niemal wszystko i walnie przyczynił się do obrony tytułu.
- Mati to jeden z najlepszych obrońców w Polsce, a z pewnością najlepiej w Ekstraklasie wprowadza piłkę ze strefy obronnej - opowiadał nam przed rokiem obecny selekcjoner.
Był to jednocześnie czas, w którym Wieteska trochę przyzwyczaił do regularnie popełnianych przez siebie błędów. Michniewicz tłumaczył jednak, że on ma prawo się mylić i nawet każe mu podejmować ryzyko przy wychodzeniu ze strefy obronnej. Mówiło się także, że zawodnik, jako urodzony legionista, spina się i za bardzo chce, przez co wkradają się momenty dekoncentracji.
- Miał po prostu piłkarskiego pecha. Każdy popełnia błędy, te obrońców są najbardziej widoczne, ale po jego pomyłkach bywało, że traciliśmy bramki. Wszyscy więc to widzieli, był na celowniku kibiców. Wykazał się jednak dużą odpornością psychiczną, pozbierał się i poszedł do przodu - ocenia Lewczuk.
Przedłużenie ręki trenera
To jednak już przeszłość. Owszem, Wietesce zdarzają się przykre interwencje, jak ta z Radomiakiem, gdy pechowo strzelił samobója, wywołując wściekłość Artura Boruca, czy strata piłki pod własną bramką i w efekcie faul w polu karnym podczas ostatniego meczu ligowego z Rakowem. Ale nie sposób nie dostrzec, że stoper Legii nie tylko ustabilizował formę, lecz wszedł też na wyższy poziom, w czym pomogły mu również występy w europejskich pucharach.
- Do tego co miał zawsze dobre, czyli timing w powietrzu, i to w obu polach karnych, niezłą technikę i czytanie gry, dołożył spokój, co skutkuje ograniczeniem dużych błędów, jakie mu się przytrafiały, rzadką niepewność w poczynaniach. To nie jest fizyczny "dzik", ale zdecydowaniem stara się nadrabiać w kontakcie ewentualne dysproporcje z silniejszymi napastnikami. Nie jest też ani super zwrotny, czy szybki - wiele jednak rzeczy potrafi maskować odpowiednim ustawieniem, przewidywaniem. Fajnie, że w końcu zaczął trafiać do siatki - mówi rozmawiający z nami ekstraklasowy skaut.
- Ten brak szybkości nie jest jakoś straszny, ot po prostu jest przeciętny pod tym względem - precyzuje "Raffi".
- Ma w sobie to "coś", co trudno określić, a jest niezbędne w sporcie - nie wątpi, jest inteligentny. Cieszy, że częściej strzela gole, wciąż poprawia grę w powietrzu, która zawsze była jego atutem. Jest w idealnym piłkarskim wieku i wierzę, że przyszłość przed nim. Także reprezentacyjna - ocenia Magiera.
- Ma świetną osobowość, odpowiedni dla sportowca mental. Nie ma wahań nastrojów, zawsze pracuje na maksa, a przy tym odcina się od opinii zewnętrznych. Jest odpowiedzialny i inteligentny - potwierdza trener Legii Aleksandar Vuković. - Gdy wybiega na boisko, jestem spokojny, że zadba o organizację gry obronnej. Wie co należy do niego, a co do kolegów. Jest przedłużeniem ręki trenera na murawie - dodaje serbski szkoleniowiec.
Wady? Trudno dziś znaleźć jakieś większe mankamenty w jego grze. Zdaniem skauta, z którym rozmawialiśmy, mógłby lepiej radzić sobie lewą nogą, ale to takie szukanie mankamentów trochę na siłę.
- Lewą nogę ma wyraźnie słabszą, a przy pressingu silniejszego rywala obrońca w tym systemie nie ma czasu na szukanie tej wiodącej - zgadza się Lewczuk.
Reprezentant
- Informację o powołaniu przyjąłem z ogromną radością. Zwłaszcza, że to tutejszy chłopak. Jego rozwój śledziłem jeszcze jako II trener i bardzo naturalnie stawiał kolejne kroki. Ten w reprezentacji może być dużym do przodu - twierdzi Vuković.
Wieteska rozegrał w Legii już 145 spotkań, w tym 28 w europejskich pucharach, do tego 42 mecze w Górniku i 68 w kadrach młodzieżowych - mowa więc o bardzo już doświadczonym i ogranym piłkarzu. Patrząc na jego formę, umiejętność gry w różnych zestawieniach obrony i dobre relacje z Michniewiczem, można pokusić się o tezę, że zasługuje, by zadomowić się w reprezentacji. Miał zresztą trafić do niej już wcześniej. Po meczu Legii w Moskwie mówiło się, że obrońca zwrócił na siebie uwagę Paulo Sousy.
- Czy ma szansę pozostać na stałe? Myślę, ze spore, może nawet na I skład. W trójce obrońców musiałby jednak grać w środku albo z prawej strony - podsumowuje Lewczuk. - Ma potencjał, by zaistnieć w kadrze i pozostać w niej na dłużej. Otwiera nowy rozdział w swojej karierze, reprezentacyjny - dodaje Vuković.