Szokująca przemiana Arsenalu. Czegoś takiego jeszcze nie było. "Najlepsi w Premier League"

Szokująca przemiana Arsenalu. Czegoś takiego jeszcze nie było. "Najlepsi w Premier League"
News Images / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiDzisiaj · 08:30
Kradnięcie czasu, postawienie na stałe fragmenty, faule uchodzące płazem i taktyczny terror. Witajcie w nowym Arsenalu. Czy się to komuś podoba, czy też nie.
Nie zawsze można zdobywać tytuły i grać piękną piłkę. Arsenal coś o tym wie. Chociaż za kadencji Mikela Artety klub znacznie się rozwinął, to gablota nie została wzbogacona ani o puchar Ligi Mistrzów, ani Premier League. W poprzednich sezonach "Kanonierzy" potrafili prezentować futbol ofensywny, ciekawy i angażujący dla postronnego widza. Teraz jednak przeszli przemianę, która swoje piętno odcisnęła przede wszystkim na kwestiach charakterologicznych.
Dalsza część tekstu pod wideo
Rywalizowanie z Manchesterem City i Liverpoolem oznacza, że musisz się zmieniać, dostosowywać. Arsenal zrobił to i przepoczwarzył w zespół, z którym trudno mierzyć się w wyłącznie piłkarskim rzemiośle. To już nie jest drużyna prezentująca raczej miękki styl gry, drużyna łatwa do złamania. To drużyna mogąca zmęczyć i przeciwnika, i odbiorcę. To drużyna nastawiona na upragniony sukces.

Ekstremum

Przemianę widać już w ustawieniu zaproponowanym przez Mikela Artetę w tym sezonie. Hiszpan niemal całkowicie zrezygnował z tradycyjnych bocznych obrońców. W środku pola zaś, przede wszystkim po kontuzji Martina Odegaarda, pracują piłkarze głównie specjalizujący się w defensywie. Znamienna jest też pozycja napastnika. Nie ma klasycznej "dziewiątki", jest Kai Havertz. Niemiec w niebywały sposób rozwinął się pod wodzą Artety, a jego skłonność do harowania na całym boisku okazała się nieoceniona.
Londyńczycy, dokonując jasnego wyboru piłkarskich wartości, postawili na stałe fragmenty gry. Wyspecjalizowali się w nich do poziomu mistrzowskiego, są najlepszą ekipą w całej Premier League. Nie tylko znakomicie bronią zagrań ze stojącej piłki, ale też uczynili z nich swoją bezwzględną broń. Biorąc pod uwagę poprzednie i trwające rozgrywki Arsenal strzelił 23 gole ze stałych fragmentów, żadna drużyna nie ma ich więcej.
Nic więc dziwnego, że skład "Kanonierów" wyróżnia się pod względem wzrostu. Podstawowy skład londyńczyków - za taki przyjmijmy wybrany na starcie z Brighton - to w większości gracze powyżej 180 cm. W widełki nie łapią się jedynie Jurrien Timber (179), Martin Odegaard (178), Bukayo Saka (178) i Leandro Trossard (172). To są po prostu wielkie chłopy, z którymi trudno rywalizować.
Skupiając się na tym elemencie Arsenal oddał w ofierze coś innego. To już nie jest drużyna skoncentrowana na koronkowym zawiązywaniu akcji. Środki mają być prostsze, a rywale zmęczeni, bo wtedy łatwiej ich ukłuć. Niewiele zaś rzeczy męczy w piłce bardziej niż konsekwentne bicie głową w żelbetonowy mur. Świadectwem tego starcie z Manchesterem City. "Kanonierzy" bronili się w dziesiątkę przez całą drugą połowę, a zespół Pepa Guardioli nie mógł zrobić nic groźnego przez większość czasu. Owszem, koniec końców wydarł remis, ale koszty - po obu stronach - były wysokie.
Arteta tak mocno cofnął swój zespół, że jeśli tylko trzyma on koncentrację, to jest właściwie nietykalny. Hiszpan uznał, że cel absolutnie uświęca środki. Stał się skłonny do zrobienia wszystkiego, co tylko zapewni realizację zadania. Parametry ofensywne Arsenalu wyglądają fatalnie.
  • średnie posiadanie piłki - 41,8% - 4. najgorszy wynik
  • strzały na mecz - 10 - 3. najgorszy wynik
  • celność podań - 81,9% - 7. najgorszy wynik
  • łączny dystans podań do przodu - 8,48 km - najgorszy wynik
Czy to oznacza, że londyńczycy nie są kandydatami do tytułu? Wręcz przeciwnie.

Czarna magia

Należy pamiętać, że ograniczenie ofensywne Arsenalu wynika nie tylko z taktycznej tyranii Mikela Artety, ale też czerwonych kartek. Dwie w pięciu meczach to dużo, tym bardziej, że łącznie przełożyły się na 90 minut gry w osłabieniu. Same wyrzucenia z boiska nie biorą się jednak z niczego. Składają się na nie dwa podstawowe czynniki: nadgorliwość sędziów względem zawodników "Kanonierów" oraz... samo zachowanie drużyny z Londynu.
Arsenal, jako się rzekło, nie jest drużyną krystaliczną, swoje za uszami ma. Odkopnięcie piłki po gwizdku sędziego to oczywiście przewinienie błahe, a nadmierne nadawanie mu znaczenia przez arbitrów, i to głównie względem jednego zespołu, cokolwiek dziwi. Niemniej na tym lista nieczystych zagrań londyńczyków się nie kończy.
Arsenal popełnił 65 fauli, co jest szóstym wynikiem w Premier League, ale nie do końca o to chodzi. Są pewne wartości, które zmierzyć trudniej. Choćby kwestia kradnięcia czasu, a to londyńczykom zdarza się nagminnie. Właściwie nie tyle zdarza, co jest częścią planu Artety. Jeszcze przed starciem z Manchesterem City "Kanonierzy" królowali w lidze pod tym względem, a wznowienie gry opóźniali o 31,8 sekundy. Po meczu z "The Citizens" wartość wyliczona przez Optę mogła tylko wzrosnąć.
Wreszcie są też faule nieodgwizdane, więc stosowniejszy wydaje się zapis "faule". To wszystkie działania, które mają na celu wyprowadzenie rywala z równowagi. Piłkarze albo funkcjonują na granicy obowiązujących przepisów, albo wykorzystują luki w prawie, czyli tak zwane martwe przepisy. W piłce nożnej znajdziemy ich mnóstwo. Uszczypnięcie rywala albo włożenie łokcia między żebra przy walce o pozycje faulem jest tylko teoretycznie, w gruncie rzeczy mówimy bowiem o "faulach".
Arsenal zaczął stosować je nagminnie. To największa zmiana charakterologiczna za kadencji Artety. Z londyńczykami walczy się po prostu nieprzyjemnie. Stanowią oni swego rodzaju powrót do znacznie wcześniejszej ery Premier League. Czasy Roya Keane i Patricka Vieiry były przepełnione "faulami". Teraz główna różnica zdaje się polegać na... wyglądzie samych zawodników. Chociaż Gabriel ma fizis przyjemniejsze niż wspomniany Vieira, to wcale nie oznacza to łatwiejszej walki.
Bezwzględność "Kanonierów" zaowocowała gigantycznym zamieszaniem, a do odpowiedzi wyciągnięto w końcu Artetę. Hiszpana zapytano o to, dlaczego jego zespół gra tak nieczysto.
- Bez komentarza. Przez cztery lata byłem w Manchesterze City, więc mam wszystkie informacje. Uwierzcie mi - stwierdził tylko trener Arsenalu.
Podejściu samego Hiszpana trudno się dziwić. Jose Mourinho, Alex Ferguson, ale też sam Pep Guardiola przez lata uczyli swoich zawodników, że na boisku trzeba być draniem. Manchester City stał się przecież synonimem faulu taktycznego, który sędzia puszcza płazem. O tym jednak dziwacznie zapomniano, a skupiono się na "Kanonierach" czyniąc zeń zło konieczne.
To absurd. Nie da się z utęsknieniem wzdychać do ery Barclays, a jednocześnie pomstować na nowy Arsenal. "Kanonierzy" nigdy wcześniej za kadencji Artety nie byli zespołem, którego ta liga tak mocno potrzebuje. To spotkania takie jak to z Manchesterem City przyciągają przed telewizory.

Przeczytaj również