Skandal w meczu Wisły Kraków. Sędziowie znów dali popis. Arbiter ma na tacy, VAR "poszedł na fajkę"

Szok i skandal. Polscy sędziowie znów dali popis. Arbiter ma na tacy, VAR "poszedł na fajkę"
screen TVP Sport
Dominik - Budziński
Dominik BudzińskiWczoraj · 23:32
Arka Gdynia zremisowała z Wisłą Kraków w hicie Betclic 1 Ligi, ale show piłkarzom jeszcze w pierwszej połowie postanowili skraść sędziowie, którzy z tylko sobie znanego powodu nie dostrzegli oczywistego zagrania ręką w polu karnym. Kurz po pełnym kontrowersji starciu Legii z Jagiellonią dobrze jeszcze nie opadł, a my znów możemy tylko załamać ręce.
Mecz Arki z Wisłą zapowiadał się niezwykle ciekawie. W końcu to dwie naprawdę duże marki na futbolowej mapie Polski, które w tym sezonie walczą o to, by powrócić na salony. Nic więc dziwnego, że do Gdyni posłano “ekstraklasowego” arbitra. Paweł Raczkowski z niejednego pieca chleb jadł, niejeden hit sędziował. Mogłoby się zatem wydawać, że i w pierwszej lidze sobie poradzi. No… nie poradził sobie. Od kompromitacji nie uratowali go też sędziowie z wozu VAR, a więc Piotr Rzucidło i Tomasz Listkiewicz. W zasadzie oni też się skompromitowali.
Dalsza część tekstu pod wideo
Demony, które w ostatnim czasie dość często nawiedzają polskie stadiony, wróciły jeszcze w pierwszej połowie. Arka prowadziła już wówczas 1:0, Wisła goniła wynik, przedarła się pod bramkę gospodarzy, a spadającą piłkę w polu karnym ewidentnie ręką zagrał Tornike Gaprindaszwili. Zrobił to centralnie na widoku Raczkowskiego, który nie mógł wyobrazić sobie lepszej perspektywy. Z kilka metrów, ustawiony w zasadzie idealnie, doskonale widział, jak gruziński piłkarz najpierw nienaturalnie podnosi rękę, potem w ostatniej chwili wykonuje jeszcze nią ruch, po czym zostaje trafiony futbolówką w łokieć.
I tu rozpoczyna się istny cyrk. Pal licho, że arbiter główny nie gwiżdże oczywistego karnego w pierwsze tempo. Owszem, powinien to zrobić, i nie można zrzucać z niego odpowiedzialności, ale pewnie miał z tyłu głowy myśl, że w razie czego uratuje go VAR. Tu rozpoczyna się część druga komedii, bo choć faktycznie doszło do analizy wideo w wozie, to jakimś cudem stwierdzono tam, że Wiśle jedenastka się nie należy. Sędziowie VAR musieli być chyba o swojej racji przekonani, bo nawet nie wezwali arbitra głównego, by sam ocenił sytuację.
Ostatnio Szymon Marciniak i Piotr Lasyk gęsto tłumaczyli się z tego, dlaczego w meczu Legii z Jagiellonią podejmowali takie, a nie inne decyzje. Teraz na podobny krok powinien zdecydować się rozjemca meczu Arki z Wisłą, ale… coś mi podpowiada, że tego nie zrobi. Musiałby bowiem urządzić niezłą gimnastykę, by wmówić wszystkim dookoła, że “Białej Gwieździe” nie należał się rzut karny.
Kolejny bardzo ciekawy mecz z polskiego podwórka pozostawił zatem po sobie bardzo duży niesmak, ale żeby hitu w Gdyni nie ograniczać wyłącznie do sędziowskich decyzji, warto wspomnieć, co działo się w międzyczasie. A działo się sporo. Szymon Sobczak, wychowanek Wisły, a jeszcze w poprzednim sezonie jej zawodnik, teraz postanowił niezbyt przyjemnie powitać swój były już zespół. W ósmej minucie dobrze odnalazł się więc w polu karnym i po zgraniu Michała Marcjanika trafił na 1:0.
Wisła, która nieźle weszła w mecz, a nagle dostała niespodziewany cios, potrzebowała trochę czasu, by dojść do siebie. Doszłaby pewnie szybciej, gdyby właśnie przy stanie 1:0 dostała wspomniany już rzut karny. A tak musiała gonić dalej. Dogoniła w 28. minucie, gdy znów, tak jak kilka dni temu w Chorzowie, znakomicie z dystansu uderzył Angel Rodado. Damian Węglarz wyciągnął się jak struna, jednak nic z tego. Zrobiło się 1:1.
Jeszcze przed przerwą nastroje w krakowskim zespole trochę podupadły, bo z kontuzją murawę musiał opuścić Marko Poletanović. Swoją drogą warto odnotować, że sędzia za ostry faul na Serbie, przez który ten szybciej zszedł do szatni, nie dał nawet żółtej kartki. Wisła straciła natomiast kluczowego zawodnika w środku pola. Na swoje szczęście w odwodzie miała dobrze dysponowanego tego wieczora Kacpra Dudę, który - chyba trochę podrażniony stratą miejsca w składzie - po zameldowaniu się na murawie grał dobrze. Może nawet bardzo dobrze.
W zasadzie cała Wisła, wyłączając krótkie fragmenty spotkania w Gdyni, wyglądała solidnie. Od 53. minuty znów musiała jednak gonić wynik, bo Arka, stwarzająca zagrożenie głównie po stałych fragmentach gry, drugi raz wykorzystała rzut rożny. Jedni więc grali, drudzy strzelali.
Upór ekipy z Krakowa w końcu się natomiast opłacił. Rodado nie mógł znaleźć drogi do siatki, minimalnie mylił się Zwoliński, ale rzutem na taśmę za wcześniej zmarnowaną okazję zrehabilitował się Duarte. W piątej minucie doliczonego czasu gry Portugalczyk świetnie złożył się do strzału z powietrza i trafił na 2:2. W ten sposób zamknął mecz pełen zwrotów akcji, kontrowersji i obustronnego niedosytu. Dla Arki, bo była o krok od zwycięstwa. I dla Wisły, bo to ona miała wyraźną przewagę w skali całego spotkania. Pokazują to też liczby. 25:7 w strzałach, 5:2 w uderzeniach celnych. 4:2 w rzutach rożnych.
W tabeli natomiast pozostaje bez zmian. Druga Arka wciąż ma 11 punktów przewagi nad szóstą Wisłą i raczej nie da się już jej dogonić. “Biała Gwiazda”, co tu ukrywać, musi skupić się na walce o miejsce w strefie barażowej. Realnie patrząc to teraz jej jedyna droga do Ekstraklasy. Przynajmniej w tym sezonie.

Przeczytaj również