Szok! 21 lat i kończy karierę. A już błyszczał w NBA
Dopiero rozpoczynał karierę, a już ją kończy. I to nie z powodu kontuzji czy uciążliwych problemów zdrowotnych. AJ Griffin po prostu postanowił rzucić koszykówkę. Na dobre.
W NBA wciąż trwa sezon ogórkowy. Kurz po mistrzostwie Boston Celtics dawno opadł, a do startu kolejnych rozgrywek pozostał niespełna miesiąc. Większość głośnych transferów stała się faktem, kto miał zmienić barwy, to już to zrobił. Nic dziwnego, że jednym z największych wydarzeń ostatnich tygodni była sensacyjna decyzja AJ Griffina. 21-latek niedawno przeniósł się do Houston Rockets, w nadchodzącym roku miał zainkasować 3,6 mln dolarów. Zrezygnował jednak z tych pieniędzy, a jego kontrakt został wykupiony, o czym jako pierwszy poinformował Shams Charania z The Athletic. Obiecujący gracz postanowił zawiesić buty na kołku. Koniec kariery nastąpił niemal tuż po obiecującym starcie.
Dobre geny
To, że AJ początkowo poświęcił się grze w koszykówkę, nie mogło nikogo zdziwić. Jego starsze rodzeństwo również próbowało swoich sił w ligach uniwersyteckich. Tradycję zapoczątkował ojciec, Adrian Griffin, który większość życia spędził w NBA. Najpierw bronił barw Boston Celtics, Dallas Mavericks i Houston Rockets, notując łącznie 1919 punktów, 1515 zbiórek i 653 asysty. Później poświęcił się pracy trenera. Jako asystent pomógł Toronto Raptors zdobyć pierścienie w 2019 roku. W poprzednim sezonie został pierwszym szkoleniowcem Milwaukee Bucks. W styczniu został co prawda zwolniony, jednak nikt nie przypuszczał, że niedługo potem jego syn również opuści najlepszą koszykarską ligę.
- Dla starszego Alana gra w koszykówkę początkowo była zabawą, ale AJ zawsze chciał wygrywać. Ma o wiele większy potencjał niż ja kiedykolwiek - stwierdził Adrian Griffin na łamach Syracuse.com.
AJ wypłynął na szerokie wody na prestiżowym uniwersytecie Duke, który regularnie dostarcza do NBA prawdziwe perły. Wychowankami tej uczelni są choćby Paolo Banchero czy Jayson Tatum, czyli obecne gwiazdy parkietów. Griffin również pokazywał, że ma papiery na wielkie granie. Podczas swojego ostatniego sezonu w zespole Duke Blue Devils notował 10,5 punktu, 3,9 zbiórki, rzucał trójki z bardzo wysoką skutecznością na poziomie 44,7%. Poprowadził swoją ekipę do Final Four rozgrywek NCAA March Madness. Świat sportu stał przed nim otworem.
- AJ jest jednym z najlepszych strzelców za trzy w całym kraju. Jego rzut jest tak czysty, tak dobry. To wschodząca gwiazda koszykówki, nigdy nie okazuje zdenerwowania, jesteśmy dumni z jego rozwoju. Każdego dnia pojawia się na parkiecie z uśmiechem na twarzy, zaraża pozytywną energią wszystkich wokół. Bardzo cieszymy się z tego, co tutaj osiągnął i wiemy, na co go stać w przyszłości - zachwalał Mike Krzyzewski, trener Duke Blue Devils, w wywiadzie z Yonkerstimes.com.
Chłodna głowa, zimna krew
- Jak bym się opisał? Myślę, że jestem dobrym strzelcem i obrońcą. Czuję, że mogę poprawić się, jeśli chodzi o grę na koźle i kreowanie pozycji rzutowych partnerom. Ale chcę się poprawić, chcę zapracować na swoje nazwisko. Moim celem jest pozostawienie po sobie śladu, zostanie mistrzem i MVP. Chciałbym spojrzeć wstecz i widzieć, że dałem z siebie wszystko - powiedział po drafcie w 2022 roku.
Atlanta Hawks wybrała Griffina z 16. numerem draftu. Trener Nate McMillan szybko wdrożył go do rotacji. Już na pierwszy rzut oka widać było, że ma on potencjał na bycie naprawdę solidnym elementem zespołu. Dysponował świetną techniką rzutu, z łatwością szukał wolnych przestrzeni za łukiem, w razie konieczności dokładał dwójki z półdystansu. Dość szybko pokazał też, że fantastycznie radzi sobie pod presją. W listopadzie 2022 roku zdobył punkty na wagę zwycięstwa z Toronto Raptors, trafiając w ostatniej sekundzie dogrywki. O takich rzutach równo z syreną marzą wszyscy gracze koszykówki.
Niedługo potem AJ zapewnił kolejne zwycięstwo w ostatniej akcji meczu. Tym razem pokazał kunszt przeciwko Chicago Bulls. Atlanta przegrywała 121:122, na zegarze pozostało 0,5 sekundy do końca. Jalen Johnson wznowił grę z boku, piłka trafiła do Griffina, który efektownym rzutem z półobrotu wprowadził kibiców Hawks w ekstazę. Został wówczas pierwszym zawodnikiem w NBA od sezonu 1993/94, który w debiutanckim sezonie zaliczył dwa game winnery. Wcześniej udało się to legendarnemu Toniemu Kukocowi.
- AJ wyróżnia się pewnością siebie. Ciężko pracuje i dziś dostał za to nagrodę. Kiedy jest w odpowiednim rytmie, tak jak dziś, to po prostu chcesz oddawać mu piłkę, żeby zobaczyć, co z nią zrobi - chwalił McMillan na antenie Yahoo. - Jestem niesamowicie szczęśliwy, nawet nie pamiętam dokładnie, co się wydarzyło. Ale cieszę się, że w takim momencie koledzy mi zaufali, że to właśnie do mnie trafiła piłka. To pokazuje, jak bardzo mnie kochają i doceniam to - skomentował na gorąco sam zainteresowany.
Na bocznym torze
W premierowym sezonie na parkietach NBA Griffin rozegrał 72 spotkania, notując średnio 8,9 punktu, 2,1 zbiórki i 1,1 asysty. Trafił aż 101 trójek, zachowując skuteczność na poziomie 39%. Wystąpił nawet w ubiegłorocznym meczu NBA Rising Stars, rywalizując z Paolo Banchero, Jeremym Sochanem czy Scootem Hendersonem. W pewnym momencie Hawks zwolnili Nate’a McMillana i zatrudnili Quina Snydera, jednak młodzian utrzymał miejsce w rotacji. Pozornie nic nie zwiastowało nadchodzącego regresu.
- AJ to wyróżniający się zawodnik. Potrafi rzucać, rozgrywać akcje, prezentuje solidny poziom w obronie. Próbujemy bronić strefowo, ale każdy musi dołożyć swoją cegiełkę i on to robi. Jest bardzo ambitny, pewnie słyszał to już od wielu osób. Jest jak gąbka, widać, że chce chłonąć wiedzę, uczyć się nowych rzeczy. Nadal się rozwija, a my będziemy mu w tym pomagać - przyznał trener Snyder przed startem poprzedniego sezonu.
W minionych rozgrywkach AJ przestał być wartościowym elementem drużyny. Początkowo jego nieobecność w składzie Atlanty dziwiła, później stała się już codziennością. Łącznie wystąpił w 20 z 82 spotkań Hawks, spędzając na parkiecie raptem po 8,5 minuty na mecz. Zaliczył spadki w dosłownie każdej kategorii statystycznej, od średniej punktowej, przez liczbę asyst i zbiórek, aż do celności trójek. Pewien niepokój mogły wzbudzać niespójne doniesienia z klubu. Kiedy dziennikarze pytali o sytuację drugoroczniaka, raz dostawali informację o sukcesywnie wdrażanym planie rozwoju, żeby za chwilę zbywano ich półsłówkami o niesprecyzowanych problemach osobistych.
- W tym momencie AJ będzie częściej występował w G League. Nieustannie pracujemy nad wyznaczeniem odpowiedniej ścieżki rozwoju, uważamy, że obecny model jest prawidłowy. Wszyscy wiemy, że Griffin ma znakomity rzut, ale teraz musi mocniej skupić się na aspekcie defensywy - tłumaczył w lutym Landry Fields, dyrektor generalny Hawks. - Dlaczego AJ nie gra? Z powodów osobistych. Tylko tyle powiem - mówił później Quin Snyder.
W czerwcu AJ został wymieniony do Houston Rockets. Można było uznać to najlepszy ruch dla każdej ze stron. Atlanta pozbyła się gracza, z którego przestała korzystać, a 21-latek trafił do perspektywicznej ekipy chcącej namieszać w Konferencji Zachodniej. Na wejściu pokazał się z dobrej strony podczas meczów Ligi Letniej NBA, rzucając po kilkanaście punktów na mecz. Później znów pojawiły się jednak kłopoty. Nie stawił się na nieobowiązkowym obozie treningowym, co można było odebrać jako sygnał ostrzegawczy. Zawodnicy zmieniający drużyny raczej od razu chcą wdrożyć się w trening i poznać nowy zespół, aby być gotowym na trudy sezonu. Teraz wiemy już, że Griffina nie obejrzymy ani w rozgrywkach 2024/25, ani w żadnych innych. Po dwóch latach kariera niespodziewanie dobiegła końca.
Z Bogiem
Dlaczego tak młody gracz zdecydował się zawiesić buty na kołku? Początkowo oficjalny powód tej decyzji nie został nigdzie podany. W amerykańskich mediach królowała raczej sucha informacja o końcu kariery. Kropka. Śledząc aktywność Griffina w mediach społecznościowych, można jednak z łatwością stwierdzić, że koszykówka przestała być dla niego priorytetem. Na pierwszy plan wysunęła się gorliwa wiara chrześcijańska. 21-latek od dłuższego czasu dawał do zrozumienia, że niedługo nastąpi tzw. porwanie lub pochwycenie kościoła, czyli moment, w którym Jezus Chrystus ponownie przyjdzie na świat, a ludzie staną przed szansą na połączenie się z Bogiem.
- Diabeł już się nie chowa, więc dlaczego ty dalej nie wierzysz w Boga? Włóż zbroję i bądź wojownikiem Pana. Jutro nie jest obiecane. Dziś jest dzień zbawienia. Życie jest tak krótkie, ale wieczność pozostanie na zawsze. Kontynuuj walkę, żołnierzu Chrystusa. Nasze odkupienie jest już blisko. To nasze ostatnie chwile. Czas naprawić relacje z Bogiem - to cytaty z wybranych wpisów Griffina w mediach społecznościowych.
- Wierzę, że nie mamy wiele czasu, więc chcę podzielić się ewangelią z każdym, kto czuje się zagubiony, kto poszukuje prawdy, kto nie wie, gdzie iść. Chrystus powiedział, że to on jest drogą, która prowadzi do Ojca. Jezus jest odpowiedzią. Jeśli szukasz odpowiedzi, spokoju i radości, to są rzeczy, które przemijają. Bóg jest wieczny, to on pozostaje źródłem spełnienia. Możesz mieć całe pieniądze tego świata, ale pewnego dnia wszyscy umrzemy, dlatego tak ważna jest wiara. Jeśli to życie przeminie, liczyć się będzie tylko twoja relacja z Jezusem. Tylko tak można dostać się do nieba. Modlę się za was, Bóg przyjdzie już niedługo - powiedział na początku września na swoim kanale Youtube.
Ostatni materiał Griffina nie pozostawił już żadnych wątpliwości. 21-latek konkretnie wyjaśnił, że koniec kariery wiąże się z chęcią całkowitego poświęcenia się kwestiom duchowym i religijnym.
- Zdecydowałem się porzucić koszykówkę, aby podążać za Chrystusem. Wiem, że wielu ludzi uzna, że coś straciłem, ale ja czuję ogromną ekscytację, ponieważ chcę w pełni poświęcić się służbie Bogu. Czuję, że odejście od koszykówki pozwoli mi stać się prawdziwym sługą, mogę poświęcić temu cały swój czas. W 2020 roku poświęciłem swoje życie Jezusowi i to była najlepsza decyzja w moim życiu. Mówi się, że człowiek znajduje Boga, ale to On znalazł mnie. Wcześniej myślałem, że koszykówka jest dla mnie wszystkim, ale Bóg pokazał mi, że jest inny cel. Z biegiem czasu moja wiara rosła. Chcę nadal szerzyć dobrą nowinę. Niczego nie żałuję, cieszę się, że mogłem odbyć tę podróż, grać w Duke, Hawks, przez chwilę w Rockets, ale najważniejsza pozostaje relacja z Chrystusem - wyjaśnił były już koszykarz.
Z jednej strony możemy żałować, że tak utalentowany zawodnik już nie pokaże swoich umiejętności na parkiecie. Z drugiej jednak, koniec kariery zwykle wiąże się z czymś negatywnym. Czasami z problemami zdrowotnymi, z wypaleniem, często ze starością. W tym przypadku mówimy o zdrowym, młodym człowieku, który po prostu wybrał inną drogę. I najważniejsze, że powinna ona zagwarantować mu szczęście. Swoje w NBA zrobił. Teraz będzie realizował się w innej dziedzinie. Amen.