Szkocki Messi i następca gwiazdy Lecha. Zapomniany nastolatek miał być tam, gdzie dziś jest Andy Robertson
Jednego znają obecnie wszyscy. O drugim mało kto jeszcze pamięta. Zaledwie kilka lat temu było jednak dokładnie odwrotnie. Sprawiający niezwykle dojrzałe wrażenie, nastoletni Ryan Gauld uchodził za wielką nadzieję szkockiego futbolu, która mogła przebierać w ofertach od największych europejskich klubów. W tym samym czasie kompletnie nieznany i niewiele starszy Andrew Robertson trafił z klubu występującego w czwartej klasie rozgrywkowej do Dundee United tylko dlatego, że Lech Poznań wymyślił sobie transfer Barry’ego Douglasa. Oto historia dwóch piłkarskich karier, które po prostu nie tak miały się potoczyć.
Gdyby Ryan Gauld miał dziś na swoim koncie medal za zwycięstwo w Champions League i był kapitanem reprezentacji Szkocji, a Andy Robertson nadal występował na poziomie Scottish Premiership, nikt specjalnie by się nie zdziwił. To ten pierwszy wydawał się mieć bowiem wszystko, żeby zrobić wielką karierę. Skoro Walia doczekała się następcy Ryana Giggsa w osobie Garetha Bale’a, również Szkocja miała mieć kolejną, futbolową gwiazdę. Ten drugi miał zresztą w ogóle nie zostać zawodowym piłkarzem. Był przecież za mały.
Na całe szczęście w życiu nie wszystko da się przewidzieć. A co dopiero wytłumaczyć.
Rozgrywający lewy obrońca
- Kto awansował do finału? - ze wzruszeniem ramion odpowiedział Andy Robertson po tym, jak reporter “BT Sport”, Des Kelly, w żartobliwym tonie zwrócił lewemu obrońcy uwagę, że ten niemal dał się powalić na ziemię Luisowi Suarezowi podczas niezapomnianego, rewanżowego meczu półfinału Ligi Mistrzów pomiędzy Liverpoolem a Barceloną przed rokiem. - My awansowaliśmy do finału. Tylko to się liczy!
Kapitan reprezentacji Szkocji zakończył sezon 2018/2019 nie tylko jako zdobywca Pucharu Europy, ale również najlepszy lewy obrońca rozgrywek zarówno Champions League, jak i Premier League. Niespożytą energią, niesamowitymi dośrodkowaniami oraz niewiarygodnymi przerzutami piłki w wykonaniu Robertsona i Trenta Alexandra-Arnolda zachwycano się na całym kontynencie. To właśnie bocznych obrońców postrzegano jako rozgrywających w zachwycającym zespole Juergena Kloppa.
Tymczasem na peryferiach wielkiego futbolu 23-letni szkocki pomocnik, Ryan Gauld, postanowił latem ubiegłego roku opuścić po pięciu latach Sporting Lizbona i przenieść się na stałe do występującego w portugalskiej drugiej klasie rozgrywkowej Farense. Wychowanek Dundee United miał za sobą nieudany okres wypożyczenia do Hibernian i - być może nieoczekiwanie - postanowił pozostać na Półwyspie Iberyjskim.
Od razu na sześć lat
Cofnijmy wskazówki zegara o okrągłe pięć lat. Na początku lipca 2014 roku Sporting Clube de Portugal zapłacił około trzy miliony funtów za zaledwie 18-letniego, szkockiego rozgrywającego. Ryan Gauld od razu parafował w Lizbonie aż sześcioletnią umowę. W jego kontrakt została wpisana klauzula odstępnego 60 milionów euro. Nastolatek miał początkowo występować w drużynie rezerw klubu, do którego wychowanków należą Luis Figo, Cristiano Ronaldo czy Nani. Ówczesny trener pierwszego zespołu Sportingu, Marco Silva, szybko zwrócił jednak uwagę na młodziutkiego Szkota i na wszelki wypadek zgłosił go do 25-osobowej kadry na rozgrywki Ligi Mistrzów.
W tym samym miesiącu 20-letni, ofensywnie usposobiony lewy obrońca, Andrew Robertson, również zmienił barwy klubowe. Za niewiele mniejszą sumę pieniędzy co Gauld. trafił do angielskiej Premier League, a konkretnie do prowadzonego przez Steve’a Bruce’a Hull City. Kilka miesięcy wcześniej Robertson zadebiutował też w narodowej reprezentacji. Podczas towarzyskiego spotkania z Polską w Warszawie pojawił się na boisku w drugiej połowie. Selekcjoner Gordon Strachan nie ukrywał zachwytu jego występem.
Na październikowe mecze eliminacji Euro 2016 - przeciwko Gruzji i, dla odmiany, Polsce - po raz pierwszy powołany został także Gauld. Podczas zgrupowania wraz z Robertsonem uchodzili za “papużki nierozłączki”. Nagrano nawet wideo, na którym obaj panowie odpowiadali na szczegółowe pytania dotyczące... siebie nawzajem. Gauld nie zagrał ostatecznie w żadnym ze spotkań. “Jeszcze nie tym razem” - spodziewał się każdy.
Szkocki Messi
Cofnijmy się jeszcze o rok. Urodzony w Aberdeen 17-latek miał już na swoim koncie 11 występów i swojego pierwszego gola w Scottish Premier League w koszulce Dundee United. Klubu, do którego trafił w wieku 10 lat. Dopiero nadchodzący sezon okazał się jednak dla Ryana Gaulda przełomowy.
- W czasach kryzysu, zawodnicy o średnim potencjale są rutynowo postrzegani powyżej swojego faktycznego poziomu umiejętności. Puby w Glasgow, nie wspominając o szkockich ligach amatorskich, są wypełnione jednostkami typowanymi do stania się w przyszłości nowym Denisem Law czy Kennym Dalglishem. Jednak w przypadku Gaulda rozgłos wydaje się uzasadniony. Czas spędzony w towarzystwie nastolatka pokazuje, że ten zrównoważony, młody Szkot jest zdolny, żeby sobie z tym poradzić.
W taki sposób o 17-latku pisał na łamach “The Guardian” pod koniec 2013 roku dziennikarz Ewan Murray. Gauld już wtedy był nazywany “Baby Messim”, “Mini Messim” czy “szkockim Messim”. Miały się nim interesować największe angielskie kluby, a nawet Real Madryt. Zaczął stanowić wielką nadzieję szkockiego futbolu. Co zarazem imponujące oraz paradoksalnie jeszcze bardziej potęgujące i tak rosnące oczekiwania, ofensywny pomocnik Dundee United wydawał się jednak podchodzić do wszelkich spekulacji z całkowicie zimną głową.
- Porównanie do Messiego jest dość śmiechu warte - przyznawał. - Dobrze to przeczytać, po prostu nie myślę o tym zbyt wiele.
Skąd natomiast aż taki rozgłos? Czy nastoletni Gauld rzeczywiście dysponował aż tak wysokimi umiejętnościami piłkarskimi? Przeglądając filmiki z czasów jego gry w Dundee United, trudno oprzeć się wrażeniu, że… tak. Obdarzony niskim środkiem ciężkości zawodnik wyróżniał się niesamowitą lekkością w poruszaniu się po boisku, zabójczym przyspieszeniem i świetnym przeglądem pola. Obok, oczywiście, znakomitej techniki. Niech poniższe wideo stanowi doskonałą próbkę tych umiejętności.
Odrzucony przez Celtic
Latem 2013 roku Lech Poznań nieoczekiwanie sprowadził do siebie z Dundee United szkockiego lewego obrońcę, Barry’ego Douglasa. Klub z Tannadice potrzebował zatem nowego zawodnika na tę pozycję. Zapadła decyzja o podążeniu sprawdzoną ścieżką. Podobnie jak Douglas trzy lata wcześniej, 19-letni wtedy Andrew Robertson przeprowadził się bardziej na północ Szkocji z Queen’s Parku.
Urodzony w Glasgow nastolatek miał za sobą pełen sezon gry w czwartej klasie rozgrywkowej. Najstarszy szkocki klub reprezentował od 15. roku życia, kiedy podziękowano mu za grę w Akademii Celtiku. Jak często można w takich sytuacjach usłyszeć, uznano, że Robertson jest za mały, by mieć w ogóle szansę zostać zawodowym piłkarzem.
W sezonie 2013/2014 Gauld i Robertson szybko znaleźli wspólny język. Nie tylko poza, ale przede wszystkim na boisku. Dundee United skończyło tamte rozgrywki na czwartym miejscu w tabeli Scottish Premiership oraz awansowało do - przegranego z St Johnstone 0:2 - finału Pucharu Szkocji. A w półfinale pokonało 3:1 Rangers na ich gorącym terenie. W tamtej drużynie grali również: obecny pomocnik Southampton, Stuart Armstrong, Radosław Cierzniak, a także inny utalentowany szkocki nastolatek, John Souttar.
Gauld zanotował w tamtym sezonie 38 występów we wszystkich rozgrywkach i strzelił osiem goli. W półfinałowym meczu pucharowym przeciwko Rangers rozpoczął pierwszą akcję bramkową oraz asystował przy drugim trafieniu, choć w finale był tylko rezerwowym. Zdarzało mu się też dwukrotnie bezpośrednio przyczynić się do bramek autorstwa Robertsona, który ostatecznie pokonał go w rywalizacji o nagrodę dla najlepszego młodego piłkarza w kraju w tamtych rozgrywkach.
Przewrotne losy
- Kiedy dorastałem, oglądałem ligę hiszpańską i wolę tamtejszy styl gry, czyli sprowadzenie piłki do ziemi i bycie cierpliwym w budowaniu akcji. W Anglii gra się bardziej bezpośrednio. Jeżeli jesteś skrzydłowym, oczekuje się od ciebie wejścia w pojedynek z bocznym obrońcą i dośrodkowania piłki. Za granicą można się obrócić, utrzymać przy piłce i rozegrać atak. Muszę myśleć o tym, co będzie dla mnie najlepsze nawet cztery, pięć lat do przodu. Nie mogę myśleć po prostu: “to wielki klub, więc muszę skorzystać z okazji, żeby do niego przejść”.
Dojrzałość przebijająca się z wypowiedzi 17-letniego Ryana Gaulda musiała budzić uznanie. Jego transfer akurat do Sportingu absolutnie nie był przypadkowy. Gauld spodziewał się, że ze swoimi nikłymi warunkami fizycznymi lepiej odnajdzie się na kontynencie i - na początku - w klubie spoza ścisłej europejskiej czołówki. Wiedział nawet jak pracują portugalscy trenerzy. W Dundee United uczęszczał wcześniej na zajęcia techniki prowadzone przez niejakiego Iana Cathro.
“Szkocki Messi” rozegrał jednak jedyne pięć meczów w pierwszym zespole Sportingu, choć zdobył w nich dwie bramki w rozgrywkach Pucharu Ligi. Trzy poprzednie sezony spędził na wypożyczeniach: w trzech portugalskich klubach oraz wspomnianym Hibernian. Odżył dopiero w występującym na zapleczu elity Farense, z którym - w wyniku przedwcześnie zakończonych rozgrywek - znowu zagra w przyszłym sezonie w najwyższej lidze. Wygląda na to, że wreszcie jako kluczowy zawodnik zespołu.
Andy - rzadziej już Andrew - Robertson znajduje się dziś na absolutnym szczycie. I to mimo tego, że w swoim pierwszym sezonie występów w Hull City spadł wraz z drużyną z Premier League. Liverpool, przeciwko któremu lewy obrońca rozegrał świetny mecz jeszcze w rozgrywkach 2014/2015, zainwestował w Szkota dopiero po tym, jak ten najpierw powrócił z Hull do angielskiej ekstraklasy, a następnie rozegrał w niej kolejny pełny sezon. Wyobrazić sobie dziś ekipę Kloppa bez Robertsona? To wydaje się niemożliwe.
Zostawiając na chwilę kapitana reprezentacji Szkocji, w którego historię “jakoś tam jeszcze” można uwierzyć, ta Gaulda jest doprawdy szczególnie zadziwiająca. On naprawdę wydawał się bowiem mieć wszystko, by osiągnąć sukces: niesamowite umiejętności, imponującą mentalność, starannie zaplanowaną ścieżkę kariery, brak poważniejszych kontuzji. W Portugalii nauczył się nawet języka, ze swobodą udziela w nim wywiadów. Wygląda na to, że czasami wystarczy po prostu splot nieszczęśliwych zdarzeń.
- Szybko zdałem sobie sprawę, że drużyny rezerw i juniorów były pełne błyskotliwych 17- i 18-latków - wspominał ostatnio sam zawodnik. - Trójka środkowych pomocników Sportingu w tamtym czasie, czyli Adrien Silva, William Carvalho i Joao Mario, wygrała Euro 2016 z Portugalią. Najlepszy był mój pierwszy sezon. W wieku 18 lat grałem w meczach Pucharu Ligi i zdobyłem parę bramek, wchodząc z ławki. Wtedy myślałem, że to świetny początek, ale latem doszło do zmiany trenera, a nowy na mnie nie postawił. Potem byłem na wypożyczeniu, ale zostałem sprowadzony z powrotem, ponieważ Sporting wściekł się na klub, w którym byłem.
A może ciągle nie jest za późno? I Gauld znajdzie się w końcu wkrótce w gronie reprezentantów Szkocji wyprowadzanych na murawę przez starego kumpla z Anfield?
Wojciech Falenta