Szantażował FC Barcelonę, domagał się astronomicznych pieniędzy. Teraz jest najgorszym pomocnikiem w La Liga
Bieżący sezon miał być przełomowym okresem dla Ilaixa Moriby. 19-latkowi do niedawno wróżono wielką karierę, wieszczono, że prędzej niż później stanie się podstawowym piłkarzem Barcelony. Gwinejczyk na własne życzenie niszczy jednak swoją renomę i piłkarską przyszłość.
Niemal równo rok temu Ilaix Moriba notował najlepszy moment podczas swojej przygody z futbolem. Środkowy pomocnik z drzwiami i futryną wkroczył do pierwszej drużyny Barcelony. Zyskał takie uznanie w oczach Ronalda Koemana, że dostawał szanse w prestiżowych meczach z Realem Madryt, Atletico czy PSG. Wydawało się, że będzie kolejną perłą wychowaną i oszlifowaną w La Masii. Nic z tego. Teraz nastolatek cieniuje w Valencii, do której jest wypożyczony z RB Lipsk, gdzie prawdopodobnie już postawiono na nim krzyżyk. Moriba miał wszystko na dłoni, ale nie widział nic.
Barcelona nie dla harpagona
Problemy Moriby zaczęły się przed startem tego sezonu, kiedy Barcelona chciała przedłużyć z nim kontrakt. Pomocnik miał pełnić coraz ważniejszą rolę w ekipie Katalończyków, w której już udowodnił swoją przydatność. Kilka udanych występów przekonało Koemana do talentu wychowanka, jednak jednocześnie sprawiło, że samemu piłkarzowi nieco odbiła woda sodowa.
Wystarczyło 600 minut rozegranych na seniorskim poziomie, aby uznał on, że jest wart tego, by przychylić mu nieba. Kiedy włodarze Katalończyków zasiedli do rozmów w sprawie prolongaty, usłyszeli od przedstawicieli Gwinejczyka, że ten oczekuje potrojenia swoich zarobków oraz dziesięciu milionów euro za samo parafowanie nowej umowy. Moriba zażądał wyższej tygodniówki od Memphisa Depaya czy Pedriego, który w tym czasie był już wiodącą postacią Barcelony i reprezentacji Hiszpanii. To wszystko w momencie, kiedy większość czołowych piłkarzy z Gerardem Pique na czele godziła się na obniżkę zarobków, aby uratować klubowe finanse.
- Postaramy się, aby taka sytuacja już się nie powtórzyła, że zawodnikowi zostaje rok kontraktu i nie akceptuje warunków klubu. To nie do zaakceptowania. Chcemy wysłać wiadomość do innych chłopców w akademii. Daliśmy Ilaixowi szansę, ale nikt nie może być ponad klubem. Szkoda, że nie docenia on tego, ile Barcelona dla niego zrobiła - mówił wówczas Joan Laporta.
- Jeśli Moriba nie zmieni swojego stanowiska, nie będzie miał tu przyszłości. Musi zdać sobie sprawę, że pieniądze to nie wszystko. Piłkarz musi czuć ekscytację wobec gry dla Barcelony - dodał na antenie stacji “Movistar” Rafael Yuste, klubowy dyrektor.
W negocjacjach z Barceloną Moribę reprezentowali przedstawiciele agencji ROGON. Historia jej działalności powinna odstraszać wszystkich młodych zawodników, którzy nie zamierzają zaprzepaścić swojego talentu. Przed Moribą agenci reprezentowali choćby Maxa Meyera. Swego czasu uzdolniony pomocnik domagał się w Schalke astronomicznej tygodniówki przy okazji przedłużenia umowy. Niemiec uwierzył, że jest gwiazdą, która będzie mogła przebierać w ofertach. Po opuszczeniu Gelsenkirchen przepadł w Crystal Palace, a obecnie kopie się po czole w FC Midtjylland. Nie można wykluczyć, że Moribę spotka podobny los.
- Jestem rozczarowany Ilaixem i jego agentami. W wieku 18 lat pieniądze nie powinny być dla piłkarza najważniejsze - podkreślał Ronald Koeman na początku sezonu.
Ikaryjski lot do Red Bulla
Barcelona pod koniec letniego okienka transferowego sprzedała Moribę do RB Lipsk. “Byki” zapłaciły za pomocnika 16 mln euro, o sześć więcej niż jego obecna wartość szacowana przez portal “Transfermarkt”. Po kilku miesiącach już wiadomo bowiem, że to Gwinejczyk zbłaźnił się, żądając od “Blaugrany” bajońskiej tygodniówki.
- Moriba musi przystosować się do intensywności w niemieckiej piłce. To utalentowany gracz, ale nadal jest młody i potrzeba czasu, aby zaadaptował się do naszego stylu gry. Nie był w pełni gotowy, kiedy do nas trafił. Pracujemy z nim, sporo się uczy i na pewno dostanie więcej minut - mówił były już opiekun RB Jesse Marsch, dopytywany przez dziennikarzy o sytuację Moriby.
Nastolatek w Barcelonie prawdopodobnie miałby zapewnioną regularną grę, jednak w nowym klubie zaczynał z czystą kartą. Prędko okazało się, że wcale nie musi on być aż tak dobry, jak się spodziewano. W Lipsku przez pół roku nie rozpoczął ani jednego meczu w pierwszym składzie. O ile Jesse Marsch jeszcze mydlił innym oczy, podkreślając że Moriba potrzebuje czasu, o tyle Domenico Tedesco postawił sprawę jasno. Po objęciu “Byków” nie wystawił wychowanka Barcelony w żadnym spotkaniu, a ten zimą został oddany na wypożyczenie do Valencii.
Niedawno “Bild” poinformował, że włodarze RB Lipska byli całkowicie zawiedzeni postawą 19-latka. Według dziennikarzy w niemieckim klubie Moriba uznawany jest za niedojrzałego gracza, który nie dorósł do wielkiej piłki. Latem ekipa z Red Bull Areny ma być gotowa sprzedać rozgrywającego. Problem w tym, że patrząc na jego ostatnie występy, raczej nie ustawi się po niego kolejka chętnych.
Najgorszy pomocnik w La Liga
Jose Bordalas, w przeciwieństwie do Jesse’ego Marscha czy Domenico Tedesco, postanowił obdarzyć Moribę zaufaniem. Zapewne trener Valencii już zdążył pożałować swojej naiwnej wiary w potencjał krnąbrnego nastolatka. Pomocnik rozegrał w barwach “Nietoperzy” dziewięć spotkań i wsławił się jedynie tym, że przeciwko Mallorce obejrzał dwie żółte kartki w ciągu czterech minut.
Moriba w Valencii nie zdobył ani jednej bramki, ani nie zanotował asysty. Średnio zalicza on 0,3 kluczowego podania na 90 minut, więc łatwo policzyć, że raz na trzy pełne mecze robi cokolwiek, aby pomóc drużynie. Ostatnie tygodnie pokazują, że kłopotem Moriby w Lipsku nie była konieczność aklimatyzacji czy specyfika nowej dla niego ligi. Problemem Gwinejczyka jest on sam.
Obserwując spotkania podopiecznych Jose Bordalasa, ktoś mógłby nawet nie zauważyć, że Ilaix Moriba w ogóle dołączył do zespołu. Nie jest on żadnym wzmocnieniem “Nietoperzy”, a co najwyżej balastem. Z nim w składzie Valencia praktycznie gra w dziesiątkę i to nie tylko w momencie, kiedy akurat wyleci z boiska. Według danych portalu statystycznego “Sofascore” w pięciu ostatnich meczach zaliczył on 30 celnych podań. Dla porównania, Bartłomiej Drągowski wykonał 50 udanych zagrań jedynie w spotkaniu z Atalantą Bergamo. Nie musimy chyba przypominać, że Polakowi z Fiorentiny raczej daleko do pozycji registy czy mezzali.
Liczby Moriby są tak żenujące, że naprawdę trudno uwierzyć, że ten sam piłkarz stawiał Barcelonie jakiekolwiek warunki. W meczu z nią popisał się trzema celnymi podaniami przy ponad godzinie spędzonej na murawie. Nikt nie wymaga od niego, aby śladami Marco Verattiego czy Jorginho zagrywał po 100 piłek na mecz, jednak przydałoby się zachować minimum przyzwoitości na tym poziomie. Więcej kontaktów z futbolówką mają zwykle chłopcy od podawania piłek na Estadio Mestalla.
Na Camp Nou nikt już nie żałuje sprzedaży wychowanka. Włodarze mogą prędzej świętować udane spieniężenie zawodnika, którego wartość pikuje z jego każdym kolejnym występem. Moriba żądał sześciu milionów euro rocznie, czyli kwoty, jaką będzie inkasował Franck Kessie, nowy nabytek Katalończyków. Z tą różnicą, że Iworyjczyk może przybyć do Barcelony jako świeżo upieczony mistrz Włoch z dorobkiem ponad 200 spotkań w Serie A. Lekka różnica względem nieopierzonego młokosa, który rozegrał 600 minut w La Liga, poczuł się jak bóg i następne pół roku spędził na ławce rezerwowych.
Niestety, Moriba jest wzorcowym przykładem niezbyt dojrzałego piłkarza, który zbyt szybko uwierzył w swoją doskonałość. Po paru dobrych występach żaden junior nie powinien wpadać w szpony agencji znanej jedynie ze stawiania klubom absurdalnych warunków. Teraz 19-latek płaci za swoją chciwość. Pozostaje jedynie czekać na to, który klub latem nabierze się na pomocnika mającego problem z notowaniem dwucyfrowej liczby podań na mecz. W Lipsku musieliby bowiem spaść z byka, aby dalej trzymać tak nieprzydatnego gracza.