Szampany jeszcze zamknięte. Kulisy walki o przejęcie Arki Gdynia. "Od Midaka nic nie zależy"
Nastąpił przełom, ale z otwieraniem szampanów warto się jeszcze wstrzymać. Arka Gdynia może zmienić właściciela, lecz na dziś kart nie rozdaje ani obecny większościowy akcjonariusz Michał Kołakowski, ani mniejszościowy Marcin Gruchała, zainteresowany kupnem klubu. Mimo że obaj dogadali szczegóły transakcji, zmiany ma blokować Dominik Midak, od którego Kołakowski wiosną 2020 r. przejął Arkę. Ma blokować, bo w jego otoczeniu słyszymy, że… nic od niego nie zależy. O co chodzi w tej grze i czy do listopadowych Derbów Trójmiasta gdynianie przystąpią w nowej, wyczekiwanej rzeczywistości?
Cztery zwycięstwa w pięciu ostatnich kolejkach. Trzy czyste konta z rzędu. Miejsce w strefie barażowej i zaledwie dwa punkty straty do drugiej w tabeli Miedzi Legnica. Sportowo Arka Gdynia od kilku tygodni jest na fali wznoszącej, a efekty świetnej pracy trenera Wojciecha Łobodzińskiego są widoczne i gołym okiem, i gdy spojrzymy w statystyki. W poniedziałek “Żółto-niebiescy” pewnie ograli u siebie Znicz Pruszków. Rozgrywka o przyszłość klubu nie toczy się jednak na pierwszoligowych boiskach, a w kuluarach. A tam jest naprawdę gorąco.
Okrągły stół pomógł
Uporządkujmy fakty. Gdyńskie środowisko zgromadzone wokół Arki od wielu miesięcy domaga się odejścia większościowego akcjonariusza Michała Kołakowskiego, który z nieoficjalnym wsparciem ojca Jarosława, znanego menadżera piłkarskiego, zarządza klubem od trzech i pół roku. Mniejszościowi akcjonariusze, sponsorzy, przedstawiciele miasta i kibiców, żółto-niebieskie legendy - wszyscy jednym głosem mówią o potrzebie zmian “na górze”. Sympatycy Arki, w proteście przeciwko działaniom Kołakowskich na wielu płaszczyznach, prowadzą w tym sezonie bojkot domowych meczów zespołu, by nie zasilać klubowej kasy. Z kolei Prezydent Miasta Gdyni Wojciech Szczurek zawiesił latem finansowanie klubu do czasu, jak sam pisał, “zakończenia sporu i osiągnięcia porozumienia określającego wspólne cele na najbliższy sezon, jak i kolejne lata“.
Wspomniany spór nasilił się, gdy większościowy pakiet akcji (75%) chciał odkupić od Kołakowskiego akcjonariusz mniejszościowy (17%) Marcin Gruchała, lokalny biznesmen, gdynianin, były piłkarz “Żółto-niebieskich”. Strony długo nie mogły jednak dojść do porozumienia i wzajemnie obrzucały się oskarżeniami w mediach. Czas leciał, Kołakowski utrzymywał, że nie ma zamiaru pozbywać się klubu, a Arka, pozbawiona kilku źródeł dotychczasowego finansowania, zaczęła popadać w poważne kłopoty finansowe. Istniało ryzyko, że zespół w obecnym kształcie przestanie zaraz funkcjonować. W końcu jednak, by przerwać impas, kilka tygodni temu z inicjatywy sponsorów zorganizowano tzw. okrągły stół, mający na celu zakończyć konflikt i wypracować rozwiązanie jak najbardziej korzystne dla klubu. Do rozmów usiadły obie zwaśnione strony, a także przedstawiciele sponsorów, miasta i pozostałych mniejszościowych akcjonariuszy.
Po trudnych i długich negocjacjach Gruchała i Kołakowski doszli do ustnego porozumienia. Oficjalnie ogłoszono je w miniony piątek, 20 października.
- Prezes i większościowy właściciel Arki Gdynia Michał Kołakowski oraz mniejszościowy właściciel Marcin Gruchała osiągnęli porozumienie dotyczące sprzedaży akcji. W wyniku tych ustaleń Marcin Gruchała nabędzie kontrolny pakiet akcji. Po ostatnich mediacjach oraz dalszych kuluarowych rozmowach sytuacja nabrała tempa - pisaliśmy.
- Potwierdzam, że od pewnego czasu nasze rozmowy stały się bardziej konstruktywne. Na bazie nowej oferty osiągnęliśmy porozumienie. Liczę, że będzie to krok w stronę unormowania sytuacji w Klubie - powiedział Kołakowski. - Po dwóch mediacjach przy Okrągłym Stole Arki, gdzie wyjaśniliśmy sobie wiele rzeczy z przeszłości, zaczęliśmy zupełnie inaczej rozmawiać. (...) Zbudowaliśmy wspólnie nową propozycję sprzedaży akcji i liczę, że szybko uporamy się z formalnościami i wesprzemy drużynę w walce o Ekstraklasę - dodawał Gruchała.
W normalnych okolicznościach temat zostałby zamknięty w kilka tygodni. Pewnie jeszcze przed zaplanowanymi na przyszły miesiąc Derbami Trójmiasta z Lechią Gdańsk. Tyle że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana niż wydaje się na pierwszy rzut oka. W rozgrywce bierze jeszcze udział Dominik Midak, były właściciel, od którego Kołakowski w 2020 r. przejął klub.
Midak z blokadą?
Gdy Kołakowski nabył akcje Arki od Midaka, zobowiązał się do zapłacenia mu 2,5 mln zł w pięciu ratach, po 500 tys. zł, za każdy sezon gdynian w Ekstraklasie. Tyle że ci od trzech lat tkwią w Fortuna 1 Lidze, co spowodowało, że Midak nie ujrzał z tytułu zawartej umowy ani złotówki. A kilka miesięcy temu wniósł do warszawskiego Sądu Okręgowego pozew, mający na celu unieważnienie transakcji z 2020 r. W związku z tym sąd orzekł zabezpieczenie na części akcji, które uniemożliwia rozporządzenie nimi na czas procesu. Innymi słowy, jak pisał w połowie sierpnia portal “trojmiasto.pl”, Sąd Okręgowy “zakazał rozporządzania tym pakietem, czyli nie można go sprzedać ani obciążyć innymi zobowiązaniami”. Krótko mówiąc: Kołakowski i Gruchała mają związane ręce, bo formalnie akcje są zablokowane, zawieszone. Nie można nimi rozporządzać, póki sprawą zajmuje się sąd. Przestałby to robić, gdyby Dominik Midak wycofał pozew, co miałoby umożliwić mu odzyskanie 2,5 mln zł “od ręki”.
Zdjęcie tej “blokady” przez Midaka pozwoliłoby zawrzeć umowę sprzedaży pomiędzy Kołakowskim i Gruchałą. W teorii więc każdy poszedłby w swoją stronę - Midak i Kołakowski z pieniędzmi, a Gruchała z pakietem większościowym akcji Arki. Można wysnuć z tego łatwy wniosek, że karty rozdaje właśnie Dominik Midak - to on jest głównym rozgrywającym i łatwo może doprowadzić do pomyślnego zakończenia sprawy dla wszystkich stron, w dodatku odzyska swoje 2,5 mln zł.
Gdzie zatem leży problem? Otóż w otoczeniu Midaka słyszymy, że… nic już od niego nie zależy, bo do stołu dosiadł się kolejny gracz. Gdy Kołakowski i Gruchała negocjowali przy okrągłym stole, do Midaka miał zgłosić się człowiek zainteresowany przejęciem akcji. Te są jednak dziś sądownie “zablokowane”. Gdy zostaną “uwolnione”, w ramach porozumienia z Midakiem pierwszeństwo do rozporządzania nimi miałby zyskać ów “kolejny gracz”. Kim on jest? Według środowiska byłego właściciela mowa o “lokalnym biznesmenie, sympatyku Arki, który ma pieniądze i zależy mu na dobru klubu”. Tyle że dowiadując się o tym “lokalnym biznesmenie”, trop prowadzi nas nie do Gdyni, a na Maltę. Zaś osoba znająca realia i kulisy negocjacji Kołakowski - Gruchała podkreśla, że front “klubowy” nie traktuje tego biznesmena poważnie. Szczególnie, że dla ludzi z klubu stroną w sprawie nadal jest Dominik Midak. Ten zaś zdaje się obserwować całą sytuację z boku. Nie zabiera publicznie głosu. Nie dał się namówić na rozmowę.
- Dominik sprawia wrażenie, jakby miał “czyste ręce”. Siedzi i obserwuje, co zrobi człowiek, z którym się dogadał, zanim porozumienie osiągnęli Gruchała i Kołakowski. Czy nowa osoba w grze będzie czekała na decyzję sądu, czy zechce kontynuować negocjacje z obecnym posiadaczem pakietu większościowego akcji - dowiadujemy się w środowisku Midaka.
Nie wiadomo jednak, jaką umowę sporządził Midak z “czwartym do brydża”. Nie wiadomo, czy ta umowa w ogóle fizycznie istnieje i jaką ma moc prawną. Nie wiadomo, na ile obecny pat to element gry, “przeciągania liny”, a na ile realne narzędzia do zablokowania jakichkolwiek zmian tak długo, jak pozew Midaka będzie w warszawskim Sądzie Okręgowym. Wiemy, że po stronie “klubowej” trwają intensywne działania ze strony prawników, doskonale zorientowanych w sytuacji.
“Biały dym” daleko
Paradoksalnie obecna sytuacja doprowadziła do tego, że Michał Kołakowski i Marcin Gruchała, miesiącami będący w ostrym konflikcie, dziś grają do jednej bramki. A Gruchała i Midak, którzy pozostawali w ostatnim czasie w kontakcie i pierwotnie razem dążyli do odejścia Kołakowskiego, obecnie są po dwóch stronach barykady. Midak miał być zirytowany przeciągającymi się negocjacjami w Gdyni i długo czekał na konkrety, stąd na ostatniej prostej, na finiszu negocjacji, dopuścił do rozgrywki nowe nazwisko.
- Dominik nie zakłada, że ten człowiek ma złe zamiary - twierdzą w otoczeniu byłego właściciela. - Ludzie, którym zależy na klubie, odbyli spotkanie z “wspólnikiem” Midaka i zgodnie uznali, że szkoda na niego czasu. Zresztą stroną w tej sprawie nie jest on, a Dominik Midak. A jeśli dał komuś pełnomocnictwo, to może je cofnąć w dwie minuty, krótkim pismem - kontruje nasz rozmówca z gdyńskiego środowiska.
Kibice Arki zadają dziś sobie krótkie pytanie: co teraz? Wydawało się, że ogłoszone w ubiegłym tygodniu porozumienie na linii Kołakowski-Gruchała w dość krótkim czasie doprowadzi do “białego dymu” i oficjalnej, wyczekiwanej zmiany warty u klubowych sterów. Wielu fanów ostrzy sobie zęby na derby z Lechią (24-26 listopada), najlepiej przy pełnym stadionie, z nową ekipą zarządzającą. O to może być jednak bardzo trudno. Na ten moment opcja, w której i Kołakowski, i Gruchała, i Midak jednocześnie dopinają swego, a klub w pełni na tym zyskuje, jest trudna do realizacji. Rozgrywka trwa.