Szalone sceny w Grecji. Kibice podpalili Pireus. "Największa sensacja" [WIDEO]
Liga Konferencji okazała się udanym wynalazkiem UEFA, choćby z tego powodu, że nawet taki Olympiakos może przeżyć swoją chwilę chwały. Kibice w Pireusie do czwartej rano lokalnego czasu czekali na przyjazd autokaru z pucharem. Wytoczyli się w czerwonej mgle, w środku wielkiego racowiska, które doskonale oddaje jak szalona na punkcie piłki jest Grecja. To był wieczór Ayouba El Kaabiego i Jose Luisa Mendilibara, nazywanego tutaj po prostu Mendilopoulosem.
Z Grecji, Paweł Grabowski
Są największą sensacją tego sezonu europejskich pucharów. Zwrócili na siebie uwagę, eliminując w półfinale Aston Villę Unaia Emery’ego, a teraz poszli krok dalej, ogrywając Vincenzo Italiano i jego Fiorentinę. Olympiakos aż 47 razy wygrywał mistrzostwo Grecji - więcej niż wszystkie inne kluby razem wzięte, ale dopiero zwycięstwo w Lidze Konferencji pozwoliło kibicom wejść w inny wymiar. Nawet Jose Luis Mendilibar w dniu finału wymienił dres na garnitur. Rok temu z Sevillą wygrał Ligę Europy, a teraz napisał historię w Pireusie. I znowu wydarzyło się to po tym, jak przyszedł do klubu dopiero na wiosnę.
Olympiakos wygrał ten mecz prostotą planu, jego realizacją i cierpliwością, która podpowiadała, że Ayoub El Kaabi w końcu urwie się defensywie Fiorentiny. Marokańczyk strzelił 33. gola w sezonie. W Lidze Konferencji uzbierał ich 11, a przecież mówimy o graczu, który latem przyszedł za darmo z katarskiego Al Saad. Nigdy nie grał w wielkich klubach. Pałętał się od Chin do Turcji. Stosunkowo późno wjechał do zawodowego futbolu, a potem miesiąc przed swoimi 31. urodzinami stał się bohaterem Olympiakosu. Przed finałem w tłumie kibiców tylko jedna koszulka i jedno nazwisko było równie popularne - był nim Rivaldo, brazylijski mistrz świata z 2002 roku, były zawodnik Barcelony, ale też 3-krotny triumfator ligi greckiej.
Narodziny bohaterów
W Atenach od początku czuć było, że to może być ich historyczny wieczór. Evangelos Marinakis, właściciel klubu, wysyłał zaproszenia do byłych graczy, ściągał do Pireusu ludzi, którzy przez lata budowali historię tego miejsca, jak choćby trener Ernesto Valverde, który trzy razy wygrywał ligę grecką. Na trybunach nie zabrakło oczywiście Michała Żewłakowa. Mnóstwo byłych zawodników nagrało film dla graczy Mendilibara, który przed meczem miał ich pobudzić i zainspirować do walki. Ci w większości spotkań tego sezonu w europejskich pucharach nie byli faworytem. Czasem, jak z Aston Villą, wygrywali, mając 26 procent posiadania piłki. Ale zawsze pozostawali wierni taktyce “Mendiego”. Potrafili podnieść się w rewanżu po 1:4 z Maccabi Tel Aviv, wygrać karne z Fenerbahce, a na koniec zniszczyli marzenia Fiorentiny w 116. minucie.
Włosi przegrali trzeci finał w ciągu ostatnich dwóch lat, bo dołożyć trzeba też rozgrywki Coppa Italia w poprzednim roku i porażkę z Interem. Nie zagrali dobrego meczu - widać było, że w nogach mają nieprawdopodobną dawkę spotkań, bez formy jest lider Nico Gonzalez, a brak konkretnego napastnika od czasów odejścia Dusana Vlahovicia w dalszym ciągu podcina im skrzydła. Zawiodła skuteczność, bo doskonałe okazje mieli Bonaventura i Kouame. Przede wszystkim przegrali walkę o środek pola z tercetem Iborra, Chiquinho i Hezze. Ten ostatni zaliczył asystę przy bramce El Kaabiego, za chwilę poleci na Igrzyska Olimpijskie z Argentyną, ale nie zamyka tematu reprezentacji Polski, biorąc pod uwagę jego polskie korzenie.
Rozpad drużyny
Brakowało w Fiorentinie tego dnia konkretnego planu jak dobrać się do Olympiakosu. Od dłuższego czasu widać było, że ten zespół gaśnie. Szkoda, że wydarzyło się to akurat w tak kluczowym momencie, kiedy wiadomo już, że Vincenzo Italiano odchodzi z Florencji, a wraz z nim żegna się też dyrektor Nicolas Burdisso i co najmniej ośmiu piłkarzy. Włoscy kibice, których w Atenach było 10 tysięcy, cały czas powtarzali formułkę “koniec cyklu”. To jest zwieńczenie pewnego etapu, trzech lat ofensywnej piłki, marszu w górę tabeli Serie A i regularnych występów w europejskich pucharach. Vincenzo Italiano sprawił, że Fiorentina znowu przypomniała się poza Włochami. Obok Aston Villi była największym faworytem rozgrywek - stąd dziś ogromne rozczarowanie i mnóstwo pytań jak ten zespół zostanie przebudowany, gdy pojawi się nowy trener. W tym momencie najgłośniej mówi się o Raffaele Palladino z Monzy.
Przebudowany zostanie też na pewno Olympiakos, gdzie prawie 15 zawodnikom kończą się umowy albo wypożyczenia. Evangelos Marinakis nie buduje ekipy z długim horyzontem czasowy, lubi myśleć kategoriami “tu i teraz”, aż 17 razy zmieniał trenera od 2010 roku, ale czasem trafia w dziesiątkę jak z Mendilibarem, którego zatrudnił w lutym. Jego poprzednik Carlos Carvahal pracował tylko w 11 meczach. To jest paradoks, że Olympiakos miał w tym sezonie trzech szkoleniowców, znowu przegrał walkę o mistrzostwo Grecji, ale w przedostatnim dniu maja ograł Fiorentinę i stąpa teraz po Olimpie.
Niesamowici w tym meczu byli wychowankowie Konstantinos Tzolakis i Panagiotis Retsos, którzy w obronie stworzyli mur nie do skruszenia. Wydarzyło się to miesiąc po tym jak młodzieżowa ekipa z Pireusu wygrała młodzieżową Ligę Mistrzów, co jeszcze mocniej akcentuje to jak wspaniałe chwile przeżywa Olympiakos.
Śladami Mourinho
W ostatniej dekadzie jego największym sukcesem w europejskich pucharach było dojście do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Grecy ograli nawet Manchester United 2:0, ale porażka w rewanżu 0:3 szybko sprowadziła ich na ziemię. To przestał być zespół płacący po 10 mln euro jak dawniej za Giovaniego z Barcelony czy Zlatko Zahovicia. Przed tym sezonem najdrożsi Francisco Ortega i Santiago Hezze kosztowali ok. 4 mln euro. Ta ekipa częściej bazuje na wypożyczeniach, ale trzeba przyznać, że w tym sezonie zrobiła to mądrze, bo David Carmo z Porto czy Daniel Podence z Wolverhampton stali się jej kluczowymi postaciami.
Przed Mendilibarem teraz ogromne wyzwanie, jak na nowo poskładać Olympiakos, gdy Pireus wytrzeźwieje i zacznie myśleć o nowym sezonie. Przede wszystkim ciekawie będzie obserwować, co wydarzy się z Baskiem w przyszłości, bo Olympiakos lubi zmieniać trenerów, a już Sevilla pokazała, że wygranie trofeum nie przeszkadza w szybkim zwalnianiu. “Mendi” całą karierę śmieje się, że dzwonią do niego tylko te kluby, które są w tarapatach. Rok temu w kwietniu był debiutantem w pucharach, a dziś, 13 miesięcy później, ma w CV dwa duże trofea. W historii piłki mieliśmy tylko pięciu trenerów, którzy rok po roku odnieśli sukces w dwóch rożnych rozgrywkach - jednym z nich był Jose Mourinho, gdy wygrał Puchar UEFA z Porto, a potem poprawił Ligą Mistrzów.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.