Szalona decyzja Chelsea. Ten wybór to absurd. Sam "przyznał", że nie pasuje
Niektóre decyzje nowych władz Chelsea były absurdalne. Teraz jednak wydaje się, że zarząd klubu doszedł do szczytu w tej kwestii. Wybór nowego trenera wygląda na kwestię tak losową, jak wygrywające numery w Lotto. Nie spina się absolutnie nic.
Mauricio Pochettino zaliczył rewelacyjną końcówkę sezonu. W ostatnich dziesięciu meczach w całej Premier League tylko Manchester City oraz Arsenal punktowały lepiej. To wystarczyło, aby Chelsea wyrwała się ze szponów środka tabeli i wylądowała na szóstej pozycji. Nie wystarczyło jednak, aby Argentyńczyk utrzymał posadę trenera.
Tajemnica zwolnienia Pochettino wciąż pozostaje nierozwiązana. Oficjalnie doszło do rozstania za porozumieniem stron. Tylko co to właściwie mówi o samych "The Blues"? Umowa szkoleniowca obowiązywała do 30 czerwca 2025 roku i nie było sportowych względów wskazujących na to, że 52-latek pragnie uciec z Londynu. Wręcz przeciwnie - drużyna szła do przodu, rozwijała się, Argentyńczyk znalazł sposób na to, aby poukładać wcześniej niepasujące do siebie klocki.
Problemy musiały być więc wewnętrzne. Według The Athletic lista była całkiem długa, znalazły się na niej zarzuty dotyczące warsztatu "Pocha", jego metod treningowych, charakteru, a także kwestionowania części transferów londyńczyków. Z drugiej strony sam trener dawał do zrozumienia, że jego przełożeni nie rozumieją futbolu na podobnym poziomie, co on sam. Patrząc na to, kto ma zostać jego następcą, taki zarzut wydaje się całkowicie słuszny.
Poszukiwany, poszukiwana
Władze Chelsea wymyśliły sobie nowy pomysł na piłkę. Po koncepcjach związanych z Grahamem Potterem, Frankiem Lampardem i Mauricio Pochettino przyszedł na czas na zwrot o 180 stopni, bo dlaczego nie. Tym razem londyńczykom przyśnił się trener młody, który będzie swego rodzaju nauczycielem dla swoich podopiecznych. Jednocześnie prędko skreślono Antonio Conte, Thomasa Tuchela i Jose Mourinho, ale to akurat wypada zapisać po stronie działań pozytywnych.
Od samego początku rozpatrywano wąskie grono szkoleniowców. Na faworytów wyrośli Enzo Maresca, Roberto De Zerbi oraz Kieran McKenna. Niekiedy mówiło się jeszcze o Thomasie Franku i Vincencie Kompanym, ale Belg dogadał się z Bayernem Monachium, wobec czego szybko zniknął z listy potencjalnych kandydatów. Niemniej, nawet gdyby wciąż na niej figurował, to zestawienie nie robiło żadnego wrażenia na kibicach "The Blues". Od samego początku mowa jest o trenerach z niewielkim doświadczeniem, a przede wszystkim z niewielkimi sukcesami. Tym samym nowa koncepcja nie tylko nie zyskała zbyt wielu popleczników, ale sceptyków. Nikt nie przekonywał na tyle, aby warto było dla niego rozstawać się z Pochettino. Mleko się jednak wylało.
W toku następnych dni fani analizowali więc, kto z wymienionej czwórki najbardziej pasuje na Stamford Bridge. Z jednej strony Frank, czyli najstarszy, ale też z największym ograniem na poziomie Premier League. Z drugiej De Zerbi, który zachwycił w pierwszym sezonie z Brighton, a który postanowił od "Mew" odejść. Dalej jeszcze McKenna stojący za nieprawdopodobną serią Ipswich Town. Wreszcie zaś Maresca. Włoch awansował z Leicester City, bo musiał. Takie podejście może wydawać się niesprawiedliwe, lecz próżno uciec przed wrażeniem, że ewentualna porażka na King Power Stadium byłaby dla 44-latka pogrzebem poważnej kariery.
Z ziemi włoskiej
Pierwszą czerwoną flagą nowego trenera Chelsea jest jego pobyt w Parmie. Wcale nie tak dawno, a już na pewno nie nieprawda. Enzo Maresca przejął stery tego klubu przed rozpoczęciem sezonu 2021/22 i zaliczył kompletną wywrotkę. Nie chodzi tyle o wyniki - chociaż te też były fatalne, zespół w Serie B wygrał tylko cztery z 13 spotkań i odpadł z Pucharu Włoch - ale rzekome przyczyny tej porażki. O analizę sytuacji pokusił się sam szkoleniowiec, a jego słowa mogą brzmieć bardzo niepokojąco w kontekście tego, co czeka go na Stamford Bridge.
- Niestety, nie poszło tak, jak oczekiwałem. Pozyskaliśmy 14 nowych zawodników, był to młody zespół złożony z piłkarzy z różnych państw. Trenowałem w czterech językach i nie przebicie się z koncepcjami wymagało więcej czasu. Istniała też tendencja, aby widzieć, że szklanka zawsze jest do połowy pusta. Skończyło się na 13 meczach w lidze. Bardzo mi przykro, nadal uważam, że byliśmy na dobrej drodze - powiedział trener, o czym przypomniał portal TBR Football. To szalenie interesujące, wszak Chelsea i ówczesna Parma mają ze sobą wiele wspólnego.
"The Blues" są klubem, który piłkarzy ściąga masowo. Narodowość nie ma zaś większego znaczenia. W poprzednim sezonie Anglicy sięgnęli po 12 nowych graczy. W jeszcze wcześniejszym było ich 17! Co więcej, w gronie tym znalazło się łącznie sześciu zawodników z krajów anglo- lub włoskojęzycznych. Multikulturowa mieszanka, która już wcześniej stanęła na drodze Mareski, teraz idzie na ponowne zderzenie czołowe z trenerem. Wątpliwości wydają się więc całkowicie naturalne.
Włoch miał również uwagi dotyczące tego, że Parma dysponuje zbyt młodym składem. Tak w istocie było, ale przekonał się o tym dopiero następca Mareski. Giuseppe Iachini wystawił bowiem skład, którego średnia wieku wynosiła 22,8. Były asystent Pepa Guardioli nawet się do tej wartości nie zbliżył, zawsze przekraczał współczynnik 25,0. I tutaj znowu ciekawe odniesienie do Chelsea, która przecież też złożona jest z zawodników młodych. Na liście wyjściowych jedenastek z najniższą średnią wieku w czołowej dziesiątce aż siedem razy widnieje... Chelsea. Pozostałe trzy przypadki dotyczą zaś Burnley.
Ostatnim kamyczkiem do ogródka niech będzie to, że Włoch nie trzyma ciśnienia. W Parmie narzekał na brak wsparcia ze strony kibiców, a później powtórzyło się to w Leicester City. The Athletic ujawniło, że Maresca zagroził odejściem na początku stycznia 2024 roku. Powodem było zniecierpliwienie fanów na King Power Stadium, którzy wokalnie dawali wyraz zniecierpliwienia grą drużyny walącej głową w mur Swansea City (3:1).
Teraz ktoś taki przychodzi do Chelsea, gdzie oczekiwania, wymagania i uwaga są po stokroć większe. Maresca w gruncie rzeczy przyznał, że pod żadnym względem do "The Blues" nie pasuje. A jednak tę robotę ma dostać. Matrix.
O włos od tragedii
Oczywiście to nie porażka w Parmie oraz asystentura w klubach Premier League sprawiły, że Włoch znalazł się w kręgu zainteresowań Chelsea. To efekt jego działań w Leicester City. Awans z pierwszego miejsca, aż 97 zdobytych punktów. Jeśli przyjrzymy się jednak bliżej, to okaże się, że nie zawsze było kolorowo.
"Lisy" dysponowały zdecydowanie najmocniejszą kadra w całej Championship. Po spadku drużynę opuścili wprawdzie Harvey Barnes oraz James Maddison, ale transferów też nie zabrakło. Na wzmocnienia wydano blisko 40 milionów funtów, a ściągnięto choćby Harry'ego Winksa (nowy lider środka pola), Madsa Hermansena (podstawowy bramkarz) oraz Issahaku Fatawu (kluczowy skrzydłowy). Łączna suma wydatków była znacznie większa od ligowej średniej wynoszącej około 20 milionów funtów. Krótko mówiąc - nikt nie wydał tyle, co włodarze z King Power Stadium.
A mimo tego Enzo Maresca miał problem z używaniem większej liczby zawodników. Bardzo mocno trzymał się swojego wyjściowego planu. Nie decydował się na głębsze zmiany, nawet jeśli wyniki nie dowoziły. Nie istniało też coś takiego jak przemęczenie. Pod względem liczby rozegranych przez rezerwowych Leicester City miało trzeci najgorszy wynik na zapleczu Premier League. Efektem była słabiutka druga część sezonu.
Leicester City zostało rozpracowane. W ostatnich 15 kolejkach przegrało więcej meczów niż w pozostałych 31. Efektem było stopniowe rozdrobnienie komfortowej przewagi. Finalnie drużyna 44-latka dowiozła pierwsze miejsce, ale bez szaleństwa. Drugie Ipswich Town traciło "oczko", natomiast trzecie Leeds United siedem. Gdyby "Pawie" same nie położyły się na ostatniej prostej, rywalizacja o awans wcale nie musiała premiować ekipy Włocha.
Decydujące mecze "Lisy" przepychały kolanem. To przydatna umiejętność, ale raczej słaby argument za tym, aby zatrudnił cię jeden z największych klubów w Anglii. Dość powiedzieć, że spotkania z Sunderlandem, Hull City i Birmingham City musiał ratować Jamie Vardy, które nagle się przebudził. Piłkarze Mareski sięgnęli w tych starciach po siedem punktów.
W kontekście zatrudnienia Włocha na Stamford Bridge rzuca się również to, że preferuje on inny styl taktyczny niż Mauricio Pochettino. Konieczne wydaje się ściągnięcie nowego golkipera z większym komfortem prowadzenia piłki. Brakuje również kogoś, kto w środku pola pełniłby rolę Kierana Dewsbury'ego-Halla. Conor Gallagher tu zupełnie inny styl piłkarza. W teorii to Maresca mógłby dostosować się do "The Blues", ale w swojej dotychczasowej karierze pokazał, że na takie kroki decyduje się niechętnie.
Na koniec ciekawostka - Leicester City nie było liderem Championship pod względem: liczby podań do przodu, oddanych celnych strzałów, liczby wszystkich podań, liczby akcji prowadzących do strzałów, odbiorów, odbiorów w tercji obronnej rywala. Popełniło natomiast najwięcej błędów prowadzących do uderzenia ze strony przeciwnika. W kontekście rozedrganej defensywy Chelsea to fatalne wieści.
Tonący okręt
Nie chodzi jednocześnie o to, aby z Enzo Mareski robić człowieka, który w ogóle się na futbolu nie zna. Takie stwierdzenie byłoby po prostu idiotyczne. Mimo wszystko Włoch jest trenerem, który wytrzymał trudy Championship. Wcześniej zaś znajdował się w sztabie szkoleniowym Manchesteru City oraz West Hamu United. Według The Guardian był odpowiedzialny między innymi za wygraną "The Hammers" nad Chelsea w 2019 roku. Wydaje się jednak, że właściciele zbyt wielu poważnych przecież klubów zbyt mocno zachłysnęli się ideą posiadania własnego Mikela Artety.
Płacenie 10 milionów euro, a następnie dawanie pięcioletniej umowy szkoleniowcowi bez realnego doświadczenia i osiągnięć to kompletne szaleństwo. Na papierze wiele rzeczy po prostu się nie zgadza. Oczywiście, może okazać się, że Maresca to objawienie, a na Stamford Bridge zbuduje pomnik trwalszy niż ze spiżu. Póki co jednak nic na to nie wskazuje, nie ma realnych podstaw, aby tak sądzić. Warto również pamiętać, że Włoch zostawił Leicester City w naprawdę kiepskim położeniu.
"Lisy" wróciły do Premier League, ale wydaje się, że niebawem znów spadną do Championship. Taki scenariusz będzie bardzo realny, jeśli sprawdzi się czarny scenariusz, o którym poinformowało The Telegraph. Klub ma otrzymać karę odjęcia od sześciu do 15 punktów w związku ze złamaniem wewnętrznego FFP. Beniaminek pozbawiony będzie więc bez trenera, a w dodatku z niezwykle utrudnionym startem. Statek dokujący na King Power Stadium nabiera wody bardzo szybko, a dotychczasowy lider już zdążył wyskoczyć w pierwszej dostępnej szalupie.