Szał w Grecji, ale James i Marcelo nie są pierwsi. Tak się bawi Olympiakos. Właściciel może naprawdę dużo
James Rodriguez i Marcelo znów w jednym klubie. Tym razem nie w Realu Madryt, a greckim Olympiakosie. Znanych nazwisk w Pireusie generalnie nie brakuje. Kto tam gra i, przede wszystkim, skąd mistrz Grecji ma tyle pieniędzy?
7 września minęły dwa lata, odkąd James Rodriguez bez kwoty odstępnego zamienił Real Madryt na Everton. Przeprowadzka na Wyspy miała być dla niego szansą, by przywrócić karierę na właściwe tory. Odbudować się. Znów czarować, może nawet nawiązać do występów z brazylijskiego mundialu. I faktycznie, przez kilka tygodni w Premier League kolumbijski as wyglądał jak przed laty. Strzelał, asystował, “The Toffees” radzili sobie wyjątkowo dobrze. Na tym jednak czary się skończyły. Przyszły kontuzje, niemrawa gra. Wprawdzie wiosną James zdobył jeszcze trzy gole i dołożył do tego dwie asysty, ale w regularnych występach przeszkadzał mu uraz łydki. Co więcej, po sezonie Goodison Park opuścił “jego” menedżer, Carlo Ancelotti, który wybrał powrót do Madrytu. James nie miał więc zamiaru dalej tkwić w Anglii. Ewakuował się do katarskiego Al-Rayyan. Ale i tam miejsca nie zagrzał.
Swoje na pewno zarobił, wykręcił niezły bilans pięciu bramek i siedmiu asyst w 14 spotkaniach, tyle że przestał grać już w marcu. Pół roku temu. Jednocześnie dawał sygnały, że chce wrócić do Europy. Łączono go z pozyskującym na potęgę znane twarze Galatasaray. On jednak czekał, z ważnym kontraktem w Katarze do 2024 roku w ręku. Aż do teraz, lecz nie wybrał “Galaty”. Postawił na Olympiakos. Inne miejsce, w którym nie brakuje głośnych nazwisk. Ani pieniędzy. Są za to sukcesy, trofea i występy w europejskich pucharach. I w ramach bonusu - stary kumpel z Santiago Bernabeu.
Znane twarze
James jest bowiem drugą dawną, wielką gwiazdą ściągniętą tego lata do Pireusu. Na początku września mistrzowie Grecji zakontraktowali z wolnego transferu Marcelo. Legendarny piłkarz Realu Madryt też długo zwlekał z decyzją dot. następnego kroku w karierze. 30 czerwca wygasła jego umowa z “Los Blancos”. Według mediów interesowały się nim ekipy z Hiszpanii, Turcji, Włoch czy Francji. Brazylijczyk oczekiwał jednak sporych pieniędzy. W końcu je dostał - właśnie w Pireusie. Niewykluczone, że ich śladami podąży także Keylor Navas, którego rzutem na taśmę mistrzom Grecji zaoferowało PSG (więcej TUTAJ).
Olympiakos w letnim okienku transferowym nie trzymał węża w kieszeni. Może i ligę grecką trudno uznać za oazę spokoju finansowo-organizacyjnego i bezpieczną przystań dla wszystkich zawodników, ale kluby z topu generalnie wyłamują się ze schematu szarzyzny. Szczególnie krajowy potentat z Pireusu, który w ostatnich tygodniach wydał na transfery 16 mln euro. Sześć milionów kosztował Pep Biel z Kopenhagi, “bańkę” mniej Aboubakar Kamara z Arisu, wcześniej kojarzony z występami dla Fulham. Co więcej, za darmo ściągnięto z Atletico Madryt wicemistrza świata Sime Vrsaljko, a z Marsylii wypożyczono Konrada de la Fuente, wychowanka La Masii. Listę uzupełnia inny gracz Olympique, Cedric Bakambu.
Ponadto trener Carlos Corberan ma do dyspozycji takich piłkarzy jak: greckie trio Kostas Manolas - Sokratis - Kostas Fortounis, Yann M’Vila, Tomas Vaclik czy Mathieu Valbuena. Francuski weteran gra w Pireusie od 2019 r., zaraz skończy 38 lat, ale nie zawiesił jeszcze butów na kołku. Ostatnio błyszczał w meczu ligowym z Volos.
Tego typu sposób budowania kadry to nie nowość. Od sezonu 2010/11 przez Olympiakos przewinęło się mnóstwo szerzej znanych zawodników. W tym weteranów, piłkarzy szukających odbudowy czy nieco zapomnianych talentów. Do pierwszej grupy zaliczymy Estebana Cambiasso, dla którego był to ostatni klub w bogatej, obfitej w sukcesy karierze. Pomocnik głównie kojarzony z gry dla Interu zakończył w Pireusie karierę po dwóch latach gry (2015-17) na Karaiskakis Stadium. Przed Cambiasso występował tutaj Javier Saviola (14 bramek w sezonie 2014/15), a po nim Rafinha, zdobywca Ligi Mistrzów z Bayernem. Trykot w czerwono-białe pasy zakładali także: Kevin Mirallas, Ibrahim Afellay, Colin Kazim-Richards, Marko Marin, Rony Lopes, Nelson Haedo Valdez, Marko Pantelić, Albert Riera, a nawet Dennis Rommedahl i Raul Bravo.
Potentat
Skąd Olympiakos ma pieniądze, które mu pozwalają niemal co roku dystansować krajową konkurencję, chwilami nieźle pokazywać się w Europie, a przy tym ściągać gwiazdy pokroju Jamesa i Marcelo?
Właścicielem klubu jest Evangelos Marinakis. Biznesmen, potentat medialny, właściciel pierwszej, prywatnej greckiej telewizji MEGA, a przy tym założyciel oraz szef giganta w branży transportu morskiego, firmy Maritime & Trading Corp. To właśnie ta firma przyniosła mu niedawno ogromne zyski w środku szalejącej pandemii, która mocno nadwyrężyła światowych armatorów, większych, jak i mniejszych od “dziecka” Marinakisa. 55-latek to więc potężny przedsiębiorca, a przy tym członek rady miejskiej Pireusu oraz obecny szef greckiej Super League. Były wiceprezes tamtejszej federacji piłkarskiej. I wreszcie - od kilku lat właściciel angielskiego Nottingham Forest. Człowiek-orkiestra, niezwykle wpływowy i majętny.
Olympiakosem zarządza od ponad 12 lat. Jego pierwszym sezonem w roli sternika klubu z Pireusu były rozgrywki 2010/11. Od początku kadencji Marinakisa Olympiakos wygrał 10 tytułów mistrza Grecji na 12 możliwych. Triumfował w latach 2011-17 i 2020-22. Podczas dwuletniej przerwy na tron wskoczyły kolejno AEK i PAOK. Dominacja czerwono-białych nie podlega jednak wątpliwości. A z Marinakisem za “kierownicą” jest łatwiejsza.
Mimo inwestycji w Forest biznesmen nie porzucił Olympiakosu. Choć oczywiście tego lata długo głośniej było o brytyjskim klubie zarządzanym przez 55-latka. Nottingham po awansie do Premier League zameldowało się na rynku transferowym razem z drzwiami i futryną. Beniaminek pozyskał ponad 20 piłkarzy. Wydał na nich ponad 160 mln euro. Nawet zatrudnienie duetu Marcelo - James się do tego nie umywa. Dla Greków to jednak wielka sprawa. I trudno się dziwić. Wystarczy spojrzeć na to, jak przywitano legendarnego Brazylijczyka.
W Anglii Marinakis pobawił się latem w Football Managera. W ojczyźnie właściwie też, dając rodzimym kibicom tandem jak na greckie warunki wybitnie interesujący. Właściciel Olympiakosu zadbał tym samym o odrobinę piłkarskiej magii, prestiżu, splendoru. Czekamy, aż to samo pokażą na boisku Marcelo i James. A kto wie, czy zaraz do tej dwójki nie dołączy kolejne, wielkie nazwisko. Evangelos Marinakis udowodnił już, że jeśli chce, to może naprawdę dużo.