Symboliczna klęska Lecha Poznań. Lista wstydu coraz większa. "Tu właśnie jest polski futbol"

Symboliczna klęska Lecha. Lista wstydu coraz większa. "Tu właśnie jest polski futbol"
Press Focus
Lech Poznań ośmieszył siebie i całą polską piłkę. Nie on pierwszy, nie ostatni. Obejrzeliśmy nokaut, którego jednocześnie i można było uniknąć, i okazał się absolutnie zasłużony. Wróciły demony sprzed lat, a dla polskiego kibica - właściwie też sprzed… paru tygodni.
W pierwszej połowie czerwca reprezentacja Polski wyglądała w Brukseli przy tej belgijskiej jak amatorzy, którzy wyszli pokozaczyć na orliku, ale trafili na złych rywali i zebrali ogromne bęcki. Belgowie, gdy wrzucili wyższy bieg i strzelili kluczowego dla losów meczu gola, wyprowadzali kolejne ciosy w ekspresowym tempie i zakończyli męczarnie “Biało-czerwonych” na wyniku 6:1.
Dalsza część tekstu pod wideo
Dziś w Baku polski kibic mógł przeżyć deja vu. Choć nie do końca. To, co w Azerbejdżanie zaprezentowali piłkarze Lecha Poznań, okazało się jeszcze gorsze. Wprawdzie zebrali mniejszy “oklep”, bo 1:5, ale bardziej żenująca niż sam wynik była ich postawa w drugiej połowie. Można gdybać, jak potoczyłby się ten mecz, jeśli sędziowie nie popełniliby karygodnych błędów, a Artur Rudko potrafił bronić. Tyle że lechici po przerwie nie zrobili absolutnie nic, by wykonać choćby pół kroku w kierunku awansu. Wyglądali na zespół z taktyką “hm, może jakoś to będzie”. Nie było. Gol na 3:1 dla Karabachu mógł równie dobrze paść kilka minut później, scenariusz spotkania pewnie byłby podobny. To boli.

Symbole

Osobny wątek trzeba poświęcić Rudce. Nie sposób zrozumieć, co wyprawiał między słupkami ukraiński golkiper. O tym, że pozyskanie go z cypryjskiego Pafos to ryzyko, wiedzieliśmy już na starcie okresu przygotowawczego, gdy popełnił prosty błąd w sparingu z Widzewem. W Poznaniu przeciwko Karabachowi nie pękł, dając fałszywą nadzieję, która szybko ulotniła się w Baku. Pozycja bramkarza jest w ostatnich latach przy Bułgarskiej przeklęta. Fatum nie bierze się znikąd. Ktoś tych golkiperów sprowadza, opiniuje, podsuwa sztabowi trenerskiemu pod nos. A efekt końcowy się nie zmienia. Rudko przyszedł, bo był pod ręką, jako rozwiązanie ekonomiczne. Okazało się, że może i ekonomiczne, ale sportowo fatalne.
Ukraińcowi można współczuć, bo ściągnął na siebie gniew sympatyków Lecha podlany niezdrową agresją, co nigdy nie było, nie jest i nie będzie właściwym zachowaniem. Pamiętajmy jednak, że nawet jeśli rozegrałby kapitalny sezon (ku czemu nie ma przesłanek), to najważniejszy moment już ma za sobą. I zawalił go na całej linii. Władze “Kolejorza” nie chciały inwestować pieniędzy w lepszą “jedynkę”. Mogą żałować.
Podobnie jak mogą żałować skąpstwa przy próbie ściągnięcia Damiana Kądziora (więcej TUTAJ). Skrzydłowego. A oprócz Rudki jednym z symboli nieudolności Lecha może być właśnie skrzydłowy, Michał Skóraś. Młodzieżowy reprezentant Polski miał w dwumeczu dwie świetne okazje bramkowe. Obie koncertowo zepsuł. Jego strzał w około 37. rząd trybun stadionu im. Tofika Bachramowa pasuje do kompilacji podsumowującej wysiłki “Kolejorza” przeciwko Karabachowi. Nietrudno odnieść wrażenie, że rozwój tego utalentowanego przecież piłkarza nie przebiega zgodnie z planem. Na dziś wydaje się, że jego sufitem jest Ekstraklasa, a nieudane pojedynki z Marko Vesoviciem i ogólny, słabiutki obraz gry z mistrzem Azerbejdżanu to nie wypadek przy pracy, a aktualne możliwości zawodnika Lecha. Dobrze byłoby się mylić, ale obecnie nie ma podstaw, by oceniać lechitę inaczej.

Tu jesteśmy

Oczywiście, klęska “Kolejorza” to efekt kilku czynników. Tak, Rudko wyglądał jak miks Ladislava Rybanskiego i Marcelo Moretto, a Skóraś zagrał wyjątkowo kiepsko, ale zawiedli też inni. Joao Amaral brał udział przy obu golach dla poznaniaków w tym dwumeczu, głównie jednak nie istniał na boisku ani w Poznaniu, ani w Baku. Lubomir Satka nie wyglądał jak obrońca za kilka milionów euro (a taką kwotę życzy sobie za niego zarząd Lecha). I można tak wymieniać. Ale to jedna strona medalu, ta widoczna na boisku. Drugą są poczynania pionu sportowego “Kolejorza”. To one sprawiły, że Rudko w ogóle tutaj bronił, a John van den Brom ratował się z ławki Filipem Szymczakiem, napastnikiem zdolnym, ale dopiero co obijającym bramkarzy pierwszoligowych. Gdzie Liga Mistrzów, a gdzie Fortuna I Liga. Wymowne i smutne.
Smutne jak obraz potyczki w Baku. Można się z Lecha śmiać, można załamywać ręce, wytykać błędy, ironizować i krytykować. Klęska lechitów rzutuje jednak na obraz całej polskiej piłki. Znów nie udało się awansować do Ligi Mistrzów, ba, nawet zakręcić się wokół awansu, choćby w ostatniej rundzie. W pięciu minionych latach na drodze mistrzów Polski stawały ekipy: Astany, Spartaka Trnawa, BATE, Omonii i Dinama Zagrzeb. Teraz do tej listy dołącza Karabach.
I tu właśnie jesteśmy. Tu jest polski futbol. Nie tylko ośmieszony w Azerbejdżanie Lech. Wczoraj Legia, dziś Lech, jutro inny zespół, może Raków, może Pogoń. Nie “Kolejorz” pierwszy i nie ostatni żenującym występem na zawsze zapisał się w historii naszej piłki. Oczywiście, nie rywalizował z typowymi “ogórkami”, ale marne to pocieszenie. Tak, polskie drużyny latami często kompromitowały się z różnymi egzotycznymi i dziwnymi, na ogół znacznie słabszymi na papierze drużynami, a tu “Kolejorz” trafił na rywala z wyższej półki. Jednak skala tej porażki każe ustawić ją na jednej półce z “popisami” przedstawicieli Ekstraklasy przeciwko różnym Levadiom, Stjarnanom, Żalgirisom, Dudelange i innym “tuzom”.
Jakieś słowa otuchy? Poznań dziś płacze i wylewa żale, ale Lech nie wypadł za burtę europejskiej areny. Czeka go walka w Lidze Konferencji Europy. To nadal może być ciekawa, emocjonująca przygoda w pucharach, nawet jeśli naznaczona dramatem w Baku. Tyle że trudno tutaj o realny optymizm. Na najważniejszych polach piłkarze Lecha i klubowi decydenci ponieśli już spektakularną klęskę. I o ile ci pierwsi mogą wyciągnąć mityczne wnioski, dać pozytywny impuls, odrodzić się, o tyle działania drugich nie wskazują, by cokolwiek się zmieniło. A to jest poważny problem.
Blamaż “Kolejorza” szeroko omówiliśmy w naszym pomeczowym studiu na kanale Meczyki (Youtube). Zapraszamy:

Przeczytaj również