Strzela na potęgę w lidze TOP5, odejdzie za darmo. Takiej okazji nie było od dawna
Eden Hazard, Victor Osimhen czy Amadou Onana. Wszyscy ci piłkarze swojego fachu uczyli się w Belgii, ale na szerokie wody wypłynęli w Lille, które sporo na nich zarobiło. Inny los spotka Jonathana Davida - bramkostrzelny napastnik zaraz odejdzie z klubu za darmo. To znakomita okazja rynkowa dla wielu ekip, także tych z topu.
Liga francuska od lat rządzona jest niepodzielnie przez Paris Saint-Germain i na palcach jednej ręki można wymienić ekipy, które były w stanie stawić czoła katarskiej fortunie. Ostatni taki zespół to Lille - w sezonie 2020/21 “Les Dogues” niespodziewanie finiszowali o punkt przed paryżanami i tym samym wywalczyli czwarte mistrzostwo w historii. Jednym z kluczowych zawodników tamtej ekipy był Jonathan David, czyli kolejny przedstawiciel pokolenia cudownych dzieci kanadyjskiego futbolu. Napastnik wtedy się jednak tylko rozgrzewał, a teraz jest gwiazdą całej ligi. Problem w tym, że prawdopodobnie zaraz z niej odejdzie.
Obywatel świata
David to prawdziwy obywatel świata. Urodził się na Brooklynie, ale jego rodzice pochodzą z Haiti, dokąd postanowili wrócić z trzymiesięcznym niemowlakiem. Później jego rodzina zamieszkała w Kanadzie, ale sam Jonathan w wywiadzie dla UEFA.com wspominał, że początkowo grywał głównie w futbol amerykański. Tata zapisał jednak go do drużyny piłkarskiej w wieku 10 lat, a talent chłopca szybko dostrzegł trener Ottawa Gloucester, Hanny El-Magraby, który wysyłał filmiki z jego grą do europejskich klubów. W ten sposób młody Jonathan trafił na testy do Salzburga i Stuttgartu, ale ostatecznie w styczniu 2018 roku dołączył do Gent. W Belgii przez dwa i pół roku strzelił 30 goli, czym zapracował sobie na transfer do Ligue 1.
- Już wtedy było widać, że szybko ucieknie z Jupiler Pro League i dołączy do zespołu z czołowej europejskiej ligi. W wieku 20 lat był czołowym strzelcem jednej z najlepszych drużyn w Belgii. Na pewno wyróżniał się szybkością, przebojowością i skutecznością. Ciężko jednak powiedzieć, jak wówczas oceniłbym jego potencjał na grę w topowym klubie. Teraz ma 25 lat i nadal występuje w Lille, więc do tej ścisłej czołówki wciąż trochę mu jeszcze brakuje - opowiada w rozmowie z nami Mariusz Moński, znawca futbolu z Beneluksu i założyciel twitterowego konta Belgijska piłka.
Latem 2020 roku Lille zapłaciło za Davida 27 milionów euro, co czyni go do dzisiaj najdroższym Kanadyjczykiem w historii. Początki w zespole Christophe’a Galtiera natomiast wcale nie należały do najłatwiejszych. Przez pierwsze pół roku od transferu strzelił zaledwie dwa gole. Z miesiąca na miesiąc rozumiał się jednak coraz lepiej z nowymi kolegami i ostatecznie debiutancki sezon w barwach “Les Dogues” zakończył z 13 trafieniami. Dublet w meczu z Marsylią czy gol przeciwko PSG walnie przyczyniły się do sensacyjnego mistrzostwa. Tyle że wciąż niewiele osób zdawało sobie sprawę z tego, jak wysoko zawieszony jest sufit napastnika.
- Piłkarze z ligi belgijskiej zazwyczaj sprawdzają się w Ligue 1, więc można było zakładać, że podobnie będzie z Davidem. W Gandawie dawał świetne liczby, choć przecież nie zawsze grał tam na środku ataku. W swoich dwóch pierwszych sezonach w Lille czasem się zacinał i tygodniami nie trafiał do siatki. Po ustabilizowaniu poziomu przylgnęła zaś do niego łatka strzelca polegającego na rzutach karnych. Wybitnie “pomógł” w tym sezon 2022/23, gdy Kanadyjczyk właśnie w ten sposób zdobył aż dziesięć bramek. David nie miał więc przez długi czas pewnej reputacji - mówi nam Bartek Gabryś, ekspert ds. francuskiej piłki.
Miliony koło nosa
Ale dla Kanadyjczyka mistrzowski sezon był jedynie przebieżką. W kolejnych rozgrywkach zdobył już 19 bramek, notując przy tym swoje debiutanckie trafienia w Lidze Mistrzów. W następnych dwóch sezonach na wszystkich frontach trafił po 26 razy. W obecnym ma już ich 23, do tego dołożył też dziesięć asyst. Z 14 bramkami jest trzecim najlepszym strzelcem w Ligue 1. Częściej od niego trafili na razie jedynie Ousmane Dembele z PSG i Mason Greenwood z Marsylii. Na dorobek Davida składa się też siedem zdobyczy w Lidze Mistrzów, w której przez długi czas był najskuteczniejszym strzelcem spośród wszystkich zawodników z francuskich zespołów i w tej klasyfikacji dopiero w lutym dogonił go Dembele.
- David w poprzednich latach miewał różne, czasem mocno nierówne momenty. Na nieszczęście Lille, prawdziwą regularność złapał dopiero w ostatnim sezonie obowiązywania jego kontraktu, kiedy klub już wie, że nic na nim nie zarobi. My tak naprawdę nie wiemy, ile Lille zrobiło, aby przedłużyć kontrakt z Davidem, ale można zakładać, że sporo. Przecież Olivier Letang, prezes “Les Dogues”, już od dłuższego czasu mówił, że gotowa umowa leżała na stole. Sam David więcej w tym klubie już nie zrobi, a jest na tyle młody, że może jeszcze zagrać w lepszym zespole - wyjaśnia Michał Bojanowski, ekspert od Ligue 1.
O takim scenariuszu spekulowano od miesięcy, ale potwierdził się on dopiero pod koniec lutego. To właśnie wtedy sam zainteresowany przyznał na łamach Onze Mondial, że po sezonie odejdzie z Lille jako wolny zawodnik. Dla klubu ze Stade Pierre-Mauroy ta informacja była z pewnością sporym ciosem. Przecież mówimy tutaj o zawodniku, który wyceniany jest na ponad 45 milionów euro, a gdyby nie fakt, że jego umowa kończy się za kilka miesięcy, ta kwota byłaby jeszcze wyższa. W klubie z północy kraju tych pieniędzy nikt jednak nie zobaczy.
- Plan Lille był jasny. Klub zakładał sprzedaż Davida, natomiast mocno przeliczył się z jego wyceną. “Les Dogues” chcieli zainkasować około 60 milionów euro, a to było zdecydowanie za dużo. Tak wygórowana kwota po prostu skutecznie odstraszyła potencjalnych kupców. Nie pomogła nawet “kampania” prowadzona w mediach społecznościowych przez Fabrizio Romano. W pewnym momencie urosło do rangi wręcz mema, że Włoch chciał komuś “wcisnąć” Kanadyjczyka. Natomiast sam zawodnik poczuł, że dla LOSC zrobił już swoje, dlatego zdecydował się nie przedłużać teraz kontraktu z klubem - dodaje Gabryś.
Kąsków jest więcej
25-latek jest zdecydowanie najwyżej wycenianym zawodnikiem z kończącym się kontraktem w całej Ligue 1. Na drugim miejscu plasuje się jego klubowy kolega Angel Gomes. Wychowanek Manchesteru United w zeszłym sezonie walnie przyczynił się do awansu Lille do Ligi Mistrzów, ale ten obecny jest dla niego dużo gorszy i od połowy listopada pojawił się na boisku w zaledwie czterech meczach ligowych. Trzeci na liście Krepin Diatta też nie ma miejsca w podstawowym składzie Monaco. Nie oznacza to jednak, że David jest jedynym występującym we Francji łakomym kąskiem, którego za chwilę inny klub będzie mógł przechwycić za darmo.
- Na pewno warto zwrócić uwagę właśnie na Gomesa. Reprezentant Anglii (jesienią zadebiutował w kadrze “Synów Albionu” - przyp. red.) wprawdzie obniżył loty i stracił miejsce w składzie Lille, ale wciąż jest zawodnikiem godnym zainteresowania. Spore umiejętności nadal posiada odstawiony przez Marsylię Chancel Mbemba - choć w tym przypadku po roku bez gry najpierw trzeba będzie go doprowadzić do formy. I jest wreszcie Josue Casmir, ale ten pewnie będzie ciekawym zawodnikiem raczej dla klubów z np. ligi belgijskiej. Szybki, wybiegany piłkarz mogący grać na kilku pozycjach - wylicza Gabryś.
Do tej listy można jeszcze na upartego dopisać Alexandre Lacazette’a czy Nicolasa Tagliafico, ale ich przyszłość w Lyonie powinna się niedługo rozstrzygnąć. Dlatego spośród piłkarzy, którzy w przyszłym sezonie na pewno zagrają dla innego klubu, David to najgorętsze nazwisko. Nie dziwi więc, że Kanadyjczyk pojawia się w kręgu zainteresowania klubów z Premier League, dla których taka sytuacja to po prostu świetna okazja. Wcześniej mówiło się o Manchesterze United, a ostatnio o West Hamie. W najbliższym czasie tych potencjalnych nowych pracodawców z pewnością pojawi się jeszcze więcej. W tle niezmiennie przewija się FC Barcelona.
- Chciałbym zobaczyć Davida w drużynie, w której niekoniecznie będzie grał w roli jedynego napastnika, a bardziej podwieszonego pod innego snajpera. To właśnie w duecie grał w Lille, kiedy jego trenerami byli Galtier i Jocelyn Gourvennec. Do tego Kanadyjczyk posiada również doświadczenie w grze nieco niżej z Gentu, gdzie zdarzało mu się występować na “dziesiątce”. Teraz, kiedy jest już lepszym zawodnikiem, mogłoby z tego wyjść coś naprawdę ciekawego - podsumowuje Gabryś.