Stracili najlepszego strzelca, słabo zaczęli ligę, mieli kłopot z Łotyszami. Raków vs Vadis w walce o Europę
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że Raków Częstochowa w rywalizacji z belgijskim Gentem stoi na straconej pozycji. Nic bardziej mylnego. Nie dość, że podopieczni Marka Papszuna są w niezłej formie i pokonali już jednego faworyta, to jeszcze dzisiejszy rywal na starcie nowej kampanii zdecydowanie nie zachwyca. Co słychać u Belgów?
Gent ma za sobą mocno przeciętny sezon, uratowany jednak względnym happy-endem. Zmagania w fazie zasadniczej zespół zakończył bowiem dopiero na siódmym miejscu, rzutem na taśmę wchodząc do strefy miejsc 4-8, która gwarantowała grę w czterozespołowej grupie, walczącej o jedno miejsce w eliminacjach Ligi Konferencji. Na tym etapie podopieczni Heina Vanhaezebroucka byli już jednak zdecydowanie najlepsi. Dlatego będą mieli okazję zmierzyć się dziś z Rakowem.
Poprzednie rozgrywki były w wykonaniu Gentu najgorszymi od lat, o czym poniekąd może świadczyć też fakt, że na ławce zasiadało łącznie trzech trenerów. Początek tych obecnych wcale nie jest lepszy. Problemy mogły zwiastować już przedsezonowe ruchy kadrowe. Strata najlepszego strzelca zawsze boli, a Gent na Benfikę zamienił niedawno reprezentant Ukrainy, Roman Yaremchuk. Strzelec 23 goli oraz autor 8 asyst z poprzedniej kampanii. Jeśli jednak ktoś daje 17 mln euro, trudno protestować. Odnotować trzeba też odejście Niklasa Dorscha, defensywnego pomocnika, za którego Augsburg zapłacił 7 mln euro.
Z powoli zazębiającej się maszyny, która na finiszu poprzednich rozgrywek radziła już sobie całkiem nieźle, wyjęto dwa bardzo ważne elementy. I chociaż klub wydał też kilka milionów euro na wzmocnienia, póki co nie dają one znaczących efektów. W miejsce Yaremchuka przyszli Vakoun Issouf Bayo oraz Gianni Bruno. Łącznie zdobyli jedną bramkę. Lepiej radzi sobie napastnik, który był w drużynie już wcześniej. Tarik Tissoudali trafiał trzykrotnie.
Ligowy falstart
Promyk nadziei kibice Gentu zobaczyli dopiero w ostatnich dniach. Ich zespół potrzebował czterech ligowych spotkań, by odnieść pierwsze zwycięstwo. 2:0 nad KV Mechelen. Wcześniej szło jak po grudzie.
- 1. kolejka - wyjazdowa porażka 1:2 z St. Truiden
- 2. kolejka - domowy remis 2:2 z Beerschot VA
- 3. kolejka - wyjazdowa porażka 0:1 z Oostende
Trzy zdobyte w niedzielę punkty pozwoliły Gentowi awansować na 12. miejsce. Gdyby nie one, drużyna do rywalizacji z Rakowem przystąpiłaby będąc w ligowej strefie spadkowej.
Męczarnie z kopciuszkiem
Nie lepiej wygląda to na razie w Europie. Co prawda Gent przeszedł już dwie przeszkody, ale na cztery spotkania tylko jedno rozegrał naprawdę dobrze. W pierwszej odsłonie dwumeczu wygrał bowiem wyraźnie z Valerengą (4:0). W rewanżu to Norwegowie byli lepsi, wygrywając 2:0.
Zdecydowanie większe problemy belgijskiej ekipie, dość nieoczekiwanie, sprawiło FK RFS, aktualny wicemistrz Łotwy. Mogło się wydawać, że zobaczymy tu całkowicie jednostronną rywalizację, tymczasem zaczęło się od remisu 2:2. I to w Belgii. Do przerwy RFS prowadziło nawet 2:0. W rewanżu na tablicy wyników długo utrzymywał się bezbramkowy remis. Pachniało dogrywką, ale w 73. minucie decydujący cios zadał obrońca z Kenii, Joseph Okumu. Gent się pomęczył, ale awansował dalej.
Napsuć krwi staremu znajomemu
Pewniakiem do gry u dzisiejszego przeciwnika Rakowa jest piłkarz, którego szybko w Polsce nie zapomnimy. Vadis Odjidja-Ofoe jako zawodnik Legii Warszawa błyskawicznie zapracował na miano jednego z najlepszych zagranicznych piłkarzy w historii Ekstraklasy. Teraz zakłada koszulkę Gentu i w bieżącym sezonie tylko raz nie wybiegał w podstawowej jedenastce.
Czy Raków musi bać się ekipy Vadisa? Zdecydowanie nie. Podopieczni Marka Papszuna w dotychczasowych spotkaniach na europejskim froncie mieli lepsze i gorsze momenty, ale konsekwencją w grze dotarli do ostatniego etapu walki o fazę grupową. Pokonali faworyzowany Rubin Kazań. Teraz mają argumenty, by sprawić psikusa rywalom z Belgii. Rywalom, którzy - jak widzimy - są dalecy od swojej optymalnej dyspozycji.