Stolarz, elektryk i spółka podbiją Ligę Konferencji? To początek pięknej przygody. "Mierzymy wysoko"

Stolarz, elektryk i spółka podbiją Ligę Konferencji? To początek pięknej przygody. "Mierzymy wysoko"
ki.fo
Piłkarz będący prezesem firmy importującej żywność. Zarząd działający na zasadzie wolontariatu. I wreszcie kraj o populacji porównywalnej z Ostrołęką. KI Klaksvik gra na przekór wszelkim zasadom współczesnego futbolu. Teraz stanie się pierwszym przedstawicielem Wysp Owczych w fazie grupowej europejskich pucharów.
Wyspy Owcze to składające się w sumie z 18 wysp terytorium zależne Danii, które łącznie liczy sobie 52 tysiące mieszkańców. Pod względem populacji można je porównać właśnie do takich polskich miasteczek jak Legionowo, Ostrołęka czy Wejherowo. Klaksvik to drugie największe miasto tego archipelagu. Zamieszkuje je w sumie pięć tysięcy osób. To właśnie tam swoją siedzibę ma Klaksvikar Itrottarfelag, który w czwartek zadebiutuje w fazie grupowej Ligi Konferencji.
Dalsza część tekstu pod wideo
To historia, która wymyka się regułom skomercjalizowanej do granic możliwości piłki trzeciej dekady XXI wieku. Piłkarze łączący naukę lub normalną pracę z treningami. Wolontariusze, którzy mimo przeciwności losu pracują w pocie czoła, aby klub funkcjonował na najbardziej profesjonalnym poziomie. Klaksvik już teraz pokonał drogę, która wydawała się niemożliwa do przejścia. I zamierza pokazać, że to dopiero początek.

Już raz byli o włos

Klaksvikar Itrottarfelag znaczy nic innego jak po prostu “Klaksvikarski Klub Sportowy”. To jeden z najbardziej utytułowanych klubów na Wyspach Owczych. W sumie sięgali oni aż 20 razy po mistrzostwo kraju, sześciokrotnie po krajowy puchar, a trzy razy po superpuchar. Większość tych sukcesów miała jednak miejsce do początku lat 90. Pod koniec ubiegłego roku KI jeszcze raz sięgnęło po tytuł, aż nastąpiły chude lata. Klub sięgnął dna w 2009 roku, kiedy to po raz pierwszy w historii spadł do drugiej ligi, co było ogromnym ciosem dla całej lokalnej społeczności.
- Nasze sukcesy są wytworem długotrwałego procesu. Po spadku z miejsca rozpoczęła się odbudowa klubu, której celem był jak najszybszy powrót na właściwe tory. Ten obecny kurs został jednak obrany tak naprawdę w 2014 roku, kiedy to zespół przejął Mikkjal Thomassen. To wtedy postawiliśmy przed sobą dotąd nieosiągalny dla któregokolwiek farerskiego klubu cel: awans do fazy grupowej europejskich pucharów - mówi w rozmowie z nami Solby Anna Christiansdottir, rzeczniczka prasowa Klaksviku.
Thomassen, były pomocnik reprezentacji Wysp Owczych, pracę trenerską z Klaksvikiem rozpoczął od zdobycia krajowego pucharu w 2016 roku. Jednak na ten najważniejszy sukces trzeba było poczekać trzy lata dłużej. W sezonie 2019 klub toczył zaciętą rywalizację o odzyskanie mistrzostwa z B36 Torshavn, a więc byłym klubem Thomassena. O tym, jak lokalna społeczność szaleje na punkcie futbolu, niech najlepiej świadczy fakt, że na decydujący o mistrzostwie bezpośredni mecz pomiędzy tymi drużynami do stołecznego Torshavn udało się aż 70% całej populacji Klaksviku. KI wygrało 3:0 i po dwóch dekadach znów trafiło na mistrzowski tron.
- Pod wodzą Thomassena z roku na rok stawaliśmy się coraz silniejsi. Rok po zdobyciu mistrzostwa byliśmy o krok od naszego upragnionego celu. W trakcie pandemicznych eliminacji Ligi Europy dotarliśmy do fazy play-off, w której to jednak przegraliśmy w Dublinie 1:3 z FC Dundalk. Ta porażka nas jednak nie załamała. W ubiegłym sezonie pobiliśmy rekord ligi, zdobywając na koniec 77 z możliwych 81 punktów. Pozostaliśmy przez całe rozgrywki niepokonani, co wydarzyło się po raz pierwszy od momentu zwiększenia liczby kolejek do 27 - podkreśla ostatnie sukcesy zespołu Christiansdottir.

Nieudana węgierska prowokacja

47-letni szkoleniowiec włożył do gabloty jeszcze dwa kolejne mistrzostwa, aż wreszcie zgarnęło go do siebie norweskie Fredrikstad, co jest sporym wyróżnieniem dla farerskiego futbolu. W przeciwnym kierunku powędrował natomiast Magne Hoseth, w przeszłości 22-krotny reprezentant Norwegii i były zawodnik takich klubów jak Molde czy FC Kopenhaga. Hoseth świetnie wszedł w buty Thomassena. W lidze jest na dobrej drodze do obrony tytułu, ale jednak kibice Klaksviku zapamiętają go z pewnością głównie przez pryzmat tegorocznych eliminacji europejskich pucharów.
“Mistrzowie Szwecji czekają na nas w kolejnej rundzie… ponieważ jesteśmy pewni, że przechodzimy dalej” - to pstryczek w nos i post opublikowany przez admina KI po rewanżowym meczu I rundy eliminacji Ligi Mistrzów z Ferencvarosem. To aluzja do wpisu Węgrów sprzed jeszcze pierwszego spotkania, który wyraźnie wskazywał, że budapesztańczycy traktują dwumecz z KI jako rozgrzewkę przed dalszą rywalizacją z BK Hacken. Pierwszy mecz na Wyspach Owczych był już ostrzeżeniem, bo padł tam bezbramkowy remis. Jakież musiało być więc ich zdziwienie, kiedy to w rewanżu w Budapeszcie Farerowie odprawili ich z kwitkiem, gromiąc 3:0.
- W eliminacjach europejskich pucharach występujemy od wielu lat, a raz byliśmy już naprawdę blisko fazy grupowej. Dlatego wierzyliśmy, że tym razem jesteśmy w stanie to osiągnąć. Niemniej, to właśnie ta wyjazdowa wygrana 3:0 z Ferencvarosem i styl, w jakim ją odnieśliśmy, pozwoliła nam już naprawdę zacząć myśleć o tym, że awans jest realny. I ostatecznie, mimo wszelkich przewidywań, zrealizowaliśmy nasz cel - mówi nam Solva Joensen, członkini zarządu KI Klaksvik.
KI zagra w Lidze Konferencji, ale przecież przez długi czas realnie mogło marzyć o czymś więcej. W II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów znów przeciwstawiło się przewidywaniom. Po bezbramkowym remisie w Szwecji, w rewanżu padł remis 3:3, ale Farerowie awansowali po rzutach karnych. Lepsze okazało się dopiero w III rundzie eliminacji Molde, a więc… były klub trenera Hosetha. KI w pierwszym meczu z Norwegami wygrali 2:1, a ci w rewanżu potrzebowali dogrywki, by ostatecznie wygrać 2:0. Z kolei w rundzie play-off eliminacji Ligi Europy nieznacznie lepszy okazał się Sheriff Tyraspol (1:1 i 1:2).

Bramkarz ściągany z wakacji

Choć ostatecznie kibice Klaksviku przynajmniej na razie nie usłyszą hymnu Ligi Mistrzów, tak czy inaczej na trwałe zapisali się już na kartach jej historii. Arni Frederiksberg z sześcioma trafieniami został zresztą królem strzelców całych eliminacji. 31-latek poza piłką jest prezesem firmy importującej żywność. To jednak niejedyny piłkarz, który łączy treningi z normalną pracą. Niemal 2/3 całego zespołu dzieli obowiązki piłkarskie z tymi pozaboiskowymi.
- Spośród naszej aktualnej kadry, dziewięciu zawodników pracuje na pełny etat, a pięciu na niepełny. Wykonują oni najróżniejsze zawody. Mamy w składzie stolarzy, elektryków, przedstawicieli handlowych, nauczyciela przedszkolnego. Wspomniany już Arni kieruje własną firmą. Ponadto ośmiu graczy obecnie się uczy. Na przykład nasz kapitan, Jakup Andreasen, studiuje inżynierię morską i powinien ją ukończyć w styczniu przyszłego roku - wymienia Christiansdottir.
Oprócz wymienionej dwójki do największych gwiazd drużyny należą: mający za sobą grę w Danii pomocnik Hallur Hansson, duńscy boczni obrońcy Patrick Da Silva i Claes Kronberg, pochodzący z Wybrzeża Kości Słoniowej pomocnik Luc Kassi oraz napastnik Pall Klettskard. Z kolei bramkarz Jonathan Johansson ostatni rok grał w szwedzkiej piątej lidze. Kiedy w czerwcu przebywał na wakacjach na Rodos, dostał telefon od Hosetha, który zapytał go, czy nie zechciałby z nimi powalczyć o Ligę Mistrzów. Wszystko przez to, że ze względu na urazy innych zawodników w jednym meczu między słupkami zespołu musiał wystąpić… 49-letni trener bramkarzy, Geza Tamas Turi. Tak to już jest w klubie, który opiera się przede wszystkim na pasji swoich pracowników.
- Cała nasza praca w klubie opiera się na wolontariacie. W sumie w zarządzie jest siedem osób, sześciu mężczyzn i jedna kobieta, czyli ja. Jedynymi pracownikami, którzy otrzymują pensje, są pierwszy trener i jego asystent, główny szkoleniowiec zespołu kobiet oraz szef akademii. Reszta, w tym wielu trenerów drużyn młodzieżowych, pracuje tutaj za darmo. Czasem musimy wziąć dodatkowe wolne w naszej normalnej pracy, ale to wszystko jest dla dobra klubu. Staramy się tak mocno, jak tylko możemy - mówi Joensen.

Szansa na rozwój całego kraju

Sukces KI wpisuje się w ogólny rozwój futbolu na Wyspach Owczych w ostatnim czasie. Kiedyś Farerowie żyli dwoma wygranymi nad Grecją, ale to było w 2014 roku. Prowadzona przez szwedzkiego selekcjonera Hakana Ericsona reprezentacja w 2020 roku awansowała do dywizji C Ligi Narodów, a ostatnio utrzymała się w niej, zajmując trzecie miejsce w grupie z Turcją, Luksemburgiem i Litwą. Do historii tego maleńkiego państwa przeszło zwycięstwo 2:1 z pierwszą z tych reprezentacji we wrześniu ubiegłego roku. Awans KI do fazy grupowej Ligi Konferencji to katalizator kolejnych zmian.
- Zdecydowanie wierzę, że nasz sukces może pomóc całej piłce na Wyspach Owczych w jej dalszym rozwoju. Dzięki temu wszyscy jesteśmy w stanie uwierzyć w samych siebie. Poza tym nasza gra w europejskich pucharach sprawia, że cały świat zobaczy i dowie się czegoś więcej o Wyspach Owczych i zawodnikach z tego regionu. To bardzo dobra informacja dla tutejszego futbolu. Jako klub jesteśmy obecnie w dobrym miejscu. W ciągu ostatniego roku nauczyliśmy się naprawdę wiele i wciąż chcemy się rozwijać, jeśli chcemy sięgać po kolejne trofea. Teraz musimy przede wszystkim skoncentrować się na obronie mistrzostwa, dzięki czemu nasza przygoda w Europie będzie mogła być kontynuowana również w przyszłym sezonie - mówi Joensen.
Klaksvik trafił w Lidze Konferencji do grupy A. Zmierzy się w niej z Lille, Slovanem Bratysława i Olimpiją Lublana. Choć wszyscy trzej rywale mają dużo większe doświadczenie od KI w europejskich pucharach, Farerowie już pokazali, że stać ich na sprawienie niejednej niespodzianki. Mimo że mecze domowe będą musieli rozgrywać w oddalonym o 40 kilometrów od Klaksviku Thorshavn, bo ich przepięknie położony stadion Djupumyrar nie spełnia warunków UEFA, to i tak wyjazd na Wyspy Owcze może okazać się niezbyt przyjemnym doświadczeniem dla ich rywali. Zanim to się jednak stanie, najpierw KI uda się w delegację do stolicy Słowacji.
- To pierwszy raz, kiedy klub z Wysp Owczych zagra w fazie grupowej europejskich pucharów, więc jest to oczywiście ogromny sukces dla całego futbolu w naszym kraju. Wszyscy życzą nam tutaj jak najlepiej. Jesteśmy pewni, że dzięki naszej postawie możemy sprawić, by inne kluby też zostały zauważone. To się wydarzy. Już w poprzednich latach potrafiliśmy zachodzić daleko w eliminacjach, tutejszy futbol z każdym kolejnym rokiem rozwija się coraz mocniej. Ta faza grupowa była naszym celem od wielu lat. Ciężko stwierdzić, jaki będzie nasz kolejny cel. Zwycięski charakter naszego klubu się jednak nie zmieni. Wciąż mierzymy wysoko i nadal będziemy chcieli podnosić sobie tę poprzeczkę. Dlatego w przyszłym sezonie również mamy nadzieję na awans - podsumowuje Christiansdottir.

Przeczytaj również