Stalker zniszczył jego życie, ukochany klub znienawidził. Gwiazdor przez lata nie mógł wyjawić tajemnicy

Stalker zniszczył jego życie, ukochany klub znienawidził. Gwiazdor przez lata nie mógł wyjawić tajemnicy
Alessandro Garofalo/Pressfocus
Fabio Quagliarella nie mógł nic powiedzieć, żeby nie pogarszać sprawy. Cierpiał w ciszy. Nie mógł się wygadać, bo trwało śledztwo. Dostawał tajemnicze, anonimowe listy, w których ktoś pisał, że zamorduje jego rodzinę, że jest pedofilem. Wysyłano mu zdjęcia kobiet, z którymi rzekomo sypiał. Wiedzieli o tym tylko najbliżsi.
Życie Quagliarelli to materiał na film, choć taki… już zdążył powstać. Opowiada o tym, jak hejter i stalker zniszczył życie piłkarzowi.
Dalsza część tekstu pod wideo

Tylko nie mów nikomu

Zaczęło się niewinnie, od przejęcia konta. Jeszcze wtedy nie było Messengera, tylko sam Facebook. Nie istniał Instagram ani WhatsApp. Autorka obszernego reportażu, freelancerka Kelly Naqi, która rozmawiała z Fabio, datuje to nawet na 2006 rok. To okres, kiedy występował w Sampdorii. Chciał się zalogować, jednak zobaczył, że jest już online. Podzielił się tą informacją z przyjacielem, Giulio De Riso. Gdy wracał do rodzinnego Neapolu, to u niego korzystał z Internetu. Giulio miał sklep Vodafone. Można było u niego zakupić kartę SIM czy inne telekomunikacyjne akcesoria. Często to właśnie tam dochodziło do spotkania kumpli. - Słuchaj, znam właściwą osobę, która może ci pomóc. To policjant i zajmuje się właśnie tego rodzaju przestępstwami - rzucił.
Specjalizował się w tym i cyberprzestępstwach. To wtedy Fabio poznał Raffaele Piccolo. Ten wzbudził zaufanie. Policjant naprawdę się angażował i chciał pomóc. Rzeczywiście pomógł. Problem zniknął w moment. To jakaś dziewczyna przejęła konto. Piłkarz nie chciał jednak toczyć z nią wojny, dociskać śruby, tylko skupić się na grze. W ramach wdzięczności ofiarował policjantowi kilka pamiątek z autografem. Niedługo później do Fabio zaczęły przychodzić listy z pogróżkami. Najpierw je olał. W końcu różni są fani, zdarzają się mocno odklejeni. Zaczęło się jednak to nasilać. To były obrzydliwe treści. Między innymi, że Fabio jest pedofilem. Doklejono karty SIM, które rzekomo używał, podobnie jak zdjęcia młodych, nagich dziewczyn, z którymi miał spać. Wtedy Giulio znów przypomniał Fabio o policjancie, który pomógł ponad dwa lata wcześniej ze zhakowanym kontem.
- Pomogę ci, rozwiążemy tę sprawę, tylko musisz uzbroić się w cierpliwość. Możesz mi całkowicie zaufać. Tylko proszę, nikomu o tym nie mów dla dobra śledztwa - usłyszał od policjanta. I milczał przez wiele lat.

Ukochany klub

Fabio urodził się w Castellammare di Stabia, niedaleko Pompejów. To pół godzinki jazdy samochodem do Neapolu. Ojciec, Vittorio, wspominał, że chcieli... trójkę dzieci. Był Gennaro, Tina i Antonio. Śmiał się, że Fabio wbił na świat trochę nieproszony. Senior starał się, jak mógł, choć o pracę na stałe było ciężko. Gdy zamknęli fabrykę papieru, w której pracował, to musiał sobie poradzić. W rodzinnym Castellammare chodził to tu, to tam i tak pocztą pantoflową pomagał przy naprawach samochodów, remontach mieszkań.
Miał dwa karnety, na mecze Juve Stabia oraz Napoli. Niedziela w rodzinie była świętem futbolu. Mama, Susanna, machała ręką na nieobecność męża. Wiedziała, że nie wygra. A ten nieraz zabierał ze sobą synów. Nagrywał też mecze na kasety. Fabio wkładał taką kasetę, a później uczył się na pamięć akcji Maradony z najważniejszych spotkań. Wychowany w kulcie Diego i zaszczepiony miłością ojca do Napoli, marzył, żeby kiedyś zagrać dla tego klubu. Poszedł okrężną drogą. Gdy strzelał gole w Sampdorii czy Udinese, to w Neapolu z dumą mówili, że to nasz człowiek. Chcieli go u siebie, a on chciał do nich, do znajomych, do rodziny. I dostali go w 2009 roku. To ważne dla introwertyka, który piłkarsko dorastał w Turynie, czyli na drugim końcu Włoch. Nie mógł często wracać do domu.
Gdy dzielił się informacją transferową z przyjacielem, to miał głos niczym podekscytowane dziecko, które dostało ukochaną, wymarzoną zabawkę. Wręcz wykrzyczał do słuchawki, że dołącza do Napoli. Mama nie mogła się nacieszyć, że po tylu latach wreszcie ma go na miejscu. Jedzie na trening, wraca, je w domu, śpi w domu. Nasz malutki synek. Nie miał żony, nie kupił domu, tylko wrócił i mieszkał z rodzicami. Chciał im wynagrodzić stracony czas, który spędził w akademii Torino. Neapol opanowało szaleństwo. Wrócił nie tylko syn Vittorio, ale syn całego miasta. Można było kupić pizzę o nazwie Quagliarella, zjeść lody Quagliarella. Taki tam już jest specyficzny klimat, że nazywa się produkty nazwiskami piłkarzy.

Opluty przez Neapol

Zaczęło się w Neapolu bardzo źle. Ojciec zdębiał, bo otrzymał SMS-a: "Uważaj jutro. Strzelimy ci w głowę". Można zwariować. Syn cieszy się z transferu życia, a on przeżywa osobisty dramat, bo ktoś grozi mu zabójstwem. Nie mógł tego powiedzieć. Chciał, żeby syn skupił się na piłce. Dusił w sobie wiele spraw, brał je na siebie i na Raffaele Piccolo. Oddał mu tę sprawę i całkowicie ufał. Policjant obiecał, że znajdzie tego gnoja. Im więcej tych wszystkich okropnych wiadomości, tym Raffaele był bliżej rodziny. Częściej się kontaktował, częściej notował, więcej pytał i dociekał. Stał się przyjacielem i ochroniarzem rodziny. Stary Vittorio zabierał go na strefę VIP. Piccolo robił sobie zdjęcia z piłkarzami, dostawał pamiątki, zbierał koszulki. Cały czas powtarzał, że już prawie złapał tego gnidę.
Tyle że tak naprawdę to sam policjant-psychopata wysyłał listy, zdjęcia nagich kobiet, pisał SMS-y, oskarżał zawodnika o najobrzydliwsze rzeczy. Kontakty z mafią, pedofilia, uzależnienie od kokainy, sypianie z kim popadnie, sprzedawanie meczów, orgie seksualne. Gdy bliżej wszedł w rodzinę, to miał więcej informacji - co robią, gdzie spędzają czas, z kim, o której, w jakie dni, co lubią. Listy stawały się coraz mroczniejsze. Stalker znał każdy krok. Wydawało się, jakby śledził Quagliarellę, bo miał go na wyciągnięcie ręki. Listy przychodziły przynajmniej raz w tygodniu do rodzinnej skrzynki pocztowej, którą matka Quagliarelli wyjmowała, otwierała i czytała. Najmroczniej zrobiło się, gdy ojciec Vittorio dostał list z miniaturową trumną ze zdjęciem Quagliarelli i tekstem: “Twój syn zostanie zabity”. Do kogo z tym pobiegł? Oczywiście do zaprzyjaźnionego policjanta.
- Otrzymywaliśmy list lub wiadomość telefoniczną. Gdy wychodziliśmy z domu, to moja rodzina i ja byliśmy niespokojni. Jeśli prześladowca zauważył nas w mieście, dzwonił z publicznego telefonu i wysyłał anonimowe SMS-y do mojego ojca, informując, że wiedzą, że mnie nie ma i moje życie jest w niebezpieczeństwie. Zazwyczaj była to groźba śmierci typu: “Wiem, że twój syn jest dziś wieczorem w Neapolu. Strzelimy mu w nogi. Pobijemy go tak, że zdechnie” - opowiadał Fabio dziennikarce w reportażu, który ukazał się na "Bleacher Report".
Z czasem rodzice zaczęli chować listy. Było coś w skrzynce? Nic, pusto. Wyszło na jaw, że stalker grał w grę nie tylko z Fabio, jego rodziną, ale też przyjacielem, któremu z kolei wysłał list od rzekomej kochanki. Tym, który ich poznał. Co zrobił Giulio, właściciel sklepu? Oczywiście, zadzwonił do Piccolo i o wszystkim mu opowiedział. Policjant oficjalnie prosił o dyskrecję, ciszę, nawet brak kontaktu z policją… a potem potwierdzał to własnymi pogróżkami SMS-owymi i listami, w których powtarzał: żadnego kontaktu z policją, bo śmierć. Dlatego ufali jemu i tylko jemu. Wystarczyło, że jeden policjant wiedział. A on straszył sam przed sobą. Wszystkie informacje spisywał w sklepie razem z Fabio i Giulio i obiecywał je składać na komendzie. Notował, a nigdy nie składał. Sprawa więc de facto przez kilka lat stała w miejscu.
- Kiedy wpadniesz w spiralę, zaczynasz wszystkich podejrzewać. I my podejrzewaliśmy wszystkich - mówił Fabio. W rodzinie zrobiła się trująca atmosfera. Pojawiły się plotki o zainteresowaniu Juventusu. Fabio milczał, nie zaprzeczał. Czuć było, że zaraz wyfrunie. Temat grany był coraz poważniej. Ultrasi wzięli go na rozmowę za bramką po meczu z Elfsborgiem. Nazywali zdrajcą. Nie mógł im wyjawić prawdy. Znienawidzili go, bo odszedł do Juventusu. Neapol go wyklął. Quagliarella i jego rodzina do dziś uważają, że grałby tu kilka lat dłużej. Uciekł do Turynu. Do odległego miasta, które jednak dobrze znał. Czuł, że on jest powodem zamieszania, że rani bliskich. Dlatego się odciął. Jak przystało na introwertyka, chciał być sam. I rzeczywiście wszystko ucichło, bo stalker nie miał już tylu bieżących informacji.

Potężny błąd

Policjant w końcu popełnił ogromny błąd, a tacie Fabio zapaliła się czerwona lampka: - Słuchaj, dasz wiarę? Te gnojki znalazły też mnie i też dostałem listy z pogróżkami - przekazał mu Piccolo. Co niedzielę spotykali się na kawie. Prowadził poważną sprawę, trzeba było aktualizować postępy. - Raffaele, wybacz, a możesz pokazać mi te twoje SMS-y? - zapytał Vittorio. Policjant odpowiedział, że je usunął, co już samo w sobie było dziwne. Vittorio się wściekł i rzucił wiązankę: - Słuchaj... to my polegamy na tobie od czterech lat, przechodzimy tu piekło, a ty masz taki potężny dowód w sprawie, który może nam pomóc w rozwiązaniu i go usuwasz?
Vittorio zaczął podejrzewać. Początkowo wszyscy w rodzinie kazali mu popukać się w czoło, jednak on wiercił swoje. Kupił mnóstwo dyktafonów. Włożył jeden w gacie. Umówił się z Piccolim w jego domu i udawał głupka, zadając jednak sprytne pytania, by się samemu przekonać. Tuż przed niedzielą znów dostał pogróżki SMS-em i nawet się nie przejął. Udał się do budki telefonicznej niedaleko stadionu Juve Stabia, tuż przy domu policjanta i wysłał sobie z niej SMS-a. Ostatnich cyfr nie widać, ale reszta się zgadzała. Tak dowiedział się, że to z tego telefonu ktoś wysłał mu obraźliwe wiadomości. Tata Fabio połączył puzzle.
Za jakiś czas wyszło na jaw, że jest jeszcze jeden poszkodowany. Giovanni Barile, prawnik. Poznał się z Fabio przez Giulio. Spędzali razem wakacje, wspólnie z rodzinami. Któregoś razu Fabio wypłynął łodzią z kumplami i obiecał rodzicom, że wróci szybciej na wspólny obiad. Trochę się to przedłużyło, bo dobrze się bawili. Ojciec Fabio się wściekł z tak banalnego powodu. Wyzywał, denerwował się, machał rękami. Fabio bagatelizował sprawę i kazał mu wyluzować, bo przecież to wolny czas, na co ojciec wypalił: - Tak, a później narzekasz, że dostajesz listy z pogróżkami.
Barile to słyszał i zdębiał. Zaraz, zaraz... Pedofilia, orgie, narkomania, zdjęcia młodych dziewcząt... wszystko to się powtarzało. Fabio i Giulio potwierdzili, że to ich codzienność. Barile wyznał, że doskonale to zna. Piccolo bawił się nie tylko z Fabio i jego najbliższymi, ale kilka lat temu podobny numer wywinął też adwokatowi. I nikt nigdzie z tym nie biegał. Barile chodził z policjantem do jednego liceum. To on poznał go najwcześniej. Drogi się rozeszły, ale wiedział, że kolega ze szkoły wstąpił do policji pocztowej. Gdy dostał takie SMS-y, od razu zgłosił się do niego. Przecież go znał. Nie mógł podejrzewać, że on sam jest ich autorem i ma coś nie po kolei w bani.
Śledztwo wykazało, że nie byli jedyni. Lekarze, prawnicy, biznesmeni. Piccolo wszystkich tak mamił. Obiecał sobie cel i się nim bawił. Słowem-kluczem było milczenie. A drugim zaufanie.

Superstrzelec

Poszkodowani połączyli siły i dorwali gnoja. Tego bardzo pomocnego, chcącego się spotykać, notować i zapisywać wszystkie pogróżki, jakie otrzymywali na bieżąco. Policjant-psychopata karmił się ich strachem. Został skazany na cztery lata i osiem miesięcy więzienia. 19 lutego 2017 roku, grając już dla Sampdorii, Quagliarella stanął przed kamerami “Sky Sports”. Wyglądało to tak, jakby zrzucił z siebie 100 kilogramów.
Mówił i łzy napływały do oczu, łamał mu się głos: - Przeżyliśmy cztery, pięć trudnych lat, podczas których ja i moja rodzina bardzo cierpieliśmy. Więc... na szczęście prawo było po naszej stronie. Ci ludzie naprawdę na nic nie zasłużyli. Bardzo cierpieliśmy, a wyjazd z Neapolu szczególnie mnie zabolał. A jeszcze bardziej moją rodzinę. Starałem się podchodzić profesjonalnie, skupiać na boisku. To nie jest łatwe. Ale w końcu pozbyliśmy się tego brzemienia. Jesteśmy szczęśliwi. To najważniejsza rzecz, by mieć spokojne życie. Spokojne życie. Tego wszyscy chcą, nawet poza pracą.
Zaczął grać najlepiej w życiu. Stał się sensacją Serie A. Zawsze słynął z nietypowych bramek. Teraz trafiał seryjnie, co tydzień. Stał się długowieczny. W sezonie 2017/18 zdobył 19 bramek w lidze, a w 2018/19 aż 26 bramek. Mając 36 lat, został pierwszy raz w życiu ligowym królem strzelców. Wyprzedził Zapatę, Piątka, Ronaldo, Milika, Pavolettiego, Mertensa, Caputo. Pięknie się piłkarsko zestarzał. W ostatnich latach był już wolny.
Karierę zakończył w sezonie 2022/23 na stadionie im. Diego Armando Maradony. Neapol świętował pierwsze mistrzostwo od czasów, gdy on oglądał stare kasety i zapamiętywał akcje Diego. Teraz płakał, bo ukochane miasto mu wybaczyło.

Przeczytaj również