Sprawili jedną z największych sensacji w dziejach futbolu. Dziś znów mogą zrobić coś historycznego
Mówi się, często z lekką drwiną, że w Europie nie ma już słabych drużyn. I chyba jest w tym sporo prawdy, skoro dziś przed wielką szansą na awans do fazy grupowej Ligi Konferencji stanie mistrz Gibraltaru. Piłkarze Lincoln Red Imps FC kilka lat temu sprawili jedną z największych sensacji w dziejach futbolu, pokonując Celtic Glasgow, a teraz będą chcieli postawić kolejny milowy krok w swojej historii. Tydzień temu ugrali niezły wynik na Łotwie. Są więc bardzo blisko spełnienia marzeń.
Klub, jeszcze jako Lincoln FC, powstał w latach 70. Założyli go lokalni policjanci, których wsparła utalentowana młodzież. Osiągnięcie prymu na Gibraltarze zajęło trochę czasu, ale gdy zawodnicy ubrani zazwyczaj w czerwono-czarne stroje zdobyli pierwsze mistrzostwo, poszło z górki. Dziś Lincoln Red Imps FC, bo taką nazwę zespół przyjął w 2014 roku, to 25-krotny mistrz kraju. Od 2003 roku tylko w jednym sezonie mistrzostwo ugrał tam ktoś inny.
***
Chociaż klub ma już kilkadziesiąt lat, historię na nowo zaczął pisać całkiem niedawno. Gibraltar członkiem UEFA jest bowiem od 2013 roku. Dopiero wówczas tamtejsze drużyny zyskały możliwość rywalizacji w europejskich pucharach. Lincoln pierwszą próbę podboju Starego Kontynentu podjął w sezonie 2014/15. W pierwszej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów mocniejsze było jednak HB Tórshavn z Wysp Owczych (1:1 i 5:2). Rok później poszło już trochę lepiej, bo mistrzowie Gibraltaru w walce o Champions League uporali się z FC Santa Coloma z Andory (0:0 i 2:1), a potem, choć odpadli, nie dali plamy w rywalizacji z dużo mocniejszym FC Midtjylland (porażki 0:1 i 0:2).
Największa sensacja w historii?
Lipiec 2016 roku. Piłkarze Lincoln Red Imps są już po sprawieniu jednej niespodzianki. W pierwszym dwumeczu eliminacji do Ligi Mistrzów pokonali bowiem estońską Florę Tallin. Rywal to żaden hegemon, ale zespół, przynajmniej na papierze, dużo mocniejszy. Można było więc porządnie uwierzyć w siebie. Właściwie trzeba było. Kolejny przeciwnik reprezentował już bowiem bardzo wysoką półkę i mógł bezlitośnie wykorzystać każdy moment zwątpienia. Na Victoria Stadium, gdzie swoje mecze rozgrywają wszystkie zespoły z Gibraltaru oraz reprezentacja narodowa, zjawił się Celtic Glasgow.
Zawodnicy Lincoln Red Imps, choć nie wszyscy, rano poszli jeszcze do pracy. Był wśród nich policjant, strażak, do tego celnik czy taksówkarz. Historię związaną z tym ostatnim opowiedział później brytyjski dziennikarz, Ronnie Esplin, który kilka godzin przed meczem postanowił wziąć taryfę.
- Wybiera się Pan dziś wieczorem na mecz? - zapytał kierowcę Brytyjczyk.
Takiej odpowiedzi raczej się jednak nie spodziewał.
- Tak, jestem graczem Lincoln Red Imps.
Celtic, prowadzony wtedy przez Brendana Rodgersa, wyszedł na mecz w składzie z wieloma gwiazdami. Za strzelanie bramek miał odpowiadać Moussa Dembele, dziś napastnik Olympique Lyon. Na lewej obronie mecz rozpoczął Kieran Tierney, obecnie zawodnik Arsenalu. Miejsce w środku pola zajął legendarny pomocnik ekipy z Glasgow, Scott Brown.
Jedynego gola w meczu nie strzelił jednak żaden z piłkarzy wartych wiele milionów. Zrobił to Lee Casciaro. Policjant.
- Następnego dnia musiałem iść do pracy. Wstałem kwadrans po siódmej i miałem na ósmą. Możesz sobie wyobrazić, że po meczu moje ciało wciąż było pełne adrenaliny, zwłaszcza, że wygraliśmy. Musiałem iść spać o wpół do drugiej nad ranem. Byłem wykończony, ale było warto - wspominał później bohater Lincoln Red Imps.
Co z wakacjami?
Co ciekawe, przed meczem rewanżowym euforię zastąpiły także nieoczekiwane problemy.
- Większość z nas ma zaplanowane wakacje z rodzinami w następnym tygodniu. Musimy nawet wziąć wolne od pracy, żeby pojechać na mecz w środę. Żona jest tym trochę zirytowana - mówił Joseph Chipolina, lewy obrońca, pracujący jako celnik.
Problem z wakacjami ostatecznie rozwiązał się sam. Celtic uniknął jeszcze większej kompromitacji i w rewanżu wygrał 3:0, zapewniając sobie awans do kolejnej rundy. Wynik pierwszego meczu poszedł jednak w świat. Dziś śmiało można mówić w tym przypadku o jednej z największych sensacji w historii futbolu.
Coraz mocniejsza kadra
Dziś, pięć lat po tamtych wydarzeniach, Casciaro mimo 39 lat na karku nadal jest istotnym punktem zespołu. Drużynę wciąż reprezentuje też Chipolina. Klub nie stoi jednak w miejscu. Ma w swoich szeregach coraz większą liczbę piłkarzy, którzy w przeszłości pograli na względnie niezłym poziomie.
Wartość rynkowa całej kadry, według portalu “Transfermarkt”, to nieco ponad milion euro. Red Imps reprezentują tacy zawodnicy jak:
- Scott Wiseman (w przeszłości m.in. Hull City)
- Brian Gomez (sześć występów w portugalskiej ekstraklasie jako zawodnik Feirense)
- Fernando Carralero (niegdyś Botosani czy rezerwy Betisu)
- Mustapha Yahaya (wychowanek Twente)
Kadrę wciąż uzupełniają oczywiście lokalni bohaterowie i reprezentanci rozwijającej się reprezentacji Gibraltaru.
Krok od Europy
Dziś Lincoln Red Imps ma tylko mały krok do fazy grupowej Ligi Konferencji. Brzmi to niewiarygodnie, ale jest prawdą. Jak to się właściwie stało? Mistrzowie Gibraltaru rozpoczęli zmagania w eliminacjach do Ligi Mistrzów, gdzie w imponującym stylu poradzili sobie z Folą, mistrzem Luksemburga (2:2 i 5:0). Biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze niedawno inna ekipa z tego kraju, Dudelange, eliminowała Legię i walczyła w fazie grupowej Ligi Europy, trzeba naprawdę docenić rezultat wykręcony przez Lincoln.
W kolejnej rundzie zbyt mocne dla Red Imps było rumuńskie Cluj, które jednak musiało się trochę napocić. Po pierwszej połowie starcia otwierającego dwumecz ekipa z Gibraltaru prowadziła 1:0. Później faworyci wzięli się jednak za robotę. Wygrali 2:1, a w rewanżu postawili kropkę nad “i”, zwyciężając 2:0. Mistrzowie Gibraltaru “spadli” więc do el. Ligi Europy i tam nie sprostali Slovanowi Bratysława. Co na plus? Remis w rewanżu na Słowacji (1:1). Wcześniej Slovan wygrał 3:1.
Nowe rozgrywki i ich format, a mowa tu oczywiście o Lidze Konferencji, sprawiły jednak, że nawet mimo porażki w dwóch ostatnich dwumeczach zawodnicy Lincoln Red Imps stanęli przed szansą na awans do fazy grupowej trzecich w klubowej skali Europy rozgrywek międzynarodowych. Względnie sprzyjało im też losowanie, bo ich przeciwnikiem na ostatnim etapie eliminacji została łotewska Riga FC.
Mistrzowie Łotwy to przeciwnik, którego nie można było się przestraszyć, ale trzeba było docenić. W dwumeczu z mocnym Malmoe przegrali tylko 1:2 (0:1 i 1:1). Później pokonali też Skhendiję Tetowo.
Kilka dni temu zespoły z Łotwy i Gibraltaru stanęły do pierwszej odsłony rywalizacji o swój historyczny sukces i, co nie bez znaczenia, wielkie pieniądze. Mecz w Rydze zakończył się remisem 1:1. Dziś dawni pogromcy Celtiku, na własnym stadionie, staną więc przed wielką szansą. Wciąż nie są faworytem, zwłaszcza wobec zniesienia zasady premiowania goli na wyjeździe, ale z pewnością nikt nie odważy się ich skreślić.
To może być historyczny moment. Nie tylko dla samego mistrza Gibraltaru.