Sprawdzamy grupowych rywali Polski na Euro. Reprezentacji Szwecji lepiej bez zawodzącego Zlatana Ibrahimovicia

Sprawdzamy grupowych rywali Polski na Euro. Reprezentacji Szwecji lepiej bez zawodzącego Zlatana
fstockphoto/shutterstock.com
Losowanie grup przyszłorocznych mistrzostw Europy wzbudziło wiele emocji. Z perspektywy kibiców reprezentacji Polski najbardziej wyczekiwane będzie starcie z Hiszpanami, jednak drugiego ze znanych już rywali, Szwedów również nie można traktować po macoszemu. Pod wodzą Janne Anderssona “Trzy Korony” przeżywają jeden z najlepszych okresów w historii. Lekceważenie drużyny ze Skandynawii może okazać się bardzo bolesne w skutkach.
Objęcie przez 57-latka kadry Szwecji stanowiło prawdziwy przełom dla reprezentacji, która, umówmy się, nigdy nie należała do europejskiej czołówki. Największym dawnym osiągnięciem “Niebiesko-żółtych” był brązowy medal na Mundialu w 1950 r. i srebrny po ośmiu kolejnych latach. Zaś z tych trochę mniej dawnych sukcesów: awans do półfinału EURO w 1992 r. oraz brąz na MŚ w USA dwa lata później. Później bywało różnie, z kolei okres przed rządami Anderssona można zaliczyć do naprawdę nieudanych.
Dalsza część tekstu pod wideo

Słomiany lider

Zmiana selekcjonera Szwecji zbiegła się w czasie z decyzją o zakończeniu reprezentacyjnej kariery przez żywą legendę skandynawskiego oraz światowego futbolu, wieloletniego kapitana “Trzech Koron”, Zlatana Ibrahimovicia. W trakcie gry w narodowych barwach “Ibra” zdobył aż 62 bramki, dzięki czemu został najskuteczniejszym zawodnikiem w historii kraju.
Problem w tym, że hurtowa liczba trafień Zlatana zupełnie nie miała przełożenia na sukcesy drużynowe. Wychowanek Malmo był zabójczo skuteczny, ale głównie w meczach eliminacyjnych lub towarzyskich. Na wielkich turniejach “Ibra” zawodził wszelkie oczekiwania, przez co cierpiała cała reprezentacja.
Zlatan nie zdobył ani jednego gola na Mistrzostwach Świata, a do tego swój ostatni wielki turniej - EURO 2016 - również zakończył z zerowym dorobkiem bramkowym. Indolencja strzelecka poskutkowała prawdziwym blamażem “Trzech Koron”, które w trzech spotkaniach wywalczyły zaledwie jedno oczko.
Kompromitacja na mistrzostwach we Francji skłoniła Zlatana do przejścia na reprezentacyjną emeryturę. Wydawało się, że po odejściu swojego kapitana i najlepszego strzelca, reprezentacja, która i tak nie należała do najsilniejszych, zaliczy jeszcze większy regres. Historia potoczyła się jednak zupełnie inaczej.

Kopciuszek pokazał pazurki

Po objęciu stanowiska Janne Andersson od razu został wrzucony na głęboką wodę. Eks-trener takich super-ekip, jak Laholm FK i Halmstads BK, musiał przygotować drużynę do walki w eliminacjach do ubiegłorocznego Mundialu. Skalę trudności tego zadania wyśrubował fakt, że grupowymi rywalami “Trzech Koron” były m.in. Francja i Holandia.
Andersson zupełnie nie zważał na brak możliwości skorzystania z usług Ibrahimovicia czy wysoką klasę rywali. Szwedzki selekcjoner po prostu robił swoje. Niemożność zastąpienia Zlatana równie skutecznym snajperem skłoniła go do skupienia się na poprawie gry defensywnej. Pierwszym krokiem 57-latka było odważne postawienie na niedoświadczonych wówczas Victora Lindelofa i Ludwiga Augustinssona. Liderem linii obrony został nowy kapitan “Trzech Koron”, doświadczony Andreas Granqvist.
Drobne korekty przełożyły się na naprawdę duży sukces. Szwedzi przebrnęli przez eliminację notując aż 6 zwycięstw, co sprawiło, że wyprzedzili w tabeli reprezentację Oranje. Aby jednak wywalczyć miejsce na rosyjskim Mundialu “Niebiesko-żółci” musieli w barażach zmierzyć się z Włochami. Powiedzieć, że Italia była faworytem tego dwumeczu, to właściwie nic nie powiedzieć.
Jednak bycie faworytem nie zawsze idzie w parze z byciem zwycięzcą, o czym boleśnie przekonali się “Azzurri”. Szwecja awansowała na mundial po dwóch zaciętych bojach zakończonych wynikami 0:0 i 1:0. Mur, który zbudował Andersson był nie do przebicia. Włosi zginęli od własnej broni - ulepszonej wersji catenaccio.
Jakość szwedzkiej defensywy potwierdziła się również w trakcie samego Mundialu. Aż w trzech meczach “Trzy Korony” zanotowały czyste konta, dzięki czemu wywalczyli awans do ćwierćfinału. Dopiero reprezentacja Anglii okazała się barierą nie do przejścia.
Eliminacje do nadchodzącego EURO także trzeba uznać za udane w wykonaniu reprezentacji Szwecji. W dziesięciu spotkaniach “Niebiesko-żółci” przegrali, tak jak Polska, tylko raz. Ale nie z drużyną pokroju Słowenii, a przeciwko Hiszpanii. To z pewnością musi napawać optymizmem sympatyków “Trzech Koron”.

Monolit bez gwiazd

Andersson zasługuje na słowa pochwały, ponieważ nagła poprawa gry Szwecji niemal w żadnym stopniu nie jest efektem napływu zdolnych zawodników młodego pokolenia. O sile reprezentacji nadal stanowią niezwykle doświadczeni Marcus Berg, Sebastian Larsson, Mikael Lustig czy wspomniany już kapitan, Andreas Granqvist. Średnia wieku galowego składu Szwecji oscyluje w granicach 29-30 lat.
Bagaż doświadczeń procentuje przede wszystkim w linii defensywy. Poza 25-letnim Lindelofem i 34-letnim Granqvista, Andersson stawia też na 29-letniego bramkarza Robina Olsena, który wraz z Cagliari notuje znakomite występy w bieżącym sezonie Serie A.
Na uwagę zasługuje także 32-letni Mikael Lustig, który od dawna jest pewnym punktem na prawej obronie Szwecji i KAA Gent. W bieżącym sezonie Jupiler Pro League Szwed zanotował już 5 asyst. Arkadiusz Reca lub Maciej Rybus będą musieli uważać na ofensywne zapędy prawego defensora “Trzech Koron”.
W linii ataku na największą uwagę zasługuje jedyny szwedzki piłkarz, który w tym sezonie występuje w Lidze Mistrzów, Emil Forsberg. W eliminacjach 28-latek zanotował dosyć skromne statystyki (1 gol, 2 asysty), ale jego forma z ostatnich tygodni musi budzić respekt. W 16 spotkaniach bieżącej kampanii Forsberg uzbierał 7 trafień i 4 kończące podania.
Jedynym młodym zawodnikiem, którego Andersson obdarzył zaufaniem, jest 20-letni Alexander Isak. Snajper Realu Sociedad wystąpił we wszystkich meczach eliminacyjnych, aczkolwiek w większości z nich pełnił rolę jokera z ławki. Wychowanek AIK Solna odwdzięczył się trzema trafieniami.
Może nie jest to zbyt okazały bilans dla napastnika, aczkolwiek trzeba zwrócić uwagę na to, że w układance Anderssona odpowiedzialność za zdobywanie bramek spoczywa na barkach każdego reprezentanta. 23 bramki w eliminacjach były dziełem aż 11 piłkarzy.

Styl gry “Trzech Koron”

Pod względem doboru taktyki Janne Andersson niewiele różni się od polskich szkoleniowców. Szwedzki selekcjoner preferuje grę w systemie 4-4-2, które niejednokrotnie w trakcie spotkań ewoluuje w asymetryczne 3-5-2.
Fundament funkcjonowania linii ataku to duet Berg-Quaison, który idealnie się uzupełnia. Marcus Berg pełni rolę target-mana, który jest adresatem większości długich piłek adresowanych przez Lindelofa czy Lustiga. Zadaniem 33-latka jest wypracowanie przestrzeni dla znacznie bardziej zwinnego Robina Quaisona, który uwielbia balansować między liniami.
26-letniego napastnika Mainz można uznać za prawdziwe odkrycie Janne Anderssona. Przed zmianą na ławce trenerskiej Quaison wystąpił w zaledwie pięciu spotkaniach reprezentacji, pełniąc rolę zapasowego zmiennika drugiego asystenta drużynowej zapchajdziury. Obecnie Quaison jest jednym z liderów szwedzkiej ofensywy, o czym najlepiej świadczy jego 5 bramek w eliminacjach.
Podobieństwa w reprezentacjach Polski oraz Szwecji można także upatrywać w osobach Forsberga i Zielińskiego. Obaj panowie pełnią rolę wolnych elektronów, które pracują głównie w środku boiska lub na lewym skrzydle. Jedyna różnica jest taka, że nasz Piotrek wciąż czeka na dzień, w którym “coś mu się przestawi”, a Forsberg to pełnoprawny lider drugiej linii “Trzech Koron”.
Pokłady talentu szwedzkiej reprezentacji nie kończą się na pierwszej jedenastce. Polacy będą musieli także uważać na wspomnianego Isaka, który niejednokrotnie był asem w rękawie Anderssona. Duet Bednarek-Glik ma problemy z szybkimi i dobrymi technicznie zawodnikami, co w eliminacjach wykorzystywał np. Josip Ilicic. Rosły, ale także szybki i zwinny napastnik Realu Sociedad może stanowić poważne wyzwanie dla naszej defensywy.

Okazja do rewanżu

Dotychczasowy dorobek Janne Anderssona sprawia, że lekceważenie Szwedów lub przypisywanie sobie zwycięstwa przed pierwszym gwizdkiem byłoby ogromną lekkomyślnością. Bój z reprezentacją “Trzech Koron” może być równie wymagający, co starcie z Hiszpanami.
Zwłaszcza, że Szwecja jest reprezentacją, która wybitnie “nie leży” Polakom. W 26 dotychczasowych starciach odnieśliśmy zaledwie 8 zwycięstw, przy okazji przegrywając aż 14 razy. 5 ostatnich spotkań nie zaowocowało ani jednym triumfem “Biało-czerwonych”.
Szczególnie istotne było spotkanie sprzed 20 lat, gdy w eliminacjach do EURO 2000 Polska podejmowała Szwecję w Chorzowie. “Trzy Korony” wywiozły 3 punkty, a głównym winowajcą porażki był nie kto inny, ale nasz obecny selekcjoner, Jerzy Brzęczek.
Tamta porażka zaważyła o braku awansu Polski na Mistrzostwa Europy. Po wielu latach Brzęczek stanie przed okazją do rewanżu. Zdobycie trzech punktów właśnie przeciwko Szwecji na przyszłorocznym turnieju stanowiłoby idealną rekompensatę, wendetę przez wielkie “W”. Gramy z ekipą ze Skandynawii, a przecież powszechnie wiadomo, że zemsta najlepiej smakuje na zimno.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również