Sposób na Haalanda. Nikt w Premier League nie ma takich narzędzi
Erling Haaland wjechał w nowy sezon z drzwiami i futryną, ale dopiero niedzielny mecz z Arsenalem pokaże, czy faktycznie widzimy najlepszą wersję Norwega. W poprzednich rozgrywkach ani razu nie ugryzł “Kanonierów”, a kwietniowe starcie z Gabrielem Magalhaesem przypominało batalię sprzed lat, w której Martin Keown triumfalnie krzyczy do ucha Ruuda Van Nistelrooya. Brazylijczyk ma sposób na Haalanda i nie zawaha się go użyć.
W trakcie meczu warto będzie zwrócić na to uwagę. Haaland lubi demolować rywali, momentami wyciera nimi podłogę, ale kiedy przypomnimy sobie ostatnie starcie z Gabrielem, to piłkarz City sam najcześciej leżał na murawie - zrezygnowany i zirytowany, że ktoś zdołał mu się postawić. Gary Neville powiedział potem w studiu Sky Sports, że nigdy nie widział zespołu, który zostawił drużynie Guardioli tak mało miejsca. Spotkanie zakończyło się wynikiem 0:0, Haaland do przerwy miał tylko siedem kontaktów z piłką, a jego rywal z Arsenalu wrzucił na Instagram dwa zdjęcia jak góruje w bezpośrednich starciach.
Haaland w trzech ostatnich meczach z Arsenalem “wykręcił” wartość goli oczekiwanych na poziomie zaledwie 0,24. Nie były to potyczki tak gładkie jak te z Markiem Cucurellą albo Ethanem Pinnockiem, wspominając bramki Norwega z tego sezonu. Duet William Saliba - Gabriel Magalhaes rozegrał razem w Premier League 65 spotkań i w aż 30 zachował czyste konto. Na temat gry defensywnej Arsenalu można ostatnio pisać długie rozprawki. Można wskazywać jak bardzo zmieniła się od początku 2024 roku, a potem podeprzeć się przykładami, które ekipa Artety dostarcza co trzy dni. Niedawne spotkanie z Atalantą w Lidze Mistrzów nie było idealne pod względem ofensywnym, ale w tyłach niezmiennie wszystko funkcjonowało należycie. To był popis dyscypliny i współpracy całego zespołu.
Dobre małżeństwo
Arsenal w tym sezonie stracił tylko jednego gola. Zdarzyło się to wtedy, gdy Declan Rice osłabił zespół w starciu z Brighton (1:1), a Joao Pedro dopadł do piłki obronionej przez Davida Rayę. Jamie Carragher napisał ostatnio w The Telegraph, że duet Saliba - Gabriel powoli pracuje na to, by stanąć na tej samej półce, co legendarne pary John Terry - Ricardo Carvalho albo Rio Ferdinand - Nemanja Vidić. I faktycznie coś w tym jest, ponieważ w tym momencie niewiele drużyn może pochwalić się podobną dwójką. Poza tym mówimy o graczach, którzy w poprzednim sezonie nie narzekali na kontuzje i stanowili fundament drużyny. Mikel Arteta żartuje, że są jak dobre małżeństwo. Obaj komunikują się po francusku, bo przecież Magalhaes wcześniej spędził trzy lata w Ligue 1, grając dla Lille i Troyes.
Arsenal może uśmiechać się do dni, gdy cztery lata temu zapłacił za niego raptem 27 mln euro. Gabriel przychodził jako młodzian, gość mający problemy z językiem angielskim i szukający pomocy u Davida Luiza. Z każdym rokiem stawał się jednak coraz ważniejszym człowiekiem Artety, a dziś jest najlepszym obrońcą ligi, jeśli weźmiemy pod uwagę czyste konta drużyn od sezonu 2022/2023. Arsenal w składzie z Brazylijczykiem uzbierał ich aż 32. Żaden gracz pod tym względem nie ma do niego podjazdu, a jest przecież jeszcze niesamowita statystyka goli. Gabriel ma ich 15 w Premier League. 190 centymetry wzrostu plus świetna gra w powietrzu sprawiły, że odkąd jest w Anglii, żaden obrońca nie trafia częściej. Sezon dopiero się rozpoczął, a on już nam o tym przypomniał. Nie byłoby wygranej w derbach północnego Londynu, gdyby nie bramka Brazylijczyka po dośrodkowaniu Bukayo Saki.
Współpraca z Joverem
Warto pamiętać o tym, że Gabriel już w swoim debiucie w Premier League strzelił gola Fulham. Następnego lata do drużyny dołączył Nicolas Jover, ekspert od stałych fragmentów gry, a statystyki obrońcy Arsenalu jeszcze mocniej poszybowały w górę. Gdyby policzyć wszystkie gole “Kanonierów” ze stojącej piłki od czasu przyjścia Jovera, to wyjdzie piękna liczba 51 trafień. Spośród wszystkich rywali tylko trzy zespoły (City, Bournemouth, Southampton) nie zostały ukąszone w ten sposób. Sam Gabriel strzelił ze stałych fragmentów gry aż dziewięć goli. Jeśli więc w niedzielę Arsenal wywalczy rzut rożny w starciu z Manchesterem City, to realizatorzy transmisji będą doskonale uczuleni kogo w pierwszej kolejności pokazać w kadrze.
Gabriel w meczu z Atalantą (0:0) wygrał pięć na sześć pojedynków główkowych. Zaliczył też pięć celnych długich przerzutów, a Mikel Arteta zachwycał się jak dobrze wjechał w nowy sezon. Bask już kilka razy w ostatnich latach zwracał uwagę na pozytywną przemianę Gabriela: na to jak bardzo zżył się z szatnią i mocno postawił na życie rodzinne. Do tego wszystkie aktywności podporządkował pod piłkę. Brazylijczyk regularnie współpracuje z prywatnymi trenerami - najpierw z Andre Cunhą, który trenował też Gabriela Jesusa, a teraz z Renato Costą. Arsenal, widząc wpływ i zaangażowanie swojego piłkarza, powoli zaczyna myśleć też o nowej umowie. Obecna wygasa dopiero w 2027 roku, ale 27-latek jest dziś w optymalnym momencie kariery i coraz mocniej przyciąga uwagę konkurencji.
Gotowi na autobus
Ciekawe jest to, że Arsenal w ostatnich trzech meczach za każdym razem rzadziej posiadał piłkę od rywala. Ostatnie zwycięstwo nad Tottenhamem odhaczył ze statystyką 36 procent, ale to jest właśnie zasługa pewnych tyłów i świetnych stałych fragmentów gry. Możesz świadomie cofnąć się do defensywy, irytować przeciwnika, a potem zadać mu bolesny cios w najmniej oczekiwanym momencie.
Arsenal ostatni mecz z Manchesterem City zakończył z posiadaniem piłki na poziomie 27 procent. Nie wygrał tego meczu, ale wydaje się, że plan na niedzielę będzie podobny. Haaland w trzech ostatnich spotkaniach, gdy grał na Salibę i Gabriela ani razu nie trafił do siatki. Kolejna jego bramka będzie setną w barwach City - pytanie, czy zdoła złamać mur Arsenalu i czy znowu po ostatnim gwizdku będzie spierać się z Gabrielem tak jak w kwietniu, gdy musiał rozdzielać ich Guardiola.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.