Spory problem Bayernu, wielki transfer ryzykiem. "To byłaby porażka całego klubu"

Spory problem Bayernu, wielki transfer ryzykiem. "To byłaby porażka całego klubu"
Philippe Ruiz / Xinhua / PressFocus
Rychłe odejście Niklasa Suele to nie jedyny kłopot Bayernu z linią defensywy. Problemy w tyłach ekipy z Bawarii sięgają znacznie głębiej. A wpadek jest w tym sezonie zdecydowanie za dużo.
0:5 z Borussią Moenchengladbach w Pucharze Niemiec. Domowa porażka w tym samym zespołem w lidze (1:2). Do tego wpadki z Augsburgiem, Eintrachtem Frankfurt i ostatnio ta chyba najbardziej zaskakująca, z Vfl Bochum (2:4). Bawarska maszyna zacina się w tym sezonie mimo wszystko rzadko, ale są to zacięcia poważne, które uwypuklają problemy drużyny Juliana Nagelsmanna. Na mistrzostwo kraju, z uwagi na ślamazarną konkurencję - wystarczy. Ale w Lidze Mistrzów Bayernowi może być znacznie trudniej znów włączyć się do walki o trofeum. Nawet ze zdrowym, skutecznym i głodnym goli Robertem Lewandowskim.
Dalsza część tekstu pod wideo

Monolit? Ależ skąd

- Zagraliśmy najgorszy mecz w tym sezonie. Jeśli takie coś zdarzy się raz to okej. Ale to zdarza nam się już któryś raz. Czy to jest mentalność Bayernu? - pytał po porażce z Bochum Joshua Kimmich
“Zdarza nam się już któryś raz”. Pomocnik Bayernu i filar tego zespołu zwrócił uwagę na bardzo ważną rzecz. Bawarczycy, mimo niewątpliwej siły rażenia w ofensywie, mają momentami sporo problemów z organizacją gry w tyłach, co kończy się tak, jak ostatnio w Bochum. Można mówić, że nie grał Manuel Neuer, że takie wpadki są elementem futbolu, ale, jak słusznie zauważył Kimmich, zdarzają się zbyt często. Gdzie szukać przyczyn takich wyników?
Trudno zrzucać te porażki wyłącznie na barki Juliana Nagelsmanna. Młody menedżer “Die Roten” cierpliwie i powoli wdraża w zespół własne pomysły taktyczne, dostał czas i zaufanie, w dodatku wypełnia plan minimum, czyli obronę mistrzowskiej patery na rodzimym podwórku. Tyle że ma pełne prawo obawiać się ewentualnej drogi po sukces w Europie. Los uśmiechnął się do monachijskiej drużyny, bo przydzielił im w 1/8 finału LM Salzburg, a mogło być znacznie gorzej. Jeśli jednak Bayern będzie przeciwko mistrzom Austrii popełniał podobne błędy co z Bochum, prawdopodobnie wpakuje się w solidne tarapaty.
Bawarska obrona nie jest monolitem. Nie była nim w zeszłym sezonie, gdy nie zawsze równy poziom prezentowali Jerome Boateng i David Alaba. Nie jest nim teraz, kiedy to pary stoperów często się wymieniają, a tak naprawdę żaden z obrońców nie gwarantuje oczekiwanej niezawodności. Lucas Hernandez to zdolny piłkarz, ale chyba bez predyspozycji do bycia liderem formacji, w dodatku obecnie musi łatać dziury po kontuzjowanym Alphonso Daviesie. Benjamin Pavard to solidność, ale nic więcej, w dodatku Francuz raz gra na prawej stronie, raz jako pół-prawy stoper, a można odnieść wrażenie, że i tu, i tu czegoś mu brakuje.
Dalej: kupiony za ogromne pieniądze Dayot Upamecano na razie niekoniecznie się sprawdza, wygląda na elektrycznego i ma skłonność do popełniania “juniorskich” błędów. Przed nim jeszcze sporo pracy, by wejść na wysoki, światowy, stabilny poziom. Tanguy Nianzou to - niepewna - melodia przyszłości. Najmocniejszym punktem zdaje się być Niklas Suele, ale jego akurat zaraz w Monachium nie będzie. Trudno zresztą zrozumieć nieco lekceważący stosunek władz klubu do Suelego, który od nowego sezonu ubierze trykot Borussii Dortmund. O ile piłkarze i Nagelsmann mówią o odejściu stopera z szacunkiem, o tyle klubowi decydenci czy osoby kojarzone z Bayernem, jak Karl-Heinz Rummenigge, nie omieszkali wbić mu paru “szpilek”.

Nie mają łatwo

Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że Julian Nagelsmann wymaga od swoich środkowych obrońców wyjątkowo dużo. Formacja defensywna gra wysoko, zawodnicy muszą być w stu procentach gotowi na mogący nadejść w każdej chwili pojedynek szybkościowy z rywalem. Przytomnie zauważył to nasz redaktor, ekspert i komentator Viaplay, Tomasz Urban, który w szerszym artykule o odejściu Suele pisał tak:
- Nie jest przypadkiem, że tak po prawdzie żaden stoper Bayernu u Nagelsmanna nie zachwyca. Każdemu można wytknąć mniejsze bądź większe błędy. (...) Grając tak daleko od bramki, w każdej sytuacji muszą zachowywać maksymalną koncentrację, być ciągle pod prądem, wykonywać co chwilę sprinty - krótsze bądź dłuższe, do przodu i do tyłu - zamykać boczne strefy i pilnować tego, co się dzieje za ich plecami.
Cały tekst autorstwa Tomasza Urbana przeczytacie TUTAJ.
Bawarczyków można więc niekiedy łatwo zaskoczyć, z czego przeciwnikom zdarza się bezlitośnie korzystać. Ryzyko jest wkalkulowane w futbolową filozofię Juliana Nagelsmanna. Ale to też zadanie klubu, by zapewnić trenerowi odpowiednich wykonawców jego planu. Nie ma wątpliwości, że, po pierwsze, kadra Bayernu ogólnie wymaga “podrasowania”. Czołowe niemieckie media pisały, że Nagelsmann zdaje sobie sprawę z braków w zespole, chciałby silniejszy skład (a właściwie silniejszą ławkę rezerwowych), lecz niespecjalnie pali się, by otwarcie o tym mówić. Hasan Salihamidzic i spółka mają jednak określone zadanie na najbliższe lato. Nagelsmannowi pozostaje wierzyć, że dyrektor sportowy wykona swoją robotę lepiej niż wtedy, gdy rzutem na taśmę uzupełniał kadrę takimi nazwiskami jak Marc Roca czy przede wszystkim Bouna Sarr.
Po drugie zaś, pozyskanie następcy Suelego to obowiązek. Nawet jeśli mistrzowie Niemiec kupią nowego prawego obrońcę, co pozwoli na stałe przesunąć Pavarda do środka, drużynie i tak przyda się wzmocnienie tyłów. Najlepiej kimś z predyspozycjami do bycia liderem tej formacji. W kontekście przenosin na Allianz Arena stale wymienia się kilka nazwisk. Przyjrzyjmy się im bliżej.

Andreas Christensen

To właśnie Duńczyk, któremu w czerwcu wygasa kontrakt z Chelsea, ma być głównym faworytem do zasilenia szeregów Bayernu od kolejnego sezonu. Według doniesień medialnych Christensen chce poszukać nowych wyzwań i opuścić Londyn. Bawarczycy przychylnie patrzą na ściągnięcie ogranego w Bundeslidze stopera, który swego czasu z dobrej strony pokazywał się w barwach Borussii Moenchengladbach. Reprezentant Danii ponoć stanowi numer jeden na liście życzeń klubu. Żąda jednak wysokiej pensji. Monachijczycy muszą się więc zastanowić, czy warto nadwyrężać budżet na piłkarza Chelsea. Bo o ile w skali europejskiej jest to solidny zawodnik, o tyle nie wydaje się kandydatem do natychmiastowego przejęcia roli lidera obrony “Die Roten”. W dodatku kusi go także FC Barcelona.

Antonio Ruediger

Ruediger, także z umową do 30 czerwca, prezentuje wyższą klasę niż skandynawski kolega z zespołu “The Blues”, a w dodatku jest Niemcem, co dla Bayernu stanowi dodatkowy atut. Problem w tym, że “Toni” chce jeszcze więcej pieniędzy od Christensena, a to odstrasza potencjalnych nabywców, w tym właśnie klub z Bawarii. Hiszpańskie media donosiły, że z powodu potężnych oczekiwań finansowych obrońcy z jego sprowadzenia zrezygnował Real Madryt. W grę mają wchodzić również przenosiny do PSG. Nie można też wykluczyć, że ostatecznie Ruediger dogada się z Chelsea. Jeśli jednak Bayern faktycznie szuka wysokiej klasy środkowego obrońcy, po którego sięgnięcie głębiej do kieszeni jest nieuniknione, to kandydatura 28-latka - piłkarza szybkiego, silnego, pasującego do taktyki Nagelsmanna - wygląda znacznie lepiej niż wspomnianego Christensena. Nawet jeżeli wiąże się to z większym wydatkiem.

Matthias Ginter

Postawienie na Gintera, który zapowiedział zmianę barw klubowych po sezonie, byłoby naturalnym ruchem, bo ściąganie wyróżniających się piłkarzy Bundesligi nie jest na Allianz Arena nowością. Długoletni filar obrony Gladbach to też opcja budżetowa w porównaniu do wymagań finansowych Christensena czy Ruedigera. Ale niemieccy dziennikarze podają, że nie wszyscy w klubie są przekonani, by wybór 28-latka był słuszny. “Bild” informował jednak kilkanaście dni temu, że mistrzowie Niemiec nadal rozważają angaż “Matze” po sezonie, gdyż doceniają jego niezawodność, niską podatność na urazy i umiejętność gry na prawej obronie w razie potrzeby. Zatrudnienie Gintera byłoby w stylu Bayernu i na papierze się broni. Z drugiej strony, tym graczem interesuje się rzesza zespołów zagranicznych, na czele z Interem. Piłkarz może zatem postawić na wyjazd z kraju i spróbowanie sił w innej, być może silniejszej lidze.

Nico Schlotterbeck

Jedyny w tym gronie zawodnik, za którego trzeba zapłacić kwotę odstępnego. Mówi się, że Freiburg oczekuje przelewu w wysokości ponad 20 mln euro, by zapalić Schlotterbeckowi zielone światło do odejścia z klubu. Zdolny obrońca jest wyróżniającym się stoperem Bundesligi, z racji wieku (22 lata) ma jeszcze przed sobą pewnie minimum dekadę gry na solidnym poziomie, ale gdyby Bayern go kupił, mógłby natrafić na podobny problem, co z Upamecano. Czyli zainwestowałby pieniądze w kogoś, kto dopiero może być liderem defensywy i graczem światowego formatu. A nie tutaj leżą priorytety klubu z Monachium. Poza tym, na sprowadzenie Schlotterbecka naciska Borussia Dortmund.
***
Z Bayernem łączony jest też Matthijs de Ligt, ale szanse na ten transfer są bliskie zeru, bo nie dość, że Holendrowi trzeba sporo zapłacić, to jeszcze kosztowałby kilkadziesiąt milionów euro. Monachijczykom taka transakcja w ogóle się zatem nie kalkuluje. Co więc zrobią? Niewykluczone, że ostatecznie uda się dogadać z Christensenem lub Ruedigerem, choć obaj wzbudzają duże zainteresowanie innych klubów. Kto wie, czy Ginter nie stanowi dla “Die Roten” wariantu rezerwowego. Reasumując - mistrzowie Niemiec nie chcieli płacić ponad 10 mln euro pensji Niklasowi Suelemu, ale możliwe, że będą musieli wydać podobne lub większe pieniądze na kogoś, kto wcale nie zagwarantuje wyższego poziomu gry w obronie od odchodzącego piłkarza. A to byłaby mimo wszystko porażka pionu sportowego największego niemieckiego klubu.
Na multirelację ze środowych meczów Ligi Mistrzów, w tym starcia Bayernu ze Salzburgiem, zapraszamy dziś od 20:00.

Przeczytaj również