Spektakularny zjazd giganta. Najsłabszy mistrz od wielu lat. "Wielopoziomowa klęska"
Od dawna mistrz Włoch nie spisywał się tak karykaturalnie, jak obecne Napoli. Po niezwykle spektakularnym sezonie i historycznym sukcesie, Aurelio De Laurentiis stał się niszczycielem marzeń i nadziei.
Napoli w obecnym sezonie może być przestrogą dla wielu kierujących klubami piłkarskimi. To przykład tego, jak złe zarządzanie sukcesem i poczucie nieomylności potrafi doprowadzić do spadku z wysokiego konia i wielopoziomowej klęski. Dziś z mistrzowskiej drużyny, która jeszcze nie tak dawno zachwycała całą Europę, pozostały zgliszcza.
Najgorszy mistrz
W czołowych ligach europejskich rzadko dochodzi do tak wyraźnego regresu formy mistrza kraju. Broniące Scudetto Napoli zdobyło w tym sezonie zaledwie 49 punktów w 32 kolejkach. Chcąc zobaczyć podobny przypadek na Półwyspie Apenińskim, należy cofnąć się do sezonu 1998/99, wówczas Juventus miał na koncie punkt mniej (wtedy fatalnym transferem okazał się młodziutki Thierry Henry). We wszystkich pozostałych latach mistrzowie, nawet jeśli łapali dołek formy, to daleko im było do tego, co dziś prezentuje Napoli. To wielowymiarowa porażka, która mocno obnaża jakość decyzji podejmowanych przez prezydenta klubu Aurelio De Laurentiisa.
Nawet w skali samego Napoli mamy do czynienia z historycznie kompromitującym sezonem. Kibice “Partenopeich” w największych koszmarach nie mogli wyobrażać sobie tak fatalnych wyników. Zespół zdobył najmniej punktów od sezonu 2011/12. To czwarty najgorszy wynik po powrocie do Serie A w 2007 roku. W tych okolicznościach warto przypomnieć, że Napoli nie było zwykłym i przypadkowym mistrzem. Mimo gorszej końcówki sezonu, podopieczni Luciano Spallettiego zdobyli tytuł ze średnią 2,36 punktów na mecz, co dało im ósme miejsce spośród wszystkich zdobywców Scudetto w ostatnich 30 latach.
Bezlitosne statystyki
Wśród głównych problemów Napoli w bieżącym sezonie znajdziemy przede wszystkim kłopot ze skutecznością oraz popełnianie rażących błędów w obronie. “Azzurri” przez lata uchodzili za drużynę opierającą się głównie na widowiskowej piłce. Teraz zdobywają średnio 1,56 bramki na mecz, to najgorszy wynik od czternastu lat. W obronie sytuacja nie wygląda lepiej, średnia 1,25 traconych bramek jest czwarta najgorsza od powrotu do włoskiej elity.
Sytuacja nie uległa poprawie po dwóch zmianach na ławce trenerskiej. Fatalnie w zestawieniu wyników wypada Walter Mazzarri. Za czasów jego kadencji zespół punktował ze średnią 1,24 i zdobywał strzelał zaledwie 0,94 gola na mecz. To właśnie z Mazzarrim kojarzy się najgorszy czas w klubie podczas tego sezonu. Napoli zostało wtedy pokonane przez Frosinone 0:4 w Pucharze Włoch i zdeklasowane również w meczach z Torino, Romą czy Interem.
Miało się to zmienić po przyjściu Francesco Calzony i w ofensywie rzeczywiście zespół wygląda teraz lepiej, ale traci jeszcze więcej bramek niż z Mazzarrim. Dziś wiadomo, że obecny sezon jest nie do uratowania, a cel, jakim był awans do przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów, nie zostanie zrealizowany. 32 kolejki, 49 punktów, ósme miejsce w tabeli i iluzoryczne szanse, by wskoczyć na czwartą, a nawet piątą pozycję.
Wielopoziomowa klęska
Przyczyn tak radykalnego regresu należy szukać w decyzjach Aurelio De Laurentiisa i to zarówno tych podejmowanych latem, jak i w późniejszych etapach sezonu. Za jeden z najważniejszych zarzutów uważa się zaniedbanie sytuacji kadrowej. Świadczy o tym brak sprowadzenia następcy Kima Min-jae, a także jakościowych zmienników dla piłkarzy o fundamentalnym znaczeniu dla konstruowania akcji, jak Chwicza Kwaracchelia, Giovanni Di Lorenzo czy przede wszystkim Stanislav Lobotka.
Absurdalne były też ruchy na ławce trenerskiej. Od początku De Laurentiis dawał do zrozumienia, że nie zdecyduje się na wykup trenera z innego klubu, co zamknęło mu drzwi do sprowadzenia wielu sensownych opcji (np. Vincenzo Italiano). Postawiono na Rudiego Garcię, który szczyt formy miał za sobą. Przyjście Francuza wywołało szok, ponieważ latem posada trenera Napoli uchodziła za prestiżową, media spekulowały nawet na temat przyjścia Luisa Enrique. Garcia okazał się za mało charyzmatycznym trenerem, aby pobudzić zespół do walki o najwyższe cele. Kiedy został zwolniony po 12. kolejce, Napoli miało jeszcze miejsce w TOP4, rozczarowanie było jednak ogromne. Po zdobyciu mistrzostwa kibice spodziewali się rozwoju i zachowania pewnej ciągłości, a z Garcią zespół ewidentnie źle rokował. De Laurentiis szybko stracił cierpliwość i zakończył z nim współpracę.
Wydawało się, że kolejnym opiekunem Napoli zostanie słynący z twardej ręki Igor Tudor. Chorwat wcześniej wykonał dobrą pracę w Marsylii i Weronie. Wydawał się niezłym kandydatem. Nie dogadał się jednak z De Laurentiisem w kwestii długości kontraktu. Sensacyjnie zespół przejął zatem Walter Mazzarri, a decyzja właściciela została przyjęta we Włoszech ze zdumieniem porównywalnym do sytuacji w Polsce, kiedy Lech Poznań zatrudniał Mariusza Rumaka. Zadaniem Mazzarriego, pracującego w Neapolu w latach 2009-2013, było odbudowanie ducha drużyny. Kluczowa miała okazać się znajomość klubu, miasta, jego mentalności i szeroko rozumiany sentyment do “swojego człowieka”. Tyle że De Laurentiis powierzył drużynę szkoleniowcowi, który w ostatnich latach miał problem, aby znaleźć się na karuzeli trenerskiej, a podczas poprzedniej pracy. w Cagliari, istotnie przyczynił się do spadku Sardyńczyków do Serie B. Wzięcie Mazzarriego okazało się spektakularną katastrofą. W erze De Laurentiisa (od 2004 roku) tylko Roberto Donadoni punktował gorzej.
W schyłkowym okresie pracy Mazzarriego właściciel zdecydował się na zwolnienie trenera tymczasowego i zastąpienie go kolejnym szkoleniowcem, który najprawdopodobniej będzie pracował w klubie tylko do końca sezonu. Został nim Francesco Calzona, z powodzeniem prowadzący reprezentację Słowacji, wcześniej asystent Maurizio Sarriego i Luciano Spallettiego. Wraz z Calzoną wrócił do klubu trener od przygotowania fizycznego Francesco Sinatti, który także pracował w sztabie Spallettiego.
W rozmowach z osobami będącymi bliżej klubu ustaliłem, że Calzona dostrzegł ogromne problemy fizyczne drużyny i każdy piłkarz otrzymał indywidualny plan przygotowania fizycznego. Ale od przyjścia Garcii i wymiany sztabu szkoleniowego zaniedbania okazały się tak wielkie, że odbudowa może okazać się długotrwałym procesem.
Po przyjściu Calzony wyniki nie uległy wyraźnej poprawie. Co prawda w grze zespołu widać więcej polotu, “Azzurri” strzelają średnio 0,96 bramki na mecz więcej niż z Mazzarrim, ale większe problemy ma obrona. Zespół powrócił do ustawienia z wysoko ustawioną defensywą i cierpi z powodu braku lidera formacji, jakim był Kim Min-jae. Koszmarnie wygląda Amir Rrahmani, a na ławce brakuje sensownych alternatyw. Po przyjściu nowego szkoleniowca widać światełko w tunelu, to jednak za mało, aby uratować sezon.
Wszystkie wymienione wyżej decyzje De Laurentiisa wydają się tym bardziej absurdalne, że Napoli jako jeden z nielicznych klubów we Włoszech nie posiada zadłużenia, ma nadwyżkę finansową i może pozwolić sobie na więcej. Właściciel perfekcyjnie zmarnował gigantyczny potencjał i ewidentnie nie poradził sobie z sukcesem.
Nasyceni
Inną przyczyną klęski Napoli jest postawa piłkarzy. Można zrozumieć złe przygotowanie fizyczne i taktyczne, ale nie brak zaangażowania i gry bez żadnego polotu ze znacznie niżej notowanymi rywalami. W sytuacjach pozaboiskowych można dostrzec, że Victor Osimhen jest już zmęczony grą w Napoli, a zawodnicy tacy jak Giovanni Di Lorenzo, Piotr Zieliński, Stanislav Lobotka, Mario Rui czy Andre Zambo Anguissa grają zdecydowanie poniżej swojego potencjału i trudno racjonalnie wytłumaczyć tak wyraźną obniżkę ich formy. Zarządzanie sukcesem to trudne wyzwaniem, a piłkarze po wygranym mistrzostwie mogli poczuć się spełnieni i nasyceni. Ten problem dotyka wielu drużyn i można go zniwelować wyłącznie dopływem świeżej krwi i większą rywalizacją na pozycjach, De Laurentiis jednak jej nie dostarczył. Efekt postawy piłkarzy widać w zachowaniu kibiców, coraz częściej mówiących o tym, że w klubie powinni grać wyłącznie ci zawodnicy, którzy są w stanie oddać całe swoje serce za błękitną koszulkę. Klasyka gatunku.
Poniżej możliwości
Tak fatalne wyniki Napoli są pewnym paradoksem, ponieważ mistrzowie Włoch całkiem przyzwoicie radzą sobie w wielu szczegółowych statystykach. Oddają najwięcej strzałów celnych w lidze (średnio 5,6 na mecz), a w stworzonych sytuacjach bramkowych są gorsi tylko od Interu. W teorii rywale w spotkaniach z nimi nie mają zbyt wielu okazji. Neapolitańczycy dopuszczają ich tylko do 10,34 strzałów na mecz, co jest czwartym najlepszym wynikiem w Serie A. Co więcej, według współczynnika goli oczekiwanych powinni strzelić 53,7 gola, co daje drugi najlepszy rezultat w całej stawce. Ta sama statystyka mówi też, że powinni stracić 6,6 bramki mniej niż w realnej tabeli. Według punktów oczekiwanych Napoli zajmuje czwarte w lidze, co można uznać za przyzwoity wynik.
Tabela punktów oczekiwanych Serie A (źródło: Understat)
Skąd zatem ta dysproporcja w realnych wynikach i dlaczego jest tak źle? Po pierwsze, wspomniane już rażące błędy indywidualne w obronie. Rywale nie muszą kreować wielu szans i dochodzić do wybornych sytuacji strzeleckich, aby zdobyć bramkę, co było widać chociażby w ostatnim spotkaniu z Frosinone, kiedy kuriozalny błąd popełnił Alex Meret. W takich sytuacjach szczególnie widać brak lidera obrony i zaniedbania na rynku transferowym. W wielu meczach Napoli wizualnie wygląda przyzwoicie, nie potrafi jednak przełożyć tego na konkrety. Pod bramką rywala jest sporo nieskuteczności, co pokazują liczne sytuacje zmarnowane przez Chwiczę Kwaracchelię. Drużyna ma wyraźny problem mentalny i nawet kiedy w danym meczu wygląda dobrze, to i tak traci punkty.
Co dalej?
Dla Napoli celem minimum jest awans do europejskich pucharów. O to łatwo jednak nie będzie. Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że sytuacja finansowa klubu pozwala na rozegranie tak słabego sezonu. Brak realizacji celów nie powinien przełożyć się na problemy finansowe. Mówi się o tym, że sprzedaż Osimhena pozwoli latem przeznaczyć 100 milionów euro na transfery. Pieniędzy i potrzeb kadrowych jest pod Wezuwiuszem naprawdę sporo. Czy kibice mogą być spokojni? Niekoniecznie. Napoli wielokrotnie pokazywało, że posiada gen autodestrukcji i żadna decyzja podjęta latem nie sprawi, że zaufanie zostanie odzyskane. Tracąc tak świetnego dyrektora sportowego jak Cristiano Giuntoli i mając tak nieprzewidywalnego właściciela, trudno mówić o pewności rychłego zażegnania kryzysu.