Spektakularna klapa faworyta. Selekcjonera wszyscy mają dość. "Tak źle nie było od lat"
Tak źle w kadrze USA nie było od lat. Miał być najważniejszy sprawdzian przed mundialem na własnej ziemi, zakończyło się spektakularną klapą w fazie grupowej Copa America. Sfrustrowani kibice żądają głowy selekcjonera, piłkarskie legendy wzajemnie się obrzucają się błotem w social mediach, spora krytyka spadła też na piłkarzy, ale Gregg Berhalter wciąż pozostaje na stanowisku trenera… Co poszło nie tak? I co dalej?
Organizacja tegorocznego turnieju Copa America była dla Stanów Zjednoczonych idealnym sprawdzianem przed Mistrzostwami Świata 2026. Nie tylko pod względem organizacyjnym, co i tak uwypukliło pewne niedociągnięcia, ale przede wszystkim sportowym. Ten drugi test Amerykanie oblali w sposób spektakularny. Nawet ci, którzy oglądali tę kadrę od dłuższego czasu i widzieli błędy popełniane przez selekcjonera oraz piłkarzy, nie spodziewali się takiej klęski. Tymczasem po raz pierwszy od 1987 roku gospodarz Copa America zakończył swój udział w turnieju po fazie grupowej.
Nic więc dziwnego, że nastroje wokół USMNT (U.S. Men's National Soccer Team) są fatalne. Część fanów ma flashbacki z 2017 roku i porażki z Trynidadem i Tobago, która zakończyła marzenia Amerykanów o grze na Mistrzostwach Świata 2018. I choć medialna burza wokół zespołu była wówczas ogromna, to nie można jej porównać z tym, co dzieje się teraz. Wówczas obrywało się każdemu, dzisiaj uwaga skupia się głównie na selekcjonerze. Głowy Gregga Berhaltera żądają wszyscy: od tych najbardziej zagorzałych kibiców, którzy postulowali za tym od dłuższego czasu, przez ugrupowania kibicowskie, byłych piłkarzy, ekspertów i kończąc na fanach, którzy jeszcze nie tak dawno nie byli pewni, kto tak naprawdę trenuje reprezentację. Jak doszło do tego, że złote pokolenie amerykańskiej piłki nożnej na dwa lata przed najważniejszym turniejem ich życia znajduje się na największym zakręcie w reprezentacyjnej karierze?
Po pierwsze… Gregg Berhalter
Już samo zatrudnienie Gregga Berhaltera w 2018 roku budziło wiele wątpliwości. Ponad 400 dni reprezentacja była prowadzona przez trenera tymczasowego. Wydawać by się mogło, że w tym czasie federacja zatrudni szkoleniowca, który rzeczywiście będzie miał na nią plan. Nic bardziej mylnego. Kandydaci nie zostali potraktowani w taki sam sposób, a pracę dostał człowiek, którego brat (Jay Berhalter) ostał się USSF pomimo czystek w całej organizacji. Pomijając już ten fakt, Gregg dostał mnóstwo czasu i złote pokolenie, które miał wprowadzić na szczyt. Eliminacje do MŚ 2022 budziły pewne wątpliwości, a każdy kolejny mecz i personalne decyzje trenera powodowały coraz więcej pytań. Zamieszanie w trakcie mundialu w Katarze i konflikt z Gio Reyną zaowocował szantażem ze strony rodziców zawodnika, wieloletnich przyjaciół Gregga. Efektem był brak przedłużenia kontraktu trenera i śledztwo USSF w tej sprawie. Więcej pisaliśmy o tym TUTAJ.
Kadrę USA już wtedy dotknął kryzys wizerunkowy. Jednak pomimo roszad na stanowisku trenera tymczasowego, sportowo mogło być naprawdę gorzej. Eksperci liczyli na nowe rozdanie i raczej nikt się nie spodziewał, że po kilku miesiącach okaże się, iż “najlepszym” kandydatem jest… oczyszczony z zarzutów Gregg Berhalter. Jeszcze większym zaskoczeniem był fakt, że zespół Stanów Zjednoczonych podczas Złotego Pucharu CONCACAF poprowadził B.J. Callaghan, choć już przed turniejem było wiadomo, że do drużyny wraca Berhalter, a BJ za chwilę będzie jego asystentem. Brzmi to absurdalnie, ale to nie fikcja, a rzeczywistość, w której od dłuższego czasu żyją fani USMNT.
Po “powrocie” Berhaltera na stanowisko szkoleniowca reprezentacji USA w zasadzie niewiele się zmieniło. Owszem, na plus zdecydowanie trzeba zaliczyć rozwiązanie konfliktu z Gio Reyną i próbę zmiany ustawienia, które w końcu pozwalało temu zawodnikowi grać na swojej nominalnej pozycji ofensywnego pomocnika. Pod względem sportowym można było mieć jednak sporo zastrzeżeń. Sam półfinał Ligi Narodów, w którym Amerykanie uniknęli kompromitacji tylko dzięki samobójczej bramce Jamajki w doliczonym czasie gry i uratowali się w dogrywce, dawał wiele do myślenia. Podobnie wyglądało to w towarzyskich meczach przed Copa America, gdzie wysoką porażkę z Kolumbią (1:5) przykrył remis z Brazylią (1:1). Znowu większość kibiców mogła się łudzić, że na turnieju Amerykanie już na pewno “odpalą” i pokażą pełnię swoich możliwości. Nie ma co się oszukiwać, wnikliwi obserwatorzy spodziewali się problemów. Trzeba jednak przyznać, że na pewno nie takich, jak brak wyjścia z przeciętnej grupy przed własną publicznością…
Sportowa klęska
Fakty są natomiast takie, że Amerykanie powinni zapewnić sobie wyjście z grupy na Copa America po pierwszych dwóch meczach. I choć starcie z Boliwią zakończyło się wygraną po dwóch pięknych bramkach Christiana Pulisica i Folarina Baloguna, to kolejny raz jak na dłoni było widać największe bolączki USMNT: problemy z przyspieszeniem akcji i jeszcze większe kłopoty w finałowej tercji z ich wykończeniem. Od samego początku było wiadomo, że bilans bramkowy w tym spotkaniu będzie kluczowy w kontekście wyjścia z grupy z jak najlepszego miejsca. Ale zespół Berhaltera nie potrafił potwierdzić swojej dominacji nad bardzo słabym rywalem.
Największą kompromitacją była jednak rywalizacja z Panamą. Wnikliwi obserwatorzy futbolu w strefie CONCACAF zdawali sobie też sprawę, jak duży postęp poczyniła ta reprezentacja pod wodzą Thomasa Christiansena. Nie można jednak zapominać, że na turniej przyjechała znacząco osłabiona kontuzjami kluczowych zawodników. Nawet po beznadziejnie głupiej i bezsensownej czerwonej kartce Tima Weaha, Amerykanie powinni wygrać, a przynajmniej zremisować ten mecz dzięki większemu doświadczeniu, jakości piłkarskiej i odpowiednim decyzjom na ławce trenerskiej. Znajdą się też głosy, że sędziowanie zarówno w meczu z Panamą (pomijając czerwoną kartkę Weaha), jak i Urugwajem pozostawiało wiele do życzenia.
I choć jest to prawda, a błędy arbitrów można wypisać na długiej liście, to wciąż nie usprawiedliwia tak słabego występu kadry USA i jeszcze gorszego zarządzania zespołem. W efekcie reprezentacja Stanów Zjednoczonych przegrała kluczowy mecz z Panamą, a na dopełnienie katastrofy uległa w konfrontacji z Urugwajem. Nic dziwnego, że w trakcie i po tym meczu czara goryczy się przelała, a fani domagali się natychmiastowego zwolnienia Berhaltera.
Przez długi czas część mainstreamowych ekspertów go broniła, argumentując to dobrymi wynikami w strefie CONCACAF, a w szczególności dominacją w konfrontacjach z Meksykiem. I owszem, po latach kompromitacji na tle lokalnych rywali, Amerykanie od 2019 roku nie przegrali ani jednego meczu z “El Tri”, wygrywając z nimi kolejne finały. Ciekawe jest natomiast, że te same osoby nie zauważyły innej zależności: wyłączając wspomniany Meksyk, w trakcie swojej kadencji Berhalter wygrał zaledwie jeden mecz z przeciwnikiem z TOP20 rankingu FIFA. Jeszcze gorzej wygląda to, jeżeli spojrzymy na bardziej dokładne zestawienie, czyli Ranking Elo. W starciach z rywalami z TOP30, poza meczami z Meksykiem, reprezentacja Stanów Zjednoczonych pokonała zaledwie Iran (faza grupowa MŚ 2022) i Ekwador (mecz towarzyski 2019). To fatalny bilans, a po kompromitacji na Copa America już nikt nie wciela się w rolę obrońcy szkoleniowca.
Oczywiście, same wyniki na papierze to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Notoryczne podejmowanie złych decyzji przez Gregga Berhaltera widać gołym okiem, a brak rozwoju wśród bez wątpienia najbardziej utalentowanego pokolenia w historii amerykańskiej piłki jest bardzo bolesnym doświadczeniem dla kibiców USMNT. Po porażce z Urugwajem mówił zresztą o tym sam Clint Dempsey:
- Brakuje mi słów, to takie frustrujące. Masz drużynę, której kibicujesz i chcesz, żeby radziła sobie dobrze, ale jednocześnie gdzie zaszliśmy od 2022 roku? Kwalifikujesz się do mistrzostw świata, wychodzisz z grupy… i gdzie zrobiliśmy postęp? Nie zrobiliśmy (...). I to jest najbardziej frustrujące. To nasze złote pokolenie i wygląda na to, że je marnujemy. Zbliża się rok 2026, taka okazja już się nie powtórzy.
Kolesiostwo i mentalność przegranych
Jeżeli jednak przyjrzymy się bliżej kadrze, nie można się dziwić, że wyniki były i są przeciętne, a nawet słabe. Nie chodzi nawet o same sportowe decyzje. Jak już ustaliliśmy, te pozostawiają wiele do życzenia i stawiają Gregga Berhaltera w bardzo słabym świetle. Równie źle wyglądają jego relacje z zawodnikami. I nie mamy tutaj na myśli konfliktów, a swego rodzaju klapki na oczach graczy, którzy poczuli się zbyt komfortowo w obecnym układzie. Jasne jest, że bardzo duży udział w przywróceniu 50-latka na stanowisko selekcjonera USMNT mieli kluczowi piłkarze tej kadry. Christian Pulisic, Tyler Adams, Weston McKennie i wielu innych zawodników stanowiących trzon tego zespołu, optowało za jego powrotem. Jego relacje z graczami z miesiąca na miesiąc stawały się jeszcze bardziej koleżeńskie, a granica pomiędzy menedżerem drużyny a kolegą czy nawet przyjacielem coraz bardziej się zacierała. Nie ma jednak wątpliwości, że cała ta sytuacja spowodowała, że piłkarze bezgranicznie bronili trenera w mediach, choć jednocześnie gołym okiem było widać brak rozwoju nie tylko poszczególnych graczy, ale także całej drużyny.
Temat ten podniosła zresztą Carli Lloyd, która z żeńską reprezentacją Stanów Zjednoczonych zdobywała nie tylko złote medale na igrzyskach olimpijskich, ale także na mistrzostwach świata:
- Wygrywaliśmy mistrzostwa i nienawidziliśmy naszych trenerów. Nie mówię, że musisz nienawidzić swojego trenera, ale zastanawiam się, czy [gracze reprezentacji USA, przyp. red.] nie czują się zbyt komfortowo w szatni.
Do momentami absurdalnych wypowiedzi Gregga Berhaltera można się było przyzwyczaić. W końcu po złym wyniku zawsze można znaleźć wytłumaczenie, a ostatecznie to nie on decyduje o tym, czy zostanie na stanowisku szkoleniowca Stanów Zjednoczonych, co niejednokrotnie w swoich wypowiedziach podkreślał. Martwić powinno jednak podejście piłkarzy, którzy po historycznej kompromitacji wychodzą do mediów i mówią:
- Nie widzę problemu w kierunku, w którym zmierzamy. Kiedy pokazujesz taką walkę na boisku w każdym meczu, w którym bierzemy udział w tym turnieju, to świadczy o tym, jak menedżer nas przygotowuje.
Problem jednak jest i to większy, niż można się było spodziewać. Nie tylko w przytoczonej wyżej wypowiedzi bramkarza kadry, Matta Turnera.
Obrazkiem tego turnieju pozostanie moment, w którym Gregg Berhalter przekazywał swoim zawodnikom wynik z meczu Boliwii z Panamą, a chwilę później Amerykanie stracili gola i Panama wróciła na prowadzenie. Warto dodać, że ten sam człowiek jeszcze kilkanaście godzin wcześniej publicznie mówił, że jego drużyna nie skupia się na drugim spotkaniu, tylko na rywalizacji z Urugwajem. Z obietnic nic nie wyniknęło, a kadra USA zaliczyła brutalne zderzenie z rzeczywistością.
Medialna burza
Sama porażka z Panamą wywołała medialną burzę, ale apogeum nastąpiło po przegranej z Urugwajem i oficjalnym pożegnaniu z Copa America po fazie grupowej. I choć zawodnikom też się oberwało, to najmocniejsze działa wytoczono przeciwko Berhalterowi. Byli piłkarze, dziennikarze i eksperci nie pozostawili na nim suchej nitki, a do protestów dołączyły się oficjalne ugrupowania kibicowskie USMNT, jak American Outlaws czy Barra 76, które w swoich oświadczeniach żądają głowy selekcjonera.
Nie należy się natomiast spodziewać, że Gregg Berhalter sam z siebie opuści tak wygodne stanowisko. Sam zresztą na konferencji prasowej po meczu z Urugwajem odpowiedział, że jest odpowiednią osobą do poprowadzenia kadry USA na Mistrzostwach Świata 2026. Aktualnie piłka leży po stronie federacji, która… milczy. Według informacji dziennikarzy FOX Sports oficjalne decyzje mają zostać podjęte w nadchodzącym tygodniu. Nikt nie wyobraża sobie, że 50-latek będzie dalej trenował reprezentację Stanów Zjednoczonych, ale przecież podobna sytuacja miała już miejsce po ostatnim mundialu i koniec końców to właśnie on wrócił do pracy w roli selekcjonera.
Co dalej?
Jeżeli reprezentacja USA myśli poważnie o odniesieniu sukcesu na mundialu przed własną publicznością, zwolnienie Gregga Berhaltera powinno mieć miejsce w zasadzie natychmiast po meczu z Urugwajem. To oczywiście się nie wydarzyło, chociaż Ekwador wyrzucił trenera tuż po tym, jak jego drużyna w ćwierćfinale Copa America doprowadziła do serii rzutów karnych z aktualnymi mistrzami świata.
Trudno też znaleźć jednoznaczną odpowiedź na pytanie: co dalej? Najbardziej sensownym postulatem jest zwolnienie nie tylko selekcjonera, ale także dyrektora sportowego kadry, Matta Crockera, którego dołączenie do USMNT uprzedziło owiany już sławą powrót Berhaltera. Reszta opinii wywołuje sporo dyskusji, w tym publicznych kłótni i przepychanek w social mediach pomiędzy byłymi reprezentantami kraju, ale często nie ma poparcia w rzeczywistości.
Oczywiście życzeniowo można myśleć o zatrudnieniu takich szkoleniowców jak Juergen Klopp, Thomas Tuchel, Zinedine Zidane, Mauricio Pochettino czy Joachim Loew. Szczególnie duże poruszenie wywołuje w mediach w USA nazwisko pierwszego z nich. Tim Howard zresztą publicznie namawiał do zaoferowania posady byłemu trenerowi Liverpoolu. Niewątpliwie byłoby to duże wydarzenie, jednak biorąc pod uwagę dotychczasowe podejście federacji, bardziej prawdopodobne wydają się kandydatury Pellegrino Matarazzo, Herve'a Renarda, Marcelo Gallardo czy dobrze radzącego sobie w MLS Wilfrieda Nancy'ego.
Największym wyrzutem sumienia USSF może być jednak Jesse Marsch, który z reprezentacją Kanady właśnie zameldował się w półfinale Copa America. Sensacyjne wyniki ekipy z Kraju Klonowego Liścia są o tyle imponujące, że przecież tamtejsza federacja piłkarska znajduje się na skraju bankructwa. Marsch brał udział w rozmowach kwalifikacyjnych w USA po ostatnim zamieszaniu po mundialu w Katarze i jak powiedział w maju w rozmowie z CBS Sports:
- Nie mam zamiaru się w to zagłębiać, ale w trakcie procesu [rekrutacyjnego, przyp. red.] nie zostałem potraktowany zbyt dobrze.
Niektórzy cały czas wierzą, że ostatecznie 50-latek poprowadzi kadrę USA, szczególnie, że nawet po fazie grupowej turnieju wypowiadał się nie tylko o kadrze Kanady, ale chociażby o występie USMNT. Nie wydaje się to jednak realistyczną opcją.
Kogo tak naprawdę powinni szukać Amerykanie? Zdania są podzielone, ale dużo tak naprawdę zależy od oficjalnego komunikatu federacji, która aktualnie nabrała wody w usta. Jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi, nie jest powiedziane, że Gregg Berhalter na pewno straci pracę. Jeżeli jednak USSF zdecyduje się zmiany, można spodziewać się dwóch ścieżek. Pierwszą z nich jest poszukanie szkoleniowca, który miał styczność z systemem amerykańskim i wtedy można spodziewać się nazwisk trenerów związanych z MLS lub będących w przeszłości/teraźniejszości w strukturach młodzieżowych zespołów USA. Po ostatnich doświadczeniach nie wydaje się to jednak optymalną ścieżką rozwoju i wszyscy związani z USMNT nawołują do podjęcia próby zatrudnienia szkoleniowca z doświadczeniem w pracy reprezentacyjnej lub dużym nazwiskiem związanym z piłką klubową w Europie.
Presja przed zbliżającym się mundialem przed własną publicznością cały czas rośnie i nikt nie chce pozwolić sobie na zmarnowanie potencjału tak utalentowanego pokolenia. I choć echa katastrofalnego występu na Copa America powoli milkną, to naciski wywierane przez media i ekspertów nie zmalały, a USSF musi w końcu podjąć konkretne decyzje.