Słowa reprezentantów bolą bardziej niż klęska ze Szkocją. Przekaz szokuje, niepokojący obraz [KOMENTARZ]

Słowa reprezentantów bolą bardziej niż klęska ze Szkocją. Przekaz szokuje, niepokojący obraz [KOMENTARZ]
własne
Mateusz - Hawrot
Mateusz Hawrot19 Nov · 06:50
Porażka ze Szkocją boli jeszcze bardziej, gdy skupimy się na tym, jaki przekaz płynie z wewnątrz reprezentacji Polski. Słowa wielu kadrowiczów po ostatnim gwizdku były wręcz szokujące. Aż chce się zacytować T.Love - “jest super, jest super, więc o co ci chodzi?”.
Spadek z Dywizji A Ligi Narodów po gongu last minute od niemrawej Szkocji to idealne podsumowanie obecnej twarzy reprezentacji Polski. Reprezentacji momentów, które w ogólnym rozrachunku idą w kosza. Momentami meczów się nie wygrywa. Zwykle nie. Częściej remisuje, choć i to zadanie przerosło biało-czerwonych w poniedziałkowy wieczór. Ten absurdalny chwilami mecz zakończył się tak, jak wielu mogło przewidywać, gdy po strzelonym golu Polacy się cofnęli i liczyli, że dowiozą remis. Nie dowieźli.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nikt płakać nie będzie

Można powiedzieć, że w porównaniu z poprzednimi spotkaniami nie ujrzeliśmy u Polaków niczego nowego. To znów był koszmarnie niepoukładany zespół, gdy trzeba czegokolwiek bronić. Szkoci wielokrotnie wjeżdżali w pole karne jak chcieli, korzystali ze złego ustawienia, nieporozumień i biało-czerwonych dziur. Zwycięstwo wyrwali w doliczonym czasie gry, ale nie wolno zapomnieć, że do przerwy spokojnie mogli mieć na koncie z trzy bramki. Finalnie strzelili gola “z niczego”, aczkolwiek, po pierwsze, przynajmniej spróbowali tę wygraną wyszarpać. Po drugie zaś, absolutnie nie był to mecz, w którym jeden zespół non stop naciera, a drugi ładuje bramkę znikąd i fartownie zgarnia komplet punktów. Tak jak i w Glasgow we wrześniu, tak i tutaj zmierzyły się dwie przeciętne w skali Europy drużyny, z nieuporządkowaną organizacją gry w obronie. Po prostu cholernie słabe w tyłach. Wtedy wygrała jedna, teraz druga. Po równo. Ale żaden to powód do dumy.
Niczym nowym po stronie reprezentacji Polski nie były też fragmenty obiecującej gry. Widoczne też w poprzednich meczach z Chorwacją i Portugalią. Gospodarze potrafili zdominować przeciwnika, rzucić efektowne piłki, zagrać kilka pozytywnych, składnych akcji, tyle że szwankowało wykończenie. Pewnie gdyby to Robert Lewandowski miał na nodze sytuacje Karola Świderskiego, udałoby się wyrównać wynik już do przerwy. Niemniej, przy tylu okazjach trzeba sobie pluć w brodę, że weteran Craig Gordon skapitulował dopiero po petardzie Kamila Piątkowskiego. Nie da się zrozumieć, dlaczego po golu na 1:1 Polacy obniżyli tempo i jakość gry. Zamiast dobić słabszego w drugiej połowie rywala, niebezpiecznie kołysali tą łajbą do samej końcówki. I się doigrali, wypadając za burtę.
Nikt po Polsce w Dywizji A płakać nie będzie. To jasne. Zastanówmy się natomiast, co wiemy o tej kadrze po trzech miesiącach rywalizacji w Lidze Narodów. Miała ona służyć jako miejsce budowy zespołu pod eliminacje mistrzostw świata. Ale czy tu cokolwiek zostało zbudowane? Ilu pewniaków do składu ma Michał Probierz? Pięciu? Sześciu? Kto zrobił progres względem EURO? Kogo ta Liga Narodów zbudowała (na siłę: Kamila Piątkowskiego, może Jakuba Kamińskiego? Znów możemy odwołać się do MOMENTÓW - one są, ale giną przy dramatycznej defensywie i dziwnych wyborach selekcjonera. Jeden wielki chaos, w którym piłkarze i trener postanowili gasić pożar benzyną.

Jest super, jest super!

Oto bowiem ze środka drużyny płynie przekaz: idziemy w dobrym kierunku. Rzucił to Michał Probierz na konferencji prasowej, powtórzył, nawet dwukrotnie, kapitan Piotr Zieliński w mixed zone.
Wybaczcie, panowie, raczej tym nikogo nie uspokoiliście. To wręcz szokujące, jak pozytywny obraz tego, co się dzieje, chcą namalować trener i zawodnicy. A jeszcze gorzej, jeśli w to wierzą. Ten “dobry kierunek” to spadek z dywizji A Ligi Narodów i 16 straconych goli? Klęska ze Szkocją, gdy rywal był “na tacy”? Ludzie, dajcie spokój. Jasne, w wypowiedziach wszystkich reprezentantów przewijają się słowa o konieczności poprawy gry w obronie, ale dominuje bajkopisarstwo. A tu Jakub Kiwior rzucił, że ogólnie “wyglądaliśmy bardzo dobrze na tle topowych reprezentacji”, wyłączając drugą połowę z Portugalią. A tam Jakub Moder był zadowolony ze swojej gry przeciwko Szkocji. Zieliński pokusił się z kolei o prognozę, że gdyby Polacy lepiej strzelali, mogli zdobyć sześć bramek i wygrać np. 6:2. No tak, a gdyby Szkocja miała odrobinę więcej szczęścia, to w pewnym momencie mogłaby prowadzić nawet 3:0. I co, będziemy się tak przerzucać na gdybanie i licytować, kto ile mógł wygrać? Spotkały się dwie ekipy bez poważnej obrony, jedna wygrała. W Glasgow było to samo, tyle że triumfowała druga strona.
Słuchając w mixed zone wypowiedzi kadrowiczów, miałem deja vu z zeszłego roku. Wtedy to Polska zremisowała z Czechami, w słabym stylu kończąc żenujące eliminacje do mistrzostw Europy. Trzeba przyznać: biało-czerwoni wyglądali w tamtym meczu gorzej niż w poniedziałek przeciwko Szkocji. Przekaz ze środka był z kolei podobny. Padały słowa o “dobrym spotkaniu”, “pozytywach”, a Robert Lewandowski wypalił, że “do pola karnego naprawdę dobrze to wyglądało”.
Dziś słyszymy (cytat z Kuby Modera): - Oczywiście, ten mecz zawaliliśmy trochę ostatnią akcją, na pewno w mediach będzie na nas nagonka, że w taki sposób spadliśmy z tej Dywizji A. Ten mecz z Portugalią trochę to przyćmił, ale myślę, że ogólnie jako drużyna dobrze się zaprezentowaliśmy, może nie w każdym meczu, ale wiele razy walczyliśmy jak równy z równym.
“Ogólnie jako drużyna dobrze się zaprezentowaliśmy”.
Nie. Ogólnie to wyszło najgorzej, jak się dało. I żadne MOMENTY tego nie zmienią (wszystkie wypowiedzi z mixed zone TUTAJ).

Planeta Probierza

Zastanawia mnie, czy piłkarze naprawdę widzą biało-czerwony świat przez różowe okulary, czy ślepo podążają za zadowolonym selekcjonerem. Ten bowiem, zdaje się, odleciał niestety na inną planetę. Z każdą kolejną konferencją, wywiadem, Michał Probierz sprawia wrażenie człowieka, który, po pierwsze, zawsze znajdzie wymówkę na każde niepowodzenie. Po drugie, co wiąże się z pierwszym, ewidentnie nie lubi publicznie przyznawać się do błędów. Po trzecie, nie kwapi się do odpowiadania na pytania. Po czwarte, opowiadając o reprezentacji sam sobie zaprzecza. Przykład: jednocześnie słyszymy o opieraniu kadry na zawodnikach grających regularnie w klubie, a później wyjściowy skład temu mówi zupełnie co innego.
Dorzućmy do tego inne absurdy z konferencji po Szkocji, bo była ona pełna “kwiatków”. Dwa kolejne przykłady:
  • Słaba gra w obronie? A bo mamy tam piłkarzy z rocznika 2002. Halo, panie trenerze, kończy się rok 2024, nie 2020.
  • Obsada “szóstki”? Nie mamy, szukamy. No świetnie, tylko że wypadałoby już ją znaleźć, bo Liga Narodów właśnie się zakończyła, a kolejne zgrupowanie to już start eliminacji. Tymczasem podstawowej “szóstki” nie ma, tak jak nie ma linii obrony. Może chociaż w bramce wreszcie pójdzie jasny komunikat, że od marca rządzi tam Skorupski.
Słuchając trenera, można połączyć kropki i zrozumieć, skąd takie a nie inne wypowiedzi piłkarzy. To składa się w niepokojącą całość. A Michała Probierza najwyraźniej dopadły już wszystkie objawy “selekcjonerozy”, o których piszemy wyżej. Nie można mu odmówić pomysłu na ten zespół, ale gdy miesiącami powtarzają się te same problemy, a progresu brak, to trzeba bić na biało-czerwony alarm. Nie łudzę się, że dojdzie teraz do jakiejkolwiek zmiany na stanowisku, uważam zresztą, że tzw. zmiana dla zmiany, kolejne wywrócenie stolika, realnie niewiele by dała. I jasne, że nadrzędnym celem są kwalifikacje do mundialu, ale na dziś niestety nie ma wielu przesłanek, by wierzyć w powodzenie w nich. Trenera Probierza broni coraz mniej, a on sam absolutnie sobie nie pomaga.
Jakiś plus? Dobrze, że teraz cztery miesiące przerwy od tej reprezentacji.
Odpoczynek zdecydowanie się przyda.
Z PGE Narodowego, Mateusz Hawrot

Przeczytaj również