Skierniewice zamiast Turcji. Sensacyjny beniaminek zaskakuje Ekstraklasę. "Jasno stawiamy sprawę"
Zgrupowania w Belek, Side, Antalai, Larze, L'Albir, Umag, a do tego Skierniewicach. Puszcza Niepołomice na mapie polskiego futbolu wyróżnia się niczym kultowa wioska Galów podczas rzymskiej okupacji i z taką samą zawziętością nie daje się podbić kolejnym drużynom. Co sprawia, że na zespole Tomasza Tułacza zęby połamała sobie nawet Legia Warszawa?
Od lat nie było w Ekstraklasie beniaminka równie zaskakującego, co Puszcza Niepołomice. Do baraży o awans weszła z piątej pozycji, a ostatecznie z hukiem wyrzuciła faworyzowaną Wisłę Kraków, a następnie Termalicę Bruk-Bet Nieciecza. Teraz "Żubry", chociaż nikt w to nie wierzył, dryfują nad strefą spadkową, a swoimi stałymi fragmentami sieją postrach w całej lidze. Wszystko dzięki rozsądnemu zarządzaniu i drużynie zbudowanej dookoła niekwestionowanej legendy.
Po co Turcja?
Belek stało się ukochaną destynacją dla większości klubów Ekstraklasy. Tłumny wyjazd do Turcji, niedługo przed startem drugiej rundy sezonu, stał się już swego rodzaju tradycją. Szkopuł w tym, że nie zawsze - żeby nie powiedzieć: przeważnie - wszystko idzie zgodnie z planem. Belek, chociaż tańsze niż bardziej pewne kierunki Europy, jest niesamowicie kapryśnym miejscem.
Pod względem warunków atmosferycznych trudno cokolwiek przewidzieć. Owszem, zdarzają się słoneczne dni, ale też regularnie leje i wieje. Przekonał się o tym choćby Lech Poznań, któremu gola w sparingu z LASK strzelili nie tyle rywale, co zrobiła to zalegająca na boisku woda. Piłka w pewnym momencie zatrzymała się na murawie, zmyliła zawodników "Kolejorza". Takich przypadków jest oczywiście więcej, toteż niezmiennie kwestionowana jest zasadność takich wyjazdów. Bo do czego one mają właściwie przygotować polskie kluby? Przecież gdyby takie urwanie chmury przeszło nad stadionem klubu Ekstraklasy, to mecz zostałby niechybnie odwołany. Z tych samych względów nie da się też przetestować rozwiązań taktycznych.
Do Belek nie trafiły rzecz jasna wszystkie zespoły z naszej ligi, ale i tak jest ich aż 10. Cztery kolejne - Korona, ŁKS, Widzew oraz Warta - wybrały Side, Antalyę albo Larę, gdzie pogoda bywa równie dobra, co scenariusze do najnowszych filmów Patryka Vegi. Na Turcję nie postawiły zatem tylko cztery drużyny Ekstraklasy. Piast Gliwice oraz Stal Mielec wyjechały do L'Albir w Hiszpanii, natomiast Śląsk Wrocław do Umag w Chorwacji. Bałkany w teorii bardziej przyjazne niż Belek, bo temperatura i warunki są stabilne, ale z drugiej strony trzeba walczyć z potencjalnie skorumpowanymi sędziami, o czym pisaliśmy TUTAJ.
Jedynym klubem, który postawił na zgrupowanie w kraju, jest Puszcza Niepołomice. I to nie w mitycznym Arłamowie, ale w Skierniewicach, gdzie zespół spędził trzy dni, zremisował bezbramkowo z lokalną Unią. Później beniaminek wrócił do siebie i w ciągu jednego dnia (sic!) ograł Odrę Opole (3:0) oraz Garbarnię Kraków (3:2). Przypomina to nieco trening, jaki zafundował sobie Rocky Balboa i ma też podobne oparcie w czynnikach finansowych.
- Możliwości są takie, jakie są. My do tych możliwości dobieramy środki, które stosujemy i przekładamy na przygotowanie zespołu. Takie są możliwości, my w tym funkcjonujemy od lat. Wyniki też pokazują, że to się udaje. Nie mam z tym żadnego problemu, jasno stawiamy sprawę - na to nas na dzisiaj stać. Jeżeli zrealizujemy cel, jakim jest utrzymanie, to na pewno poszukamy innych rozwiązań - mówi nam Tomasz Tułacz.
Legenda u sterów
Puszcza na tle Ekstraklasy wyróżnia się nie tylko podejściem do styczniowych przygotować, ale również, a właściwie przede wszystkim, osobą trenera. Tomasz Tułacz jest jedynym trenerem ze wszystkich zespołów beniaminków, który w tym sezonie zachował swoją posadę. Ruch Chorzów i ŁKS bez większego żalu pożegnały Jarosława Skrobacza oraz Kazimierza Moskala, czyli niekwestionowanych architektów sukcesu. Działacze wyszli na tym, rzecz oczywista, nie najlepiej - Moskal miał średnią 0,83 punktu na mecz, Piotr Stokowiec 0,38. Skrobacz wykręcił 0,57, zaś Jan Woś 0,83. Co więcej, Woś już się z posadą pożegnał, jego miejsce zajął Janusz Niedźwiedź.
W Puszczy zaś spokój, który ciągnie się nie od roku lub dwóch, ale od prawie dziewięciu lat. W sierpniu 2015 roku sprowadzono Tomasza Tułacza i to jego koncepcja jest sukcesywnie rozwijana. Szkoleniowiec przeszedł z zespołem drogę od II ligi do Ekstraklasy, nie było żadnego pójścia na skróty, lecz progres z zaskakującym skądinąd finałem w sezonie 2022/23, gdy to właśnie niepołomiczanie szturmem wzięli play-offy Fortuna 1 Ligi.
- Polscy trenerzy otrzymują zbyt mało czasu od przełożonych, zdecydowanie. Zaufanie polega nie tylko na tym, że się wspieramy, kiedy wszystko jest dobrze. Zaufanie jest szczególnie wtedy, gdy wyniki - a to o nie przede wszystkim chodzi - są nie takie, jakie sobie zaplanowaliśmy. Sam cieszę się, że mogę pracować w klubie, w którym tego kwestie są na najwyższym poziomie. Ciężko mi się wypowiadać za decyzje innych osób, ale do tej pory pracujemy na takim poziomie relacji, że naprawdę można mieć duże poczucie chęci współpracy. Relacje są czymś, o co warto dbać, co warto pielęgnować. To projekt grupy ludzkiej - podkreśla Tomasz Tułacz.
Wspieranie wieloletnich trenerów wydaje się rozsądnym pomysłem mniejszych zespołów, które osiągają duży sukces. Szkopuł w tym, że wśród polskich działaczy taka myśl nadal się nie zakorzeniła. Wśród wszystkich trenerów Ekstraklasy Tomasz Tułacz jest najdłużej pracującym z jednym zespołem, żadna niespodzianka. Drugi pod tym względem Dawid Szulczek z Warty Poznań ma staż ledwo przekraczający dwa lata, to samo tyczy się też Jacka Zielińskiego w Cracovii. Reszta szkoleniowców nie przekroczyła jeszcze granicy 24 miesięcy u sterów, drastyczne wywrócenie koncepcji nie rusza już właściwie nikogo. A chyba powinno być inaczej.
- Te dziewięć lat w Puszczy dało mi choćby poczucie rozwoju zespołu. Doświadczenie, które zdobywaliśmy w drugiej i pierwszej lidze procentuje na tyle, że jesteśmy w Ekstraklasie. Rozwijają się też zawodnicy, sztab, klub, ja jako trener. Nasze radzenie sobie w trudnych momentach wynika właśnie z przeszłości i z pracy nie przez pół roku, rok, tylko dłuższy okres - podsumowuje trener "Żubrów".
Spokojnie, ale do przodu
Chociaż Puszcza nie oferuje futbolu szczególnie atrakcyjnego, jej rozwiązania rodzą automatyczne konotacje z ikonicznym już Burnley Seana Dyche'a, to wśród neutralnych kibiców polskiego futbolu cieszy się niezmienną sympatią. To samo tyczy się fanów innych drużyn, prawdopodobnie nikt - może poza Wisłą Kraków - nie ma z Puszczą żadnego problemu. To klub prowincjonalny, ale nie zbudowany na sztucznych postawach, historia założenia sięga 1923 roku. Do świadomości ogółu kibiców przemawia też postać Tomasza Tułacza oraz kwestie nie do przecenienia w sporcie, której nie zdetronizują nawet czynniki napędzane najwyższą technologią - zaangażowanie oraz pomysł.
"Żubry" funkcjonują w ekosystemie Ekstraklasy jako możliwie najbardziej niewygodne ze wszystkich kamieni, jakie mogą ci tylko wpaść do buta. Momentami nie da się po prostu chodzić, przekonały się o tym takie tuzy jak Legia Warszawa, Jagiellonia Białystok, Górnik Zabrze, Widzew Łódź i Cracovia. Wszystkie te zespoły zajmują wyższe miejsce w tabeli, ale też przynajmniej raz straciły z niepołomiczanami punkty. Skazywany na pożarcie zespół wcale nie zamyka tabeli, nie puka już do bram powrotnych Fortuna 1 Ligi. Na ten moment zajmuje niezłe 14. miejsce, ma dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. To najlepszy wynik z tercetu beniaminków.
Próżno zakładać, że nie wiąże się to ze wspomnianym już stylem Puszczy. Futbol bardzo bezpośredni, oparty na długich podaniach oraz wyszlifowanych stałych fragmentach gry. Po rzutach rożnych, karnych i wolnych zespół Tułacza strzelił już, zgodnie z danymi Ekstrastats, 14 goli w tym sezonie. Więcej, bo 17 ma tylko Jagiellonia, gdzie wynik jest jednak nieco zakrzywiony przez Bartłomieja Wdowika, który zwariował i ze stojącej piłki uderza w bieżących rozgrywkach niczym Juninho Pernambucano. "Żubry" na taki indywidualizm nie stawiają.
Warto również zauważyć, że współczynnik bramek zdobytych po SFG przez niepołomiczan jest drugim najwyższym w lidze. 58,33% wszystkich trafień jest w stanie przebić jedynie 66,67% Piasta Gliwice. Zespół Aleksandara Vukovicia lepiej również broni swojego pola karnego w takich sytuacjach. "Piastunki" straciły jedynie cztery bramki po stałych fragmentach rywali, zaś Puszcza osiem, co również nie jest wynikiem złym.
- To zawsze była nasza broń, chociaż nie skupiamy się wyłącznie na tym, mam nadzieję, że walory w Ekstraklasie zaprezentujemy też w kolejnych latach. Oczywiście, stałe fragmenty naprawdę dobrze nam wychodzą, pracujemy nad nimi, mamy przygotowane liczne rozwiązania. Mamy jednak też doświadczenie, które pozwala nam na ocenę wdrożonych środków i tego, kiedy przynoszą skuteczność. To jest nasz największy plus. Do tego bardzo bogaty wachlarz rozwiązań, cały czas się rozwijamy poprzez dobór środków treningowych. To są już lata pracy naszego sztabu. Jakub Kula i Bartek Dydo pracowali ze mną w Siarce Tarnobrzeg, Mariusz Łuc jest ze mną od początku w Niepołomicach. Jest zaufanie. Ale też się rozwijamy - doszedł Patryk Brytan (analityk) i Romek Borawski, który odpowiada za młodzież w zespole i wprowadzenie zawodników po kontuzjach, do tego jeszcze Marcin Cygnarowicz (przygotowanie motoryczne). Mamy poczucie samorozwoju - przekonuje nas Tomasz Tułacz.
Styczniowe huragany
Racjonalizm Puszczy Niepołomice jest również widoczny podczas okienka transferowego. W Ekstraklasie zauważalne są skrajności - z jednej strony Warta Poznań bez żadnego wzmocnienia, a w dodatku z dużym ryzykiem odejścia Kajetana Szmyta. Z drugiej zaś Raków Częstochowa, gdzie nowych zawodników jest aż sześciu. Niepołomiczanie są gdzieś po środku całego tego zamieszania, starają się podejmować roztropne decyzje.
Do zespołu Tomasza Tułacza dołączyli już Thiago (z Cracovii) oraz Ioan-Calin Revenco (z Petrocubu). Obaj zawodnicy dostali już swoje szanse w sparingach, Brazylijczyk zagrał przeciwko Hutnikowi Kraków, natomiast reprezentant Mołdawii od początku wystąpił z Odrą Opole. Revenco powinien być zresztą jednym z kluczowych zawodników Puszczy wobec odejścia uniwersalnego Marcela Pieczka do Korony Kielce.
Poza wspomnianym duetem "Żubry" zamierzają jeszcze ściągnąć Oliwiera Zycha z Aston Villi. Młody bramkarz jest w zespole bardzo dobrze znany, kolejne wypożyczenie ma zabezpieczyć newralgiczną pozycję. Trzy przemyślane ruchy i... w zasadzie tyle. Do końca okienka beniaminek już nie będzie szalał, Tułacz chciałby utrzymać kadrę w bieżącym kształcie, chociaż spekuluje się jeszcze o sprowadzeniu Macieja Firleja z Ruchu Chorzów. Najważniejsze, że jeśli taki ruch zostanie zrealizowany, to dopiero po zaaprobowaniu przez trenera. W Niepołomicach nie ma mowy o narzucaniu woli przez jedną ze stron.
- To są decyzje kolegialne, proszę mi wierzyć. Oparte na analizach sztabu, opiniach stron, podejmujemy razem określone działanie. Nie ma tu żadnego problemu. Jesteśmy trochę innym klubem, nie ma u nas takiego departamentu jak pion skautingu. Skautingiem zajmuje się cały sztab na czele ze mną. My selekcjonujemy zawodników, a na koniec podejmujemy decyzję z zarządem, dla nas to jest normalna sytuacja. Na dzisiaj przychodzi dwóch zawodników, jesteśmy jeszcze zainteresowani dwoma zawodnikami, którzy ewentualnie wzmocnią zespół. Zawsze jednak bierzemy pod uwagę czynnik finansowy, klub musi funkcjonować na zdrowych zasadach, takie mamy motto. Nikt nigdy nie wyjdzie przed szereg, nie ma zagrożenia, że będziemy się zadłużać - podsumował Tomasz Tułacz.
Kolejne spotkanie Puszczy zaplanowano na 9 lutego, gdy zmierzy się ze Stalą Mielec. Do tego czasu będzie przygotowywała się po swojemu, nawet jeśli oznacza to pozostanie w mroźnej Polsce. Póki co taka taktyka gwarantuje jednak sukces, więc dlaczego ją zmieniać?