Siedem lat poza poważnym futbolem i majątek większy niż u Mbappe. Czas na powrót. "Marzę o tym klubie"
Miał tylko 25 lat, kiedy postanowił schować ambicję do kieszeni i wyjechać w podróż jedynie za ogromnymi pieniędzmi. Oscar zasiedział się w Chinach, ale niedługo w końcu może je opuścić. Sam nie wyklucza powrotu do Europy. Pytanie, kto będzie chciał gracza, który prawie siedem lat temu właściwie wypisał się z poważnego grania.
Miał 20 lat, kiedy jako wielki brazylijski talent wędrował z Internacionalu do Chelsea. “The Blues” zapłacili za niego 32 mln euro, ale zdecydowanie nie kupowali kota w worku. Oscar mimo młodego wieku zdążył solidnie ograć się w ojczyźnie. Na koncie miał ponad 70 występów, które uzbierał nie tylko w klubie z Porto Alegre, ale też wcześniej w Sao Paulo.
Przychodząc do Chelsea był ponadto reprezentantem Brazylii, a byle kto nie dostaje swojej szansy w ekipie “Canarinhos”. Oczekiwania wobec ofensywnego pomocnika z Kraju Kawy były zatem spore już na samym starcie londyńskiej przygody.
Mocne wejście
Europa na dobre przekonała się o możliwościach Oscara, kiedy ten w swoim debiucie na arenie Ligi Mistrzów ustrzelił dublet przeciwko Juventusowi. Wrażenie zrobiła zwłaszcza jedna z jego bramek, gdy najpierw świetnie wymanewrował rywali, a potem kapitalnie uderzył z dystansu.
Pierwszy sezon na Stamford Bridge był dla Oscara naprawdę niezły. 12 goli, 12 asyst, triumf w Lidze Europy. Kilka tygodni później złoto wywalczone wraz z reprezentacją w Pucharze Konfederacji jako absolutnie podstawowy piłkarz zespołu. Wszystko szło jak z płatka.
Oscar nie okazał się, na szczęście dla siebie i Chelsea, piłkarzem z kategorii one season wonder. Dobrą dyspozycję utrzymywał w kilku kolejnych kampaniach, a jego rynkowa wartość osiągnęła szczyt na początku 2015 roku. Brazylijczyk był wtedy kilka miesięcy po niezłym mundialu, na którym zdobył dwie bramki i zaliczył dwie asysty. Solidnie radził też sobie w Chelsea i portal “Transfermarkt” nie bez powodu wyceniał go wówczas na 40 mln euro.
Wszystko zaczęło komplikować się dopiero w sezonie 2015/2016 i na początku kolejnych rozgrywek. Oscar coraz częściej miał problemy zdrowotne, nie zawsze cieszył się dużym zaufaniem trenera, a kiedy już występował, rzadko nawiązywał do najlepszej dyspozycji.
Pieniądze nie do odrzucenia (?)
Nie przeszkodziło to jednak chińskiemu Shanghai Port (wtedy Shanghai SIPG) w złożeniu mu bajońskiej wręcz oferty. Chociaż jeszcze kilka miesięcy wcześniej Oscar przekonywał, że jest w Chelsea szczęśliwy i nie zamierza odchodzić, w końcu przystał na propozycję giganta z Państwa Środka. “The Blues” zarobili na sprzedaży 60 mln euro i w tamtym momencie Brazylijczyk stał się najdrożej sprzedanym graczem w historii londyńskiego klubu. Dziś zajmuje pod tym względem piąte miejsce.
Co mogło zachęcić naprawdę cenionego, wówczas zaledwie 25-letniego piłkarza, do obrania tak egzotycznego kierunku? Oczywiście pieniądze. Oscar zapewnił sobie kosmiczną wręcz tygodniówkę w wysokości 400 tysięcy funtów. Jego decyzja o transferze do Chin wywołała co prawda lawinę krytycznych komentarzy, ale sam zawodnik bronił swojego podejścia.
- Kiedy rozmawiałem z Szanghajem, rozmawiałem także z dużymi klubami z Europy. Było Atlético Madryt, do którego prawie dołączyłem. Był też Juventus, Inter i AC Milan. Miałem kilka opcji, ale zdecydowałem się na Szanghaj. Potem nadal będę mógł wrócić do Europy. Kiedy podjąłem decyzję o przyjeździe tutaj, myślałem bardziej o rodzinie niż o karierze. Miałem inne bardzo dobre oferty od dużych drużyn z Europy. Ale pomyślałem o mojej rodzinie. Potem mogę wrócić, jestem jeszcze młody - tłumaczył.
- Mam nadzieję, że za dwa, trzy lata – lub kiedy wygaśnie mój kontrakt tutaj i pomogę drużynie zdobyć tytuły – będę mógł wrócić do dużego zespołu w Europie. Ponieważ najbardziej lubię grać na wysokim poziomie - tłumaczył.
Trochę się zasiedział
Minęły jednak owe dwa-trzy lata, minęło nawet pięć czy sześć, a zaraz, w styczniu, minie siedem. I Oscar wciąż reprezentuje drużynę z Szanghaju. Mijają, a może i minęły mu, najlepsze dla piłkarza lata kariery. W tym czasie Brazylijczyk dwukrotnie sięgnął z zespołem po mistrzostwo Chin. Drugi tytuł dołożył do gabloty kilka tygodni temu.
Póki co rozegrał w chińskim klubie 210 spotkań, w których strzelił 61 goli i zanotował aż 110 asyst. W ostatnim, mistrzowskim sezonie, znów nie miał sobie równych pod względem decydujących podań przy golach kolegów. Asystował 13 razy (najczęściej w lidze), a sam dziewięciokrotnie wpisywał się na listę strzelców. Nadal ma więc to coś, choć trzeba brać poprawkę na coraz niższy poziom ligi chińskiej.
Co istotne, w międzyczasie wychowanek Sao Paulo przedłużył kontrakt z klubem aż do 2024 roku i zrobił to w idealnym dla siebie momencie, jeszcze przed wielkim kryzysem ligi chińskiej oraz drastyczną zmianą przepisów. Zanim wprowadzono m.in. znaczący limit wynagrodzeń dla obcokrajowców, on zapewnił sobie podwyżkę do i tak bajońskiej już umowy. Nową parafował aż na pięć kolejnych lat i do teraz zbiera jej owoce, mnożąc majątek.
Problemy chińskiej piłki
Inne gwiazdy nie miały tyle szczęścia i w ostatnich latach masowo uciekały z Chin. Nie tylko przez wspomniany już limit płac, ale też pozostałe przepisy, które zatrzęsły tamtejszymi klubami. Do ich nazw nie można było już dołączać nazw firm, przez co te zaczęły wycofywać się ze sponsoringu. Swoje zrobiła też pandemia koronawirusa, do której w Państwie Środka podchodziło się szczególnie restrykcyjnie.
Efekt? Niektóre kluby, jak Jiangsu Suning, mistrz z 2020 roku, całkowicie upadły. Inne pogrążyły się w potężnym kryzysie, by wspomnieć tu choćby o Guangzhou FC (kiedyś Guangzhou Evergrande), które nie tak dawno dominowało w Chinach, a teraz gra już na drugim szczeblu rozgrywkowym.
Shanghai Port, klub Oscara, też odczuł na swojej skórze skutki problemów piłkarskich Chin, ale pozostał na powierzchni, o czym świadczy zdolność do wypłacania Brazylijczykowi ogromnego kontraktu. Ten wygasa 30 listopada 2024 roku.
Marzeniem powrót do Chelsea
Jeśli zatem obecny klub Oscara chce jeszcze na nim zarobić, musi myśleć o sprzedaży już teraz. Inaczej Brazylijczyk niemal dokładnie za rok stanie się wolnym graczem i będzie mógł odejść za darmo. Od kilku okienek 32-letni dziś pomocnik staje się zresztą częstym obiektem medialnych doniesień dotyczących zmiany barw.
W styczniu 2022 roku pachniało przenosinami do Barcelony, a kilka miesięcy później Brazylijczyk pozował już nawet w koszulce Flamengo i według Fabrizio Romano podpisał wstępne dokumenty, zanim klub z Szanghaju ze wszystkiego się wycofał. Transfer byłego gracza Chelsea wydaje się jednak już tylko kwestią czasu.
Pojawiają się informacje, że co się odwlecze, to nie uciecze, i Brazylijczyk ostatecznie zasili Flamengo, do którego dołączenia był już bardzo blisko. Co natomiast ciekawe, on sam o swojej przyszłości jakiś czas temu mówił tak:
- Myślę o zakończeniu kariery w Chelsea, ponieważ miałem w tym klubie bardzo dobry okres. Chelsea bardzo pomogła mi w rozwoju oraz w zrealizowaniu mojego marzenia, jakim była gra w Lidze Mistrzów. Dzięki nim zagrałem także na mistrzostwach świata i wygrałem Premier League.
- W Chelsea mam wielu przyjaciół. Jeśli udałoby mi się tam zakończyć karierę, to byłoby to spełnienie mojego marzenia. Oczywiście, mam świadomość, że Chelsea nie kupuje zbyt wielu starszych piłkarzy, co jest normalne, ponieważ jest to czołowy europejski klub, ale dam z siebie wszystko, by właśnie tam zakończyć karierę - mówił Oscar.
Dziś można wątpić, czy Chelsea w ogóle będzie takim ruchem zainteresowana. Kto jednak wie. Nawet jeśli Oscar nie wróci do Londynu, dobrze byłoby widzieć go znów w Europie. Uciekł z niej zdecydowanie za szybko. Może pora na małe przypomnienie swojej osoby.