Sfrustrowany Fati żegna FC Barcelonę. Xavi nie chciał mu pomóc. Koło ratunkowe i niezbędny krok wstecz

Sfrustrowany Fati żegna Barcelonę. Xavi nie chciał mu pomóc. Koło ratunkowe i niezbędny krok wstecz
Pressinphoto/Pressfocus
Dwa lata temu został spadkobiercą numeru Leo Messiego, teraz ucieka do Brighton w poszukiwaniu minut. Kariera Ansu Fati na razie zdecydowanie nie ułożyła się w modelowy sposób. Młody napastnik musi jednak teraz zrobić krok wstecz, aby zbudować fundamenty pod lepszą przyszłość.
W ostatnich godzinach losy Ansu Fatiego stały pod gigantycznym znakiem zapytania. Za jedyny pewnik można było uznać jego rychłe odejście z FC Barcelony. 20-latek nie znajdował się w planach Xaviego, a klub potrzebował kolejnych cięć w budżecie płacowym, aby sfinansować inne operacje. Początkowo wydawało się, że Hiszpan przeniesie się do Tottenhamu, później do gry wkroczyło Brighton, a jeszcze na finiszu negocjacji po napastnika zgłosiła się Sevilla. Ostatecznie po wielu zawirowaniach wychowanek La Masii przeniesie się do ekipy Roberto De Zerbiego. I jest to jedyna słuszna decyzja, którą mógł podjąć. Chociaż dla piłkarskiego laika nazwa “Brighton” może nie kojarzyć się z niczym ekskluzywnym, trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce na odbudowę kariery.
Dalsza część tekstu pod wideo

Niechciany

Od dłuższego czasu można było przypuszczać, że dni Fatiego na Camp Nou są policzone. Jego współpraca z Xavim Hernandezem była zbyt burzliwa, aby móc ją kontynuować. Jeszcze w sezonie 2021/22 wierzono, że głównym problemem napastnika są nieustannie nawracające kontuzje. Po zwalczeniu urazów miał on znów stać się tym samym przebojowym piłkarzem, który w wieku 16 lat rozkochał w sobie całą stolicę Katalonii. Poprzednie miesiące pokazały jednak, że zdrowy Ansu wcale nie musi wyrosnąć na filar “Blaugrany”.
W minionych rozgrywkach Xavi udowodnił, że nie widzi w 20-latku zawodnika, który mógłby stanowić o sile drużyny. Fati musiał godzić się z rolą rezerwowego i to nierzadko głębokiego. Wystarczy przytoczyć, że w całym poprzednim sezonie tylko dwa razy rozegrał mecz w pełnym wymiarze czasowym. Średnio spędzał na murawie zaledwie 35 minut w każdym spotkaniu. I to wszystko przy wiecznych kontuzjach Ousmane’a Dembele oraz nieregularnej formie Ferrana Torresa. Nawet nikła konkurencja nie wystarczyła jednak, aby Ansu wrócił na właściwe tory.
- W ostatniej rozmowie telefonicznej Xavi potwierdził Fatiemu, że nie może mu zagwarantować wielu minut, co nie jest żadną tajemnicą. Trener przekonał napastnika, że w tym systemie i przy obecnej konkurencji, trudno będzie mu pełnić wiodącą rolę - potwierdził niedawno Ferran Martinez, dziennikarz "Mundo Deportivo".
W Barcelonie doszło do ewidentnego konfliktu interesów. 20-latek chciał regularnie grać, na co uwagę zwracał także jego ojciec. Przypomnijmy, że kilka miesięcy temu Bori Fati udzielił głośnego wywiadu, w którym otwarcie przyznał, że jest niezadowolony z roli syna, że powinno się lepiej traktować barcelońską “dziesiątkę” i on sam wolałby, aby Ansu zmienił barwy. Sam piłkarz nigdy nie potwierdził tych słów, ale mogły one jeszcze bardziej naruszyć jego relacje z trenerem. Przez całe okienko Xavi udowadniał, że odejście tego konkretnego zawodnika wcale by go nie ruszyło. Pytany o każdego innego piłkarza odpowiadał, że jest z niego zadowolony i odgrywa ważną rolę w zespole. Kiedy zaczynał się temat Ansu, menedżer właściwie otwierał drzwi i zapraszał do wyjścia.

Rosnąca frustracja

Xavi tak naprawdę niezbyt starał się pomóc Fatiemu w odbudowie formy. W poprzednim sezonie nawet po zapewnieniu sobie mistrzostwa 20-latek nie mógł liczyć na większy kredyt zaufania. W czterech ostatnich kolejkach rozegrał raptem 147 minut. Później pojechał na tournee po Stanach Zjednoczonych, w których spędził na murawie mniej czasu od np. Ousmane’a Dembele, chociaż ten w międzyczasie uzgodnił swój transfer do PSG. W pierwszych kolejkach bieżących rozgrywek więcej szans otrzymał jeszcze wracający z wypożyczenia Ez Abde. Na wszystkie możliwe sposoby trener uzmysławiał Ansu, że ten znajduje się na szarym końcu hierarchii.
Decyzje byłego pomocnika ewidentnie doprowadzały młodego snajpera do frustracji. Skoro dostawał on mniej minut, to wiedział, że musi je wykorzystać do maksimum. To prowadziło jednak do gry w bardziej egoistycznym stylu. Fati za wszelką cenę szukał przełamania, co negatywnie odbijało się na całym zespole. Wróćmy do ostatniego meczu ligowego z Villarrealem, w którym zmarnował wymarzoną szansę na podwyższenie prowadzenia. Wtedy powinien podać do któregoś z partnerów i cieszyć się z asysty. On jednak potrzebował gola, osobistej chwały, czym sam sprowadził na siebie nieszczęście. I był to jego ostatni występ dla Barcelony w najbliższych kilku miesiącach.

Mewy latają wysoko

Losy wielu dawnych zawodników Barcelony potwierdzają, że wypożyczenia często stanowią gwóźdź do trumny początkujących karier. Właśnie dlatego bardzo ważne było, aby Fati trafił do klubu, w którym stanie przed szansą na reset i powrót do utraconej dyspozycji. W związku z tym początkowe plotki o negocjacjach z Tottenhamem mogły napawać pesymizmem. Przede wszystkim “Spurs” nie grają w żadnych europejskich pucharach, co znacznie ogranicza możliwą liczbę minut do rozegrania. Dodatkowo w ekipie londyńczyków Ansu najpewniej musiałby rywalizować o miejsce w składzie z Heung-min Sonem. Oczywiście, że Koreańczyk notuje ostatnio zniżkę formy, jednak raczej nikt nie wyobraża sobie, aby pierwszy kapitan miał nagle spaść do roli rezerwowego.
Fati przeniesie się zatem do Brighton, gdzie naturalnie też będzie musiał walczyć o każdą szansę. Po pierwsze przewaga “Mew” nad Tottenhamem polega jednak na udziale w Lidze Europy i regularnej grze co trzy dni. Po drugie Roberto De Zerbi jest cudotwórcą, jeśli chodzi o umiejętność rozwoju zawodników ofensywnych. Wystarczy spojrzeć, jak wielki progres pod jego okiem zaliczył Kaoru Mitoma. Teoretycznie Japończyk może być konkurentem Ansu, ale niewykluczone, że włoski trener zmieści ich obu w swojej układance. Na papierze ten duet jak najbardziej ma prawo bytu.
Wreszcie sam styl Brighton powinien lepiej korespondować z charakterystyką zawodnika Barcelony. Pod kątem filozofii gry De Zerbi stworzył na The Amex małą wersję “Dumy Katalonii”. I to tej z najlepszych czasów. “Mewy” znajdują się w czołówce Premier League, jeśli chodzi o liczbę oddawanych strzałów (68 w tym sezonie), statystykę oczekiwanych goli (7,35 xG) czy średnie posiadanie piłki (69%). Fati trafia do jednej z najbardziej ofensywnych drużyn na Wyspach Brytyjskich, która samym usposobieniem promuje wszystkich zawodników z linii ataku. Jeśli napastnik “Blaugrany” nie odnajdzie się w takim środowisku, będzie mógł mieć pretensje wyłącznie do samego siebie.

Potrzebny oddech

W obliczu nikłych perspektyw na regularną grę Ansu po prostu potrzebował nowego otwarcia. Dalsze granie ogonów w Barcelonie nie miałoby większego sensu. Szczególnie, że za jego odejściem optował pewnie nie tylko trener, ale również prezes klubu. W hiszpańskich mediach roi się od informacji, że marzeniem Joana Laporty pozostaje sprowadzenie Joao Felixa. Ten ruch byłby absolutnie niemożliwy do zrealizowania bez uprzedniego pozbycia się “dziesiątki”.
Jeśli wszystko ułoży się po myśli mistrzów Hiszpanii, to właśnie Felix zostanie tymczasowym następcą Fatiego. Obaj mają zmienić barwy na zasadach rocznego wypożyczenia bez opcji wykupu. Czas pokaże, który z nich lepiej wykorzysta szansę na powstanie z popiołów. Hiszpan nie mógł dłużej tracić czasu w Barcelonie, a Portugalczyk zyskał status persona non grata w Atletico Madryt. Młode gwiazdy trafiają do nowych środowisk, w których zaczynają z carte blanche. Najbliższe miesiące powinny na dobre zdefiniować dalszy przebieg karier obu napastników.

Przeczytaj również