Seryjne mistrzostwa, a teraz kryzys. Kasa to nie wszystko, gigant zawodzi. Znany trener wyleci?

Seryjne mistrzostwa, a teraz kryzys. Kasa to nie wszystko, gigant zawodzi. Znany trener wyleci?
Rene Nijhuis / pressfocus
Piotrek - Przyborowski
Piotrek PrzyborowskiWczoraj · 10:30
Przez ponad dekadę nie schodzili z mistrzowskiego tronu. Red Bull Salzburg stał się w XXI wieku hegemonem austriackiej Bundesligi, ale od kilkunastu miesięcy przeżywa kryzys. Teraz grozi mu nawet walka o uniknięcie degradacji. W tym wszystkim jednym z niewielu jasnych punktów jest reprezentant Polski.
Niedługo miną dwie dekady od jednego z najbardziej kontrowersyjnych przejęć w historii futbolu. W kwietniu 2005 roku Red Bull ogłosił zakup Austrii Salzburg, a chwilę później dokonał jej całkowitego rebrandingu. Choć zmiana nie spotkała się z ciepłym przyjęciem ze strony wielu kibiców, pod względem sportowym zespół zanotował gigantyczny progres. Red Bull Salzburg stał się bowiem absolutnym dominatorem na arenie krajowej, a z czasem zaczął też odgrywać znaczącą rolę w europejskich pucharach.
Dalsza część tekstu pod wideo
14 mistrzostw Austrii, dziewięć krajowych pucharów i regularne występy w Europie, które przełożyły się na awans na przyszłoroczne Klubowe Mistrzostwa Świata, które po raz pierwszy zostaną rozegrane w nowej formule. Choć to RB Lipsk od początku miał być wizytówką austriackiego konglomeratu, dotąd znacznie większe sukcesy odnosił jego starszy brat z Salzburga. Tym większym zaskoczeniem jest więc obecna sytuacja klubu, który w ostatnim sezonie stracił tytuł najlepszego w Austrii i póki co niewiele wskazuje, by w najbliższym czasie miał go odzyskać.

Zawalone okienko

Problemy “Byków” zaczęły się tak naprawdę już kilkanaście miesięcy temu. Pierwsze ostrzeżenie padło w lutym ubiegłego roku, kiedy to w ćwierćfinale Pucharu Austrii lepszy okazał się Sturm Graz. Sezon 2022/23 był pierwszym od czterech lat, kiedy Salzburg nie sięgnął po krajowy dublet. To właśnie po nim ówczesny trener, Matthias Jaissle, podjął zaskakującą decyzję o odejściu do Al-Ahli, a dyrektor sportowy Christoph Freund przyjął ofertę Bayernu Monachium. Zastąpili ich wtedy Gerhard Struber i Bernhard Seonbuchner, którzy wcześniej pracowali w klubie satelickim salzburczyków, FC Liefering.
Ta decyzja okazała się jednak totalnym niewypałem. W trakcie sezonu Strubera zastąpił Onur Cinel, który również nie poprawił sytuacji. Ostatecznie Salzburg w rozgrywkach 2023/24 po raz pierwszy od 11 lat nie sięgnął po ani jedno trofeum. Wspomniany mecz ze Sturmem można zresztą traktować jako symboliczne przekazanie władzy, bo to właśnie ten klub rządzi od tamtego momentu austriackim futbolem i sięgnął w tym czasie w sumie po trzy trofea. Kibice w Salzburgu za taki stan rzeczy obwiniają władze, w tym przede wszystkim wspomnianego już Seonbuchnera.
- Teraz mieliśmy pierwsze letnie okienko transferowe przeprowadzone właśnie przez niego. I choć przed sezonem z drużyny odeszli tacy gracze jak Strahinja Pavlović, Oumar Solet i Luka Sucić, w ich miejsce nie sprowadzono nikogo mocnego. Z kolei do pomocy ściągnięto kilku ciekawych zawodników, ale stosunkowo późno, bo dopiero w końcówce sierpnia - mówi w rozmowie z nami Mieszko Pugowski, prowadzący twitterowe konto Austriacka Piłka.

Zbyt drastycznie i za szybko

Latem do Salzburga trafili mi.in. bramkarz Janis Blaswich z RB Lipsk oraz duet z Liverpoolu: środkowy pomocnik Bobby Clark i defensywny pomocnik Stefan Bajcetić. Niestety żaden z nich nie okazał się wystarczającym wzmocnieniem. Niech o jakości tych transferów świadczy czas spędzony przez nich na boisku. Spośród wszystkich letnich wzmocnień jedynie Blaswich, który jest bramkarzem, uzbierał dotąd powyżej tysiąca minut, a to też zanim stracił miejsce w składzie. Oprócz średnio dobranej kadry dział sportu ponosi również odpowiedzialność za zatrudnienie przez klub trenera Pepijna Lijndersa.
Wydawało się, że były asystent Juergena Kloppa odbuduje salzburczyków. Pod jego wodzą przeszli przez eliminacje Ligi Mistrzów, a rywalizację w Bundeslidze rozpoczęli od czterech zwycięstw. Początkiem ich problemów okazała się porażka z Rapidem Wiedeń na początku września. Od tego momentu w dziesięciu ligowych spotkaniach wygrali tylko dwukrotnie i osunęli się w tabeli na piąte miejsce, niepokojąco blisko grupy spadkowej. Zawodzą również w fazie ligowej UCL - w pięciu meczach zanotowali bowiem aż cztery porażki, w tym dotkliwe blamaże z Brestem (0:4) oraz Bayerem Leverkusen (0:5). Biorąc pod uwagę kolejnych rywali (PSG, Real i Atletico), niewiele wskazuje, że zobaczymy ich na wiosnę w pucharach.
- Lijnders chciał zmienić zespół zbyt drastycznie i szybko. Po sezonie taktycznej apatii pod batutą Gerharda Strubera, agresywny gegenpressing z grającą bardzo wysoko linią obrony początkowo zaskoczył przeciwników i dał dobre wyniki. Ale Holender został stosunkowo szybko rozczytany przez rywali. Aby zneutralizować Salzburg, wystarczyło ustawić zespół nisko, pozwolić “Bykom” męczyć się z piłką i dużo biegać, a potem wykorzystywać ich straty do przeprowadzania szybkich kontrataków, na które duet Piątkowski i Baidoo jest niestety trochę zbyt wolny. Może lepsi piłkarze pomogą Pepowi w rundzie wiosennej, ale nawet przy obecnym stanie kadry straty punktów z Hartbergiem czy Grazer AK są niewytłumaczalne - tłumaczy nasz rozmówca.

Solidny polski wątek

W tym momencie mamy więc do czynienia z niezbyt dobrze zbudowanym zespołem, któremu brakuje balansu i harmonii. Do tego tą grupą piłkarzy ma dowodzić szkoleniowiec bez większego doświadczenia w samodzielnej pracy czy w radzeniu sobie z tak dużym kryzysem. Z naszej, polskiej perspektywy, w aktualnej sytuacji Salzburga możemy jednak odnaleźć jeden pozytyw. Jest nim Kamil Piątkowski, który po nieudanym wypożyczeniu do Granady wrócił do Austrii i podjął się misji załatania dziury po letnich ubytkach. 24-latek rozegrał dotąd najwięcej minut w zespole i na przestrzeni całego sezonu popisał się kilkoma ważnymi interwencjami.
- Kamilowi pomogła sytuacja kadrowa. Salzburg miał de facto trzech środkowych obrońców do gry, z czego jeden doznał kontuzji w połowie pierwszego meczu sezonu. Niemniej, gdy Polak już wszedł do składu, pokazywał się z dobrej strony i został w nim przez swoje umiejętności, a nie tylko ze względu na brak alternatyw. Miewał słabsze momenty, zresztą jak cała drużyna, ale nie powiedziałbym, że jest jej oporą, a bardziej zawodnikiem, który pomoże w lepszych momentach zespołu, a w gorszych przynajmniej niczego nie zawali. Ale nie ma co go porównywać do Pavlovicia, bo to jest mimo wszystko inna klasa defensora - uważa Pugowski.
Dość powiedzieć, że aktualnie Piątkowski to też jeden z najbardziej doświadczonych graczy w zespole. Nie licząc bramkarzy, po letnich roszadach najstarszy jest 26-letni Nicolas Capaldo. Drużynie brakuje wyraźnego lidera, który mógłby pociągnąć ją w trakcie spotkania. Być może dlatego z początkiem grudnia do klubu dołączył Rouven Schroder. Były dyrektor sportowy Schalke czy Lipska póki co objął funkcję dyrektora zarządzającego ds. sportu, ale docelowo szykowany jest po prostu na następcę Seonbuchnera. Starta do Sturmu obecnie wynosi bowiem aż 13 punktów i wydaje się, że zimą będzie konieczne znaczące wzmocnienie kadry, a być może też zmiana na ławce szkoleniowej.
- Największą nadzieją Salzburga jest system w postaci podziału punktów, który, o ironio, został wprowadzony po to, by to ten klub zatrzymać przed totalną dominacją. Jeśli Salzburg wygra zaległy mecz, po podziale na grupy będzie tracił do Sturmu jedynie pięć punktów. Jest to jak najbardziej strata do odrobienia, choć w obecnym sezonie “Byki” w starciach z czołowymi zespołami radzą sobie raczej średnio. Kluczowa będzie przerwa zimowa i to, czy Salzburg zostawi Pepa i po odpowiednim wzmocnieniu kadry wyjdzie on z kryzysu, czy zmienią trenera na kogoś lepszego lub gorszego. Na ten moment uważam, że Red Bull nie zdobędzie jednak mistrza. Wygra go Sturm albo Rapid Wiedeń - podsumowuje nasz rozmówca.

Przeczytaj również