Sergio Ramos zostanie wypchnięty z Realu Madryt tylnymi drzwiami? "Królewscy" nie potrafią żegnać legend
Kolejne rekordy strzeleckie jako obrońca, gole na wagę triumfów w najważniejszych momentach dla klubu, a do tego rola wieloletniego lidera defensywy i szatni Realu Madryt. To wszystko obrazuje dotychczasowy pobyt Sergio Ramosa na Estadio Santiago Bernabeu. Teraz Hiszpan może jednak opuścić stolicę, a my zastanawiamy się, czy ewentualne pożegnanie - w przeciwieństwie do historii innych legend “Królewskich” - przebiegnie tak, jak powinno.
AS Roma ma Francesco Tottiego, FC Barcelona Carlesa Puyola, a Manchester United Paula Scholesa. Niemal każdy z największych europejskich klubów posiada w swojej najnowszej historii chociaż jedną legendę, która była z nim związana przez całą piłkarską karierę. I chociaż Ramos swoją rozpoczynał w Sevlli, to jednak jego postać jest tak nierozerwalnie związana z „Los Blancos”, że gdyby nie andaluzyjski akcent defensora, pewnie mało kto pamiętałby o jego początkach na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan.
Wydawało się, że jeśli ktoś ma naprawdę zostać ikoną tego nowożytnego Realu i zakończyć w nim karierę, to będzie to właśnie Ramos. Ostatnie dni dla 34-latka są jednak istnym rollercoasterem. Najpierw media obiegła informacja, że jego odejście ze stołecznego klubu jest więcej niż prawdopodobne. Później w meczu Ligi Narodów przeciwko Szwajcarii zmarnował on dwa rzuty karne. We wtorek „La Furia Roja” z nim na boisku rozgromiła jednak Niemców 6:0, a dziennikarze tym razem ogłosili, że Hiszpan ostatecznie pozostanie w Realu. Czyżby więc kapitan „Królewskich” miałby być tą legendą Realu, która jako jedna z nielicznych za kadencji prezydenta Florentino Pereza zostanie pożegnana w należyty sobie sposób?
Gdzie te legendy?
- Największym problemem Realu Madryt, stanowiącym rysę na tożsamości klubu, jest nieumiejętność godnego żegnania swoich największych piłkarzy. Ofiarą takiej polityki (…) padli najwybitniejsi piłkarze i trenerzy tego klubu, tacy jak: Fernando Redondo, Fernando Hierro, Vicente del Bosque, Guti, Raul Gonzalez, a ostatnio Iker Casillas i Cristiano Ronaldo - pisze w swojej książce „Historia, nacjonalizm i tożsamość. Rzecz o piłce nożnej w Hiszpanii” profesor Filip Kubiaczyk z Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Zasługi każdej z wyżej wymienionych postaci dla Realu są niepodważalne. Wszyscy oni sięgali z „Los Blancos” po najważniejsze trofea w klubowym futbolu, z Ligą Mistrzów na czele. Casillas oraz Ronaldo w trakcie gry w Madrycie dołożyli też do tego sukcesy z reprezentacjami.
A mimo to żaden z kibiców „Królewskich” raczej nie chciałby wspominać, jak zostali oni pożegnani przez klub. Pożegnani, choć tak naprawdę większość z nich, jeśli nawet nie wszyscy, sądziła, że swoje kariery (piłkarskie bądź trenerskie, jak w przypadku Del Bosque) zakończą właśnie na Santiago Bernabeu. Tak się jednak z kilku powodów nie stało. Kilku, a może tylko jednego?
Albo ze mną, albo wcale
Legenda głosi bowiem, że Redondo rozstał się z Realem po tym, jak w klubowych wyborach prezydenckich w 2000 roku poparł Lorenzo Sanza, przeciwnika Florentino Pereza. Choć sam piłkarz po latach przyznał, iż nie sądzi, że późniejszy zwycięzca wyborów dokonał w ten sposób osobistej zemsty, wielu kibiców i ekspertów jest zwolennikami tej teorii. Argentyński pomocnik jeszcze tego samego lata, kiedy Perez objął stanowisko, został bowiem sprzedany do Milanu.
Ramos nie byłby pierwszym kapitanem Realu pożegnanym w niezbyt przyjaznych okolicznościach. Takowe spotkało bowiem 17 lat temu Fernando Hierro. Piłkarz wściekł się, kiedy po ligowym triumfie z sezonu 2002/03 do szatni zespołu wpuszczono dziennikarza. 89-krotny reprezentant Hiszpanii zagroził wtedy, że drużyna nie weźmie udziału w oficjalnej imprezie klubowej z okazji tego sukcesu. Perez nie wahał się ani chwili. Mimo ustnej umowy w sprawie odnowienia kontraktu z Hierro zapowiedział, że ten już w klubie nie zagra. Lada chwila piłkarz był graczem katarskiego Ar-Rajjan.
Tego samego lata z „Królewskimi” rozstał się też trener Vicente del Bosque. W tym przypadku klub miał przede wszystkim zastrzeżenia co do stylu gry, nawet pomimo niezłych wyników. Po rozstaniu z nim Real w ciągu czterech i pół roku zatrudnił w sumie siedmiu różnych trenerów. Na kolejne mistrzostwo klub musiał poczekać aż do sezonu 2006/07, a triumf w Lidze Mistrzów przyszedł dopiero w roku 2014, czyli po ponad dekadzie od rozstania z „wąsaczem z Salamanki”.
Tylnymi drzwiami Santiago Bernabeu latem 2010 roku opuścili też Guti oraz Raul. Ten pierwszy żalił się później, że Pereza zabrakło na jego oficjalnym pożegnaniu przed odejściem do Besiktasu. Drugi z kolei zupełnie niespodziewanie, jako wówczas jeszcze najskuteczniejszy strzelec klubu w historii, został wytransferowany do Schalke. Swojego meczu pożegnalnego doczekał się dopiero po trzech latach. Już jako zawodnik Al-Sadd.
„A trzeba było rodzić w Bilbao”
Realowi niezbyt wyszło także pożegnanie swojego innego kapitana, Ikera Casillasa, który dla madryckiej ekipy rozegrał przecież aż 725 spotkań. Kiedy w 2015 roku odchodził on do Porto, pożegnał się z klubem w samotności na dość przygnębiającej konferencji prasowej. Jego klubowi koledzy byli wówczas w podróży na tournee po Australii.
Choć dzień później na zorganizowanym naprędce pożegnaniu pojawił się już Perez, nie wyszedł on jednak z bramkarzem na murawę Estadio Santiago Bernabeu. Tego dnia na stadionie czekało zaś zaledwie trzy i pół tysiąca kibiców.
- Pożegnanie Casillasa nie wyszło dobrze, ale wszystko zostało zorganizowane wedle jego życzenia. Mój błąd polega na tym, że zbyt go rozpieszczałem i dlatego po tej pierwszej konferencji zadzwoniłem do niego, poprosiłem, by opóźnił on swój wyjazd i następnego dnia zrobiliśmy wszystko w lepszym stylu - powiedział po latach Perez, cytowany przez „Agencję EFE”.
Sposobu rozstania klubu z Casillasem nigdy nie wybaczyli Realowi natomiast rodzice piłkarza, którzy za czasów jego dzieciństwa mieszkali z nim w Bilbao.
- Trochę żałuję, że urodziłam Ikera w Madrycie, nie zaś w Bilbao. Wówczas być może zakończyłby karierę w Athleticu, w którym z pewnością potraktowaliby go znacznie lepiej niż w Realu - stwierdziła w tamtym czasie Mari Carmen Fernández, mama Ikera, w wywiadzie dla „El Mundo”.
„Było wspaniale grać w Realu”
W przeciwieństwie do Casillasa, Cristiano Ronaldo z kibicami „Królewskich” pożegnał się natomiast naprawdę na boisku, a dokładniej po wygraniu trzeciego z rzędu finału Ligi Mistrzów, rozgrywanego na Stadionie Olimpijskim w Kijowie. Tak jak odejście hiszpańskiego bramkarza poniekąd było spodziewanie, tak decyzji o opuszczeniu Madrytu przez Portugalczyka towarzyszył prawdziwy szok.
- W ciągu najbliższych dni ujawnię wszystkim fanom odpowiedź [na pytanie, czy dalej będzie występować dla „Los Blancos” - przyp. red.]. Było wspaniale grać w Realu Madryt. Teraz jest czas, by cieszyć się chwilą. Przyszłość któregokolwiek z nas nie jest ważna. Przeszliśmy dzisiaj do historii - powiedział wówczas CR7 przed kamerami „BeIN Sport”.
Ronaldo, w przeciwieństwie do Leo Messiego, nigdy nie był wspierany przez swój klub w walce z hiszpańskim fiskusem. Jego sposób rozstania z Realem, przed kamerami telewizyjnymi, był jednak co najmniej zaskakujący. Nawet dla jego klubowych kolegów, w tym również Sergio Ramosa.
- Jeśli jest coś więcej na rzeczy, będzie musiał to wam wyjaśnić. Jest kluczową częścią tego zespołu i nie wyobrażam sobie, by gdziekolwiek miałby być lepszy niż w Realu - wypalił wtedy również w rozmowie z „BeIN Sport”.
Klasowy klub bez klasy
Teraz sam Ramos może mieć jednak podobny problem. Choć, jak zaznacza profesor Kubiaczyk w swojej książce wydanej w tym roku nakładem Wydawnictwa Naukowego UAM, odejście 34-latka z Estadio Santiago Bernabeu będzie tak naprawdę większym kłopotem dla samego Realu.
- Moim zdaniem tym, co stanowi rysę na wizerunku Realu, jest nierespektowanie „señorío”, czyli dżentelmeńskiego zachowania z klasą. To, co spotkało jego wybitnych zawodników, stanowiących kwintesencję „madridismo” (…) jest tego dowodem. Pokazuje również, że w „madridismo” najważniejszy jest klub i jego prezydent, piłkarze są tylko wykonawcami określonego projektu i nie są niezastąpieni - twierdzi w swojej książce profesor Kubiaczyk.
Perez będzie mógł twierdzić, że nie ma oczywiście ludzi niezastąpionych, a niektórym z zasłużonych piłkarzy rzeczywiście należało pewnie pozwolić odejść choćby z szacunku dla nich samych. Kluczem jest jednak sposób tych rozstań. A nad nim Real musi jeszcze mocno popracować.