Sensacyjny olimpijczyk. Grał w NBA, nagle zmienił dyscyplinę

Sensacyjny olimpijczyk. Grał w NBA, nagle zmienił dyscyplinę
Essene Hernandez / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski25 Jul · 09:20
W NBA rywalizował z Kobe Bryantem czy LeBronem Jamesem. Teraz już nie jako koszykarz zadebiutuje na igrzyskach olimpijskich. Chase Budinger porzucił basket, zmienił profesję i liczy na medal.
Jeszcze nigdy zawodnik z przeszłością w NBA nie wystąpił na igrzyskach w innej dyscyplinie niż koszykówka. To niedługo się zmieni. W najbliższy poniedziałek Chase Budinger w parze z Milesem Evansem rozpocznie walkę o medale w siatkówce plażowej. Jako koszykarz 36-latek nie miałby najmniejszych szans, aby wystąpić w Paryżu. Stany Zjednoczone wysłały do stolicy Francji najmocniejszy możliwy skład, z gwiazdami pokroju LeBrona, Stephena Curry’ego, Jaysona Tatuma czy Kevina Duranta. Ale Budinger już nie musi przejmować się światem basketu. Jego domeną jest teraz piasek.
Dalsza część tekstu pod wideo

Od wszystkiego

W młodzieńczych latach Budinger był tą osobą, która brylowała w praktycznie każdej dyscyplinie. W wieku pięciu lat zaczął grać w koszykówkę, ale jednocześnie spędzał długie godziny na Moonlight Beach. Tam szlifował umiejętności siatkarskie u boku swojego brata, Duncana, który później przeszedł nawet na zawodowstwo. Z kolei Chase przez długi czas nie mógł się zdecydować. W 2006 roku odebrał wraz z Kevinem Durantem nagrodę MVP McDonald’s All American Game dla najlepszego zawodnika meczu gwiazd szkół średnich. W tym samym roku gazeta Volleyball Magazine wybrała go najlepiej zapowiadającym się siatkarzem plażowym Stanów Zjednoczonych. Był gwiazdą liceum La Costa Canyon High, którą poprowadził do trzech mistrzostw stanowych. Później kontynuował jednak edukację na uniwersytecie w Arizonie, gdzie nie było sekcji siatkarskiej. Siłą rzeczy poświęcił się koszykówce. I nie wyszedł na tym najgorzej, bowiem w 2009 roku rozpoczął karierę w NBA. Z 44. numerem draftu wybrali go Detroit Pistons, przy czym od razu został wymieniony do Houston Rockets. Niedługo potem spełnił marzenie o kryciu swojego idola, Kobego Bryanta.
- Jedyny moment, kiedy ktoś w NBA naprawdę zrobił na mnie wrażenie, to był mój pierwszy mecz przeciwko Lakers. Wcześniej Kobe Bryant był moim idolem, więc gra przeciwko niemu była czymś wyjątkowym. To też zabawne, bo zgłosiłem się do tego, żeby go kryć. W pierwszej akcji uderzył mnie łokciem w klatkę, nie mogłem złapać oddechu. Kiedy wstałem, klepnął mnie w tyłek i powiedział: "Witamy w NBA" - wyznał cytowany przez ESPN.
Budinger był gwiazdą w szkole średniej, jednak NBA to były dla niego zbyt wysokie progi. Przez ponad siedem lat uzbierał co prawda 409 występów w barwach Rockets, Minnesoty Timberwolves, Indiany Pacers i Phoenix Suns. W żadnej z tych drużyn nie stał się jednak pierwszoplanową postacią. Tak naprawdę najmocniej w pamięci kibiców mógł zapaść jego występ podczas Weekendu Gwiazd w 2012 roku. Wziął wtedy udział w konkursie wsadów i nieoczekiwanie zajął drugie miejsce. Raz “zapakował” piłkę z zawiązanymi oczami, później jakby od niechcenia przeskoczył Diddy’ego, znanego aktora i rapera.

Przebranżowienie

Na przestrzeni siedmiu sezonów w NBA Budinger notował średnio 7,9 punktu, 3 zbiórki i 1,2 asysty na mecz. Bilans ten pewnie byłby bardziej okazały, gdyby nie różnorakie problemy zdrowotne. W 2012 roku przeszedł operację łąkotki, później potrzebował artroskopii w obu kolanach. W sezonie 2016/17 opuścił najlepszą koszykarską ligę świata i jeszcze spróbował swoich sił w ekipie Baskonii. Przyznał jednak, że gra w Europie była dla niego utrapieniem, ponieważ praktycznie nie widział się z rodziną. Bliscy pozostali w Stanach Zjednoczonych, a na tamtejszych parkietach już nie było miejsca dla weterana z obfitą listą urazów.
Budinger na szczęście nigdy nie porzucił dziecięcej miłości do siatkówki plażowej. Nawet jako koszykarz potrafił znaleźć czas na piaszczystą rywalizację. Między kolejnymi sezonami w NBA namawiał do gry na plaży tak uznanych koszykarzy, jak Steve Nash czy Blake Griffin. W międzyczasie poznał też Seana Rosenthala, zawodowego siatkarza, który reprezentował USA na igrzyskach w 2008 i 2012 roku. To on przekonał go do definitywnej zmiany sportowego powołania.
- Kiedy Chase myślał o zakończeniu kariery, zadzwonił do mnie i spotkaliśmy się na kawie. Powiedział, że wciąż nie jest pewien, czy pozostać w Hiszpanii, czy zmienić klub, a może w ogóle zostawić koszykówkę. Powiedziałem, żebyśmy poszli na plażę, trochę poćwiczymy i pomyślimy o tym wszystkim. Zaczęliśmy regularnie trenować i w końcu zdecydował, że chce spróbować - wspominał Rosenthal w magazynie Sports Illustrated. - Moje dni na parkiecie dobiegły końca. Przez siedem lat grałem w NBA, przez osiem byłem zawodowcem, poświęciłem koszykówce bardzo wiele. Teraz chcę jednak skupić się na siatkówce, to wyzwanie, które jednocześnie daje mi mnóstwo frajdy. Po prostu cieszę się każdym kolejnym dniem i krok po kroku pracuję, aby być w tym jeszcze lepszym - tłumaczył Budinger dla CBS News.

Drugie życie

Gdyby to był film, Budinger już po kilku miesiącach zostałby najlepszym siatkarzem i mistrzem olimpijskim. Rzeczywistość okazała się mniej kolorowa. Wraz z Rosenthalem nie udało mu się awansować na poprzednie igrzyska w Tokio. Następnie ich ścieżki się rozeszły, a były koszykarz miał problem ze znalezieniem odpowiedniego partnera. Jego współpraca z Caseyem Pattersonem i Chaimem Schalkiem nie zakończyła się sukcesem. Dopiero dwa lata temu znalazł idealne dopełnienie w osobie Milesa Evansa.
- Gdyby nie siatkówka, nie byłbym tak dobrym koszykarzem. Dzięki niej nauczyłem się odpowiedniej pracy nóg, koordynacji, umiejętności skakania, timingu. To wszystko bardzo pomogło mi na parkiecie. Siatkówka plażowa wydaje się prostym sportem, ale trzeba naprawdę wielu lat pracy, aby osiągnąć wysoki poziom. To naprawdę bardzo trudna dyscyplina - powiedział w rozmowie z Today.com. - Teraz czuję się wspaniale. cieszę się każdym treningiem. Nie mam też problemów z urazami, moje kolana są w świetnym stanie. Gra na piasku nie jest aż tak dużym obciążeniem dla stawów i mięśni. Zawodowi siatkarze mogą grać przez ponad 20 lat na wysokim poziomie, w koszykówce jest to bardzo rzadkie. Teraz wykonuję wszystkie treningi na piasku, nawet te siłowe i biegowe - wtórował na łamach SBNation.com.
W kilku wywiadach przyznał też, że lubi siatkówkę, ponieważ musi angażować się w dosłownie każdą akcję. Gra w parach sprawia, że cały czas trzeba być pod prądem. W trakcie wymiany nie zostawisz przecież partnera na pastwę losu. W koszykówce jest nieco inaczej. Budinger zwrócił uwagę na to, że zdarzały się sytuacje, w których stał w rogu parkietu i właściwie nie uczestniczył w grze. Czasem dostał piłkę i mógł rzucić, innym razem nie. Teraz wie, że jest częścią dwuosobowego organizmu, który musi funkcjonować w jednym rytmie dla obopólnego dobra.
Sam 36-latek wielokrotnie podkreślał też, że wszystkie sukcesy zawdzięcza swojej żonie, Jessice, która zaakceptowała rozpoczęcie kolejnej kariery. Często w pojedynkę musiała wychowywać dziecko ze względu na napięty harmonogram turniejów siatkarskich. Budinger potrafił w ciągu 48 godzin rywalizować najpierw w Chinach, a później w Brazylii. Tylko w ten sposób mógł wypracować odpowiednią liczbę punktów niezbędnych do występu w Paryżu. Skoro postawił sobie konkretny cel, musiał go wypełnić.

The Dreamers

Duet Budinger - Evans awansował na igrzyska rzutem na taśmę. Para zapewniła sobie bilety do Paryża 5 czerwca. Wtedy wypracowała sobie wystarczającą przewagę punktową w oficjalnym rankingu nad tandemem Theo Brunner - Trevor Crabb. Były koszykarz osiągnął swój najważniejszy cel w karierze.
- Występ na igrzyskach od zawsze był moim największym marzeniem. Kilka lat temu podjąłem ryzyko i teraz wiem, że było warto - podsumował były zawodnik Houston Rockets.
Turniej olimpijski w siatkówce plażowej ma specyficzne zasady. Biorą w nim udział 24 pary podzielone na sześć grup. Z każdej bezpośredni awans uzyskają po dwa duety. Dodatkowo w ćwierćfinale znajdą się dwie najlepsze ekipy z trzecich miejsc. Z kolei cztery pozostałe tandemy z trzecich lokat zagrają dodatkowe baraże o fazę pucharową. Nieco pokrętne, ale finalnie bez dwóch zdań wygrają najlepsi. Czy będą to Budinger i Evans? Nie jest to bardzo prawdopodobne. W rankingu do igrzysk zostali oni sklasyfikowani na 14. lokacie, zatem w środku stawki.
Z pewnością nie można jednak lekceważyć zawodnika z takim sercem do sportu. Mało kto, dobijając do trzydziestki, potrafiłby zostawić przeszłość za sobą, żeby spróbować sił w nowej dyscyplinie. Szczególnie, że mógł zadowolić się emeryturą z NBA i wspomnieniami o rywalizacji z Bryantem czy udanym konkursie wsadów. A jednak oddzielił poprzednią karierę grubą kreską, zaryzykował i wygrał. Sam wynik na igrzyskach nie będzie najważniejszy. Awans na nie jest największym zwycięstwem Chase’a Budingera. Chociaż nikogo nie powinno zdziwić, jeśli 10 sierpnia, w dniu olimpijskiego finału siatkówki plażowej, to właśnie 36-latek z pokaźną przeszłością na parkietach będzie główną gwiazdą na paryskich piaskach. Przecież pokazał już, że jego ambicja nie zna granic.

Przeczytaj również