Sensacyjny lider Realu Madryt. "Połyka" legendy, wcale nie jest czwartym do brydża

Sensacyjny lider Realu Madryt. "Połyka" legendy, wcale nie jest czwartym do brydża
Bagu Blanco / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz JankowskiDzisiaj · 11:00
Miał być czwartym do brydża, luksusowym uzupełnieniem galaktycznego składu. Od kilku tygodni sam wciela się w rolę lidera Realu Madryt. Dziś atak “Los Blancos” nie kończy, a zaczyna się od Rodrygo.
Piłkarska perfekcja. Takimi słowami można podsumować ostatni występ Rodrygo w barwach “Los Blancos”. Przeciwko Stade Brest wspiął się na wyżyny i poprowadził Real Madryt do zwycięstwa 3:0. Strzelił dwa gole, w tym jednego naprawdę wyjątkowej urody. Wykreował kolegom dwie sytuacje, zebrał sześć udanych dryblingów i aż 11 wygranych pojedynków. W środowy wieczór żaden kibic “Królewskich” nie musiał tęsknić za Viniciusem Juniorem pauzującym za kartki. Lewa strona ataku została zagospodarowana przez innego Brazylijczyka, który zdaje się osiągać życiową formę.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Rodrygo na lewej stronie sprawia, że nieobecność Viniego już nie jest dramatem dla zespołu. W meczu ze Stade Brest wychowanek Santosu był najlepszym zawodnikiem Realu, doskonale współpracował z Mbappe, wygrywał sytuacje jeden na jeden z obrońcami. Jego gol był arcydziełem - ocenił dziennik AS.

Pogodzić wszystkich

Na początku sezonu Rodrygo został usunięty nieco w cień. Trudno było skupiać się na Brazylijczyku, kiedy światła madryckich reflektorów skradł wyczekiwany przez lata Kylian Mbappe. W hiszpańskich mediach królowały okładki z Francuzem u boku Jude’a Bellinghama i Viniciusa Juniora. Zastanawiano się, czy nowo powstałe trio BMV nawiąże do złotych czasów tercetów Bale-Benzema-Cristiano lub Messi-Suarez-Neymar. W tym wszystkim nieco zapomniano o tym, że Carlo Ancelotti ma do dyspozycji jeszcze jednego wirtuoza w linii ataku.
- Rodrygo jest na tym samym poziomie, co Mbappe, Vinicius i Bellingham. Ma powody, aby nie być do końca zadowolony, ponieważ ciągle mówi się tylko o tej trójce. Ale on też jest bardzo ważnym zawodnikiem Realu - stwierdził Rivaldo w rozmowie z katalońskim Sportem.
Pozyskanie Mbappe i obecność Viniciusa sprawiły, że Rodrygo musiał dostosować się do gry na prawym skrzydle. I zdecydowanie nie radził sobie tam dobrze. Ale skoro nie prezentował odpowiedniego poziomu, to nie było powodu, aby miał wygryźć Viniego na lewej flance. Nadal występował zatem na nielubianej przez siebie pozycji, prezentując się poniżej oczekiwań. Wpadł w błędne koło napędzane w dodatku przez uporczywe problemy zdrowotne. Wychowanek Santosu nie zagrał w październikowym El Clasico z powodu kontuzji mięśniowej. Następnie wrócił, wszedł z ławki przeciwko Milanowi i Osasunie, po czym znów wypadł. Tym razem przegapił hitowe starcie z Liverpoolem na Anfield. Sytuacja zaczęła wyglądać niepokojąco.
W okresie sierpień-listopad 24-latek nie bronił się ani liczbami, ani nie zdawał eye-testu. W międzyczasie pojawiły się doniesienia o potencjalnym transferze do Manchesteru City. Sam zawodnik podgrzał atmosferę, mówiąc w jednym z wywiadów, że “Obywatele” w ostatnich latach są najlepiej grającą ekipą świata. W pewnym momencie naprawdę można było odnieść wrażenie, że prędzej niż później Real rozstanie się z Brazylijczykiem, mając do dyspozycji szereg innych gwiazd. Wtedy nastąpił jednak przełom.

Punkt zwrotny

- Nastrój, mimika i styl gry Rodrygo ulegają widocznym zmianom w zależności od okoliczności. Widać, że czuje większy komfort, kiedy może funkcjonować w swojej strefie bliżej lewego skrzydła. Kiedy rozpoczyna tam kolejne dwa, trzy mecze, nabiera niesamowitego rozpędu. Na prawej flance nie jest tak szczęśliwy. Gdyby był lewonożny, być może sytuacja wyglądałaby inaczej, ale nie jest - analizował Miguel Quintana, dziennikarz Radio Marca.
Rodrygo nie jest, nie był i najprawdopodobniej nigdy nie będzie topowym prawoskrzydłowym. Tam linia boczna go ogranicza, zamiast oferować swobodę. To zawodnik, który czuje się najlepiej, kiedy może ściąć w pole karne, zejść do środka na wiodącą nogę i zagrozić strzałem. Jego problem polega na tym, że o ulubioną pozycję konkuruje z Viniciusem, prawdopodobnie numerem jeden, jeśli chodzi o lewą flankę. Zdarzają się jednak mecze, w których madrycka “siódemka” nie gra. I właśnie wtedy kolega z reprezentacji pokazuje pełen repertuar swoich możliwości. Wystarczy przypomnieć grudniowe spotkanie z Rayo Vallecano, które Real zremisował 3:3. Ancelotti posadził wówczas Viniego na ławce, a bohaterem “Królewskich” został właśnie Goes. Zaliczył asystę do Bellinghama, po czym sam strzelił przepięknego gola. W międzyczasie dryblował, kreował grę, stwarzał ciągłe zagrożenie. Pokazał, że wystarczy wystawić go w odpowiednim miejscu na boisku, aby dostać konkretną rekompensatę.
- Rodrygo wrócił do swojej najlepszej formy. Potrzebowaliśmy takiego gola. Widzę przed nim bardzo świetlaną przyszłość - chwalił wówczas Ancelotti.
Cztery dni po remisie z Rayo “Los Blancos” pokonali Pachucę w finale Pucharu Interkontynentalnego. Ozdobą tego starcia było spektakularne trafienie Rodrygo, który na dobre rozwinął skrzydła. Zakończył miniony rok z przytupem i jeszcze lepiej wszedł w ten bieżący. W styczniu rozegrał osiem meczów, notując w nich aż siedem goli i dwie asysty. W sumie w 11 ostatnich występach brał udział przy zdobyciu 13 bramek. Liczby godne jednego z liderów Realu Madryt.
- Tercet BMV + R? Zostawiam to mediom, ja nie chcę wdawać się w żadne kontrowersje. Chcę jedynie grać i pomagać drużynie. W Madrycie zawsze musisz udowadniać, że jesteś gotowy. Mamy w zespole wielu świetnych graczy, którzy nie znaleźli się tu przez przypadek - podkreślał Brazylijczyk, cytowany przez dziennik Marca.

Konkwistador Europy

Ostatnie tygodnie dobitnie potwierdzają, że Rodrygo ustawiony na nominalnej pozycji to piłkarskie monstrum. Znakomicie wykorzystał absencję Viniciusa, który był zawieszony na kilka meczów zarówno w Lidze Mistrzów, jak i na krajowym podwórku. Jorge Picon z portalu Relevo wyliczył, że w tym sezonie Goes zaczął sześć meczów jako lewoskrzydłowy, notując w nich sześć bramek i pięć asyst. Na prawej stronie uzbierał sześć goli i dwa otwierające podania w 14 występach. Jako nominalny napastnik nie dołożył ani jednego punktu w klasyfikacji kanadyjskiej. Wszyscy już dobrze wiedzą, gdzie konkretnie należy go umieszczać, aby uzyskać najlepsze możliwe rezultaty.
Podkreślmy też, jak kapitalnie Rodrygo radzi sobie w Lidze Mistrzów. Ostatnie popisy z Salzburgiem czy Stade Brest nie były żadnym wyjątkiem, jeśli chodzi o jego postawę na arenie europejskiej. To właśnie w tych rozgrywkach czuje się jak ryba w wodzie. Zdobył w nich 24 bramki na przestrzeni 58 występów. W historycznej klasyfikacji Champions League wyprzedza tak legendarne postacie, jak Frank Lampard (23 gole), Jari Litmanen (23), Gareth Bale (20) czy Fernando Torres (20). Jest na równi z Angelem Di Marią i Luisem Figo, chociaż rozegrał prawie o połowę mniej meczów. Przy najbliższej okazji powinien dogonić Hernana Crespo oraz Robina van Persiego. Istna rewelacja.
- Zawsze postrzegałem Rodrygo jako znakomitego zawodnika. Odegrał wielką rolę w poprzednich dwóch triumfach w Lidze Mistrzów. Mogą być momenty, kiedy trafia rzadziej, są takie, kiedy strzela częściej, ale zawsze wykonuje odpowiednią pracę dla zespołu. Jest dla nas bardzo ważny. Zainteresowanie ze strony Arabii Saudyjskiej? Rodrygo chce zostać i pisać tu historię. Jest szczęśliwy - mówił Ancelotti na jednej z konferencji.

Powracający dylemat

Brazylijczyk przeżywa złoty okres, co potwierdza wiele różnych statystyk. W bieżących rozgrywkach 19% jego strzałów ląduje w siatce. To najlepszy wynik w ostatnich pięciu latach. Zdobył ponad trzy bramki więcej niż powinien według modelu expected goals. Poza skutecznością poczynił widoczny progres w zakresie kreacji. Średnio na 90 minut notuje 2,5 kluczowego podania i 4,8 progresywnego zagrania. To również najwyższe wskaźniki odkąd występuje na Santiago Bernabeu. Ostatnimi czasy właściwie wszystko, czego dotknie, zamienia w akcje bramkowe.
Chwaląc Rodrygo, nie chcemy jednocześnie deprecjonować Viniciusa. To oczywiste, że w najwyższej formie o rok starszy z Brazylijczyków jest tym lepszym. Jednocześnie dochodzi do pewnego paradoksu, ponieważ absencja “siódemki” może nieco ułatwiać Ancelottiemu skomponowanie linii ataku. Kiedy Vini nie gra, trener po prostu przesuwa Goesa na drugie skrzydło, wpuszcza Brahima Diaza na prawą stronę i zostawia Mbappe bliżej środka. A maszyna właściwie sama chodzi.
W najbliższych meczach Carletto powinien mieć do dyspozycji wszystkich napastników. I znów pojawi się dylemat dotyczący odpowiedniego ustawienia ofensywnego trójzębu. Rodrygo nie dał żadnego powodu, aby ponownie zmieniać mu pozycję. Jednocześnie nie da się wyobrazić sytuacji, w której Vinicius nagle miałby stracić miejsce w składzie. Czy należy zatem zburzyć hierarchię? A może wystawić obu reprezentantów “Canarinhos” w jednym sektorze? Ewentualnie odesłać Goesa na prawe skrzydło i godzić się z tym, że będzie grał słabiej?
Ancelotti ma do podjęcia naprawdę trudną decyzję. Jej skutki mogą okazać się kluczowe w perspektywie decydującego etapu sezonu. Na dziś wiemy jedno. Ofensywa “Królewskich” to coś więcej niż tercet BMV. Kiedy Rodrygo występuje na nominalnej pozycji, stać go na bycie kluczowym elementem Realu Madryt.

Przeczytaj również