Jak kopciuszek zadziwia Europę. Piszą niebywałą historię, a drabinka im sprzyja
W ostatnich latach biły ich zespoły z Irlandii Północnej czy Wysp Owczych, w swojej lidze, z czwartej dziesiątki rankingu UEFA, nie są dziś nawet liderem, a straszyć próbują 38-latkiem z przeszłością w polskiej Ekstraklasie. Mimo to, co trzeba uznać za sensację, są już w 1/8 finału Ligi Konferencji. I mają chrapkę na więcej. Borac Banja Luka na naszych oczach pisze niebywałą historię.
Za kilka miesięcy będą obchodzili stulecie istnienia klubu, a idealny prezent z tej okazji powoli rozpakowują już teraz. Piłkarze Borac Banja Luka, mistrza Bośni i Hercegowiny, rozgościli się w Lidze Konferencji. Dotarli do 1/8 finału, gdzie w rywalizacji z Rapidem Wiedeń wcale nie stoją na straconej pozycji.
Tylko trzy razy w swojej historii zdobywali krajowe mistrzostwo. Częściej na bośniackim podwórku królowały Željezničar, Zrinjski czy FK Sarajewo. Oni zazwyczaj czaili się gdzieś w drugim szeregu, ale w ostatnich latach mocniej ruszyli po swoje. Premierowy tytuł zdobyli już dość dawno, bo w 2011 roku. Kolejne dołożyli w sezonach 2020/21 i 2023/24.
Byli chłopcem do bicia
Europa, która dziś wita ich z otwartymi ramionami, nie zawsze była natomiast tak łaskawa. Borac wielokrotnie próbował forsować bramy pucharów, ale zazwyczaj, a właściwie zawsze, kończyło się fiaskiem. Za szczyt możliwości uchodziło przejście jednej rundy eliminacyjnej. Czasami i to było zresztą zbyt trudne. W ostatnich latach zdarzało się i tak, że “Czerwono-Niebieskich” za burtę wyrzucały ekipy pokroju Linfield z Irlandii Północnej czy B36 Torshavn z Wysp Owczych.
Przełom przyszedł w obecnym sezonie. Co prawda ekipa z Banja Luki nie robiła wielkiej furory w zmaganiach kwalifikacyjnych, ale jako mistrz kraju od razu była w niezłej pozycji startowej. Miała w perspektywie możliwy “spadek” z Ligi Mistrzów, przez Ligę Europy, aż do Ligi Konferencji. I właśnie taką drogą podążyła. Wyglądało to więc tak:
- 1. runda el. Ligi Mistrzów - 1:0, 1:2 (4:1 rz. k.) vs Egnatia Rrogozhinë (awans),
- 2. runda el. Ligi Mistrzów - 2:3, 0:1 vs PAOK (odpadnięcie),
- 3. runda el. Ligi Europy - 1:2, 3:1 d. vs KI Klaksvik (awans),
- 4. runda el. Ligi Europy - 0:0, 1:1 (2:3 rz. k.) vs Ferencvaros (odpadnięcie).
Eliminacyjny rollercoaster. Borac aż trzy dwumecze kończył remisowo i musiał rozstrzygać je w dogrywce lub rzutach karnych. Dwa razy, przeciwko rywalom z Albanii i Wysp Owczych, jeszcze się udało. Za trzecim minimalnie lepszy był już węgierski Ferencvaros, choć i tak warto docenić tu Bośniaków, bo dzielnie walczyli z całkiem renomowanym rywalem. Byli o krok od tego, by zameldować się w fazie ligowej Ligi Europy. Ostatecznie jednak wylądowali szczebel niżej, w Lidze Konferencji.
Przeszli do historii
Już sam awans do części zasadniczej europejskich rozgrywek był dla niemal stuletniego klubu historyczny. “Czerwono-Niebiescy” dokonali tego pierwszy raz w dziejach, ale nie chcieli osiadać na laurach i zadowalać się tym, że w ogóle na ten bankiet trafili. Poszli więc za ciosem. W kolejnych tygodniach co rusz potwierdzali, że są… nieprzewidywalni. Patrząc na ich rezultaty z Ligi Konferencji można odnieść wrażenie, że zawiedli w teoretycznie najmniej wymagających meczach, zaś w tych najtrudniejszych zaskakiwali pozytywnie.
Panathinaikos, APOEL, LASK, Omonia Nikozja, Vikingur Reykjavik, Shamrock Rovers. Z takimi rywalami Borac rywalizował w fazie ligowej. Przegrał z dwoma ostatnimi. I to dość wyraźnie. Kolejno 0:2 i 0:3. W pozostałych spotkaniach nie dał się już natomiast pokonać zdecydowanie większym firmom. U siebie remisował z Panathinaikosem (1:1) i Omonią (0:0), a ponadto pokonał Austriaków (2:1). Potrafił przywieźć też komplet oczek z gorącego terenu w Nikozji (1:0).
Osiem uzbieranych punktów dało “Czerwono-Niebieskim” 20. miejsce, a co za tym idzie promocję do barażowej 1/16 finału. Co ciekawe, żaden inny zespół, który awansował do fazy play-off, nie zrobił tego z tak niewielką liczbą strzelonych goli na koncie. Cztery bramki zdobyte w sześciu meczach wystarczyły. Podopieczni Mladena Zizovicia, który rozpoczął pracę przed rozpoczęciem tego sezonu, wyszli najwidoczniej z założenia, że stawiają na jakość, nie ilość.
Znajome twarze
Warto dodać, że jedno ze wspomnianych czterech trafień zanotował gość, którego w Polsce dobrze znamy. Stefan Savić nie zrobił furory w Wiśle Kraków i Warcie Poznań, a z tego drugiego klubu kilka miesięcy temu odszedł właśnie do ekipy z Banja Luki. Tam jest ważnym punktem. Regularnie wybiega w podstawowej jedenastce, był bohaterem eliminacyjnego meczu z Klaksvik, a w fazie ligowej błysnął w Nikozji, gdzie zapewnił swojej drużynie zwycięstwo.
Savić to natomiast niejedyny “polski” akcent w ekipie mistrza Bośni i Hercegowiny. Te same barwy przywdziewa też choćby Stojan Vranjes, dziś 38-letni weteran, a w przeszłości zawodnik Lechii Gdańsk, Legii Warszawa i Piasta Gliwice. Bośniak po kilku latach nad Wisłą już w 2018 roku wrócił do ojczyzny, a tam zaliczył parę epizodów w różnych klubach. Aktualnie gra w Banja Luce i jest przede wszystkim zmiennikiem. Strzelił jednak w obecnym sezonie trzy gole, a na boiskach Ligi Konferencji dostał od trenera łącznie 106 minut.
Zdecydowanie większym zaufaniem cieszy się Jurich Carolina, który latem 2024 roku do Banja Luki przeniósł się z Miedzi Legnica. Obrońca z Curacao grał i w naszej rodzimej Ekstraklasie, i pierwszej lidze, a teraz w Borac jest ważnym punktem defensywy, która imponuje swoją szczelnością. W Lidze Konferencji 26-latek występował póki co od deski do deski w każdym meczu, pomagając drużynie w aż czterokrotnym zachowaniu czystego konta.
Od kilku miesięcy w kadrze drużyny jest ponadto Niko Datković, były gracz Cracovii. On jednak nie doczekał się jeszcze nawet debiutu.
Drabinka sprzyja
Zatrzymaliśmy się na fazie ligowej, a Borac dokonał już czegoś znacznie większego. Zdążył bowiem w barażowej 1/16 finału wyeliminować kolejnego rywala. Faworytem dwumeczu była Olimpija Lublana, czyli drużyna, która m.in. zremisowała na trudnym terenie w Białymstoku, ale po wyrównanym dwumeczu bilety do kolejnej rundy wyrwali piłkarze z Bośni. U siebie wygrali 1:0, na wyjeździe zremisowali 0:0. Zrobili to więc po swojemu - skromnie. Bez zbędnej kanonady.
Piękna przygoda trwa. I może trwać dalej. Borac nie stoi bowiem teraz na straconej pozycji w rywalizacji z Rapidem Wiedeń. Owszem, faworytem będzie klub z Austrii, ale przecież nie z takimi markami “Czerwono-Niebiescy” potrafili już notować korzystne wyniki. Pokonali choćby LASK, a więc zespół, który w lidze najbliższego przeciwnika jest jego sąsiadem w tabeli.
Warto zresztą rzucić okiem na całą drabinkę Ligi Konferencji, bo w przypadku potencjalnego awansu Bośniaków do ćwierćfinału, tam też nie będzie czekał żaden gigant, tylko zwycięzca rywalizacji Pafos - Djurgarden. To oczywiście póki co być może niepotrzebne wybieganie w przyszłość, ale fakt jest faktem: największa rewelacja tego sezonu w Europie może jeszcze trochę namieszać.
Wartość kadry jak Puszcza Niepołomice
Co ciekawe, cała kadra mistrza Bośni jest przez portal Transfermarkt wyceniana na… 9 mln euro. To najmniejsza kwota wśród klubów, które pozostały jeszcze w Lidze Konferencji. Zbliżona do wartości składów Puszczy Niepołomice czy Stali Mielec. Dla porównania wartość Jagielonii to 22 mln euro, Legii 36 mln euro, zaś Chelsea… 928 mln euro.
A Borac, który tak imponuje w Europie, dla równowagi nie jest dziś nawet liderem w swojej lidze. Łączenie gry na kilku frontach nie wychodzi może podopiecznym Zizovicia bardzo źle, ale faktycznie muszą oni gonić. Przy jednym zaległym meczu tracą do liderującego Zrinjskiego cztery punkty, zajmując drugą lokatę.