Bogusz pod lupą. 100 mln euro i miazga. "To nie są łatwe rzeczy"
Amerykański sen w zderzeniu z polską rzeczywistością. Mateusz Bogusz nie tak wyobrażał sobie debiut w pierwszej kadrze. Przeciwko Chorwacji 23-latek zagrał słabo, ale to powinien być dopiero jego początek w reprezentacji. A nie żaden koniec.
Podekscytowanie, zaciekawienie, pozytywne napięcie. Takie emocje towarzyszyły nam, kiedy dowiedzieliśmy się, że Mateusz Bogusz zadebiutuje z Chorwacją. Temat postawienia na 23-latka przewijał się w mediach i kibicowskich dyskusjach od wielu tygodni. Kiedy Polska rywalizowała na EURO 2024, zawodnik Los Angeles FC niemal co trzy dni strzelał gole i to często niezwykłej urody. W pewien sposób wysyłał selekcjonerowi sygnał: “Spójrz, jestem tutaj i jestem gotowy”.
Michał Probierz w końcu powołał tego zawodnika i od razu sprawdził w dość solidnym wymiarze czasowym. Przeciwko Szkocji Bogusz został odesłany na trybuny, ale już w Osijeku zaczął w wyjściowym składzie. Obok siebie miał Roberta Lewandowskiego, jego głównym rywalem był Josko Gvardiol, nie zabrakło też okazji na bliższy kontakt z Luką Modriciem. Generalnie, plejada gwiazd. I niestety, ale zwłaszcza te chorwackie chyba nieco oślepiły swym blaskiem naszego debiutanta.
Niezrozumienie
Pod względem czysto sportowym naprawdę trudno szukać pozytywów w występie Bogusza. Zaczęło się obiecująco, ponieważ już w pierwszych sekundach meczu zachował się sprytnie przy linii bocznej, dzięki czemu Jakub Kamiński mógł wyjść na wolne pole. Niestety gracz Wolfsburga dał się wówczas złapać na spalonym. Później “Kamyk” próbował się odwdzięczyć prostopadłym podaniem za linię obrony. Gracz z MLS mocno ruszył do piłki na pierwszych metrach, ale finalnie przegrał pojedynek szybkościowy z Duje Caletą-Carem. W większości pozostałych akcji musiał rywalizować z Josko Gvardiolem. I od razu trzeba zaznaczyć, że był to prawdopodobnie jeden z najtrudniejszych testów dla zawodnika ofensywnego. Na dziś trudno znaleźć wielu mocniejszych rywali na pozycji lewego stopera. Może Ruben Dias i Alessandro Bastoni, ale to raczej podobna półka do "monstrum" z Manchesteru City.
Gvardiol to klasa sama w sobie, co udowodnił w starciu z Polską. Był pewny w każdym pojedynku, grał w kontakcie, bo wiedział, że dysponuje gigantyczną przewagą w warunkach fizycznych. Dało się odczuć, że Bogusz nie jest przyzwyczajony do takich warunków. I nie chodzi tu o stereotypowe myślenie, że w MLS to nikt nie broni. Oczywiście, że broni, ale nie na takim poziomie. Obserwując niektóre akcje bramkowe 23-latka w lidze amerykańskiej, można dostrzec, że ma miejsce na przyjęcie piłki i dopiero potem strzał. Z Chorwacją jeszcze nawet nie dostał futbolówki, a już był sprowadzony do parteru przez rosłego rywala wycenianego na około 100 mln euro.
- To było moje marzenie, udało je się zrealizować. To nie był łatwy debiut. Graliśmy z Chorwacją, jedną z najlepszych drużyn na świecie. Ciężki mecz, ale mam to już za sobą, mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. To był mój pierwszy mecz, wiadomo, że do końca nie rozumieliśmy się tak z Robertem Lewandowskim. Ale ze zgrupowania na zgrupowanie będzie coraz lepiej. Zobaczymy - podsumował Bogusz w pomeczowym wywiadzie dla TVP Sport.
- To nie są łatwe rzeczy, tym bardziej, że ja nie jestem zawodnikiem typowo fizycznym, by tak walczyć. No niestety, ale taka była dzisiaj gra, dużo było piłek, które trzeba było zbierać i powalczyć. Wiadomo, że Gvardiol to piłkarz z Manchesteru City, nie był łatwym przeciwnikiem, ale zrobiłem wszystko, co mogłem - dodał.
Oczekiwania a możliwości
- Buzia mi się cieszy, widząc Mateusza w pierwszym składzie. Wykręca liczby w MLS, ma świetnie uderzenie, kapitalnie ułożoną stopę. Widzę go w dłuższej perspektywie w reprezentacji Polski - mówił przed meczem Tomasz Kupisz na kanale Meczyki.pl.
Warto podkreślić, że największymi atutami Bogusza są właśnie ułożona noga i czutka do zdobywania bramek. Nie przez przypadek w tym sezonie MLS zanotował 13 trafień, przy oczekiwanych golach na poziomie 7,2. W porównaniu rzeczywistych goli do xG lepiej za oceanem wypada tylko Luis Suarez. Polak oddaje średnio trzy strzały na mecz, najlepiej czuje się, kiedy zaczyna brać udział w akcji w okolicach 20. metra od bramki. Ale nie mówimy tutaj o żadnym kreatorze. Ze względu na sektory, w których operuje, można go nazwać ofensywnym pomocnikiem, przy czym bliżej mu jednak do nieco wycofanego napastnika. Jego statystyki kreacji są co najwyżej przeciętne. Według danych portalu Fbref w MLS zajmuje 140. miejsce pod względem podań w ostatnią tercję, 80. w liczbie zagrań progresywnych i 35. w oczekiwanych asystach. Cudów nie ma.
Gwiazda Los Angeles FC jest zatem najlepsza, kiedy to koledzy transportują piłkę pod pole karne rywala. I pewnie takie założenia na ten mecz nakreślił Probierz. Dlatego po raz kolejny w linii pomocy zagrali Zieliński, Urbański i Szymański, czyli zawodnicy, którzy potrafią napędzić akcje, połknąć przestrzeń, piłka im nie przeszkadza. Papier przyjmie wszystko, ale boisko niestety zweryfikowało plany polskiej kadry. Ta przez większość rywalizacji w Osijeku broniła się ofensywnymi pomocnikami. W efekcie Bogusz tylko raz na dziesięć minut dostawał piłkę na walkę z Gvardiolem, będąc z góry skazanym na porażkę.
- Gvardiol masakrował Bogusza. Pokazał, dlaczego jest światowej klasy obrońcą. Myślę, że jego postawa, jego siła, skuteczność, wygrywane pojedynki, emanowanie taką siłą, to było widoczne - powiedział Mateusz Święcicki w pomeczowym studio na kanale Meczyki.pl. - Ale to nie jest też gra Mateusza, ja bym tak krytycznie do tego nie podchodził. Czy to był podobny występ do Piątka ze Szkotami? Myślę, że bardzo podobny. Nie możemy wymagać od debiutującego zawodnika, aby pociągnął zespół na tle tak klasowego rywala. Ja bym bardziej skupił się np. na Robercie Lewandowskim, na piłkarzach, którzy są wiodącymi postaciami kadry i dziś nie dali aż tyle - odpowiedział Michał Żyro, były piłkarz i ekspert Canal+ Sport.
To dopiero początek
Oczywiście, że po cichu liczyliśmy na to, że Bogusz wejdzie i pozamiata. Przyjmie piłkę, huknie w okienko, uczci debiut premierową bramką. Potrzebujemy bowiem nowych impulsów, chcielibyśmy wykreować kolejnych bohaterów reprezentacji. Na tym zgrupowaniu się to nie udało, ponieważ jego jedynym wielkim wygranym pozostaje Nicola Zalewski. Przy czym jego dobre występy z “orzełkiem” na piersi za kadencji Probierza nie są już niczym nowym, to miły constans. Jednocześnie pod żadnym pozorem nie należy stawiać krzyżyka na graczu LAFC.
Czy Bogusz przekonał z Chorwacją? Nie. Miał 28 kontaktów z piłką, na co przypadło 13 celnych podań i dziewięć strat. Wygrał trzy pojedynki, miał 0 strzałów, kluczowych zagrań i skutecznych przerzutów. Ale trzy dni wcześniej niemal identyczny występ na tej pozycji zanotował Krzysztof Piątek. Na Hampden Park wykręcił 11 celnych podań, jeden niecelny strzał i jeden wygrany pojedynek. Jedynymi plusami w wykonaniu snajpera Basaksehiru było kluczowe podanie i dwie wygrane główki. Ale mówimy tu o znacznie bardziej doświadczonym reprezentancie, który rywalizował z obrońcami o znacznie mniejszej jakości w zestawieniu z Gvardiolem.
W przestrzeni medialnej nikt nie domaga się nagłego odsunięcia “Pjony” od składu. Podobnie w przypadku Bogusza nie należy wyciągać daleko idących wniosków. Za nim trudny start, bardzo wymagające przetarcie, ale też odhaczenie debiutu, który wiąże się ze znacznie większą presją niż późniejsze występy numer 2, 5 i 10 w kadrze. Sam zainteresowany pewnie najlepiej wie, że przy okazji kolejnych powołań będzie już musiał zaprezentować więcej konkretów. Podkreślał bowiem, że gra w kadrze nie będzie go w pełni satysfakcjonowała. On w miarę możliwości chce stać się jedną z jej wiodących postaci.
- Powołanie będzie spełnieniem marzeń. Chciałbym jednak pojechać i zaprezentować się dobrze, a nie tylko znaleźć się na zgrupowaniu. Zależy mi przede wszystkim na dobrym występie, a nie "odhaczeniu" debiutu. Wiem, że stać mnie na to, aby dać dużo naszej reprezentacji - przyznał kilka tygodni temu w rozmowie z TVP Sport.
Do następnej przerwy reprezentacyjnej pozostał zaledwie miesiąc. Ani się obejrzymy, a już będziemy z powrotem żyli powołaniami Probierza i taktyką na prestiżowy mecz z Portugalią. Pozostaje wierzyć, że w najbliższych tygodniach Bogusz zrobi to, co potrafi najlepiej, czyli udowodni, że przerasta MLS. Jeśli dalej będzie utrzymywał taką formę w Mieście Aniołów, to bez dwóch zdań zasłuży na kolejne powołanie. Chrzest bojowy już za nim. Oby w przyszłości było już tylko lepiej.