Sabotażysta Koeman sam sobie szkodzi i opowiada bzdury. Obrany kurs na dno FC Barcelony

Sabotażysta Koeman sam sobie szkodzi i opowiada bzdury. Obrany kurs na dno Barcelony
Enric Fontcuberta/Sipa/Efe/PressFocus
Jeśli ktokolwiek miał nadzieję, że Ronald Koeman może jednak nadaje się na stanowisko trenera Barcelony, wczoraj powinien ją bezpowrotnie stracić. “Barca” została rozjechana w Lizbonie, a Holender jej w tym wydatnie pomógł. Pogubił się kompletnie.
Nie ma chyba przypadku w tym, że najlepiej w ostatnim czasie “Blaugrana” wyglądała bez zawieszonego w lidze Koemana na ławce rezerwowych. Wczorajszy mecz z Benfiką pokazał, że im dłużej były znakomity holenderski piłkarz będzie opiekunem ekipy z Camp Nou, tym gorzej dla niej.
Dalsza część tekstu pod wideo

Sam sobie szkodzi

Koeman zdecydował się przeciwko Benfice na ustawienie z trójką środkowych obrońców i wahadłowymi. Co z tego, że dokładnie ta sama taktyka zupełnie nie sprawdziła się na inaugurację Ligi Mistrzów z Bayernem, a ostatnio Barcelona lepiej prezentowała się z czwórką z tyłu? Najwyraźniej Holender uznał, że z lubością sam wrzuci kolejny kamyczek do własnego ogródka. Bo to nie miało prawa wypalić. I nie wypaliło, a zawodnicy dodatkowo sprawiali wrażenie niezorientowanych we własnych zadaniach. Eric Garcia, niezależnie od tego, jak duże ma braki defensywne, sam sobie nie kazał odpowiadać w pierwszym fragmencie gry za Darwina Nuneza. Efekt zobaczyliśmy po kilku minutach, gdy Darwin zabrał pozostawionego bez asekuracji Garcię na karuzelę i postanowił sprawdzić, czy Marc-Andre ter Stegen obroni strzał w krótki róg. No nie obronił.
Ale o ile poszczególni piłkarze “Barcy” zasługują na słowa krytyki za liczne błędy, o tyle nie sposób nie odnieść wrażenia, że z kimś poważnym na ławce mieliby znacznie łatwiej. Bo jak wytłumaczyć to, że Ronald Koeman we własnej osobie wpadł na pomysł ograniczenia potencjału ofensywnego drużyny poprzez wycofanie do obrony Frenkiego de Jonga? Tego samego Frenkiego, który przez pierwsze pół godziny stanowił największe zagrożenie dla przeciwników i gdyby jego kompan o podobnym nazwisku miał lepszy celownik, to mógłby się cieszyć z asysty. O tyle dobrze, że holenderski szkoleniowiec wykazał się sprytem i pospiesznie zdjął z boiska Gerarda Pique, zanim do szatni odesłał go sędzia. Ale czemu wówczas nie zmienił ustawienia na czwórkę w obronie, to pozostaje zagadką nie do rozwikłania. A Sergi Roberto nadal męczył się na wahadle, gdzie nie ma żadnych predyspozycji. Z drugiej zaś strony biegał zagubiony Sergino Dest, który - jak słusznie zauważył Tomasz Ćwiąkała - może mówić o szczęściu, że mało się mówi o jego słabej postawie, przykrywanej przez inne problemy zespołu.
Możliwe, że z innym trenerem “Barca” też by to spotkanie przegrała, bo Benfica zaprezentowała naprawdę solidny futbol. Ale zapewne nie w taki sposób - bez celnego strzału, bez szerszej myśli taktycznej w ofensywie.

Gra na zwolnienie

Biorąc pod uwagę decyzje personalne Koemana i jego postawę w mediach można wysnuć tezę, że Holender, co nie jest jakimś odkryciem Ameryki, gra na własne zwolnienie i chętnie odejdzie, kasując ładny pakiet milionów euro rekompensaty. Szkoleniowiec już wcześniej narzekał w mediach, że nie ma kim grać, kadra wygląda generalnie kiepsko i zamiast próbować wykrzesać z niej maksa, “trzeba się z tym pogodzić”. Niezła motywacja, prawda? Dorzućmy do tego regularną wymianę uprzejmości z Joanem Laportą, który pewnie dawno by go wykopał ze stanowiska, gdyby tylko miał więcej pieniędzy i pewnego następcę pod ręką. Wczoraj zaś Koeman znów dolał oliwy do ognia.
- W kwestii fizyczności i szybkości jesteśmy słabsi od rywali. Z tymi zawodnikami, których mamy, musimy grać swoim stylem, tworzyć sobie sytuacje. (...) Straciliśmy piłkarzy, którzy dawali nam przewagę nad rywalami. Nie mamy żadnego prawego skrzydłowego oprócz młodego Demira, ponieważ brakuje nam Dembele i innych zawodników w ataku - powiedział na pomeczowej konferencji.
“Jesteśmy słabsi”. “Z tymi zawodnikami, których mamy”. Trener “Barcy” po raz kolejny dał do zrozumienia, że jego podopieczni to właściwie za bardzo się nie nadają i tak już jest. Żadnych słów otuchy, analizy. Ciekawe, jak taką postawę “wodza” przyjmują sami piłkarze. Co więcej, Koeman za żadne skarby nie przyznał, że taki wynik (plus brak choćby celnego uderzenia na bramkę Benfiki) kompromituje jego, czy jego graczy.
- Przez większość meczu byliśmy lepsi od Benfiki, ale po stracie drugiego gola mieliśmy dużo problemów. (...) Nie byliśmy gorsi ogólnie, byliśmy jedynie gorsi w wykończeniu - stwierdził.
Cierpliwość Joana Laporty znów została wystawiona na trudną próbę.

Jest z czego budować

Nie da się ukryć, że Koeman najzwyczajniej w świecie przesadza. Owszem, odejścia Leo Messiego i Antoine’a Griezmanna mu nie pomogły. Osłabiły kadrę, tak samo jak kontuzja Sergio Aguero. W Barcelonie nadal jednak jest z czego budować. Są Ronald Araujo, Frenkie de Jong, Pedri, Memphis Depay. To docelowy kręgosłup zespołu. Pewną jakość mimo wszystko wciąż gwarantuje Sergio Busquets. Po kontuzji wrócił Ansu Fati, grać w piłkę potrafi Philippe Coutinho. Pokazują się młodzi, zdolni i chętni do rozwoju Gavi, Nico czy Alejandro Balde. Za mało, panie Ronaldzie?
Im dłużej “Barca” będzie trzymała obrany kurs na dno, tym szybciej najlepsi piłkarze, na czele ze wspomnianym Frenkiem, mogą stwierdzić, że na Camp Nou nie mają czego szukać i warto postawić na rozkwit kariery gdzie indziej. A to byłby spory cios dla klubu ze stolicy Katalonii, o którym pisaliśmy TUTAJ po porażce “Blaugrany” z Bayernem.
Dlatego zwolnienie Koemana jest dziś musem. Nawet jeśli lista potencjalnych następców nie powala na kolana, bo ani Xavi, ani Andrea Pirlo nie są gwarantami odmienienia drużyny jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, to każdy kolejny dzień z Holendrem za sterami kieruje Barcelonę w złą stronę. Gorzej nie będzie. Nowy trener może chociaż powstrzyma się od narzekań na kadrę i postara się zrobić wszystko, by wyciągnąć z tego zespołu tyle, ile się da. A to już więcej niż robi Koeman, dla którego odejście ze stanowiska raczej nie powinno być wielkim ciosem.

Przeczytaj również