Są najsłabsi na świecie, mogą osiągnąć historyczny sukces. Już robią furorę
Choć to od lat najsłabsza reprezentacja piłkarska na świecie, jej kibice nie widzą w tym żadnego problemu. Dla San Marino tegoroczna jesień w Lidze Narodów już teraz jest jednak wyjątkowa. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i być może wkrótce będziemy świadkami absolutnie historycznego sukcesu.
Od kiedy FIFA prowadzi ranking reprezentacji, San Marino zwyczajowo okupuje w nim ostatnie miejsce. Wraz z powstaniem nowych państw i tym samym kolejnych drużyn narodowych, pozycja tej drużyny na przestrzeni lat systematycznie więc spadała. Obecnie zajmuje zaszczytną 210. lokatę, co oczywiście oznacza sam koniec całego zestawienia. Wkrótce może się to jednak zmienić. Zespół pochodzący z maleńkiego państewka w środkowych Włoszech we wrześniu odnotował historyczny wynik i jest na dobrej drodze do tego, by przestać być tylko chłopcem do bicia.
Szaleństwo z wizją
5 września 2024 roku zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii sanmaryńskiego futbolu. Tego dnia po ponad 20 latach reprezentacja San Marino wygrała po raz drugi w swoich dziejach, a po raz pierwszy w meczu o punkty. Podobnie jak na początku XXI wieku, tak i tym razem jej przeciwnikiem był Liechtenstein, a mecz zakończył się skromnym zwycięstwem 1:0. Dla całej społeczności skupionej wokół “La Serenissimy” (“Najjaśniejszej”) to był jednak jeden z najlepszych dni w ich kibicowskiej przygodzie. I pewnie ten wynik nie byłby możliwy, gdyby UEFA nie wpadła na pomysł utworzenia Ligi Narodów.
- Reprezentacja San Marino jest jedną z najgorszych na świecie. Liga Narodów sprawiła, że drużyny jej pokroju jak Andora, Lichtenstein czy Gibraltar mogły wreszcie zagrać z kimś o podobnym poziomie i to jest fantastyczne. Piłkarze wreszcie mogą zmierzyć się z zawodnikami o zbliżonych umiejętnościach, a dla nas, kibiców, to również świetna sytuacja. Zyskujemy przyjaciół w innych mniejszych państwach, których mieszkańcy doskonale nas rozumieją. Wszyscy jesteśmy tutaj przede wszystkim po to, by cieszyć się z oglądania futbolu. Nie szukamy zbędnych animozji - mówi w rozmowie z nami Daniele Dei, dziennikarz i członek grupy “Brigata Mai 1 Gioia” zrzeszającej kibiców San Marino.
Zwycięstwo w spotkaniu grupy 1. dywizji D Ligi Narodów było tak naprawdę ukoronowaniem bardzo dobrego roku w wykonaniu San Marino. Zespołu prowadzony przez Roberto Cevoliego zdołał w nim strzelić bowiem dwa inne gole - w meczach z Saint Kitts and Nevis oraz Cyprem. Z tym pierwszym rywalem w marcu rozegrał zresztą dwa mecze towarzyskie i drugi z nich nawet bezbramkowo zremisował. Ta passa udanych wyników to również efekt ciężkiej pracy wykonanej przez tamtejszy związek na przestrzeni ostatnich lat.
- Pod względem sportowym to jest dla nas naprawdę udany czas. San Marino stworzyło program szkolenia młodzieży, który ma sprawić, że do kadry trafi więcej młodych zawodników i to się rzeczywiście dzieje. Selekcjoner Cevoli już teraz powołuje wielu piłkarzy młodego pokolenia. W kadrze potrzebujemy trochę szaleństwa, ale ważna jest również odpowiednia wizja. W rodzimej lidze występuje zespół San Marino Academy, który należy do federacji i w którym grają wyłącznie zawodnicy poniżej 22. życia. Dla związku ten zespół stanowi więc swoisty poligon doświadczalny dla tych młodych piłkarzy - opowiada nasz rozmówca.
Kopciuszek bez Messiego
Choć drużynie przez lata brakowało wyników, jej kibicom to zbytnio nie przeszkadzało. Wszyscy w San Marino poniekąd przyzwyczaili się do zajmowania ostatniego miejsca we wszelkich eliminacjach i rankingach, uznali to za swego rodzaju urok ich ekipy. “La Serenissima” znalazła też dzięki temu uznanie w oczach neutralnych fanów. Na portalu X (dawniej Twitter) istnieje dzisiaj kilka nieoficjalnych profili poświęconych tej maleńkiej reprezentacji. Te najpopularniejsze takie jak “San Marino Futbol” (w języku hiszpańskim) czy “San Marino fan account” (po angielsku) śledzi kolejno 339 tys. i 178 tys. internautów, czym przebijają one zasięgi kont dużo lepszych drużyn narodowych. Od pewnego czasu działa też polskie konto “Fan sanmarińskiego futbolu”, które zebrało dotąd 1,5 tys. obserwujących.
- San Marino od zawsze było w świecie piłki nożnej takim kopciuszkiem. Jesteśmy świetną drużyną do kibicowania dla tych, którzy lubią niekoniecznie tych najsilniejszych. Pamiętajmy, że Włochy są ogólnie lubiane na całym świecie, a San Marino jest po prostu taką ich mniejszą wersją. Nasz zespół budzi również sympatię z tego tytułu, że grają w nim głównie amatorzy, aktualnie w drużynie występuje tylko jeden profesjonalista. Fakt, że zwykli ludzie tacy jak ty czy ja mogą grać przeciwko najlepszym, sprawia, że taki zespół jest nam naturalnie po prostu bliższy. Z kolei spora grupa kibicowska w Ameryce Południowej wynika z tego, że na przestrzeni ostatniego wieku wielu Sanmaryńczyków wyemigrowało w tamten rejon świata - zauważa Dei.
Wspierającym San Marino kibiców nie przeszkadza też, że w ich drużynie brakuje gwiazd. Czołowymi piłkarzami są gracze, którzy na co dzień występują na czwartym lub w najlepszym wypadku trzecim poziomie rozgrywkowym we Włoszech. W kadrze sporą reprezentację stanowią również zawodnicy z rodzimych rozgrywek, w których aktualnie występuje 16 zespołów. Dla piłkarzy grających zarówno w drużynie narodowej, jak i w lidze, te mecze stanowią przede wszystkim frajdę. Poza tym większość z nich chodzi normalnie do pracy i piłka nożna nie stanowi dla nich podstawowego źródła dochodu.
- Nie sądzę, że w naszym zespole odnajdziemy przyszłego Cristiano Ronaldo czy Lionela Messiego. Mamy kilku zawodników, których stać na to, by w przyszłości grać na solidnym poziomie. W drużynie występuje kilku graczy z Serie D, czyli czwartego poziomu rozgrywkowego we Włoszech. Nicko Sensoli, który strzelił gola przeciwko Liechtensteinowi czy Lorenzo Lazzari, to młodzi piłkarze o sporym potencjale. Na tym samym poziomie gra też bardziej doświadczony Filippo Berardi. Z kolei Nicola Nanni występuje nawet w Serie C. Mamy więc kilku piłkarzy, którzy pojawiają się na solidnym poziomie. Mam nadzieję, że to dzięki nim sanmaryńska piłka będzie jeszcze bardziej widoczna i rozponawalna. A nuż uda im się doprowadzić do czegoś wielkiego reprezentację? - zastanawia się Dei.
Piwko z selekcjonerem
Dla naszego rozmówcy wyjazd na październikowy mecz z Gibraltarem (0:1) był trzecim na spotkanie reprezentacji San Marino. W zeszłym roku pojechał śledzić losy drużyny narodowej do Ljubljany i Belfastu. Wcześniej takie wyjazdy nie były możliwe ze względu na koszty oraz logistykę. Od pewnego czasu jego “Brigata Mai 1 Gioia” współpracuje jednak z krajową federacją. To dzięki niej były możliwe wyjazdy do Słowenii, Irlandii Północnej, Gibraltaru czy Andory. Co ciekawe, kibice San Marino podróżowali na te spotkania tym samymi czarterami co reprezentacja, dzięki czemu mieli możliwość rozmowy z piłkarzami, selekcjonerem czy władzami związku.
- To pewnie nie byłoby możliwe do odtworzenia w innych reprezentacjach. Dla nas możliwość wyjazdów na mecze kadry była kamieniem milowym. Uwielbiamy spotykać się z kibicami drużyn przeciwnych. W zeszłym roku w Belfaście wspólnie imprezowaliśmy z fanami Irlandii Północnej. Teraz jednak udało nam się to zorganizować na jeszcze szerszą skalę, bo na Gibraltarze rozegraliśmy sparing z kibicami naszych rywali, którzy zresztą pokonali nas 7:1. Po meczu oczywiście udaliśmy się razem na piwo, wymieniliśmy się naszymi koszulkami, doświadczeniami i historiami. Stworzyliśmy więź, która zostanie z nami już na zawsze - opowiada Dei.
Teraz kibice San Marino nie mogą się już doczekać, jak w listopadzie to oni będą mogli ugościć w swoich progach “Team 54”, czyli grupę najbardziej zaangażowanych kibiców reprezentacji GIbraltaru. Dla obu grup najważniejsza jest możliwość poznawania nowych ludzi i wymiany międzykulturowej. Mecz, który rozegrany zostanie 15 listopada na stadionie w Serravalle, podobnie jak zaplanowany trzy dni później rewanż z Liechtensteinem, będzie również jednak arcyważny w kontekście sportowym. San Marino po dwóch rozegranych meczach ma na swoim koncie trzy punkty i podczas kolejnej przerwy reprezentacyjnej stanie przed poważną szansą na wywalczenie przynajmniej prawa gry w barażach o awans do dywizji C. A to byłby zdecydowanie największy sukces w historii tamtejszego futbolu.
- Mimo zwycięstwa nad Liechtensteinem nadal na pewno nie jesteśmy faworytem tej grupy. Chcemy oczywiście walczyć o zwycięstwo i awans do wyższej dywizji Ligi Narodów. Tam pewnie jednak wszystko byśmy przegrali (śmiech). Na tym poziomie występują już o wiele bardziej profesjonalne reprezentacje. Dla nas ewentualne blamaże nie będą miały większego znaczenia. Bycie kibicem reprezentacji San Marino jest po prostu stylem życia. To nie jest zwykłe kibicowanie, w którym liczy się przede wszystkim wynik. Zdobywamy nowych przyjaciół, podróżujemy po Europie. Naszą grupę tworzy obecnie 65 osób z całego świata. Dla tej społeczności mecz jest taką wisienką na torcie. Najważniejsze dla nas są przede wszystkim wartości, którymi się kierujemy - podsumowuje nasz rozmówca.