Problem z reprezentacją Rosji powróci? "To doprowadzi do wielkiego skandalu wizerunkowego"

Niedawno, 28 lutego, FIFA i UEFA podjęły decyzję o wykluczeniu rosyjskich drużyn z rozgrywek międzynarodowych. Mimo tego, że minęło dopiero kilka dni od tej decyzji, już zaczyna mówić się o tym, kiedy reprezentacja i kluby - ale i przedstawiciele innych dyscyplin - powinni otrzymać możliwość powrotu do gry przed szerszą publicznością. Odpowiedź nie jest oczywista.
24 lutego spełnił się ten koszmar, który od lat budził w nocy większość z nas. Agresja Rosji na Ukrainę sprawiła, że Europa, którą znamy, na zawsze odeszła, jej już nie ma. Ten bezpodstawny atak musiał za sobą pociągnąć konsekwencje.
Nie była to jednak droga łatwa. Dość powiedzieć, że wiążące decyzje w piłce nożnej - najpopularniejszej przecież dyscyplinie - podejmowane były z większym wysiłkiem niż sankcje gospodarcze, które mają znacznie większy ciężar praktyczny, a nie przede wszystkim, jak w wypadku futbolu, koncentrują się na symbolice.
UEFA i FIFA zadeklarowały, że rosyjskie kluby i reprezentacje zostaną wykluczone z rozgrywek spod szyldu tych organizacji. Jednocześnie jednak oba stanowiska są rozwiązaniami czasowymi, mówi się o zawieszeniu "do odwołania". Coraz więcej osób zastanawia się, kiedy ono nastąpi. Kiedy Rosjanie znowu wrócą na sportowe areny.
Jest to zagadnienie o tyle zasadne, że przecież w końcu faktycznie tak stać się musi. W końcu każde wykluczenie, które miało miejsce na kartach historii futbolu, ostatecznie dobiegło kresu, zostało zniesione.
Jednocześnie nie brakuje głosów, które wskazują na to, że rosyjscy sportowcy powinni wrócić do gry zaraz po zakończeniu wojny na Ukrainie. Czyli kiedy? Wtedy, gdy zabiją ostatniego obrońcę Kijowa? Kiedy dotrą do wymarzonej przez Władimira Putina granicy? Czy może wtedy, gdy spełnią się nasze marzenia i jakimś cudem zostaną zmuszeni do haniebnego dlań odwrotu? Z mojej perspektywy - nie ma dobrego momentu na ich powrót.
Nikt z nas przecież nie zapomni w ciągu miesięcy i lat o tym, co wydarzyło się 24 lutego. Nikt nie pozwoli, by w niebyt pamięci odeszły ataki na szpital onkologiczny, ostrzeliwanie przedszkoli, zmuszenie setek tysięcy ludzi do uciekania z kraju tylko dlatego, że ich względnie spokojne życie nagle się zakończyło. Tego że my, a przynajmniej większość z nas, nie zapomni jestem pewien. Kwestia jednak rozbija się o osoby decyzyjne.
FIFA już nie raz pokazywała jak śmieszną, małą i niehumanitarną organizacją jest. Samo powierzenie mundialu Katarowi, samo romansowanie z Władimirem Putinem, które ciągnie się od lat, samo początkowe oświadczenie, że Rosjanie powinni grać pod neutralną flagą, na neutralnym terenie, bez hymnu i kibiców. Przykłady można mnożyć i mnożyć trzeba, bo jedną z nielicznych grup na świecie, która może okazać się posiadaczem pamięci złotej rybki, jest właśnie FIFA. A to doprowadzi nie tylko do wielkiego skandalu wizerunkowego, ale przede wszystkim do skrajnie cynicznego nieposzanowania narodu ukraińskiego.
Boję się tego, że włodarze tej potężnej futbolowej organizacji naprawdę zdecydują się na rychłe przywrócenie Rosjan na areny międzynarodowe. Że oni akurat zapomną.
Ktoś może stwierdzić, że przecież rosyjscy sportowcy nie są niczemu winni, wszak to nie oni podjęli decyzję o zaczęciu inwazji na Ukrainę. Oczywiście, ale to jeden z nielicznych sposobów na to, by może, jakimś cudem, poruszyć ich kręgosłupy moralne. By takich postaci jak Smołow, Pawluczenkowa czy Miedwiediew było więcej i by nie były - na Boga - wyjątkami.
Możemy się bowiem zachwycać ich postawą, możemy ją chwalić, pewnie powinniśmy to robić. Ale to jest tylko malutki element całego rosyjskiego ekosystemu sportowego, którego pozostałe organizmy albo wyrażają milczącą aprobatę, albo wysuwają oświadczenia, które bardziej mrożą krew w żyłach niż podnoszą na duchu.
Weźmy tylko takiego Karpina, selekcjonera "Sbornej". Zaraz po tym, gdy UEFA i FIFA w końcu postanowiły coś zrobić, powiedział on, że oto odebrano jego zawodnikom marzenia o grze na mistrzostwach świata. Tego samego dnia jego rodacy doprowadzili do śmierci szesnastu ukraińskich dzieci.
Weźmy takiego Wiaczesława Barkowa, który nie jest szeroko znany, ale przecież biega z rosyjską flagą w zawodach kombinacji norweskiej. Zaraz po rozpoczęciu konfliktu udzielił on krótkiego wywiadu, w którym stwierdził, że na Ukrainie toczy się właśnie operacja pokojowa. W jej efekcie zginęło już kilka tysięcy osób.
Jest też Dziuba, wezwany do tablicy przez Jarmołenkę. I ten Dziuba jednocześnie twierdzi, że nie popiera wojny, ale z drugiej odczuwa dumę z bycia Rosjaninem oraz uważa, że sankcje nie powinny dotyczyć sportowców. Tymczasem ludzie na ulicach Moskwy - co pokazał materiał "CNN" oraz wywiad z Siergiejem Pugaczowem, byłym przyjacielem Putina - nie zdają sobie sprawy z tego, że na Ukrainie trwa koszmar.
Właśnie z tego ostatniego powodu wykluczenie rosyjskich sportowców ma znaczenie i powinno utrzymywać się przez lata. Potrzebna jest kara w znaczeniu kompleksowym i musi ona dotykać możliwie wielu gałęzi.
Świat poradzi sobie bez ichniejszych sportowych przedstawicieli, wbrew temu co twierdzą ministrowie. Świat nie poradzi sobie jednak moralnie, jeśli za miesiąc, pół roku, rok, dwa lata uzna, że 24 lutego właściwie nic się nie wydarzyło i znowu ochoczo będzie szedł do rywalizacji przy akompaniamencie rosyjskiego hymnu. A przynajmniej chciałbym w to wierzyć pełnym przekonaniem.
- Odpowiedzią na gwałt jest kastracja. Powinniśmy zalecić społeczności międzynarodowej przeprowadzenie operacji kastracji wobec Rosji - ignorowanie i marginalizowanie w jak największym stopniu - stwierdził niedawno Slavoj Żiżek.
W pełni się z tym zgadzam.