Reprezentacyjny problem z Robertem Lewandowskim. Obecnie nie jest liderem. "Nie wierzę w jego szczerość"

Reprezentacyjny problem z Robertem Lewandowskim. Obecnie nie jest liderem. "Nie wierzę w jego szczerość"
fot. Andrew SURMA/Pressfocus.pl
Robert Lewandowski wciąż jest postacią absolutnie kluczową dla reprezentacji Polski. Ostatnie zgrupowania pokazały jednak, że napastnika FC Barcelony nie należy traktować jako zbawcy naszej drużyny. Być może wynika to z gorszego okresu w karierze doświadczonego zawodnika, być to efekte nieuchronnego starzenia. Jedno jest pewne - "Lewy" to nie świętość.
Podczas marcowego zgrupowania reprezentacji Polski Robert Lewandowski nie strzelił żadnego gola. Niestety, nie jest to odosobniony przypadek, bo podobne problemy były za kadencji Czesława Michniewicza, a nawet Paulo Sousy. W październiku 2021 roku kapitan biało-czerwonych nie wpisał się na listę strzelców przeciwko San Marino oraz Albanii, natomiast we wrześniu 2022 zbyt szczelne okazały się defensywy Holandii, a także Walii.
Dalsza część tekstu pod wideo
W okresie od 5.09.2021 "Lewy" strzelił osiem goli dla drużyny narodowej. To wciąż wynik niezły, rozegraliśmy 17 spotkań. Niemniej Karol Świderski w tym samym czasie - spędzając znacznie mniej minut na boisku i nie wykonując rzutów karnych - pokonywał bramkarzy siedmiokrotnie. Piłkarza FC Barcelony ratują jeszcze asysty, bo tych zaliczył aż sześć, niemniej trzeba przyznać, że jego ostatnie występy w kadrze nie rzucają na kolana.
Problemy sięgają jednak daleko poza to, że Lewandowski nie ładuje gola w każdym meczu. Od tego wypada zacząć.

Jak mam strzelać, kiedy ich jest więcej

Jedną z najczęściej powtarzanych fraz w obronie 34-letniego zawodnika jest to, że bywa on osamotniony w ataku, w związku z czym musi samodzielnie mierzyć się z przeważającymi rywalami. Taką linię wobec kapitana przyjął między innymi Jerzy Engel, który po blamażu w Pradze stwierdził: - Nie mam do niego żadnych pretensji. Robert bardzo dobrze wykonuje swoją robotę, a z Czechami miał bardzo ciężko, bo cały czas miał przy sobie dwóch albo i trzech zawodników. W dodatku nie miał wsparcia od reszty zespołu.
Niestety, w rzeczywistości trudno ocenić, jaką rolę Lewandowski tak naprawdę miał w rzeczonym spotkaniu. Jeśli polegała ona na regularnym przebywaniu w polu karnym - nie wyszło. Jeśli polegała ona na rozgrywaniu piłki - nie wyszło. Jeśli polegała ona na angażowaniu uwagi przeciwnika, co miałoby pomóc reszcie zespołu - nie wyszło. Oczywiście, to nie tak, że nasz kapitan ponosi pełną odpowiedzialność za wynik w debiucie Fernando Santosa, ale też zasłanianie się utartymi schematami jest po prostu bezzasadne. Sam obraz gry i statystyki mówią przecież zupełnie co innego.
Jak "Lewy" wypada w porównaniu do Piotra Zielińskiego i Karola Świderskiego, którzy jako jedyni z zawodników ofensywnych zagrali przynajmniej 120 minut?*
Lewandowski podczas marcowego zgrupowania:
  • 2 celne strzały - 2. miejsce
  • 7 strzałów łącznie - 1. miejsce
  • 94 kontakty z piłką - 2. miejsce
  • 33 podania - 3. miejsce
  • 72% celności podań - 3. miejsce
  • 33 stracone piłki - 3. miejsce
  • 3 wywalczone rzuty wolne - 3. miejsce
  • 2 popełnione faule - 1. miejsce
  • 47% wygranych pojedynków (15/32) - 2. miejsce
  • 5 akcji w defensywie - 2. miejsce
Nic nadzwyczajnego, a przy tym w oczy rzucały się momenty, gdy lider reprezentacji po prostu zwalniał akcje. Znamienna jest sytuacja ze spotkania z Czechami, gdy Zieliński efektownie ograł rywala przy linii bocznej, wybiegł na pozycję, a Lewandowski przytrzymał piłkę, przez co szansa na zaskoczenie rywala bezpowrotnie minęła. Brak odpowiedniej komunikacji na linii między naszymi najlepszymi zawodnikami z pola jest zresztą czymś, nad czym warto się kiedyś głębiej pochylić. Nie ulega wątpliwości, że nie nadają oni na tych samych falach, co zaznaczyliśmy już TUTAJ.
Wreszcie najbardziej niepokojący jest chyba fakt, że Lewandowski nie tyle nie próbuje szczęścia - czasami oddawał strzały z kompletnie nieprzygotowanych pozycji - co zaczął zawodzić w kwestii, w której uchodził za jednego z najlepszych zawodników na świecie. Jedną z najważniejszych umiejętności "Lewego" była świetna gra tyłem do bramki. Tymczasem ani z Albanią, ani z Czechami nie było tego widać w pełnej krasie. Owszem, czasami udawało mu się wyciągnąć rywala w głąb boiska, ale znacznie częściej dostawał po głowie, gdy doskoczyło do niego dwóch rywali. W tym roku nie można rzeczonych obrazków rozpatrywać w kategorii odosobnionych.

Wreszcie jak w klubie. Niestety

Obawy dotyczące kapitana biało-czerwonych istniały jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. W końcu nasz podstawowy napastnik przyjeżdżał na zgrupowanie... bez formy. Okres po mistrzostwach świata w Katarze jest dla Lewandowskiego serią mniejszych lub większych porażek. Kontuzje, zawieszenia i słaba gra w FC Barcelonie, co przełożyło się na zaledwie dwa ligowe trafienia w 2023 roku. Jak na standardy, do których przyzwyczaił nas 34-latek, można określić to tylko jednym słowem - dramat.
Zwraca przy tym uwagę pokraczne spełnienie się kolejnego marzenia dotyczącego "Lewego". Jeszcze za czasów jego występów w Bayernie, ochoczo nawoływano, że piłkarz nie daje swojej reprezentacji tyle, co monachijczykom. Teraz sytuacja znacząco się zmieniła, bo podczas marcowego zgrupowania snajper zagrał na takim poziomie, co w ostatnich spotkaniach "Dumy Katalonii". Szkopuł w tym, że dla polskiego kibica to nic dobrego.
Trzeba się zastanowić nad właściwą pozycją naszego najbardziej rozpoznawalnego piłkarza. Z jednej strony figuruje on jako zawodnik, który musi otrzymać podanie wyprowadzające go na dogodną pozycję, aby wnieść faktyczną wartość. Takie postrzeganie 34-latka teoretycznie wiąże go z regularną obecnością w polu karnym. Tymczasem ani w reprezentacji, ani w FC Barcelonie, Lewandowski nie trzyma się "szesnastki" przeciwnika.
Wynika to z jego immanentnej potrzeby bycia pod grą, co kiedyś - w kontekście biało-czerwonych - było postrzegana jako branie odpowiedzialności za słabszych kolegów. "Lewy" stawał się uniwersalnym żołnierzem, który musiał nie tylko atakować i bronić, ale też asystować sobie samemu, a najlepiej byłoby, gdyby jeszcze wspierał Wojciecha Szczęsnego. Tymczasem marcowe zgrupowanie pokazało, że doświadczony piłkarz ma pewne braki w rozegraniu i jest w tej materii znacznie słabszy niż jeszcze kilka lat temu.
Świadczą o tym przytoczone już statystyki, w których wychowanek Znicza Pruszków nie wyróżnia się na tyle nie tylko Piotra Zielińskiego, ale też Karola Świderskiego. Z całej tej trójki ma najmniejszy współczynnik udanych podań, a przecież i pomocnik Napoli, i napastnik Charlotte FC nie sprawiali, że futbolówka wracała pod nogi naszych obrońców. Wręcz przeciwnie - zaliczyli oni po dwa kluczowe podania w porównaniu do zera po stronie Lewandowskiego.
Z podobnym dylematem dotyczącym 34-latka zmaga się FC Barcelona. I w klubie, i w reprezentacji są sytuacje, gdy nominalny lis pola karnego przebywa kilkadziesiąt metrów od bramki przeciwnika. To sprawia, że w "szesnastce" po prostu brakuje kluczowego piłkarza, do którego można by posłać centrę. Drużyna Xaviego regularnie stawia na dośrodkowania, lecz wysokie piłki nie znajdują adresata. Podobnie potencjał bywa zaprzepaszczany w polskim zespole - przeciwko Czechom sporo miejsca miał Przemysław Frankowski, ale jego długie podania nie przynosiły oczekiwanych efektów. Albo zawodziło przyjęcie, albo wykończenie, albo samo wyjście na pozycję spowodowane nieco dziwnym ustawieniem. Zawsze coś nie tak, a przecież w wypadku Lewandowskiego słowo "zawsze" stosowaliśmy zwykle w połączeniu z "wykorzystuje okazje".
Czasy się zmieniły, a kapitan po prostu zaczął się starzeć. Z jego eksploatacyjnym stylem gry trudno oczekiwać, aby było inaczej.

Lider na czas pokoju

Bycie kapitanem to jednak nie tylko kwestie sportowe. Gdyby liderowanie danej drużynie zależało od umiejętności piłkarskich i globalnego statusu, to opaskę Liverpoolu dzierżyłby pewnie Mohamed Salah, a nie Jordan Henderson. W tym kontekście ważne są cechy przywódcze i to jak wpływasz na swoją drużynę, także w tych momentach, gdy jej po prostu nie idzie. Musi to być osoba, która buduje zespół przed pierwszym gwizdkiem - w końcu mecze najpierw wygrywa się w głowie.
Nie mnie oceniać, jak Robert Lewandowski zachowuje się w szatni, ale boiskowa mowa napastnika daje pretekst, ku temu, aby kwestionować faktyczną pozycję 34-latka. Zbyt często widzimy go machającego rękoma, rozczarowanego nieudanym zagraniem od kolegi. Jednocześnie wymowne są te sytuacje, gdy przez zawodnika FC Barcelony przebija rezygnacja. Strata piłki nie jest impulsem do tego, aby ruszyć w pogoń za przeciwnikiem, a przyczynkiem do zatrzymania się i odpuszczenia. Oczywiście, to nie tak, że nasz kapitan robi to za każdym razem, ale, niestety, coraz częściej.
Kolejną kwestią jest to, jak "Lewy" zachowuje się poza boiskiem. To tylko moje zdanie, ale nie potrafię pozbyć się posmaku sztuczności, który bije z większości wypowiedzi lub postaw byłego zawodnika Lecha Poznań. Weźmy na przykład jego reakcję na legendarny w momencie premiery wywiad Łukasza Skorupskiego, o którym szerzej pisaliśmy TUTAJ. Kapitan wyszedł na konferencję prasową, co było dość zaskakujące, gdyż nikt go nie zapowiadał. Na tym jednak jakkolwiek odważne ruchy się skończyły - 34-latek pojawić się musiał, bowiem sytuacja urosła do największego rozmiaru.
Wypowiedzi Skorupskiego wywołały wręcz lawinę, odsłoniły wiele tajemnic, które starali się zachować reprezentanci. Zmowa milczenia zawarta w Katarze została bezpowrotnie zerwana. Uderza przy tym, że dopiero ciąg tych zdarzeń zmusił Lewandowskiego do publicznego zabrania głosu i jakże trudnego słowa "przepraszam". Trudno wierzyć, że gdyby nie postawa bramkarza, polski kibic - mający się przecież dorzucić do osławionej premii - doczekałby się podobnych słów. Wobec tego poczucie satysfakcji jest niewielkie, umowne. Istotą przyznania się do błędu jest w końcu faktyczna wiara w swoją pomyłkę. Taka refleksja miałaby przyjść do "Lewego" trzy miesiące (sic!) po całej aferze? W dodatku przy jednoczesnym pstryczku w kierunku "Skorupa"? Dajmy spokój, to śmieszne.
Muszę się przy tym zgodzić z Wojciechem Kowalczykiem, który w swoim felietonie na "Weszło.com" bardzo mocno odniósł się do całej sprawy. Moim zdaniem były reprezentant miał po prostu rację. - To jest takie "przepraszam", żeby się kibice - krótko mówiąc - odpier***ili. Ekipa mu przekazała, że powstał dym związany z ciszą medialną i lepiej, żeby wyszedł, to w końcu wyszedł. Natomiast do marca - końcówki - to nie wiem, gdzie był - napisał "Kowal". Ja też nie wierzę w stuprocentową szczerość intencji Lewandowskiego. Być może to efekt budowania marki, bo sam napastnik mocno dba o to, aby być postrzeganym jako postać nieomal krystaliczna. Wizerunek polerowany jest jednak do tego stopnia, że zaczyna być przezroczysty.
Nie porwę się w tym momencie na stwierdzenie, że nasz podstawowy napastnik powinien być katapultowany z reprezentacji, bo ta bez niego straciłaby jeszcze więcej. Nie mam jednak złudzeń, że Lewandowski nie jest liderem na czas, gdy kadra zmaga się z dużymi problemami. Nie mam złudzeń, że "Lewy" nie jest świętością, zbawieniem dla biało-czerwonych. Tylko tyle i aż tyle.

Przeczytaj również