Cardiff żąda pieniędzy za Emiliano Salę. Rekordowy transfer i nieustanny koszmar. "Wstrząsające"
Cardiff City nie daje za wygraną. Walijski klub dowodzony przez Vincenta Tana wytoczył kolejny proces po tragicznej śmierci Emiliano Sali. Tym razem domaga się ponad 100 milionów funtów odszkodowania ze strony Nantes. Równie dobrze można by już teraz wręczyć "The Bluebirds" tytuł najbardziej obrzydliwego klubu na świecie.
Od czasu szokującego odejścia Emiliano Sali minęły już cztery lata. Mimo tego Argentyńczyk nadal nie zaznał spokoju - jego sprawa jest przedmiotem sporu między dwoma klubami, które przeciągają rację na swoją stronę, szarpiąc nią niczym krwawym ochłapem. Teraz Cardiff City postanowiło napisać kolejny rozdział tej wstrząsającej historii, dając ostateczny dowód na to, że kluby zostały pochłonięte przez kapitalistyczny porządek. Czym bowiem jest śmierć w porównaniu ze stoma milionami funtów?
Ostatni lot
W sezonie 2019/20 Cardiff City występowało na poziomie Premier League. Klubowi nie wiodło się jednak dobrze, widmo spadku zaglądało głęboko w oczy, dlatego zarząd postanowił dokonać kolejnych wzmocnień w trakcie zimowego okienka. Kluczowe miało być ściągnięcie nowego napastnika, bo pod względem skuteczności "The Bluebirds" prezentowali się po prostu fatalnie. Dość powiedzieć, że koniec końców najskuteczniejszymi zawodnikami zostali Victor Camarasa oraz Bobby Reid, którzy zapisali na swoim koncie pięć ligowych trafień.
Marną sytuację walijskiej drużyny miało zmienić sprowadzenie Emiliano Sali. Argentyńczyk od kilku lat bardzo dobrze radził sobie w Ligue 1, konsekwentnie zdobywał dwucyfrową liczbę bramek. Właściciel klubu z Wielkiej Brytanii - Vincent Tan - cenił rosłego piłkarza na tyle mocno, że postanowił wydać 15 milionów funtów, które trafiło na konto Nantes. Tym samym Cardiff City pobiło swój rekord, który utrzymał się do tej pory. Z Salą łączono więc wielkie nadzieje, upatrywano w nim nowego bohatera ekipy Neila Warnocka. Nikt nie przypuszczał wówczas, że transfer nowego napastnika otworzy jedną z najbardziej prymitywnych kart w historii stanie się niczym więcej jak tylko jedną z najbardziej prymitywnych kart w historii futbolu.
21 stycznia 2019 roku pochodzący z Santa Fe gracz wsiadł w samolot powrotny do Francji. Do celu swojej podróży nigdy nie dotarł, ponieważ maszyna rozbiła się, zabierając ze sobą dwa istnienia. Zanim jednak ujawniono i potwierdzono informacje dotyczące zawodnika, przeprowadzono długie i wymagające poszukiwania. W akcję zaangażowali się między innymi Lionel Messi oraz Diego Maradona, a przede wszystkim zastępy nurków i specjalistów, którzy kawałek po kawałku przeczesywali kanał La Manche. Zwłoki napastnika zostały zidentyfikowane dopiero 7 lutego, konieczne było pobranie odcisków palca. Kilka godzin później Nantes zastrzegło numer swojego byłego zawodnika i rozpoczęło wojnę trwającą do dziś.
- Jestem bardzo smutny z powodu tego wypadku. Ten wspaniały młody człowiek byłby bardzo szczęśliwy i odnosiłby sukcesy w Cardiff City, gdzie miałby nowy dom i wielu przyjaciół. (...) Zaproponowaliśmy, że ciało Emiliano zostanie zabrane do jego rodziny w Argentynie. Nawet jeśli tam trafi, jego dusza zawsze będzie w naszych sercach. Odczuwamy ogromną stratę, ale największą stratę ponosi rodzina - przekonywał Tan, którego cytowało "BBC".
- Mam nadzieję, że znalezienie ciała przyniesie jego rodzinie ukojenie. Pozwoli im osiągnąć wewnętrzy spokój - dodał Warnock.
To wszystko okazało się bzdurą.
Nantes szybko upomniało się o pieniądze z tytułu transferu Sali. Kwota rzędu 15 milionów funtów miała zostać wypłacona w dwóch transzach - najpierw 5,3 miliona funtów, za rok pozostała część. Cardiff City nie chciało jednak zaakceptować tych żądań, godząc się jedynie na pierwszą ratę. Walijczycy utrzymywali, że Francuzi nie powinni otrzymać nic więcej, ponieważ Sala - mimo podpisanego kontraktu oraz ważnych testów medycznych - nigdy nie zagrał w barwach "The Bluebirds". Brak otwartości ze strony Brytyjczyków doprowadził do tego, że w sprawę musiała zaangażować się FIFA. Obraz pozostawał niezmiennie ponury - w momencie, gdy rodzina opłakiwała swojego syna, brata, krewnego, biznesmeni toczyli spór o miliony. I toczą go nadal.
Bez przerwy
W połowie maja bieżącego roku świat obiegły kolejne wstrząsające informacje na temat Emiliano Sali. Po czterech latach Cardiff City wciąż usiłuje dowieść swojej racji. Tym razem Walijczycy poszli o krok dalej, bowiem postanowili wkroczyć na ścieżkę sądową i pozwali Nantes na kwotę ponad 100 milionów funtów. Nieoficjalnie wiadomo, że przedstawiciele "The Bluebirds" są przekonani, że Argentyńczyk pomógłby im w zdobyciu punktów niezbędnych do utrzymania w Premier League, więc jego brak traktują jako jedną z przyczyn ostatecznej relegacji. Członkowie zarządu nawet nie kryją się, że chodzi im głównie o pieniądze, chociaż dla pozoru wspominają coś o sprawiedliwości.
- Ktoś, bez naszej wiedzy, wsadził go do niesprawnego samolotu i przeleciał nim w niebezpiecznej porze dnia. Niestety, dwie osoby z tego powodu zginęły. Dlaczego to Cardiff musi wypisać czek na tak wysoką kwotę? Cardiff nie jest bogatym klubem, nie może sobie na to pozwolić. Nie rozumiem, dlaczego ludzie mówią, że zależy nam tylko na pieniądzach. Chcemy po prostu sprawiedliwości. Podana przez nas kwota była skonsultowana z prawnikami. To nie są wyliczenia z powietrza - powiedział prezes klubu, cytowany przez "BBC". Przy okazji Mehmet Dalman okrutnie skłamał.
Nie jest prawdą, że władze drużyny z Premier League nie wiedziały o nocnej podróży swojego nowego zawodnika. Szeroko zakrojone śledztwo wykazało, że Argentyńczyk chciał zorganizować lot za pośrednictwem klubu, ale osoba za to odpowiedzialna "była zbyt przestraszona, aby przedstawić takie życzenie swoim przełożonym". Wobec tego do akcji wkroczył Willie McKay, który od dłuższego czasu wspomagał obie strony, mimo oficjalnego zakazu związanego z ogłoszeniem bankructwa. Agent piłkarski dopinał wiele transportów na linii Walia - Francja i do 21 stycznia 2019 roku wszystko układało się dobrze. Zmieniło się w momencie, w którym Cardiff zbagatelizowało prośbę napastnika, a ten - zostawiony sam w hotelu, bez szczególnie dobrej znajomości języka - poprosił o pomoc z innej strony.
Zeznania McKaya druzgocąco wpłynęły na opinię o Cardiff City, a także przyczyniły się do rozpoczęcia kolejnego głośnego konfliktu w angielskim futbolu. Agent rzucał swoimi oskarżeniami, klub odpowiadał swoimi. W arsenale jednych i drugich znajdowały się nawet pomówienia o usiłowanie zabójstwa, ale kluczowa okazała się decyzja władz, które uznały, że świadectwa McKaya nie można zbagatelizować mimo wykroczeń, jakich dopuścił się wcześniej.
Na niekorzyść "The Bluebirds" działa również ich postępowanie wszczęte przeciwko firmie ubezpieczeniowej Miller Insurance Services. Spółka współpracowała z klubem w kwestii polis dotyczących piłkarzy. Okazało się jednak, że żadne ubezpieczenie nie jest podpisywane w momencie przeprowadzenia transferu, lecz konieczny jest do tego osobny proces. Tym samym Sala nie był zabezpieczony przez Cardiff na wypadek tragedii, co Walijczycy chcieli naprawić... dzień po ogłoszeniu zaginięcia piłkarza. Do sądu trafiły dokumenty, które wykazały, że przedstawiciele zgłosili się do Miller Insurance Services w celu nagłego ubezpieczenia Argentyńczyka na 20 milionów funtów. Ten ohydny manewr oczywiście nie przeszedł, co nie przeszkodziło drugoligowcowi w pozwaniu brokera na kwotę 10 milionów funtów w związku z rzekomym niedotrzymaniem "staranności i poziomu usług".
Trudno wobec tego żywić jakąkolwiek sympatię względem Walijczyków. Konsekwentnie pracują na miano jednego z najbardziej obrzydliwych zespołów w świecie futbolu i nie zamierzają przestać.
Najgorszy koszmar
Gdyby historię Emiliano Sali ktoś wymyślił, pojawiłyby się oskarżenia, że to dzieło umysłu chorego, spaczonego. Stężenie tragedii jest w niej nieprawdopodobne - od wzbraniania się przed samym transferem, przez porzucenie w hotelu, tragiczny lot, tajemnicze zniknięcie pilota, mękę rodziny podczas poszukiwań i wreszcie nieskończoną batalię między dwoma klubami. Zbyt wiele, aby przejść obok tego zupełnie obojętnie.
Przerażający jest przy tym fakt, że zawodnik naprawdę nie chciał przenosić się do Cardiff. Wolał zostać w Nantes, na taki scenariusz naciskał też szkoleniowiec Vahid Halilhodzic. Decyzję podjął jednak właściciel klubu, czyli Waldemar Kita. Polak nie miał wątpliwości, że na Argentyńczyku może naprawdę dobrze zarobić. W końcu 15 milionów funtów - jakie mieli zainkasować - byłoby najlepszym wynikiem sprzedażowym w historii klubu. Wobec tego nikt nie dbał o odczucia samego napastnika oraz trenera. Pokazano, że w świecie futbolu, w świecie biznesu są znacznie ważniejsze rzeczy.
Nie można jednak obwiniać włodarzy francuskiego klubu za całe zło, które się wydarzyło. Sytuacji, gdy jakiegoś piłkarza usilnie przekonuje się do przeprowadzki, jest przecież wiele. W wypadku Sali przesądziły kolejne wydarzenia z organizacją felernego lotu na czele. Najdroższy nabytek w historii "The Bluebirds" podróżował samolotem pilotowanym przez człowieka, któremu nie wolno było tego zrobić. 59-letni wówczas David Ibbotson został przez "The Guardian" określony jako amator. Nie miał zezwolenia na podróże noce ani pasażerskie. A mimo tego wyruszył w powietrze z Argentyńczykiem na pokładzie, chociaż sam miał olbrzymie obawy, co do stanu technicznego przestarzałego Pipera PA-46 Malibu.
- Zwykle mam kamizelkę ratunkową między siedzeniami, ale tej nocy na pewno założę ją na siebie. Polecili mi, żebym przewiózł tego piłkarza podejrzanym samolotem. Ta maszyna powinna pójść w odstawkę - powiedział Ibbotson w zarejestrowanej rozmowie ze swoim przyjacielem.
Maszyna nigdy nie wróciła na swoje należne miejsce, a Ibbotson dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Podczas przeszukiwań znaleziono jedynie ciało Sali. 59-letni pilot zaginął na zawsze.