Rekordowy sezon, wzorowy ranking. Czesi znów pokazują nam miejsce w szeregu. "W Polsce jest za dobrze"
Kiedy w Polsce zachwycamy się, że mamy reprezentanta w fazie grupowej europejskich pucharów, dla Czechów to chleb powszedni. Obecny sezon jest jednak dla naszych południowych sąsiadów wyjątkowy. Slavia, Sparta i Viktoria wciąż walczą w Europie i piszą piękną historię czeskiego futbolu.
Dysponują mniejszymi pieniędzmi, nie mają aż tak dużych stadionów, a piłka nożna musi rywalizować o kibicowskie serca z mocnym przecież hokejem na lodzie. Czeski futbol klubowy systematycznie się jednak rozwija, co pokazują wyniki tamtejszych drużyn w europejskich pucharach. Choć wkroczyliśmy już w fazę 1/8 finału Ligi Europy oraz Ligi Konferencji, Czesi nadal mają na tym etapie aż trzech przedstawicieli. Są nimi praskie Slavia i Sparta oraz Viktoria Pilzno.
12.750 - to dorobek punktowy czeskich klubów w obecnym sezonie i już teraz jest to zdecydowanie ich najlepszy wynik w historii od momentu liczenia punktów według obecnego systemu. Sami Czesi policzyli z kolei, że ostatni raz tak dobrze w rankingu punktowali w sezonie 1995/1996, kiedy to Slavia dotarła do półfinału Pucharu UEFA. W obecnym sezonie liga czeska pod względem punktowym plasuje się jako pierwsza spoza TOP5. Nic więc dziwnego, że w Polsce zaczęliśmy zastanawiać się nad sekretem stojącym za sukcesem naszych południowych sąsiadów.
Trzy filary
To wcale nie jest tak, że dopiero w obecnym sezonie zobaczyliśmy popis czeskiego futbolu klubowego na Starym Kontynencie. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat tylko w jednym sezonie (2019/20) zdarzyło się, że czeskiej drużyny zabrakło w fazie grupowej europejskich pucharów. W innym przypadku Czesi co roku mają przynajmniej jednego przedstawiciela, który melduje się w grupie Ligi Mistrzów, Ligi Europy czy też od niedawna Ligi Konferencji. I zwykle te kluby nie są chłopcami do bicia, tylko często docierają również do fazy pucharowej. Sytuacja, w której Czechy mają aż trzy ekipy w 1/8 finału europejskich rozgrywek, jest jednak pewną anomalią.
- Akurat w obecnym sezonie w pucharach “zatrybiło” trzem największym czeskim klubom w ostatnich latach. Licząc od 2011/12, zwykle jeden, maksymalnie dwa kluby dobrze punktowały w Europie i dochodziły do wiosennych gier. Najpierw, jeszcze pod wodzą Pavla Vrby, bardzo dobrze szło Viktorii Pilzno, a w miarę dobrze Sparcie Praga. Slavia do 2015 roku i przejęcia klubu przez chińskich właścicieli nie pokazywała się za bardzo w pucharach. Kiedy ta ostatnia po zatrudnieniu dyrektora sportowego Jana Nezmara i trenera Jindricha Trpisovskiego zaczęła prezentować się godnie w Europie, to z kolei gorzej radziła sobie Viktoria - mówi w rozmowie z nami pasjonujący się czeskim futbolem Grzegorz Rudynek z Przeglądu Sportowego.
I rzeczywiście do tego sukcesu czeskich klubów poniekąd doprowadził pewien zbieg okoliczności. Sparta po latach wreszcie nie jest sterowana sztywno przez właściciela Daniela Kretinskiego i dzięki temu w klubie zapanowała większa stabilizacja. Coraz lepszą pracę w roli dyrektora sportowego wykonuje Tomas Rosicky, a jako trener świetnie odnalazł się Brian Priske. Slavia, choć nie jest już tak mocna jak jeszcze kilka lat temu, to już od siedmiu sezonów prowadzi ją wspomniany Trpisovsky, którego styl wciąż starcza na dobre wyniki w Europie. Z kolei Viktoria po pozbyciu się problemów finansowych odzyskała tlen i znów może się skupić na próbie rozbicia praskiego duopolu.
- Sukces czeskich klubów w obecnym sezonie opiera się na trzech filarach, którymi są: wysokie oczekiwania, motywacja oraz rywalizacja. Wszystkie drużyny mają wielką jakość i to wspaniałe dla czeskiego futbolu, że mamy trzy drużyny na etapie fazy pucharowej europejskich rozgrywek. Życzymy sobie nawzajem powodzenia w pucharach i razem przyczyniamy się do powiększenia dorobku naszego krajowego współczynnika. Naszym celem jest regularna gra w Europie w każdym sezonie. To w nich masz szansę na stawienie czoła najlepszym rywalom i możesz krok po kroku się rozwijać. Dlatego tak ważne jest, aby grać w nich regularnie. Chcemy pchnąć naszych zawodników na europejski poziom - opowiada nam rzecznik prasowy Viktorii, Vaclav Hanzlik.
W Polsce jest za dobrze
Nad Wisłą możemy jedynie z lekką zazdrością obserwować sukcesy sąsiadów. Choć i tak Ekstraklasa w ostatnich latach też się rozwinęła, a właśnie byliśmy świadkami drugiego z rzędu awansu polskiego klubu do fazy pucharowej Ligi Konferencji, to te wyniki wciąż znacząco odbiegają od osiągnięć Czechów. Jest to dziwne, bowiem przecież pod względem finansów czy infrastrukturalnym (szczególnie jeśli chodzi o stadiony) wcale nie odstajemy od przedstawicieli tamtejszej Fortuna Ligi - jest wręcz odwrotnie.
- Dobrych kilka lat temu, po którymś kolejnym sukcesie Viktorii Pilzno, zapytałem ówczesnego właściciela klubu, Tomasa Paclika: “Jak wy to robicie, że macie takie wyniki w Europie?”, na co ten odpowiedział: “To ty mi lepiej powiedz, jak wy to robicie, że mimo takich warunków nie odnosicie tych sukcesów”. Za jego słowami kryło się to, na co zwracają uwagę w zasadzie wszyscy Czesi: u nas są większe pieniądze z tytułu praw telewizyjnych, nowe stadiony, lepsza frekwencja, generalnie większe zainteresowanie itd. - wymienia Rudynek.
Aktualnie Canal+ za prawa do transmisji Ekstraklasy płaci grubo ponad 300 mln złotych (70 mln euro) za sezon. Dla porównania, u Czechów dotąd ten telewizyjny tort wynosił zaledwie 6 mln euro do podziału dla wszystkich. Choć niedawno doszło do nowego przetargu i kontrakt wzrośnie teraz blisko trzykrotnie, dalej są to dużo mniejsze środki niż te otrzymywane co sezon przez polskie zespoły. To właśnie takie poniekąd finansowe El Dorado wskazywane jest przez Czechów jako jeden z większych problemów trapiących kluby Ekstraklasy.
- Czesi, którzy już trochę poznali Ekstraklasę, często zwracają uwagę, że mają tu po prostu za dobrze. Marek Hanousek z Widzewa powiedział mi kiedyś, że zasadnicza różnica polega na tym, że kluby w Polsce mają przeciętnie więcej pieniędzy niż w Czechach. U niego w ojczyźnie mniejsze drużyny chcą wychowywać młodych piłkarzy i sprzedawać ich do Sparty, Slavii czy do niedawna do Viktorii, która dziś nie jest już jednak tak bogata jak kilka lat temu. Dzięki temu Czesi mają trzy silne kluby. Gracz Widzewa zwrócił mi uwagę na to, że w Polsce ligowi średniacy mają dość pieniędzy, by nie sprzedawać zawodników do najmocniejszych i przez to liga jest bardziej wyrównana. Nie mamy aktualnie dwóch mocnych lokomotyw, które ciągną całe rozgrywki - zauważa Rudynek.
O powtórkę ciężko
Polska nie ma jednej czy dwóch lokomotyw, Czesi mają ich trzy. W obecnej edycji Ligi Europy Sparta w fazie grupowej odprawiła z kwitkiem Betis, w play-offach pokonała Galatasaray. Slavia wygrała swoją grupę, wyprzedzając w tabeli Romę. Z kolei Viktoria Pilzno w Lidze Konferencji nie dała żadnych szans rywalom i z kompletem zwycięstw wygrała grupę, w której jej rywalami były tak solidne firmy jak Dinamo Zagrzeb czy FK Astana. Teraz zadanie będzie już jednak znacznie cięższe, szczególnie drużyn z Pragi. W 1/8 finału LE Slavia zmierzy się bowiem z Milanem, a Sparta z Liverpoolem. Z kolei Viktoria w tej samej fazie Ligi Konferencji zagra z walczącym o mistrzostwo Szwajcarii Servette FC.
- Teoretycznie wydaje się, że Slavia i Sparta ze względu na klasę rywali już skończą grę w pucharach. Z drugiej strony w minionych latach Slavia pokazywała, że umie grać ze zdecydowanie lepszymi. Tylko w wiosennej części sezonu wyeliminowała takie firmy jak Leicester, Rangers, Genk, Sevillę, a jak równy z równym grała z Arsenalem i Chelsea. Generalnie jednak cudu nikt nie oczekuje, a wszyscy cieszą się, że tak duże firmy przyjdą do Pragi. Więcej szans daje się więc naturalnie Viktorii - tłumaczy dziennikarz.
Ten sezon i tak jest już dla czeskich klubów historyczny i zostanie zapamiętany przez kibiców Slavii, Sparty i Viktorii jako przepiękna przygoda. Patrząc jednak w szerszym kontekście, należy zastanowić się nad tym, czy trzy czeskie kluby w fazie pucharowej europejskich rozgrywek to jedynie “ciekawostka”, czy może stanie się to pewnego rodzaju zasadą. Liga czeska, która aktualnie plasuje się na 11. miejscu w rankingu UEFA, ma wszelkie możliwości, by zaraz przeskoczyć Szkocję i wbić się do TOP10. A tam obecność zespołów w fazie pucharowej zwykle jest standardem.
- Wydaje mi się, że mimo wszystko nieprędko będziemy mogli spodziewać się powtórki takiego sezonu w wykonaniu czeskich klubów. W czeskim futbolu dzieje się jednak sporo dobrego. O wyższym kontrakcie telewizyjnym już wspomniałem, do tego wszystkiego u naszych południowych sąsiadów pojawiają się kolejni nowi inwestorzy. Szwajcarzy i Austriacy przejęli Viktorię, Slavię od Chińczyków kupił czeski miliarder, a do tego wszystkiego blisko finalizacji jest transakcja, po której właścicielem Slovana Liberec stanie się nazywany “złotym dzieckiem czeskiego biznesu” Ondrej Kania. Tak więc o ile będzie im szalenie ciężko o powtórzenie sukcesu z tego roku, o tyle ogólnie wygląda na to, że liga czeska sunie do przodu - podsumowuje Rudynek.