Red Bull wchodzi do zasłużonego klubu. Kibice się boją. Będzie rewolucja?

Red Bull wchodzi do zasłużonego klubu. Kibice się boją. Będzie rewolucja?
George Wirt / shutterstock
Piotrek - Przyborowski
Piotrek Przyborowski09 Aug · 16:30
Choć rozwijają piłkę na niespotykaną wcześniej skalę, odbywa się to kosztem tradycji i historii. Red Bull niedawno dołożył do swojego portfolio kolejny zespół. I mimo że w Leeds United cieszą się z ogromnych pieniędzy i potencjału, które niesie za sobą wejście “Byków” na Elland Road, wśród kibiców panuje też lekki niepokój.
O mariażu Leeds United i Red Bulla mówiło się już od ponad dekady. W czerwcu porozumienie stało się faktem, kiedy oficjalnie ogłoszono, że Austriacy zostali nowym sponsorem głównym oraz mniejszościowym akcjonariuszem “Pawi”. Dla klubu z północnej Anglii oznacza to gigantyczny zastrzyk finansowy, ale wielu kibiców z Yorkshire podchodzi do tej transakcji bardzo nieufnie. A wszystko to ma związek z dość bogatą, aczkolwiek również bolesną historią “przejęć” klubów przez austriackiego giganta.
Dalsza część tekstu pod wideo
Zmiana nazwy, herbu, klubowych barw to standardowy proces, przez który musieli przejść kibice w Austrii, Brazylii, Niemczech i Stanach Zjednoczonych. To właśnie w tych krajach Red Bull posiada aktualnie własne drużyny piłkarskie. Teraz do tej listy w pewnym sensie dołącza właśnie Leeds United. I mimo że na razie współpraca z “Bykami” będzie dość ograniczona, fani trzykrotnych mistrzów Anglii nie kryją swoich obaw. Bo choć wydaje się, że szczególnie w angielskim futbolu istnieją pewne świętości, Red Bull już niejednokrotnie pokazał, że dla niego w sporcie niemożliwe nie istnieje.

Od Małysza po Ligę Mistrzów

Austriacy w sport inwestują już od wielu lat i to w dużym stopniu na nim opiera się marketing firmy. Red Bull zaczynał od sponsorowania głównie sportów ekstremalnych: wyścigów BMX, snowboardingu, a kask z jego logiem nosił też przecież sam Adam Małysz. Do tego od zawsze marka mocno inwestowała w sporty motorowe, ma swoje dwa teamy w Formule 1. W futbol gigant z branży napojów energetycznych po raz pierwszy wszedł mocniej w 2005 roku, kiedy przejął Austrię Salzburg. Wydawało się to idealnym połączeniem. Dopóki nie okazało się, że nowi właściciele zamierzają dokonać całkowitego rebrandingu klubu - łącznie ze zmianą herbu, fioletowych barw, a nawet nazwy.
Niedługo potem ten sam scenariusz powtórzył się za Oceanem, gdzie New York/New Jersey Metrostars przemianowano na New York Red Bulls. Chwilę później taki sam los spotkał piątoligowy klub z Niemiec, SSV Markranstadt, który stał się RB Lipsk. Z kolei stosunkowo niedawno, bo w 2020 roku brazylijskie CA Bragantino przyjęło oficjalnie nazwę Red Bull Bragantino. We wszystkich tych przypadkach doszło do podobnego procesu - zrywania z wcześniejszą historią na rzecz rozwoju klubów już pod szyldem “Byków”.
Najnowszym “nabytkiem” Red Bulla jest Leeds United. Pod koniec maja ogłoszono, że logo producenta napojów energetycznych znajdzie się od nowego sezonu na koszulkach tego angielskiego zespołu. Dodatkowo firma z Austrii nabyła również mniejszościowy pakiet właścicielski klubu. Choć mowa tu najprawdopodobniej o bardzo symbolicznym procencie udziałów, kiedy kibice “Pawi” dowiedzieli się, o jaki podmiot chodzi, z miejsca zaczęły się dywagacje na temat tego, czy również i ich klub spotka za jakiś czas podobny los jak ekipy z Brazylii czy Niemiec.
- Oczywiście, że kibice się boją, bo ciężko przejść obojętnie obok historii angażowania się Red Bulla w projekty sportowe. Jeśli jednak przemyśli się sprawę dogłębniej, to te obawy można rozwiać. Przy całym szacunku do historii Austrii Salzburg, klubu z Lipska czy tych z Brazylii i Nowego Jorku, dziedzictwo i baza kibicowska Leeds jest kompletnie inna. Wszelka ingerencja w herb czy nazwę klubu mogłaby się skończyć dość tragicznie dla Red Bulla. Tutaj o zachowanie tradycji jestem spokojny i oczekuję raczej więcej korzyści z tej współpracy - mówi w rozmowie z nami mówi Krzysztof Wrzal, kibic tego angielskiego klubu piszący dla LeedsUtd.pl.

Phelps, Crowe i Hilton

Nie zmienia to faktu, że zgodnie z angielskim przysłowiem “better to be safe than sorry” (czyli “lepiej zapobiegać niż leczyć”), po ogłoszeniu decyzji o współpracy z Red Bullem, kibice Leeds poprosili władze klubu o więcej szczegółów dotyczących tej umowy. Paraag Marathe, prezes “Pawi”, w rozmowie z The Athletic otwarcie zadeklarował, że nie ma szans, by klub kiedykolwiek zmienił nazwę. Tyle tylko, że za nim samym stoi amerykańskie konsorcjum 49ers Enterprises, w którego portfolio znajduje się choćby San Francisco 49ers z NFL i które Leeds przejęło zaledwie rok temu.
- 49ers to jest konglomerat wielu inwestorów - mniejszych i większych, a Austriacy po prostu dołączają teraz do tej grupy. Nie wiemy, ile procent akcji wykupili. Biorąc pod uwagę, że nie mają swojego człowieka w zarządzie, można wywnioskować, że jest to jednak raczej symboliczny udział i Red Bull w Leeds jest głównie sponsorem. Ich liczba akcji może się nie różnić od akcji Michaela Phelpsa, Russella Crowe’a czy Paris Hilton. Nie zdziwiłbym się za to, gdyby Leeds w jakimś stopniu zaczęło czerpać z bazy skautingowej Red Bulla. Podejrzewam, że 49ers będą chcieli zdobyć trochę know-how od Austriaków - dodaje Wrzal.
To dość ciekawa sytuacja, bowiem dotąd Red Bull był raczej znany z agresywnej strategii. Abstrahując już od samych przejęć innych klubów, rzadko kiedy decydował się na negocjacje czy jakiekolwiek ustępstwa. W przypadku Leeds na razie zaliczył tylko jedno potknięcie. Na domowych koszulkach ekipy z Elland Road w nowym sezonie pojawi się ogromne czerwone logo austriackiego producenta. Ten kolor nie spotkał się z przychylną reakcją kibiców “Pawi”, bowiem w Leeds jest utożsamiany z jednym z ich największych rywali, Manchesterem United.
- Ogłoszenie współpracy Leeds i Red Bulla oznacza przede wszystkim dużo więcej pieniędzy dla klubu. Uważa się, że jest to największa umowa sponsorska w historii English Football League. Istnieje zdrowy sceptycyzm co do intencji Red Bulla, biorąc pod uwagę jego postępowanie w klubach z Lipska czy Salzburga. Niewielki rozmiar udziałów w Leeds uspokoił fanów, ale nikt nie zasypia z myślą, że z czasem udziały nie mogą wzrosnąć. Na razie jest zbyt wcześnie, by stwierdzić, jaki wpływ będzie miał Red Bull. Póki co wiemy bowiem jedynie, że umowa z Red Bullem znacząco poprawiła sytuację finansową klubu - opowiada nam z kolei Beren Cross, dziennikarz LeedsLive.

Spadek pokrzyżował plany

Szczegóły finansowe umowy są oczywiście owiane tajemnicą, ale mówi się, że dzięki dopięciu współpracy z Red Bullem na konto klubu trafi przynajmniej 200 milionów funtów. Spora część tej sumy ma zostać przelana już w pierwszym roku współpracy, a jeśli Leeds awansuje to Premier League, wtedy ta kwota ma ulec jeszcze zwiększeniu. To pokazuje więc, jak Austriacy byli zdeterminowani, by wejść na angielski rynek piłkarski. Nic zresztą dziwnego, skoro ich pierwsze zakusy pod zakup akcji w klubie miały miejsce już ponad dekadę temu. Teraz, kiedy właścicielem “Pawi” jest amerykańskie konsorcjum 49ers Enterprises, ten deal stał się faktem.
- Leeds pod rządami 49ers operuje trochę inaczej niż za panowania poprzedniego właściciela, Andrei Radrizzianiego. Amerykanie działają bardziej metodycznie, z większym spokojem i wszystko jest bardziej wyważone. Gretar Steinsson i Nick Hammon, którzy są odpowiedzialni w klubie za transfery, pracują w ukryciu. Z klubu wychodzi bardzo niewiele plotek. Jeśli Leeds kupuje jakiegoś piłkarza, to zazwyczaj informacja o tym w mediach pojawia się już na etapie bardzo zaawansowanych rozmów. Mam wrażenie, że Victor Orta [były dyrektor sportowy Leeds - przyp. red.] działał bardziej impulsywnie i emocjonalnie. To samo dotyczyło też samego Radrizzianiego, który często lubił palnąć coś na Twitterze czy zdradzać plany transferowe klubu - opisuje sytuację Wrzal.
Amerykanie rok temu za przejęcie Leeds zapłacili około 170 milionów funtów. Od tego czasu zaczęli przebudowywać klub w taki sposób, by powstał zespół mogący z podniesioną głową rywalizować w Premier League. Najpierw trzeba było jednak wydostać się z Championship. W tym celu drużynę przejął Daniel Farke, a na wzmocnienia składu wydano łącznie ponad 31 milionów funtów. To jednak wystarczyło do zajęcia tylko trzeciego miejsca w Championship, z kolei w finale baraży lepsze od Leeds okazało się Southampton. Mimo braku awansu pierwszy sezon pod rządami nowych właścicieli został oceniony całkiem pozytywnie.
- Spadek z ligi nie pomógł w podjęciu trudnych decyzji przez 49ers Enterprises. Wielu zawodników musiało zostać sprzedanych z powodu presji finansowej, co nie zawsze było dobrze odbierane, ale ogólnie rzecz biorąc, klub znajduje się w dobrym miejscu. Pierwszy sezon Daniela Farke w roli menedżera był imponujący, nawet jeśli nie udało się awansować. Wydaje się, że klub jest na właściwej drodze, ale potrzebuje tego awansu, aby naprawdę uwolnić potencjał tej grupy właścicielskiej - dodaje Cross.

Sufit dużo wyżej

W nadchodzących rozgrywkach cel stawiany przed niemieckim menedżerem i jego zespołem jest tylko jeden - ma to być bezpośredni awans do Premier League. Leeds jest zresztą zdecydowanym faworytem, zarówno wśród ekspertów, jak i bukmacherów. Klub nie szaleje na rynku transferowym i choć latem z drużyny odeszło kilku ważnych zawodników, kadra wciąż wygląda mocno. 49ers nie poszli na skróty, nie zdecydowali się ruszyć na masowe zakupy, jak to miało miejsce choćby w przypadku Chelsea po przejęciu “The Blues” przez Todda Boehly'ego. Na Elland Road budują cierpliwie projekt, który ma szansę stać się liczącą siłą w angielskiej elicie.
- Teraz wszystko jest bardzo wyważone, spokojne. Leeds nie panikuje i trzyma się swoich założeń. Długofalowo zmienić się może na pewno pozycja finansowa klubu. Firma Radrizzianiego miała dość ograniczone zdolności finansowe. 49ers ten sufit mają zawieszony dużo wyżej. Leeds obecnie ograniczają tylko regulacje PSR [czyli “Profit and Sustainability Rules”, zgodnie z którymi kluby nie mogą wykazywać zbyt wielkich strat finansowych - przyp. red.]. Przy ewentualnym awansie można liczyć na spore inwestycje i będą one dotyczyły nie tylko samego składu, ale też całej infrastruktury. Już zaczynają się prace nad modernizacją i powiększeniem Elland Road - zauważa Wrzal.
Leeds to klub o ogromnym potencjale. Dwa lata temu klub zajął 19. miejsce na świecie w kwestii dochodów ze sprzedanych koszulek. Na Elland Road doskonale zdają sobie sprawę, że ostatnie lata pod względem sportowym nie były tak udane. Jednocześnie wszyscy są świadomi tego, że “Pawie” w przeciągu najbliższych lat są w stanie uzyskać podobny status w piłkarskiej hierarchii co West Ham czy Aston Villa. A fundusze pozyskane dzięki umowie z Red Bullem mogą w tym tylko wydatnie pomóc.

Przeczytaj również