Real wisi na Viniciusie, Arabia nie zamierza odpuścić. "Pierwsze wątpliwości"

Real wisi na Viniciusie, Arabia nie zamierza odpuścić. "Pierwsze wątpliwości"
IMAGO / pressfocus
Wojciech - Klimczyszyn
Wojciech KlimczyszynDzisiaj · 08:00
Nie będzie dobrej końcówki sezonu Realu bez Viniciusa w formie. Już to kiedyś widzieliśmy. Były lata, kiedy Barcelona zależała wyłącznie od dyspozycji Leo Messiego. Dziś podobny czas przeżywają w Madrycie. Czas Vinidependenci.
W niedawnym meczu z Athletikiem wykonał 16 dryblingów, najwięcej od początku tej kampanii. Dane statystyczne mówią, że to jego szósty najlepszy wynik w ciągu ostatnich siedmiu sezonów spędzonych w klubie. Oczywiście, skuteczność nie powala, bo z tych pojedynków wyszedł zwycięsko tylko w siedmiu przypadkach. Skuteczność poniżej 50 procent. Nie ma to natomiast większego znaczenia. Gdy Vini wygrywa starcie z rywalem, natychmiast stwarza zagrożenie. Może stracić pięć piłek z rzędu, a przy szóstej przebitce wystawia koledze “patelnię” albo sam bierze na siebie odpowiedzialność wykończenia akcji.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przeciwko Baskom komentatorzy zauważyli jeszcze jedną rzecz, którą później można było odczytać w statystykach. Nietypowe dla niego zaangażowanie w defensywę. Brazylijczyk wykonał 17 skoków pressingowych, tylko o jeden mniej niż defensywny pomocnik Eduardo Camavinga i jak zwykle tyrający na boisku jak wół Jude Bellingham. Podobną postawę widziano u niego w innych kluczowych momentach. Kiedy w listopadzie posada Carlo Ancelottiego wisiała na włosku, załadował hat-tricka Osasunie i 12 razy wymanewrował w pole obrońców rywali. Starcie z Getafe powinien skończyć z dwiema asystami, a i sam mógł wpisać się na listę strzelców.
Kiedy sytuacja przybiera zły obrót, on znów podrywa się do walki.

Wszystko wszędzie naraz

Real jest uzależniony od postawy Viniciusa i potrzebuje go, gdy nie wiedzie się dobrze. Kibice “Królewskich” znają Rodrygo ze “złotych goli”, ale ten nie podrywa zespołu, kiedy brakuje tempa, determinacji. Kylian Mbappe najczęściej potrzebuje podań od swoich kolegów, by mógł z małej szansy stworzyć coś wielkiego. Jak biała maszyna działa dobrze, każdy wnosi coś pozytywnego. Nawet Lucas Vazquez. Vinicius natomiast jako pierwszy przystępuje do akcji ratunkowej.
To on, wprawdzie na krótko, ale jednak, podłączył Real pod tlen po wyrównującym golu na Bernabeu przeciwko Arsenalowi, on przez większą część meczu naruszał struktury Bilbao. Ale lista spotkań, w których brał na siebie ciężar wyniku, jest znacznie dłuższa.
Rewanż z Atletico w 1/8 finału Ligi Mistrzów zapadnie w pamięć z powodu świetnej postawy w bramce Thibaut Courtois i kontrowersyjnej decyzji o niezaliczeniu rzutu karnego Juliana Alvareza. Wszystko natomiast znowu wisiało na grze Viniciusa. Gdy trzeba było szarpnąć, on szarpał. Gdy sytuacja wymagała skupienia się w obronie, on wypruwał flaki na pressingach, do których nigdy specjalnie nie przywiązywał uwagi. 22 razy wywarł presję na przeciwniku. To drugi wynik po niezmordowanym Bellinghamie.

Niezmiennie topowy

Od skrzydłowego takiej klasy wymaga się przede wszystkim liczb w ofensywie. I znów, Vini w tym sezonie dowozi. Osiągi spadły, ale i tak mniej niż w przypadku innych graczy Realu. Jude ma dziesięć goli mniej niż w zeszłym roku. Rodrygo nie jest nawet blisko swojego poprzedniego dorobku. Vinicius zdobył wprawdzie pięć bramek mniej, ale za to już dwie asysty więcej. Poprawił się pod względem strzeleckim w Lidze Mistrzów w stosunku do swojego najlepszego okresu. W tych rozgrywkach był dla “Los Blancos” istotniejszy niż Kylian Mbappe.
Wyrósł na niekwestionowanego lidera i dało się to zauważyć już od startu sezonu. W Warszawie w Superpucharze Europy nękał rywala, do momentu aż w końcu udało się któregoś wyminąć i dać Fede Valverde strzelić łatwego gola, który utorował drogę do tytułu. W trzeciej kolejce Ligi Mistrzów Real już słaniał się na nogach i wisiał na linach, kiedy Borussia Dortmund punktowała “Królewskich” i prowadziła już 2:0. W drugiej części gry Vinicius samodzielnie zmiótł przeciwnika, a Emre Can do dzisiaj musi pamiętać nieskuteczną pogoń za 24-latkiem przez pół boiska.
Dlatego dziwi krytyka Viniciusa za ostatnich kilka miesięcy, bo poprawił się przynajmniej na kilku polach. Coraz rzadziej wdaje się w konflikty z sędziami i przeciwnikami. Nadal, rzecz jasna, nie jest oazą spokoju i zdarzają się wybuchy, ale częstotliwość “odpałów” znaczącą opadła. Widać jego pracę z całym zespołem, co udowodniły statystyki defensywne. I na koniec, pozostaje lojalny wobec trenera, któremu wiele zawdzięcza. Ma się wręcz wrażenie, że jako jedyny chce dalej pracować z Włochem i robi wiele, by uratować jego posadę. Rzadko spotykana postawa, a godna docenienia. Wszyscy powinni zdać sobie sprawę z tego, że piłkarz tej klasy nie będzie narzekał na brak zainteresowania ze strony innych. Już nie narzeka.

Arabia kusi

W tle ciągle mnożą się plotki na temat przyszłości brazylijskiego “cracka”. Rano czytamy o przedłużeniu kontraktu, wieczorem o niechybnym transferze do Arabii Saudyjskiej. Jednego dnia mamy szczegółowe informacje dotyczące liczb (rzekomo umowa do 2030 roku z pensją zbliżoną do 30 milionów euro), a następnego “breaking newsy” o gotowości arabskich klubów do wpłacenia miliarda euro odstępnego. Co ciekawe, The Athletic zaprzecza doniesieniom z obu stron.
Według Mario Cortegany, szanowanego hiszpańskiego dziennikarza z dostępem do sprawdzonych źródeł, otoczenie piłkarza sugeruje, że jest daleko od nowego dealu z “Los Blancos” i jeszcze dalej od konkretów w temacie Bliskiego Wschodu. Real miał być niechętny, by zaakceptować propozycję kontraktu i nie wysłał do tej pory kontroferty. Innymi słowy, rozmowy utknęły w martwym punkcie. Cortegana twierdzi również, że powinny wkrótce być wznowione z prostej przyczyny. Szejkowie łatwo nie odpuszczą.
Anonimowi pracownicy z budynków klubowych przy Concha Espina przyznali, że w ubiegłym sezonie ze strony Saudów przyszły pewne oferty i bardzo zaniepokoiły osoby odpowiedzialne za politykę kadrową i transferową. Z rozmów wynika również, że Vinicius zdradził swoim ludziom, że propozycja była dla niego bardzo atrakcyjna. Sprawa ucichła tak samo szybko, jak wybuchła. Napastnik wówczas przeżywał najlepsze chwile z Realem Madryt, był najlepszym piłkarzem Ligi Mistrzów, zdobył z klubem dublet i widział już siebie na fotografiach ze Złotą Piłką.
Jednak wszystkie piękne obrazki uleciały po kilku miesiącach nowego sezonu. Uderzyła w niego zła prasa po nieobecności na paryskiej gali, potem przyszły niepowodzenia związane z wynikami klubu, niewykorzystane rzuty karne. Jego trener praktycznie znalazł się na wylocie. W głowie zawodnika mogły zrodzić się pierwsze wątpliwości. Teraz od Madrytu zależy, by jak najszybciej je rozwiać. Najbliższa przyszłość Realu zależy od szczęścia Viniciusa.

Przeczytaj również